28.

601 39 4
                                    

Firenzo zwolnił, ostrzegł Harry’ego, żeby pochylił nisko głowę, by nie uderzył w jakąś gałąź. Szedł stępa przez las tak długo, iż Harry stracił już nadzieję, że czegoś się od niego dowie. Przedzierali się właśnie przez szczególnie gęsty kawałek kniei, kiedy Firenzo nagle się zatrzymał.

– Harry Potterze, czy wiesz, do czego się używa krwi jednorożca?
– Nie – odpowiedział Harry, zaskoczony tym dziwnym pytaniem. – My używamy tylko rogu i włosów z ogona... no wiesz, do sporządzania eliksirów.
– To dlatego, że zabicie jednorożca jest potworną zbrodnią – rzekł Firenzo. – Zdolny jest do niej tylko ktoś, kto nie ma nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Krew jednorożca zapewnia życie każdemu, kto ją wypije, nawet jeśli będzie o cal od śmierci, ale za straszliwą cenę. Jeśli zabije coś niewinnego i bezbronnego, zostanie na zawsze przeklęty i będzie wiódł nędzne życie, a właściwie pół–życie.

Harry wpatrywał się w tył głowy centaura, jakby nakrapianej srebrem w blasku księżyca.

– Ale kto mógłby się na to odważyć? Jeśli ma się być przeklętym na zawsze, to chyba lepsza jest śmierć, prawda?
– Prawda – zgodził się Firenzo – chyba, że jest ci to potrzebne, żeby wypić coś innego... coś, co pozwoli ci odzyskać dawną siłę i obdarzy wielką potęgą... coś, co sprawi, że nigdy nie umrzesz. Harry Potterze, czy wiesz, co jest teraz ukryte w szkole?
– Kamień Filozoficzny! No tak... Eliksir Życia! Ale nie rozumiem, kto...
– Tak ci trudno domyślić się, kto czekał tyle lat, by odzyskać władzę, kto chce za wszelką cenę przeżyć, czekając na swoją wielką szansę?

Harry poczuł się tak, jakby żelazna dłoń zacisnęła się nagle wokół jego serca. Przypomniał sobie, co powiedział mu Hagrid w ów wieczór, kiedy spotkali się po raz pierwszy: „Niektórzy opowiadają, że umarł. Ja uważam, że to bzdura, skoro on już prawie nie był człowiekiem, to niby co w nim miało umrzeć?”

– Chcesz powiedzieć, że to był... Vol...

– Harry! Harry, nic ci się nie stało?

Ścieżką biegła ku nim Hermiona, a za nią kroczył, sapiąc głośno, Hagrid.

– Nic mi nie jest – powiedział Harry, nie bardzo wiedząc, co mówi. – Hagridzie, jednorożec jest martwy, leży tam, na polanie.
– Tutaj cię zostawię – mruknął Firenzo, kiedy Hagrid poszedł, żeby obejrzeć jednorożca. – Jesteś już bezpieczny.
Harry ześliznął się z jego grzbietu.
– Życzę ci powodzenia, Harry Potterze – rzekł Firenzo. – Już nieraz się zdarzało, że mylnie odczytywano przyszłość z gwiazd. Przytrafiało się to nawet centaurom. Mam nadzieję, że to właśnie taki przypadek.

Odwrócił się i pogalopował w ciemną puszczę. Harry stał, czując, jak wstrząsają nim dreszcze.

*

Harry i Hermiona wrócili do swojej wieży, obudzili Rona, który przysnął w pokoju wspólnym, czekając na ich powrót ze szlabanu. Chłopak rozbudził się, gdy Harry zaczął mu opowiadać o tym, co on i Hermiona przeżyli w Zakazanym Lesie. Harry był tak rozgorączkowany, że nie mógł usiąść spokojnie. Chodził tam i z powrotem przed kominkiem. Wciąż cały się trząsł.

