ROZDZIAŁ 26 (1/4 FINAŁU)

470 35 66
                                    

Wzgórza Todt Hill, Nowy Jork

Gdy parkujemy na podjeździe rodzinnego domu jest już około druga w nocy. Vincent został z Harper w szpitalu. Nie miałem odwagi do niej zajrzeć, więc razem z Sergiuszem zapakowaliśmy się do samochodu. Czeka nas kolejny pogrzeb, a wielkość grobu nie jest w stanie pomieścić bólu, a jakim się on wiąże. Nic nie jest w stanie tego zrobić.

- Mój stary pokój jest wolny? - pyta Sergiusz, gdy wieszamy płaszcze w szafie.

- A kto inny by go zajął?

W domu panuje chłód. Wchodzimy do kuchni i dostrzegam uchylone okno. Zamykam je i nad zlewem opłukuję twarz zimną wodą. Ból głowy nie ustępuje, a nawet mam wrażenie, że z każdą godzina przybiera na sile.

- Tak czułem, że od razu ruszysz do lodówki - słyszę za plecami głos Toma.

Odwracam się i widzę, że ma racje. Sergiusz wyjmuje z niej piwo, wsuwa pod pachę i łapie za blachę z makaronem.

- Zajadam stres - odpowiada i zahacza zębami o kapsel.

- I radość, ekscytację, smutek, nudę... - wymienia dalej Tom.

Podchodzę do barku i wyjmuję z niego napoczętą whisky. Z szafki zabieram dwie szklanki i siadam przy kuchennej wyspie, gdzie Sergiusz wyjada makaron prosto z blachy.

- Trzymaj - mówię i stawiam przed Tomem alkohol.

Biorę dużego łyka i otwieram ostatnią szufladę, skąd wyjmuję opakowania herbat.

- Ziółka i whisky to chyba słabe połączenie - stwierdza Sergiusz z pełnymi ustami. - Czego szukasz?

- Fajek. Za małolata chowałem tu zapasową paczkę. - Odrywam kawałek tektury z dna. - Mam.

Odpalam starego papierosa.

- Co z Harper? - pyta Tom.

Żal ściska moje gardło i jeśli za chwilę nie puszczę pawia, to będzie sukces.

- Dziecko nie przeżyło. - Rozpinam górne guziki koszuli. - Będą wywoływać poród.

W głowie nadal huczy mi z nadmiaru emocji, gdy przypomnę sobie wrzask Vincenta tuż po tym, jak nam to powiedział. Nie mam pojęcia, czym jest ból po utracie dziecka, ale ból, który czuję po stracie bratanicy jest nie do zniesienia. Harper będzie musiała urodzić martwą córeczkę. Nie tak miało być. Ona miała w przyszłości wieść normalne życie, zwiedzać świat, być trochę rozwydrzona przez zbyt duży rodzinny spadek, ale pozostać nieświadoma, czym zajmuje się jej rodzina. A teraz?

Nigdy nie usłyszę jej głosu ani nie zobaczę, do kogo była podobna. Nie zobaczę, jak dorasta, nie przeczytam jej nigdy książki na dobranoc, nie pogrążę palcem, albo nawet gnatem pierwszemu chłopakowi, którego przyprowadzi do domu, ani nie będę na jej ślubie, choć nie wiem, czy kiedykolwiek było warto się łudzić, że mógłbym dożyć tego dnia.

Ale mogę ci obiecać, Laro Savinni, że nigdy o tobie nie zapomnę.

- Sprawiedliwość nie istnieje - komentuje rozgoryczony Tom.

Zapada długa cisza. Nawet Sergiusz przestaje jeść. W kuchni panuje półmrok, bo wpada jedynie nieśmiałe światło z korytarza, a za oknem gołe gałęzie drzew szeleszczą o szybę. Wszyscy odczuwamy ciężar ostatnich wydarzeń. Nieważne, ile nieszczęścia i zawodu na nas spada. Do tego nie da się przyzwyczaić, a jedynie, co możemy zrobić, to rozbudować pancerz, który pozwoli nam z tym dalej żyć. A przynajmniej do czasu, aż szkielet ostatecznie nie pęknie.

Bractwo Omerta [1] - Atak (ZAKOŃCZONE)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum