44.

457 43 2
                                    

Zeszli z gór dopiero późnym wieczorem. Cassandra była zmęczona i marzyła o tym, żeby się umyć i położyć spać. Na kąpiel czy prysznic nie mogła oczywiście liczyć, bo w chatce nie było łazienki, ale na szczęście znała odpowiednie zaklęcia, dzięki którym mogła się odświeżyć po całym dniu wędrówki.

Przed wejściem do szałasu Snape złapał ją za ramię.

– Niech pani chwilę zaczeka – mruknął. Otworzył drzwi i przyświecając sobie różdżką zajrzał do środka. – Wszystko w porządku.
– A coś mogło być nie w porządku? – spytała przestraszona.
– Wolałem się upewnić – odparł. – Do tej pory się nie zdarzyło, żeby ktoś próbował skorzystać z zajętego szałasu, ale nigdy nic nie wiadomo.

Gdy weszli do niewielkiego pomieszczenia, Severus pomyślał, że każdemu z nich przydałaby się odrobina prywatności. Dlatego zmienił stół w parawan oddzielający ich od siebie. 

– Nie jestem pewien, jak długo to zaklęcie się utrzyma, więc jeśli chce się pani przebrać… To proszę się pospieszyć.

Ściągając przepocone ubrania zastanawiał się, skąd to nagłe zakłopotanie. Przecież wiedział, w jakich warunkach będą biwakować. Właśnie dlatego zawczasu pomyślał o zaklęciach, które mogły im ułatwić funkcjonowanie w tak ograniczonej przestrzeni. Panna Flamel także nie zgłaszała zastrzeżeń, więc czemu poczuł się aż tak skrępowany i niepewny?

Odświeżył się, przebrał i usiadł na łóżku. Kiedy parawan zaczął się zmieniać z powrotem w stół, zobaczył po jego drugiej stronie gotową do snu stażystkę. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego nieśmiało i szepnęła:

– Dobranoc, panie profesorze.
– Dobranoc, panno Flamel – odrzekł również szeptem.

*

Z całkiem przyjemnego snu wyrwał go nagle ostry, metaliczny dźwięk. Zanim dotarło do niego, że to tylko budzik, zerwał się z łóżka z różdżką w ręku. Wycelował w źródło upiornego dźwięku i dopiero wtedy zauważył, że Flamel podniosła się, by wyłączyć urządzenie. Wrócił na swoje posłanie, odłożył różdżkę na bok i potarł dłonią zaspaną twarz.

– Dlaczego wstajemy w środku nocy? – spytał półprzytomnie.
– Bo o tej porze możemy złapać świetliki – wyjaśniła z uśmiechem. – I muchy siatkoskrzydłe.
– Mogła to pani zrobić wieczorem – westchnął.
– No… niby tak..  – zmieszała się Cassandra. – Przepraszam, że pana obudziłam.
– Nie szkodzi – odparł nieco przytomniejszym głosem. – Tylko następnym razem niech mnie pani wcześniej poinformuje o swoich planach.
– Obiecuję – zaśmiała się.

*

Severus łaskawie zgodził się, by Flamel zrobiła sobie wolne w poniedziałek i wtorek. Oczywiście najpierw musiał trochę ponarzekać, ale tak naprawdę on także chciał odpocząć po weekendowej wycieczce, więc dość szybko zgodził się na jej propozycję.

I jeszcze szybciej jej pożałował. Gdy tylko Gilderoy wyczuł, że miejsce zwykle zajmowane przez Cassandrę tego dnia będzie puste, wykorzystał okazję i przysiadł się do Severusa. I zaczął mówić.

Snape, na swoje szczęście, posiadał umiejętność ignorowania niechcianych dźwięków, więc nie usłyszał ani słowa z przydługiego monologu Lockharta. Pilnował się tylko, żeby pod żadnym pozorem nie przytakiwać.

Nie było to aż takie trudne, bo myśli miał zajęte czymś innym. Po sobotnim treningu Quidditcha w szkole aż huczało od plotek, a on stał się obiektem zainteresowania wielu uczniów. Starał się niczego po sobie nie pokazywać, ale jeszcze przed śniadaniem usłyszał kilka niepochlebnych uwag pod swoim adresem. Określenie dupek było wśród nich najłagodniejszym. Bez trudu potrafił odgadnąć, który z uczniów miał najwięcej do powiedzenia na jego temat, a jednak udawał głuchego i ślepego. Nie chciał nikogo karać, i to z wielu różnych powodów.

Za to opowieść o tym, jak młody Weasley nafaszerował się ślimakami, częściowo rekompensowała mu nieprzyjemny początek tygodnia. Częściowo, bo gdzieś w głębi duszy żałował, że zaklęcie jednak nie trafiło w Malfoya.

