6.

917 50 16
                                    

Wychodząc z Zakazanego Lasu na błonia panna Flamel była przekonana, że kiedy wróci do swojego mieszkania, od razu padnie na łóżko i zaśnie. Jednak, gdy już tam dotarła, była tak rozgorączkowana, że najpierw wzięła długą, gorącą kąpiel, a później wypiła ziołową herbatę na uspokojenie. Niestety, to jej niewiele pomogło. Cały czas rozpamiętywała wydarzenia tego długiego dnia – podsumowanie testu, który zrobił jej Snape, wycieczkę do Zakazanego Lasu, słowa profesora, które, gdy teraz o tym myślała, były dosyć zaskakujące, szczególnie w ustach kogoś takiego, jak on.

Uczył ją przez siedem lat i ani razu nie pochwalił. Co prawda nigdy się jej jakoś specjalnie nie czepiał, ale zawsze odnosiła wrażenie, że jest mu całkowicie obojętna. Może z wyjątkiem pierwszej lekcji, kiedy kpił z niej i jej słynnego przodka. Odpuścił, gdy okazało się, że oprócz nazwiska posiada też wiedzę i to wykraczającą poza zakres obowiązującego materiału. Ale nigdy wcześniej nie usłyszała od niego jednego ciepłego słowa. Aż do dzisiaj.

W dodatku chyba naprawdę pozytywnie go zaskoczyła podczas tego testu, bo całkowicie zmienił swój sposób wysławiania się. Nie żeby przestał z niej kpić, ale robił to jakby mniej dotkliwie. Musiała przyznać, że dzięki temu prostemu zabiegowi, ułatwił jej skupienie się na tym, co mówił. Była mu za to ogromnie wdzięczna. A także za to, że udowodnił jej, że może na nim polegać.

Wciąż czuła duszności ilekroć przypominała sobie chwilę wynurzania się z lodowatej wody. Tę rozpaczliwą walkę o zaczerpnięcie oddechu. Gdyby nie było go przy niej... Nie chciała nawet o tym myśleć. Pomógł jej się uspokoić, wsparł ją i to dosłownie, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Teraz obiecywała sobie, że już nie da mu odczuć, że się go boi. Nawet jeśli nie wyzbyła się całkowicie swoich lęków.

*

Rano zeszła do lochów jeszcze przed siódmą. Zapukała, poczekała na zaproszenie i weszła do gabinetu. Snape siedział przy biurku i uważnie przyglądał się jej, gdy szła w jego stronę. Poczuła się odrobinę nieswojo, ale postarała się uśmiechnąć.

– Dzień dobry, panie profesorze – powiedziała.
– Dobry – odrzekł. – Ale chyba nie dla pani.

Poczuła się jeszcze gorzej, kiedy jego czujne oczy lustrowały jej zmęczoną twarz.

– Słucham? – spytała oburzona, chociaż wyszło jej to raczej żałośnie.
– Spała pani choć trochę? – spytał profesor przenosząc wzrok na leżące przed nim wypracowania.
– To nieistotne – odparła.
– Wręcz przeciwnie – stwierdził sucho. – Niewyspanie może mieć istotny wpływ na pani efektywność na dzisiejszych zajęciach.
– Może się pan o to nie martwić – Cassandra, jak zawsze w chwilach zdenerwowania, zaczęła mówić z większym sensem. – Poza tym pospałabym dłużej, gdyby nie kazał mi pan przyjść tutaj z samego rana. Po co właściwie spotkaliśmy się o tej porze?
– Chciałem sprawdzić, czy bezkrytycznie wypełni pani każde moje polecenie – odparł spoglądając znów na nią.
– To był kolejny test? – zdziwiła się. – No wie pan, tak nie można!
– Ale czasem trzeba – zauważył. – Żeby miała pani jasność, to ten test pani oblała.
– Zdałabym, gdybym się postawiła? – spytała oszołomiona.
– Tak – potwierdził i wstał od biurka. – A teraz idziemy na śniadanie.
– I teraz nie wiem, czy mam po prostu za panem pójść, czy odmówić – wyznała niepewnie.
– I nigdy nie będzie pani tego pewna – prawie się do niej uśmiechnął. – Ale tym razem mówię poważnie. Wygląda na to, że potrzebuje pani solidnego śniadania i dużego kubka kawy.

Otworzył drzwi i puścił ją przodem. Cassandra, wciąż nie do końca pewna, czy znowu nie oblewa jakiegoś testu, ruszyła korytarzem w stronę Wielkiej Sali. Snape zamknął swoje królestwo i dogonił ją bez trudu.

