ROZDZIAŁ 8

1.3K 51 123
                                    

Kolejnego dnia budzę się jeszcze przed budzikiem. Jestem cały mokry po kolejnej dawce koszmarów. Prędzej one mnie zabiją, niż sama Cosa Nostra. Oczy mam ciężkie, a natarczywy ból w oczodołach promieniuje mi przez skronie, aż do samej potylicy. 

Starzejesz się znacznie szybciej niż inni.

6:28

Zerkam na zegarek i stwierdzam, że przespałem zaledwie trzy godziny. Przekręcam się leniwie na drugi bok. Widzę wyszczerzone w moją stronę zęby McCoya. Drapie go za uchem, bo wiem, że ten drań tylko w ten sposób przyjmie przeprosiny za pozostawianie go przez ostatnie dni samego. Tym samym dostrzegam jeden, JEDYNY, plus posiadania Jamesa w rodzinie - mam człowieka od wyprowadzania psa. 

Biorę szybki prysznic i przepłukuję twarz zimną wodą. Nie wiem, kiedy nabawiłem się tak opuchniętych i czerwonych oczu. Wyglądam jak kupa gówna i nawet się nie obrażę, jeśli ktoś mnie dziś zacytuje. Włosy sięgają mi już do brody niesfornie wywijając się na końcach. Coraz więcej siwych pasm, a na gigantyczną zmarszczkę wkurwienia na czole przestałem już nawet zwracać uwagę. Oto cały ja. 

Podstarzały i zmęczony. 

Słońce już wzeszło, jednak za oknem panuje typowo jesienny i ponury klimat. Pogoda tym bardziej potwierdza, że jest stanowczo za wcześnie by zrobić cokolwiek. Naciągam na siebie stare dresy i idę do kuchni. Zalewam kawę wrzątkiem. Opieram się biodrami o blat i wyciągam dłoń po pierwszego papierosa tego dnia.  

Siedzę w tym praktycznie przez całe swoje życie, a jednak do dziś przed dużymi akcjami czuję kłębek splątanych jelit. Wiem, że stale mnie obserwują, choć bardziej niż mnie Hectora, ale jakimś cudem nadal jest na wolności - niestety.

Przekrzywiam głowę prowokując strzelanie stawu w kręgosłupie. Biorę kolejny łyk kawy i słyszę charakterystyczne skrzypienie drzwi z gościnnego pokoju. 

- Savinni? Kurwa, stary - potężny ziew wydobywa się z ust Sergiusza. - Ty pierdolony wampirze. Sypiasz czasem?

- Mam tryb szybkiego ładowania. 

Patrzy na mnie spod przymkniętych powiek, stojąc w samych bokserkach. 

- Nie masz kaca?

- Kaca? 

- Nienawidzę cię - mówi udając obrażonego i opiera się dłońmi o kuchenną wyspę. 

- Nie za wcześnie, jak na naszą hrabinę?

Ciekawy widok, bo Sergiusz nigdy nie wstaje przed ósmą rano.

- Ta - zaciąga leniwie - ale słyszałem drapanie McCoya do drzwi i mówię chuj, wstaję. - Z postawą umęczonego nastolatka zaczyna grzebać po szafkach. - Na Boga, czy w tej kuchni jest cokolwiek poza piwem? - Kontynuuje przeglądanie. - I karmą?

- A co ma Bóg do zawartości moich szafek? 

- To nie jest odpowiedź - wzdycha. 

- Kawa. 

- Już sam zapach przyprawia mnie o wymioty.

- Powiedziałbym to samo. Jebiesz, stary. 

- To mój naturalny zapach. Woda kolońska i seks - rzuca z zawadiackim uśmiechem wyciągając z szafki patelnię.

- Cokolwiek to jest, to z pewnością nie zapach kolońskiej i seksu. 

- Powiedziała popielniczka. Jesteś strasznym fiutem, wiesz? To podchodzi pod rasizm - kontynuuje grożąc mi niezdarnie palcem. 

- Przecież rasizm wobec białych nie istnieje. 

- No tak - śmieje się. - Co nie zmienia faktu, że nadal jesteś fiutem. Ja wszystko rozumiem. Naprawdę. - Odnajduje w końcu jajka i zaczyna je wbijać do miski na blacie. - Stresy, nerwy, traumy z dzieciństwa i te nabyte na starość, ale powinieneś czasami sobie odpuścić.

Bractwo Omerta [1] - Atak (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz