Po kolejnym łyku herbaty odezwała się Nancy.

- Powinieneś ją wypuścić.

Quentin zmierzył rudą niedowierzającym wzrokiem.

- To raczej nie jest najlepszy pomysł. Może cię znów zaatakować - stwierdził bez ogródek, jednak sam też uważał, że powinien wypuścić wilczycę. Wolał mieć ją na oku.

- Ona cię słucha, więc, teoretycznie, nie powinna mnie zaatakować, jeśli jej nie pozwolisz - powiedziała po chwili namysłu pielęgniarka.

- Teoretycznie - powtórzył słowo Quentin i cicho westchnął. - Zresztą, to był pierwszy raz kiedy się posłuchała - przyznał.

- To w sumie dobrze. Szybko zaczęliście się dogadywać jak na to, że ona nie posiada aktualnie żadnych przebłysków wspomnień, a tym bardziej związanych z tobą. - Nancy lekko się uśmiechnęła na pocieszenie. - Wypuść ją. Możemy od razu sprawdzić czy naprawdę się słucha czy był to przypadek...

- A jeśli był to przypadek?

Rudowłosa zrobiła zamyśloną minę.

- To będę uciekać - wyszczerzyła zęby w uśmiechu mówiącym "to jest plan idealny!" i zerknęła wyczekująco na szatyna.

- Na twoją odpowiedzialność...

- Jasne, jasne. Idź - pogoniła go ręką.

Quentin w końcu wstał i ruszył ku schodom, trochę nie pewnym krokiem. Nie uważał tego pomysłu, czy też bardziej doświadczenia, za zbyt dobry. Nancy po pierwszym ataku zdawała się być zupełnie wystraszona, choć również szybko strach jej przeszedł. A Leona... Nie chciał by ponownie zaatakowała i nie chciał też musieć ponownie jej powstrzymywać. Za pierwszym razem nie stawiała zbytniego oporu, a on dzięki temu nie musiał używać zbyt dużo siły. Ale czy teraz też tak będzie?

Stanął przed drzwiami do pokoju, ale nawet nie dotknął klamki. Nie chciał narażać żadnej z dziewczyn na potencjalne rany.

Zamyślony stał przy drzwiach i dopiero dobiegające z ich drugiej strony drapanie wybudziło go z tego stanu. Wziął głębszy oddech i powoli otworzył drzwi. Wilczyca stała przy biurku patrząc na niego jakby z góry i mając wysoko uniesiony ogon. To był zdecydowanie inny wzrok niż ten, którym dotychczas go obdarzała, ale nie wydawał się bardziej ludzki.

Mężczyzna otworzył szerzej drzwi i zrobił miejce wilczycy, aby mogła przejść z czego ta od razu skorzystała. Zaraz po opuszczeniu pokoju dziewczyna skierowała się do salonu, a Quentin poszedł za nią wciąż powtarzając sobie w głowie jaki to jest głupi pomysł.

Jednak nic strasznego się nie wydarzyło. Ani po kolejny zobaczeniu się dziewczyn, ani po następnej godzinie, którą Quentin spędził na rozmowie z Nancy. Przez cały ten czas wilczyca po prostu leżała na sofie, zwinięta w kulkę i spała.

- Naprawdę uważasz, że to zachowanie jest normalne? - zapytał po raz kolejny Quentin zerkając na wilczycę śpiącą za nimi.

- Jak już mówiłam - NIE WIEM czy to jest normalne czy nie. Bynajmniej nie próbuje mnie znów zaatakować, więc ja się czuję z takim jej zachowaniem bardzo dobrze - odparła trochę ironicznie pielęgniarka i też spojrzała na wilczycę. - Widać, przestałam stanowić zagrożenie dla niej.

Chwilę trwali w ciszy patrząc na Leonę, aż ta się obudziła. Wilczyca zerknęła na nich przelotnie, po czym podniosła się, naciągnęła parę razy i zeskoczyła z sofy. Powoli podeszła do mężczyzny i otarła się o jego nogę bokiem cicho mrucząc, i poszła dalej. Zatrzymała się dopiero przy schodach i położyła na pierwszym z nich.

- To było dziwne - stwierdził Quentin patrząc jak dziewczyna znów śpi, ale mając w głowie jej zachowanie sprzed chwili.

- I mało wilcze - dopowiedziała Nancy, również będąc zdziwioną. - To... To bardziej przypominało zachowanie kota. Szczególnie to mruczenie.

- Serio? Kota? - Quentin spojrzał na pielęgniarkę podnosząc jedną brew. Nie za bardzo przepadał za kotami - jak większość wilkowatych - przez co również nie chciał słyszeć, że Leona tak się teraz zachowuje. Równocześnie nie potrafił temu zaprzeczyć. Jej zachowanie po prostu było zbyt dziwne jak na psowatego.

- Tak, serio - powiedziała natychmiast kobieta. - Miałam kiedyś kota i gdyby nie zachowywał się podobnie to, może, wyciągnęła bym jakiś inny wniosek. Ale jakoś tylko ten wydaje się choć trochę sensowny.

Szatyn pokręcił głową zrezygnowany.

- Jak zdziczały wilkołak może zachowywać się jak kot? - zapytał odchylając się na krześle i opierając plecami o blat wyspy. Nogi mu zdrętwiały od ciągłego siedzenia w jednej, niewygodnej pozycji.

Nancy warknęła pod nosem, po czym wstała i przyklękła w progu pomieszczenia patrząc na wilczycę.

- Szczerze? To nie wiem. - Wzruszyła ramionami i cicho westchnęła.

Po chwili podszedł do niej Quentin.

- Nie wiem czy powinniśmy podchodzić do niej jak do wilkołaka albo raczej jak do zwykłego wilkołaka. Już wcześniej ustaliliśmy, że ma kilka unikatowych cech, które wśród zmiennych się nie pojawiają - mówiła dalej, a szatyn w ciszy stał obok niej i słuchał. - Może jej aktualne zachowanie również jest spowodowane jakąś unikalną cechą, jakimiś dziwnymi genami. Zresztą, i tak nic nie ustalę póki jest w tej formie. A drugą sprawą utrudniającą wszystko jest to, że cała jej rodzina nie żyje.

Zapadła chwila ciszy, podczas której oboje byli pochłonięci własnymi myślami. Zerkali wciąż na siebie i na wilczycę, ale nie odzywali się. Nie mieli dobrego powodu. W końcu na razie żadne z nich nie wiedziało co począć z dziewczyną, bo jej zachowanie nie dość, że uległo całkowitej zmianie to dodatkowo ciężko było uznać tę zmianę za dobrą. Zrobiła się dziwna i mało wilcza, i to było jedyne co wiedzieli.

- Muszę sprawdzić jedną teorię - rzekła tak nagle i tak głośno Nancy, że Quentin, aż podskoczył z zaskoczenia, a wilczyca podniosła głowę mierząc ich zirytowany spojrzeniem.

Pierwsza gwiazda 2Where stories live. Discover now