– Może się pani rozluźnić, to nie jest test – odezwał się.
– A czy mogę o coś spytać?
– Jeśli ma to związek z pani stażem, to tak – odparł.
– Chodziło mi o pański staż – zaryzykowała. – U kogo pan terminował?
– U Arseniusa Jiggera – odpowiedział.
– Tego Arseniusa Jiggera? – zaskoczona aż przystanęła. – Autora „Magicznych wzorów i napojów”?
– A jest jakiś inny? – zakpił.

– Jakim cudem pan się do niego dostał? Z pańskim podejściem do alchemii? – Flamel ruszyła w dalszą drogę, zasypując Snape’a pytaniami. – Przecież Jigger to znany konserwatysta! Chyba nawet mój praprapradziadek jest bardziej postępowy! A ma prawie sześćset sześćdziesiąt sześć lat!

– Udało mi się go przekonać, że nowoczesność i tradycja mogą iść w parze – Severus sam się zdziwił, że nie miał oporów mówić o sobie. – Co prawda miałem przez to dwa razy więcej pracy i każdego dnia słyszałem, że jestem tam na okresie próbnym.

– Czemu miał pan dwa razy więcej pracy? – nie była pewna, czy dobrze go zrozumiała.
– Dlatego, że Arsenius oczekiwał ode mnie dokładnego odtwarzania wszystkich przepisów – zaczął wyjaśniać, a oczy rozbłysły mu czystą złośliwością. – Jednocześnie karząc mi warzyć je po swojemu.
– Czy dobrze rozumiem, że musiał pan pracować nad dwiema wersjami tego samego eliksiru w tym samym czasie? – upewniła się pełna złych przeczuć.

– Dobrze pani rozumie.

– To musiało wymagać niezwykłej podzielności uwagi – spojrzała na niego z podziwem. – Przecież czasem jeden eliksir trzeba dopieszczać godzinami.
– Cieszę się, że zwróciła pani na to uwagę – powiedział i odwzajemnił jej spojrzenie. – I bardzo mnie ciekawi, jak pani sobie poradzi z takim systemem pracy.

Dziewczyna otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale z jej gardła nie wyszedł żaden dźwięk. Dotarli już do drzwi Wielkiej Sali, gdzie mijały ich tłumy uczniów, więc nie mogła powiedzieć mu tego, co myśli. Snape, w podejrzanie dobrym humorze, wszedł do środka i zamaszystym krokiem podszedł do stołu nauczycielskiego.

Chcąc nie chcąc Cassandra także ruszyła się z miejsca i już po chwili usiadła obok profesora, który ostentacyjnie nie zwracał na nią uwagi. Albo dawał jej czas na to, by oswoiła się z jego nowym pomysłem, albo czekał na jakąś jej reakcję. Jeśli tak, to bardzo się pomylił, bo ona nie zamierzała tego komentować w Sali pełnej uczniów i nauczycieli. Poza tym trochę schlebiało jej, że uznał, iż ona poradzi sobie z takim wyzwaniem. Nawet jeśli uważała, że Snape zwariował, to w głębi duszy cieszyła się na myśl o tym, że jej staż w końcu na dobre się rozpoczyna.

Severus nie odezwał się do niej do końca śniadania, ale myliła się myśląc, że zaczął ją ignorować. Dyskretnie pilnował, by cokolwiek zjadła, bo zaplanował dla niej wyczerpujące zadanie i nie chciał, żeby padła ze zmęczenia lub z głodu. Pod koniec posiłku wyglądała zdecydowanie lepiej, więc doszedł do wniosku, że podoła nowemu wyzwaniu.

– Za piętnaście minut chcę panią widzieć w laboratorium – oznajmił jej sucho, kiedy wstał od stołu.

*

Przyszła punktualnie po wyznaczonym kwadransie. Ze zdziwieniem zauważyła, że Snape dokonał małej reorganizacji wnętrza. Wszystkie stoły zostały ustawione w rzędzie pod ścianą, a na nich stały lśniące czystością różnej wielkości kociołki. Obok każdego z nich ustawiono wagi, palniki i inne akcesoria niezbędne do pracy nad eliksirami. Jednocześnie reszta pomieszczenia była pusta, co właśnie wydało jej się zaskakujące. Czyżby Snape dopiero zamierzał ją zagospodarować?