– Snape chce wykraść Kamień dla Voldemorta... Voldemort czeka w puszczy... a myśmy przez cały czas myśleli, że Snape chce się po prostu wzbogacić... Najgorsze jest to, że możemy tylko czekać, aż Snape wykradnie Kamień – ciągnął Harry – a wtedy Voldemort będzie już mógł tu przyjść i skończyć ze mną raz na zawsze...

Hermiona zrobiła przerażoną minę, ale próbowała go pocieszyć.

– Harry, wszyscy mówią, że Sam–Wiesz–Kto boi się tylko Dumbledore’a. Dopóki Dumbledore tu będzie, Sam–Wiesz–Kto nie ośmieli się ciebie tknąć. A w ogóle, skąd wiesz, że centaury się nie mylą? Mnie to wszystko przypomina wróżenie z kart, a profesor McGonagall mówi, że to bardzo mało ścisła dziedzina magii.

Niebo już pobladło, kiedy w końcu poszli do swoich sypialni, z piaskiem w oczach i suchością w gardłach. Lecz nie był to koniec nocnych niespodzianek. Kiedy Harry odchylił koc i prześcieradło, znalazł swoją pelerynę–niewidkę, równo pod nimi złożoną. Ktoś przypiął do niej karteczkę ze słowami: Na wszelki wypadek.

*

Harry starał się zająć myśli czymś innym, bo od rozważań dotyczących Snape’a, Voldemorta i Kamienia zaczynało mu się robić niedobrze. Hermiona proponowała mu, żeby skupił się na nauce, ale na to także nie miał ochoty. Do egzaminów zostało jeszcze kilka dni, a on czuł, że lepiej przygotować się już nie zdoła.

Atmosfera wokół jego osoby wcale się nie poprawiła, więc nie chciał spędzać zbyt wiele czasu w pokoju wspólnym, czy na błoniach, dlatego siedział głównie w swojej sypialni.

Teraz też tak było. Obracał w dłoniach karteczkę, którą dołączono do peleryny i zastanawiał się, kto mógł mu ją podrzucić do dormitorium.

Na pewno był to ktoś, kto wiedział o jej istnieniu. Rona i Hermionę mógł wykluczyć, żadne z nich nie zaryzykowałoby pójścia po zmroku na Wieżę Astronomiczną. Ale oprócz nich nikt nie wiedział o pelerynie. Nikt oprócz Hagrida i... tego kogoś, kto dał mu ją w prezencie świątecznym! Tylko kto to mógł być?

Tknięty pewną myślą schylił się i spod łóżka wyciągnął swoje dwa największe skarby – Nimbusa i pelerynę–niewidkę. Obie te rzeczy dostał w prezencie, obie pochodziły od tajemniczych darczyńców. Czy to była jedna osoba czy dwie? Jakie były szanse, że aż tyle osób chciałoby sprawić mu przyjemność?

Co do miotły wiedział przynajmniej tyle, że kupił ją ktoś ze szkoły, więc teoretycznie producent powinien mieć jego dane. Tylko czy zechce mu je ujawnić? Nie miał nic do stracenia, więc szybko napisał list do firmy Miotły Sportowe Nimbus.

Poszedł do sowiarni, starannie pilnując, by nawet unikać patrzenia w kierunku korytarza na trzecim piętrze. Nie chciał, żeby ktokolwiek podejrzewał, że jest już tak blisko rozwiązania tej zagadki. Szczególnie gdyby tym kimś miał być Snape.

Wszedł na samą górę wieży, podszedł do Hedwigi i przez chwilę głaskał jej delikatne piórka. Kiedy sowa uznała, że już wystarczy tych czułości, pieszczotliwie ugryzła go w palec. Była gotowa do lotu, więc szybko przywiązał list do jej nóżki i wypuścił ją w powietrze.

