ROZDZIAŁ 9

1.1K 55 85
                                    

Remy

21:16

Jeden zły wybór, a moje zepsucie zaczyna przejmować nade mną kontrolę. Wiem, że to była zła decyzja, jednak czy dziś podjęłabym inną? Czy jestem pewna, że chcę wejść w ten świat? I czym on tak naprawdę jest?

Przypuszczam, że dawno przejechaliśmy Brooklyn. Może to Queens? Nie poznaję tych ulic. Nie wiem nawet, kim jest człowiek prowadzący samochód. Tamtej nieszczęsnej nocy w magazynie usłyszałam chyba jego imię, Severio. Może to ochroniarz? Tak przynajmniej wygląda. Szerszy od siedzenia, łysy ze wzrokiem zabójcy. Nie przedstawił się, gdy wsiadaliśmy, choć ludzie z tego otoczenia chyba nie mają tego w zwyczaju. Obok siedzi Vincent, równie milczący, co poprzednik.

To tylko jeden wieczór Remington, weź się w garść. Dziś jesteś Ginger. Ginger Hill w czarnym Porsche, tandetnym białym futrze i wyprostowanych włosach. Wejdź w rolę. Bądź dumna i godna. Suknie z rozcięciem do biodra owszem są zarezerwowane dla innej grupy społecznej, ale ty dziś do niej należysz. Potraktuj to, jako zlecenie. Jednorazowe. Bez umowy. Za kosmiczne pieniądze. Ale legalne, chyba. Powiedzmy, że legalne na miarę dziewczyny z Bronxu. 

Zwalniamy. 

- Gotowa? 

Patrzę na tył głowy Vincenta i dociera do mnie, że właśnie zaczynam zlecenie. 

- Tak. 

- Torba jest w bagażniku. 

Zjeżdżamy w jakąś uliczkę. Przed nami jest brama, już otwarta. Nic nie wiem, o tej części planu. Może to kolejny test? 

- Czekamy - rzuca Vincent, po czym mężczyzna za kierownicą wyłącza silnik. 

Od szyby odbija się jedynie migające światło jednej, samotnej latarni obok. Miejsce przypomina dziedziniec. Budynek jest ze starej cegły, ledwo widoczny w otaczającej nas ciemności. Siedzimy w całkowitym milczeniu przez kilka kolejnych minut do momentu, aż oślepiają nas światła nadjeżdżającego samochodu. 

- To Ian - przerywa ciszę Vincent, choć mam wrażenie, że szaleńcze bicie mojego serca słychać nawet na Manhattanie. 

To Rolls-Royce. Na Boga, ile ci ludzie mają pieniędzy? 

Parkuje naprzeciwko nas, jednak światła pozostają zapalone. Podjeżdża kolejny samochód. Widzę, że Vincent łapie za ramę drzwi.

- Wysiadamy - rozkazuje.

Zabieram kopertówkę z siedzenia i łapię rąbek długiej sukni. Serce podchodzi mi do gardła. Severio otwiera przede mną drzwi, jednak nie obdarza mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Wysiadając od razu próbując namierzyć, gdzie jest Vincent, by dostać od niego kolejne wskazówki, ale zamiast niego widzę Iana.

Stoi bokiem do mnie, parę metrów dalej. Jest ubrany cały na czarno. Jego postać prawie stapia się z otaczającą ciemnością. Pozwala, aby targający jego płaszczem wiatr odsłonił kaburę z pistoletem. Spogląda na mnie odpalając papierosa. Przez moment znika za chmurą wypuszczanego dymu, a mimo to nadal czuję jego spojrzenie. Oceniające, od stóp do głowy, lalkę na wystawie. Vincent dołącza do niego, stając obok. Jest nieco niższy, jednak z tej perspektywy dopiero dostrzegam ich podobieństwo. Nienaganna postawa, wypięta pierś, kruczoczarne włosy i zaciętość wypisana na twarzy. Nawet ich sposób poruszania się jest zbieżny, wyrażający wyższość i dumę. 

Przyglądając się im czuję niewygodne zmieszanie i upokorzone. Nawet ja przyłożyłam rękę do tego, by mieli nade mną władzę. Odwracam wzrok. Pozwoliłam sobie na zbyt intymne spojrzenie na nich, co dodatkowo napawa mnie obrzydzeniem do samej siebie. 

Bractwo Omerta [1] - Atak (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now