57.

431 41 7
                                    

Harry miał problem z dyskretnym wywołaniem filmu, bo Ron uparł się, że będzie mu towarzyszyć, ale nie oponował nie chcąc się z nim kłócić. Teraz, gdy Colin Creevey leżał spetryfikowany w skrzydle szpitalnym, postanowili skorzystać z urządzonej przez niego ciemni fotograficznej.

Chłopcy nie mieli pojęcia o wywoływaniu zdjęć, więc zanim zabrali się do pracy, uważnie przestudiowali instrukcję z podręcznika. Później weszli do ciemni i obejrzeli ją przy włączonym świetle. Wiedzieli, że pierwszy etap pracy, czyli wyjęcie kliszy z aparatu i włożenie jej do specjalnego pudełka zwanego koreksem będzie musiał odbywać się w całkowitej ciemności. Dopiero potem będą mogli zapalić osadzone w latarenkach świece, dające czerwone światło.

– Gotowy? – spytał Ron, gdy już zapoznali się ze sprzętem stojącym w ciemni.

– Chyba tak – mruknął Harry. – Gaś światło.

Otoczyła ich ciemność. Przez kilka chwil przyzwyczajali się do niej, a później Harry odetchnął głęboko i otworzył tylną ściankę aparatu, by wyciągnąć z niego kliszę. Nawinął ją na specjalną sprężynkę i wsadził do światłoszczelnego pudełka.

– Chyba już możesz zapalić świece – polecił Ronowi.

Weasley wyszeptał zaklęcie i już po chwili ciemnię zalało delikatne, czerwone światło. Chłopiec otworzył podręcznik i zaczął odczytywać kolejne punkty instrukcji.

– Wlej wywoływacz do koreksu. Delikatnie mieszaj substancję, czas mieszania został określony na opakowaniu kliszy... – wyciągnął z kieszeni kartonik po filmie i dodał: – Czyli przez trzy minuty.

Harry wykonał polecenie, obrócił właściwą klepsydrę i ostrożnie poruszał pudełkiem. Czuł, że ta prosta czynność wpływa na niego kojąco. Nic innego w tym momencie się nie liczyło i była to miła odmiana, od kłębiącego się w jego głowie chaosu. Po trzech minutach usłyszał głos Rona.

– Wylej wywoływacz i przepłucz koreks wodą.

Kolejnym krokiem było użycie utrwalacza, ponowne płukanie wodą i wlanie płynu zapobiegającego zaciekom. Każda czynność zajmowała kilka minut, ale po wylaniu ostatniej substancji można było otworzyć koreks i wyciągnąć z niego wywołany film. Harry odłożył mokrą kliszę do wyschnięcia i przygotował się do kolejnego etapu – tworzenia odbitek.

Naszykował papier fotograficzny pilnując, by się nie pozaginał, a kiedy film był już suchy pociął go na mniejsze odcinki i wsunął je w prowadnice powiększalnika. Odpowiednim zaklęciem uruchomił urządzenie, które samo ustawiło najlepszą ostrość i dobrało wielkość przyszłego zdjęcia.

Żeby trochę przyśpieszyć cały proces, chłopcy podzielili się pracą – Ron przesuwał kliszę i dokładał kolejne arkusze papieru fotograficznego, a Harry płukał odbitki w eliksirze wywołującym i w utrwalaczu, a później ostrożnie wieszał je na sznurku rozciągniętym w poprzek całego pomieszczenia.

Z fascynacją patrzyli, jak na naświetlonym papierze pojawiają się ich odbicia, które następnie ożywają i zaczynają się poruszać.

Gdy dotarli już prawie do końca kliszy, Harry poprosił Rona, by sprawdził, czy pierwsze zdjęcia już wyschły, a sam wywołał te, których nie chciał pokazać koledze. Powiesił je w najdalszym kącie ciemni i postanowił wrócić po nie później, gdy Ron będzie zajęty czymś innym.

– Mokre – mruknął Weasley, podchodząc bliżej Harry’ego.