*

– To potwierdza nasze podejrzenia, Severusie – Dumbledore pokiwał głową. – Lord Voldemort jest bliżej niż sądziliśmy.
– Zaczynam się zastanawiać, jak to możliwe, że ukrywa się w Lesie, a nikt o tym nie wie – wątpił Snape. – Przecież Hagrid musiałby coś zauważyć! Jakieś nietypowe zachowania zwierząt, czy coś w tym rodzaju...
– Chcesz powiedzieć, że nie przebywa tam stale? – zainteresował się Dumbledore.
– Chcę powiedzieć, że Quirrell dosyć często wybierał się na przechadzki po Zakazanym Lesie... albo kontaktował się z Czarnym Panem, albo...
– Albo co?
– Nie wiem... coś mi umyka – westchnął Snape. – W każdym razie, Harry już wie, po co Quirrellowi Kamień. Chociaż nadal podejrzewa o to mnie, a nie jego.
– Mam go naprowadzić na właściwy trop? – spytał Dumbledore. – Mogę to zrobić jakoś dyskretnie.
– Nie, i tak w końcu pozna prawdę – zaprzeczył Severus, trochę wbrew sobie.
– Chciałbyś go przed tym uchronić, prawda?
– Chciałbym – przyznał. – Ale zgadzam się z tobą, że w końcu będzie musiał się przekonać, czemu Czarny Pan chciał i nadal chce go zabić. Tylko... – Urwał i popatrzył na dyrektora dziwnie pustym wzrokiem. – Chcę być przy nim, kiedy już dojdzie do tej konfrontacji.
– Nie zamierzam cię przed tym powstrzymywać – powiedział cicho dyrektor.
– A co jeśli zareaguję tak, jak wczoraj? – spytał nagle Severus. – Nie byłem w stanie się ruszyć! Widziałem, jak on... jak rzucił się na mojego syna i nic nie zrobiłem!
– Jestem pewien, że następnym razem lepiej sobie poradzisz z własnymi emocjami – próbował go uspokoić Albus. – Będziesz wiedział, czego się spodziewać i przezwyciężysz własną słabość.
– Twoja wiara we mnie czasem graniczy z naiwnością – odburknął Snape, chcąc ukryć jak się naprawdę poczuł po słowach dyrektora.
– Być może jestem naiwnym starcem – zgodził się z nim Dumbledore. – Jednak jak do tej pory nigdy mnie nie zawiodłeś. I tym razem też tego nie zrobisz.
– Czy masz dla mnie jakieś wskazówki, czy też wytyczne, jak zakończyć tę sprawę? – spytał Severus, odwracając się w stronę drzwi.
– Zrób to, co uznasz za właściwe.

Snape odetchnął i poczuł, że na jego usta wypływa bardzo nieładny uśmiech. Dobrze wiedział, co kryło się za słowami Dumbledore’a.

*

– Panie profesorze? – zaczęła ostrożnie Cassandra widząc, że Snape siedzi zamyślony przy biurku. – Mogę wejść?
– Tak, zapraszam – odparł i spojrzał na nią nieco przytomniej. – Jak się pani czuje po wczorajszym egzaminie?
– Nieźle – uśmiechnęła się nieśmiało. – W końcu zaliczyłam pierwszy rok stażu.
– A nic tego nie zapowiadało – zakpił.
– Być może na początku – zgodziła się z nim i zaczerwieniła, ze wstydem wspominając pierwszy miesiąc swoich praktyk.
– Mam nadzieję, że drugi rok zacznie pani z nieco wyższym poziomem pewności siebie.
– Postaram się – obiecała.
– W takim razie... – Snape wyciągnął w jej kierunku wypełnione dokumenty ze szczegółowym opisem przebiegu stażu. – Już dzisiaj może je pani złożyć w dziekanacie i zacząć wakacje.
– A moja praca domowa? – przypomniała mu.
– Wśród tych papierów znajdzie pani dzienniczek praktyk... z wypisaną jednostką, do której ma się pani udać i ilością godzin...

Nie słuchała go, tylko szybko znalazła wymieniony dokument. Jęknęła i spojrzała na niego ze złością.