– Niedługo pan Filch przyniesie pani biurko – powiedział profesor, widząc, że dziewczyna rozgląda się niepewnie dookoła. – Ale najpierw niech pani wymieni dwa eliksiry, których warzenie trwa pełny miesiąc?
– Wielosokowy – odpowiedziała bez wahania. – I... eee... Veritaserum?
– To była odpowiedź, czy pytanie?
– Odpowiedź – mruknęła niezadowolona z siebie.
– Pani brak pewności siebie każe mi wątpić w to, czy zna pani te eliksiry – podjudzał ją.
– Oczywiście, że je znam! – zirytowała się. – Mam panu wyrecytować przepisy?
– To nie będzie konieczne – stwierdził spokojnie. – I tak się o tym przekonam... Gdy skończy je pani przyrządzać.
– Mam zacząć od razu? – spytała z godnością, a on uniósł lekko brew, więc szybko skarciła się w myślach. – To znaczy... od Wielosokowego, bo Veritaserum to dopiero... w przyszłym miesiącu...
– Cały czas się zastanawiam, czy pani wie, o czym mówi, czy strzela na oślep – przerwał jej Snape.
– Wiem – prawie zaczęła tupać ze złości.
– Czyżby?
– Tak, panie profesorze – powiedziała pokorniejąc. – Warzyłam je nie raz.
– To dlaczego zacina się pani przy każdej odpowiedzi?
– Bo nie wiem, do czego pan zmierza – wyznała.
– Panno Flamel, udowodniła już pani, że miewa dobre pomysły – zaczął wyjaśniać. – Dlatego chciałbym zaproponować pani udział w małym eksperymencie. Na początek z Eliksirem Wielosokowym. O ile kiedykolwiek już pani z nim pracowała.

Tłumaczył jej wszystko spokojnie i rzeczowo, ale w ostatnim zdaniu zabrzmiała tak jawna drwina, że dziewczyna zagotowała się ze złości.

– Już mówiłam, że miałam z nim do czynienia – odparła.
– A czy ma pani jakieś przemyślenia na jego temat? – spytał, a ona wreszcie zrozumiała, że od początku do tego zmierzał.
– Tak – uśmiechnęła się i sięgnęła do torby po notes. – Zaraz panu pokażę...

Otworzyła notes na stojącym najbliżej stole i zaczęła przerzucać strony. Na jednej z nich narysowany był kociołek, nad którym unosiła się migocząca para, która następnie zmieniała się w zielony dym, a kociołek rozgrzewał się do czerwoności i wybuchał, zalewając całą stronę jakąś brunatną substancją. Po chwili obrazek wrócił do pierwotnego stanu, a nad nim pojawił się napis: eksperymenty.

Snape uśmiechnął się pod nosem. Podobało mu się jej poczucie humoru. No i najwyraźniej dziewczyna miała talent nie tylko do eliksirów.

– Ten obrazek jest bardzo realistyczny – nie mógł się powstrzymać. – To pani dzieło?
– Tak – zarumieniła się lekko. – Ale to tylko wizja, jeszcze nigdy nie wysadziłam kociołka.
– Wszystko przed panią – mruknął.
– Bardzo mnie pan pocieszył – roześmiała się nerwowo. – Zwłaszcza, że zaproponował mi pan warzenie eksperymentalnego eliksiru.

Odwróciła notes tak, żeby nie musiał zerkać jej przez ramię i pokazała mu swoje notatki dotyczące Eliksiru Wielosokowego. Severus pokiwał z uznaniem głową.

– Podoba mi się pani tok myślenia – pochwalił ją, a ona wybałuszyła na niego oczy. – Teraz proszę stanąć przy pierwszym stole i zacząć pracę... nad wersją klasyczną i eksperymentalną.
– A jednak pan nie żartował – wyrwało się jej.
– Chyba już ustaliliśmy, że nigdy tego nie robię – przypomniał jej.
– To pan tak twierdzi, profesorze – powiedziała cicho, znikając w drzwiach prowadzących do składziku ze składnikami.
– Zaraz się pani o tym przekona, panno Flamel – Snape uniósł kpiąco kącik ust. – Kiedy można zacząć pracę nad Veritaserum?
– W zasadzie w dowolnym momencie cyklu księżyca, ale najlepiej podczas pełni, żeby skończyć również... Czy chce pan powiedzieć, że mam zacząć dzisiaj? – szepnęła, a oczy rozszerzyły się jej z przerażenia.
– Nie wiedziałem, że jest pani aż tak ambitna – odparł lekko rozbawiony. – Ale może się pani przygotować... na dzień poprzedzający pierwszą kwadrę.
– Dobrze, panie profesorze – jęknęła.

Nie musiała pytać, czy zadowoli go tylko klasyczna wersja serum prawdy. Dobrze wiedziała, że musiał zauważyć jej notatki dotyczące tego eliksiru, kiedy przyglądał się jej obrazkowi. Zacisnęła zęby i bez słowa zabrała się do pracy.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now