– To jak będzie, Severusie? – pełne nadziei pytanie Gilderoya przedarło się przez mur jego obojętności.
– Nie ma mowy – odparł, chociaż zupełnie nie miał pojęcia, o co został zapytany.

Ponieważ całkiem stracił apetyt, wstał od stołu i przemknął przez Wielką Salę z tak odpychającym wyrazem twarzy, że nawet najodważniejsi uczniowie wreszcie zamknęli jadaczki. Przynajmniej tyle mógł zrobić, by nieco poprawić sobie nastrój.

*

– Zaczekaj – usłyszał za sobą głos Minerwy.

Zatrzymał się i poczekał, aż kobieta go dogoni.

– Coś się stało, czy też tak bardzo się za mną stęskniłaś?
– Widzę, że humor ci dopisuje – westchnęła McGonagall. – Nie tęskniłam, ale widziałam, że podczas śniadania myślami błądziłeś gdzieś daleko, więc zakładam, że nie słyszałeś ani słowa z tego, co mówił do ciebie Gilderoy.
– Nie słyszałem, ale nie sądzę, żeby powiedział coś interesującego – mruknął.
– No i tu cię zaskoczę – uśmiechnęła się Minerwa. – Opowiadał o szlabanie, który wczoraj urządził Harry’emu.
– Obaj go przeżyli, więc raczej nie działo się nic ekscytującego.
– Wprost przeciwnie – zrobiła tajemniczą minę. – Lockhart co prawda jest zbyt głupi, żeby dostrzec coś poza czubkiem własnego nosa, ale z jego opowieści wynika, że dość szybko pożegnał się z Harrym, gdy ten stwierdził, że słyszał jakiś tajemniczy głos.
– Głos? – powtórzył powoli Severus. – Jaki głos?
– Tego nie wiem – zmieszała się. – Gilderoy stwierdził, że to pewnie ze zmęczenia i zakończył szlaban.
– Wyjątkowo mógł mieć rację – skrzywił się Snape.
– Mógł – zgodziła się z nim. – Jednak zwykle jej nie ma, więc…
– Sądzisz, że Harry naprawdę słyszał jakiś tajemniczy głos?
– Tak właśnie myślę.

Popatrzyli na siebie z niepokojem. Nawet w magicznym świecie słyszenie głosów nie było zdrowym objawem.

*

Podczas lekcji Severus nie mógł przestać myśleć o tym, co usłyszał. Harry miał wystarczającą domieszkę mugolskiej krwi, żeby móc cierpieć na jakieś wrodzone zaburzenia psychiczne. Jednak, z tego co wiedział, ani w jego ani w Lily rodzinie ten problem nie występował, więc po namyśle wykluczył taką opcję. Co go wcale nie uspokoiło.

Magicznych przyczyn takiego stanu rzeczy mogło być znacznie więcej a niektóre z nich mogły być nieodwracalne. Wypisał sobie te, które jako pierwsze przyszły mu na myśl.

Klątwa.
Trucizna.
Wirus.
Narkotyk.
Uraz głowy.

Zdawał sobie sprawę, że na jego liście znalazły się tylko te przyczyny omamów, które mógł samodzielnie sprawdzić. O innych bał się nawet pomyśleć. Jednak postanowił zacząć od rzeczy najprostszych, by dopiero później, przejść do tych mniej oczywistych.
Zerknął na pogrążonych w pracy nad eliksirem drugoklasistów i zacisnął mocno szczęki. W jaki sposób miał zbliżyć się do Harry’ego, by przeprowadzić podstawowe testy?

Odpowiedź na to pytanie pojawiła się w jego głowie prawie natychmiast. Skrzywił się na samą myśl o tym, co będzie musiał zrobić. Dupek – zabrzmiał mu w głowie głos Freda Weasleya, który już dzisiaj raz słyszał. No cóż. To był jedyny sposób.

– Potter! – warknął, co w panującej w sali ciszy zabrzmiało prawie jak wystrzał.

Harry, do tej pory skupiony na swoim eliksirze, drgnął gwałtownie i strącił na podłogę całą fiolkę jadu bahanek. Przestraszony chłopak odskoczył i uprzedził kolegów, żeby zrobili to samo.

Evanesco! – powiedział Snape i usunął płyn z podłogi. – Szlaban, Potter! Po kolacji chcę cię widzieć w moim gabinecie. Może to cię nauczy przestrzegania zasad bezpieczeństwa!

Harry zagotował się ze złości. Przecież uważał! Gdyby Snape czegoś od niego nie chciał, to nic by się nie stało! I jeszcze ten szlaban! Akurat teraz, gdy Wood zapowiedział intensywne treningi quidditcha. Jęknął w duchu, ale na głos nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że w ten sposób mógłby tylko pogorszyć swoją sytuację.