– Sto sześćdziesiąt godzin pracy w Świętym Mungu? – wykrzyknęła oburzona. – No wie pan! To naprawdę nie jest śmieszne!
– Życzę pani miłych wakacji – powiedział i podszedł do niej, żeby odprowadzić ją do drzwi.
– Nie może mi pan tego zrobić – upierała się dziewczyna, ani myśląc o tym, by opuścić jego gabinet.
– Owszem, mogę – stwierdził ze złośliwym uśmiechem.
– Ale dlaczego? Przecież... to zajmie mi cały czas wolny!
– Staż trwa trzy lata – przypomniał jej. – Podczas nauki pod moim przewodnictwem ma się pani wykazać znajomością Alchemii. Jednak program praktyk jest tak skonstruowany, by po trzech latach mogła pani zadecydować, czy chce pracować w szpitalu, w szkole czy też pójść w jeszcze innym kierunku. Alchemii i podstaw nauczania mogę panią nauczyć, jednak nie jestem uzdrowicielem, pielęgniarzem ani aptekarzem, żeby móc pani zaliczyć medyczną część kursu.
– Nie musi mi pan tego tłumaczyć – zdenerwowała się dziewczyna. – Tylko na zrobienie tego – machnęła książeczką przed jego nosem – mam jeszcze dwa lata! Dwa lata a nie dwa miesiące!
– Nie musi pani tak krzyczeć – upomniał ją ze stoickim spokojem. – Wiem, ile czasu pani zostało. Pomyślałem jednak, że wolałaby to pani mieć jak najszybciej za sobą, żeby móc się skupić na prawdziwej nauce a nie na bzdurach.

Otworzyła usta i zamknęła je, zanim zdążyła coś powiedzieć. W zasadzie miał rację, chociaż wygospodarowanie takiej ilości czasu wydawało jej się chwilowo niemożliwe. Postanowiła jednak nie protestować, bo jeszcze znowu zarzuciłby jej nieposłuszeństwo.

– Rozumiem, panie profesorze – powiedziała pokornie.
– W takim razie, do zobaczenia we wrześniu – powiedział zadowolony z siebie mężczyzna i ponownie spróbował skierować ją do wyjścia.
– Czy... czy mogę mieć do pana prośbę?
– O co chodzi?
– O Kamień Filozoficzny – westchnęła. – O Quirrella, o Voldemorta... Chcę wiedzieć, jak to się skończy.
– Myśli pani, że będzie czas na to, by panią powiadomić o tym, że coś się dzieje w Hogwarcie? – spytał zdumiony jej niedomyślnością.
– No... ja do końca roku szkolnego mogę zostać w szkole – wyjaśniła mu. – Po prostu... nie mogłabym sobie darować, gdyby coś się stało z Kamieniem, a ja siedziałabym w tym czasie w domu, niczego nieświadoma...

Severus rozumiał jej punkt widzenia, jednak nadal obawiał się, że dziewczyna bardziej by mu przeszkadzała niż pomagała. Spojrzał na jej poważną twarz, na pełne nadziei i zaciętości oczy i stwierdził, że nie może jej teraz odmówić. Głównie dlatego, że przeczuwał, że i tak by nie odpuściła i zaczęła działać na własną rękę. Z dwojga złego wolał wiedzieć, co zrobi.

– Dobrze, będzie pani świadkiem finału tej historii – powiedział w końcu. – Jednak tylko pod warunkiem, że będzie mi pani absolutnie posłuszna. Rozumie pani? Żadnych samowolnych działań, żadnych rozmów, żadnego wtrącania się...
– Rozumiem i dziękuję – odpowiedziała. – Załatwię tylko swoje sprawy w dziekanacie i wrócę.

Wybiegła z gabinetu, jakby akcja przyłapania Quirrella na gorącym uczynku została zaplanowana na nadchodzący wieczór. Severusowi podobał się jej entuzjazm, jednak nie potrafił wyzbyć się obaw o jej bezpieczeństwo. Zwłaszcza że priorytetem dla niego było chronienie Harry’ego. Nie chciałby zostać postawiony w sytuacji, w której musiałby wybierać pomiędzy tym, które z nich miałby ratować.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now