– Czekamy, aż wyschną, czy idziemy odwiedzić Hermionę? – Potter od razu wykorzystał nadarzającą się okazję. – Posiedzimy z nią, a za godzinę sprawdzimy, jak się mają nasze odbitki. Co ty na to?

Ron zgodził się z nim od razu, więc pospiesznie posprzątali w ciemni, zostawili na drzwiach pomieszczenia informację: „wywoływanie zdjęć w toku” i poszli do skrzydła szpitalnego.

*

Severus potarł dłonią zmęczone oczy. Nie pomogło. Obraz nadal się rozmywał, a przesuszone gałki oczne piekły niemiłosiernie. Zerknął na zegarek i zaklął. Przesiedział nad książkami całą noc i kawałek następnego dnia! Nie przejął by się tym, gdyby nie fakt, że musiał pojawić się na świątecznym obiedzie, a chwilowo nie czuł się na siłach.

Wstał od biurka, rozprostował zesztywniałe ciało i bocznymi drzwiami wszedł do swojego mieszkania. Musiał wziąć prysznic, zdrzemnąć się chociaż chwilę i przygotować prezent niespodziankę dla Harry’ego i jego przyjaciół. Miał co prawda pewne wątpliwości, czy zdąży z przygotowaniami jeszcze tego samego dnia, ale cieszył się, że będzie miał się czym zająć.

*

Hermiona była trochę przygnębiona, ale wizyta chłopców zdecydowanie poprawiła jej humor. Zwłaszcza, gdy po godzinie Harry wyszedł na chwilę i przyniósł z ciemni fotograficznej świeżo wywołane odbitki. Śmiała się głośno patrząc na zdjęcia, na których jej przyjaciele stroili głupie miny, albo przepychali się pozorując walkę.

– Nie daj się prosić, Hermiono – kusił Ron. – Teraz jesteś załamana swoim wyglądem, ale za jakiś czas będziesz się z niego śmiać... I fajnie by było mieć jakąś pamiątkę po takiej przygodzie...

– Chyba ku przestrodze – westchnęła dziewczyna, ale w końcu uległa ich namowom i zgodziła się, by Harry zrobił jej kilka zdjęć.

– Zawsze to jakaś korzyść – roześmiał się Ron. – Naprawdę będziesz musiała tu siedzieć kilka tygodni?

– Chyba tak. Pani Pomfrey szuka jakiegoś sposobu, żeby przyspieszyć proces leczenia, ale niczego nie znalazła.

– Może Snape mógłby pomóc – mruknął Ron. – Kiedyś słyszałem, że całkiem nieźle radzi sobie z eliksirami leczniczymi.

– Serio? Wygląda raczej jakby specjalizował się w truciznach – powątpiewał Harry.

– No fakt, ale... tata mówił mamie, że jest naprawdę dobry w leczeniu. Podobno współpracuje ze Świętym Mungiem i Domem Spokojnej Starości Oswalda.

Ponieważ te terminy nic Harry’emu nie mówiły, Ron musiał mu wyjaśnić, jak działa system opieki zdrowotnej w magicznym świecie. Pogrążeni w rozmowie nie zauważyli, kiedy minął im czas do obiadu.

– Musimy iść, ale wpadniemy do ciebie jutro – obiecali Hermionie, która wyraźnie posmutniała.

Nie chodziło o to, że ominie ją świąteczna uczta. Ani i to, że jej przyjaciele mieli w planach bitwę na śnieżki, w której ona nie mogła wziąć udziału. Nie. Dobijała ją świadomość, że nie ma się czym zająć. Mogła tylko czytać, co wyjątkowo nie sprawiało jej przyjemności. Opadła ciężko na poduszki i przymknęła oczy. Jak ma wytrzymać w tym miejscu tyle czasu w bezczynności?

*

Cassandra nie mogła usiedzieć w domu. Z samego rana poszła na długi spacer, później próbowała czytać, ale co chwila odkładała książkę i zamyślała się głęboko, a od godziny już tylko chodziła z kąta w kąt.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now