*

W lochach jak zawsze było ciemno i zimno. Harry miał wrażenie, że Snape specjalnie dba o to, by już samo zejście w podziemia odbierało uczniom resztki odwagi. Czuł, że z każdym krokiem coraz mocniej drżą mu kolana. Trzęsącą się dłonią zapukał do drzwi gabinetu Mistrza Eliksirów.

-Wejdź - usłyszał zaskakująco spokojny głos Snape’a i ostrożnie nacisnął klamkę.

– Zamknij drzwi i podejdź bliżej – rozkazał mu Severus, który właśnie rozpalał ogień w kominku. Gdy chłopak stanął obok niego, wskazał mu jego stanowisko pracy: – W wiadrze znajdują się ogłuszone bahanki. Musisz pobrać ich jad i zapełnić nim te fiolki. Tylko uważaj, żeby ich nie obudzić, bo mogą być… nieprzyjemne.
– A jak się pozyskuje ten jad, panie profesorze? – odważył się spytać Harry.
– Za chwilę ci pokażę, ale patrz uważnie, bo zrobię to tylko raz.

Wziął jedno nieprzytomne stworzonko, odsłonił jego ostre zęby i delikatnie ścisnął gruczoł znajdujący się na dziąśle. Drugą ręką chwycił fiolkę i podsunął pod pyszczek bahanki. Uważając, by płyn nie dotknął gołej skóry jego dłoni, czekał, aż naczynie napełni się jadem.

Harry, chociaż wciąż oburzony na Snape’a, patrzył na niego zafascynowany. Ta kara wydawała mu się o niebo lepsza niż szlaban z Lockhartem. Tutaj przynajmniej miał szansę się czegoś nauczyć.

– Zapamiętałeś wszystko? – spytał Severus.
– Tak, panie profesorze. Wydaje się, że to całkiem proste – odpowiedział i ochoczo zabrał się do pracy.

Stojący za nim Severus uśmiechnął się pod nosem. Dobrze mu się wydawało, że taka kara spodoba się Harry’emu. Pod tym względem naprawdę byli do siebie podobni.

Usiadł przy biurku i wysłał w stronę syna zaklęcie sondujące, by sprawdzić, czy chłopak nie złapał jakiegoś wirusa lub pasożyta, ale informacja zwrotna potwierdziła niedawną diagnozę Queen – Harry’emu nic nie dolegało. Na wszelki wypadek użył na nim jeszcze Finite, ale ten pomysł również okazał się nietrafiony. Czyli standardowe klątwy należało wykluczyć. Te bardziej skomplikowane dawałyby silniejsze efekty, więc je odrzucił już wcześniej. Niewiele opcji już mu pozostało. Podanie synowi środka, który mógłby zneutralizować truciznę czy inne substancje psychoaktywne na razie nie wchodziło w grę. Po prostu nie miał pomysłu, jak to zrobić bez wzbudzania podejrzeń. Chociaż…

Dorzucił więcej drewna do kominka, a gdy w gabinecie zrobiło się naprawdę gorąco, nalał wody do dzbanka, doprawił go sproszkowanym bezoarem i wraz z dwiema szklankami postawił na biurku.

– Częstuj się, jeśli masz ochotę – rzucił od niechcenia i nalał sobie wody do szklanki.

Nie patrzył na Harry’ego, tylko dalej sprawdzał prace domowe. Być może dlatego chłopak ośmielił się na tyle, by skorzystać z zaproszenia i napić się wody. Severus zdusił w sobie przekleństwo.

Skoro nie trucizna ani narkotyk, to została już tylko jedna opcja, którą brał pod uwagę – uraz głowy, czyli dosyć częsta przypadłość wśród graczy quidditcha. No chyba, że ten głos, który chłopak słyszał, był czyimś głupim dowcipem. Albo sam Harry zażartował w ten sposób z Lockharta, żeby jak najszybciej uwolnić się od jego towarzystwa. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że tak właśnie było.

– Co? – spytał chłopak i rozejrzał się niespokojnie dookoła. – Czy pan coś mówił?

Nadzieja Severusa zgasła równie szybko jak się pojawiła.

– Nic nie mówiłem, Potter – odparł cicho.
– Och… – mruknął niepocieszony chłopak i wrócił do wyciskania jadu bahanek.

Przez ten syczący, bezcielesny, mrożący krew w żyłach głos, zupełnie zapomniał, że idąc na szlaban planował ponownie przyjrzeć się zdjęciu, które tak go zaintrygowało, gdy poprzednio znalazł się w tym gabinecie. I pewnie by sobie o nim nie przypomniał, gdyby nie zaschło mu w gardle.

