Słońce chowa się, by dać miejsce ciemności. Ciężkie chmury zbierają się nad miastem. Robi się ponuro i wietrznie. Czuję przypływ siły wraz z wzbierającym powiewem wiatru. Gęsta mgła przysłania panoramę Manhattanu, a fale rozbijają się o mury portu.
Właśnie teraz śmierć puka do ludzkich serc, przemierza domy i opuszczone przedmieścia w poszukiwaniu kolejnej zdobyczy.
I znajduje ją. Ja ją znalazłem.
Zimne krople spływają po mojej twarzy, gdy patrzę niewzruszonym wzrokiem na swoją ofiarę. Jego ręka jest nienaturalnie wygięta, a kość przebiła mu skórę na łokciu. Jestem godny podziwu, że próbuje się jeszcze czołgać.
- Niewygodnie, panie Dorevir? - pytam, przekrzywiając głowę.
- Nic ci nie powiem - warczy, a krew cieknie z jego ust.
Mój uśmiech poszerza się, a do moich nozdrzy uderza zapach zbliżającego się deszczu.
Lubię oddawać się temu szaleństwu.
- Prawdopodobnie mi pan nie uwierzy, ale walczę o pokój na świecie. - Widzę w jego oczach zaskoczenie, a mój spokojny ton głosu zdaje się go jeszcze bardziej dezorientować.
- Pokój? - pyta, walcząc o każdy oddech. - Wygląda to raczej na wojnę.
- To tylko pozory, panie Dorevir. Zanim to nastąpi muszę tu posprzątać, aby moje marzenie mogło się urzeczywistnić. Jestem pod tym względem niezwykle pedantyczny.
Kucam przed nim, nie spuszczając z niego wzroku. Zimna stal moich oczu jest niczym nóż przecinający jego duszę. Kąsa ją. Ćwiartuje. Rzucam na swoje ofiary niewerbalne zaklęcie Sectumsempry[1], którego nikt nie jest w stanie odbić.
- Wiem, kim jesteś - mówi, jakby doznał olśnienia.
- Tak? - Widzę po nim, że się waha. - Bezczelnym i aroganckim psychopatą. Tak, wiem. Z reguły jestem łasy na komplementy, jednak nie dziś.
- Jesteś potworem.
- Auć - wzdycham i podnoszę się na równe nogi. - Czy ja wyglądam panu na osobę, która czerpie satysfakcję z przelewu krwi? - Obdarowuje go swoim triumfalnym uśmiechem. - Może odrobinę, ale odłóżmy już na bok tę oficjalną część. Mam dla pana propozycję.
Mężczyzna wygląda na jeszcze bardziej zdezorientowanego niż wcześniej. Wyciągam z kieszeni paczkę fajek i wkładam jednego do ust.
- Mów mi Ian, Frank - rzucam podpalając papierosa. - Uważam, że jesteś inteligentnym facetem i wierzę, że poważnie przemyślisz moją ofertę. Wiesz już, z czym wiążę się niewykonywanie moich próśb. Nie jestem zbyt cierpliwym człowiekiem, a tym bardziej bardzo nie lubię się powtarzać. Rozumiesz mnie, prawda? - pytam, robiąc krótką pauzę, aby zdążył przyswoić informację. - Jeśli jednak zdecydujesz się na drugą opcję... - wypuszczam głośno powietrze, po czym schylam się, ale tylko po to, by wyciągnąć z nogawki nóż. - Przypomnij mi, ile lat ma twój syn?
YOU ARE READING
Bractwo Omerta [1] - Atak (ZAKOŃCZONE)
Mystery / Thriller[+18] Pierwsza część Trylogii Bractwa Omerta. *** Będę Twoim prześladowcą, zemstą, bólem i trwogą. Zgaśmy światło. Wyłączmy słońce i szczęście. Niech otoczy nas ciemność. Dziś zaczyna się Wasza pokuta. Żałujcie za grzechy i porażki. Czekajcie na...