ROZDZIAŁ 7

1.4K 57 159
                                    

"Blazehouse Gentlemen's Club", Brooklyn

21:39

Jesteśmy za budynkiem. Parkujemy na tyłach, by uniknąć ciekawskich spojrzeń i zbędnych plotek. Przekraczamy próg, a ciężki bas przyprawia mnie o palpitację. Z każdym krokiem muzyka staje się coraz głośniejsza, a odgłosy rozmów wyraźniejsze. Niebiesko czerwone światła oślepiają nas z każdej strony. Tłumy otaczają stoliki, a sala jest zapchana po brzeg ludzmi. Powietrze lepi się od spoconych ciał i ostrego zapachu wódki. Mężczyźni podpalając grube cygara, lustrują otoczenie. Pragną chorej rozrywki, a może nawet oczekują widowiska i rozlewu krwi. Wiem, że znacząca część tego towarzystwa to nie są zwykli klienci. Z pewnością połowa z nich to wysłannicy innych mafijnych rodzin, którzy chcą sprawdzić "jak się nam wiedzie" po tym, co się stało. 

Przystaję w pół kroku. Wiem, że nie mogę wykonać żadnego fałszywego ruchu, bo nas obserwują, ale ocieranie się obcych ciał o moje pozbawia mnie skrupułów.

Ktoś niezdarnie szturcha mnie barkiem. Łapie kretyna obok mnie za łokieć i popycham przed siebie. Dźwięk polerowanej posadzki prawie wyrównał się z dźwiękiem basu, co cieszy moje uszy. Tłum cofa się, robiąc mi miejsce. Stawiam krok ponad leżącym pijakiem i dołączam do Toma, który z drętwą miną mnie obserwuje.

- I po co to było? - pyta zrezygnowany.

- Przecież nawet go nie dotknąłem.

- Sam mówiłeś, że mamy nie rzucać się w oczy.

- Tak, potwierdzam.

- I?

- I nadal trzymajcie się planu.

Wchodzimy na antresolę. Przy naszej loży czeka już Vincent. 

- Wuju. - Wpada w uścisk z Tomem, po czym podaje dłoń Sergiuszowi, klepiąc go z serdecznością po plecach. - Cholernie dobrze was znowu widzieć.

- Naprawdę sądziłeś, że ewakuujemy się po pogrzebie? Monrel zasługuje na obfite opicie jego życia.

- Jeśli Marco miał szaleńcze życie to nie chce wiedzieć, co będziemy opijać po tobie - komentuje Tom. 

Zajmuję miejsce na środkowej kanapie, aby mieć idealny widok na scenę. Rozsiadam się wygodnie prostując ramię na oparciu i odpalam papierosa. 

- Prawie zapomniałem, jakie to ekscytujące. No wiecie - Tom wymachuje teatralnie ręką - wyjście z domu. 

- Myślałem, że powiesz, że się za nami stęskniłeś, ty stary chujku - śmieje się na głos Sergiusz. 

- A ty, nie nudziłeś się w Polsce? - dopytuje mój brat.

- Jeszcze nie wiem, jak będzie tutaj, więc powiedzmy, że startujecie z podobnego poziomu.

- A jak się trzyma Harper? - pyta Tom.

- Możesz mnie spytać osobiście.

Kurwa.

Patrzę na Harper w obcisłej wściekło czerwonej sukience posyłającej nam zarozumiały uśmiech. Tom od razu prostuje się by ją uścisnąć, ale robi to tak delikatnie z uwagi na jej ciążowy brzuch, że wygląda to wręcz komicznie. Złudnie zerkam na reakcje Vincenta, jednak jego mimika jak zwykle wyraża zupełną obojętność.

Co na Boga robi tutaj kobieta w ósmym miesiącu ciąży?

- Szanowana bratowo, czy przybywając tutaj nie zastanowiło cię, w jakim celu spotyka się czterech facetów w klubie ze striptizem?

- Sugerujesz mi, że to męski wieczór? Niemożliwe.

- Harper, słodki Jezu, gdybyś tylko nie miała męża. - Sergiusz wita ją całusem w policzek. - Bez urazy, Vin.

Bractwo Omerta [1] - Atak (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now