Podszedł do biurka po wodę. Poblask ognia zalśnił nagle na ściankach kryształowego dzbanka i przesunął się odrobinę na prawo. Harry podążył za nim wzrokiem. Stara ramka ze zdjęciem zdawała się go przyzywać.

Rozejrzał się szybko. Snape już nie siedział przy biurku, tylko szukał czegoś na regale. Stał tyłem do Harry’ego, który natychmiast postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję. Stąpając jak najciszej podszedł do półki i spojrzał na fotografię.

Tym razem w gabinecie profesora było znacznie jaśniej niż poprzednio, więc chłopak bez trudu mógł dostrzec, że na zdjęciu naprawdę uwiecznieni zostali jego rodzice. Niestety, napisy wciąż były zbyt nieczytelne, by Harry mógł z całą pewnością przypisać nazwiska do osób, jednak jakaś cząstka jego umysłu podpowiadała mu, że żaden z nich nie składa się w słowa „James Potter”. Dlaczego tata się nie podpisał? – pomyślał jeszcze tuż przed tym, jak zorientował się, że Snape wrócił do biurka.

– Mogę spytać, czemu przerwałeś pracę? – odezwał się profesor podchodząc do niego.
– Ja… ja tylko… – Harry był tak przerażony, że nie był w stanie sklecić najprostszego zdania. – Przepraszam…

Chciał czmychnąć i wrócić do dojenia bahanek, ale poczuł na ramieniu stalowy uścisk dłoni Snape’a. Przełknął ślinę.

– Zadałem ci pytanie – powiedział Severus spokojnie.
– Na tym zdjęciu są moi rodzice, prawda? – wyszeptał Harry, na co profesor przytaknął krótkim skinieniem głowy. – Chciałem… im się lepiej przyjrzeć…

Snape spojrzał na niego uważnie, mając nadzieję, że w żaden sposób nie zdradza swoich prawdziwych uczuć. I tak już wyszedł z roli, ale chłopak zdawał się tego nie zauważać. Po chwili namysłu puścił ramię Harry’ego i sięgnął po ramkę ze zdjęciem.

– Masz pięć minut – mruknął.

Chłopak nie dowierzał we własne szczęście! Chwycił ramkę i ostrożnie podszedł z nią bliżej kominka. Tu było zdecydowanie jaśniej niż w reszcie pomieszczenia, jednak nadal  nie dość jasno. Dawno wyblakły tusz zdawał się być nie do odczytania. Harry westchnął i oddał ramkę profesorowi.

– Dziękuję – powiedział nieco pewniejszym głosem.
– Nie ma za co, Potter – Snape odłożył zdjęcie na biurko i uśmiechnął się złośliwie. – Odrobisz ten stracony czas jutro. O tej samej porze. Możesz już iść.

Harry pożegnał się i poszedł prosto do dormitorium. Czuł się zawiedziony, bo nie udało mu się niczego ustalić. Niestety, nie miał się komu z tego zwierzyć. Ron i Hermiona i tak już bardzo mu pomagali w innej sprawie, więc nie chciał ich dodatkowo obciążać swoimi podejrzeniami. Co więcej miał poczucie, że to było coś, co powinien odkryć samodzielnie.

*

Gdy tylko za Harrym zamknęły się drzwi, Snape wygasił kominek i wyszedł z gabinetu zgarniając ze sobą zdjęcie, które tak bardzo interesowało jego syna. Dawno już na nie nie patrzył, chociaż dbał, by regularnie ścierać z niego kurz. On i Lily byli na nim tacy młodzi, szczęśliwi i niewinni. To było jedno z jego najlepszych wspomnień z czasów, gdy jeszcze był uczniem.

Usiadł na ulubionym fotelu w swoim niewielkim salonie i spojrzał na zdjęcie. I dopiero wtedy w pełni dotarło do niego to, co powiedział Harry. Że na zdjęciu są jego rodzice! A przecież Potter nigdy nie należał do Klubu Ślimaka! Czyżby Harry podejrzewał, że nie był synem Jamesa?
Nie. To niemożliwe. Skąd w takim razie wiedział kim był ten chudy, wysoki chłopak stojący obok jego matki?

Wstał i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Setki myśli przepływały mu przez rozgorączkowany umysł, a każda bardziej nieprawdopodobna od poprzedniej. I pewnie krążyłby tak do rana, gdyby nie nagłe wspomnienie z zeszłego roku, z dnia, gdy dowiedział się, co Harry zobaczył w Zwierciadle Ain Eingarp. Rozczarowany opadł ciężko na fotel i bezmyślnie zagapił się na starą fotografię.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now