54.

488 34 5
                                    

Zawiera fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”


Z

eszli z kamiennych ruchomych schodów i profesor Snape zakołatał w drzwi. Otworzyły się cicho i weszli do środka.

– Zaczekaj tutaj, a ja powiadomię dyrektora – powiedział Snape i zostawił Harry’ego samego.

Chłopak rozejrzał się. Jednego był pewien: ze wszystkich gabinetów profesorskich, które widział, ten wydał mu się najbardziej interesujący. Gdyby go nie dręczyło okropne przeczucie, że za chwilę zostanie wyrzucony ze szkoły, byłby szczerze uradowany, mogąc go obejrzeć.

Był to wielki i piękny okrągły pokój, pełen dziwnych cichych odgłosów. Na stołach o cienkich, wrzecionowatych nogach stały rozmaite srebrne urządzenia, warczące, wirujące i wypuszczające obłoczki dymu. Ściany były obwieszone portretami byłych dyrektorów i dyrektorek, które drzemały sobie spokojnie w ramach. Było również olbrzymie biurko z nogami w kształcie szponów, a za nim, na półce, rozsiadła się wyświechtana, postrzępiona Tiara Przydziału. Na złotej żerdzi obok drzwi siedział jakiś wyliniały ptak, przypominający niedokładnie oskubanego indyka.

Harry wpatrywał się w niego z ciekawością, a ptak najwyraźniej odwzajemniał to zainteresowanie, bo utkwił w Harrym smętne spojrzenie i znowu zagęgał. Wyglądał na bardzo chorego. Oczy miał mętne, a kiedy tak patrzył żałośnie, z ogona wypadło mu kilka piór. Harry właśnie pomyślał, że jeszcze tego tylko brakuje, żeby ulubiony ptak Dumbledore’a wyzionął ducha, będąc z nim sam na sam w gabinecie, kiedy ptak nagle stanął w płomieniach.

Harry krzyknął ze strachu i cofnął się gwałtownie, wpadając na biurko. Rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu jakiegoś dzbanka z wodą lub wazonu, ale nic takiego nie spostrzegł. Tymczasem ptak zamienił się w kulę ognia, zaskrzeczał przeraźliwie i po chwili zniknął z żerdzi, a na podłodze pojawiła się kupka popiołu.

Drzwi gabinetu otworzyły się. Wkroczył Dumbledore, a minę miał niezbyt wesołą.

– Panie profesorze – wyjąkał Harry – pana ptak… nie mogłem nic na to poradzić… on się właśnie spalił…

Ku jego zdumieniu Dumbledore uśmiechnął się.

– Najwyższy czas – powiedział. – Już od wielu dni wyglądał okropnie, powtarzałem mu, żeby coś ze sobą zrobił.

Na widok miny Harry’ego zachichotał.

– Fawkes jest feniksem. Kiedy nadchodzi czas ich śmierci, feniksy spalają się i odradzają z własnych popiołów. Popatrz…

Harry spojrzał na podłogę i zobaczył maleńką, pomarszczoną główkę wyłaniającą się z kupki popiołu. Była równie brzydka, jak ta poprzednia.

– Przykro mi, że musiałeś go zobaczyć akurat w Dniu Spalenia – powiedział Dumbledore, siadając za biurkiem. – Przez większość swojego życia jest naprawdę pięknym ptakiem, ma wspaniałe czerwono–złote upierzenie. To fascynujące stworzenia. Mogą przenosić największe ciężary, ich łzy mają uzdrawiającą moc i są bardzo wiernymi towarzyszami.

Harry był tak wstrząśnięty sceną, której był świadkiem, że zdążył już zapomnieć, dlaczego tu się znalazł. Teraz, kiedy Dumbledore zasiadł za biurkiem w fotelu o wysokim oparciu i utkwił w nim badawcze spojrzenie swoich blado–niebieskich oczu, przypomniał sobie wszystko.

Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegł Snape’a, który, jak sądził, wrócił do gabinetu wraz z dyrektorem. Sam nie wiedział czemu, ale czuł, że w towarzystwie Mistrza Eliksirów jakoś łatwiej byłoby mu zacząć.

– Harry, jesteśmy tu sami, ale jeśli chcesz, zawołam kogoś… – powiedział łagodnym tonem Dumbledore.

– Nie, nie trzeba – zaprzeczył pospiesznie Harry. – Ja… po prostu… ja nic nie zrobiłem Justynowi i… – przełknął nerwowo ślinę – I Prawie Bezgłowemu Nickowi.

– Ale ja nie myślę, że to ty – zapewnił go Dumbledore.

– Nie myśli pan, że to ja? – powtórzył Harry z nadzieją, gdy Dumbledore strzepywał z biurka jakieś pyłki.

– Nie, Harry, nie myślę – odrzekł Dumbledore, ale minę miał znowu posępną. – Chcę jednak z tobą porozmawiać.

Harry czekał w napięciu, a dyrektor przyglądał mu się w milczeniu, zetknąwszy końce swoich długich palców.

– Muszę cię zapytać, Harry, czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć – wyrzekł w końcu. – Cokolwiek by to było.

Harry nie wiedział, co powiedzieć. Pomyślał o okrzyku Malfoya („Ty będziesz następna, szlamo!”) i o Eliksirze Wielosokowym, bulgocącym w toalecie Jęczącej Marty. Potem pomyślał o głosie, który słyszał kilkukrotnie, i przypomniał sobie, co powiedział Ron: Słyszenie głosów, których nikt inny nie słyszy, nie jest dobrą oznaką, nawet w świecie czarodziejów. Pomyślał też o tym, co mówi o nim cała szkoła, i o narastającym lęku, że naprawdę może go coś łączyć z Salazarem Slytherinem…

– Nie, panie profesorze – odpowiedział.

*

Dumbledore nie pytał o nic więcej, tylko kazał mu wracać do dormitorium. Harry z jednej strony się ucieszył, a z drugiej obawiał się spotkania z innymi uczniami. Jak się po chwili okazało się, być może to nie swoich kolegów powinien się bać.

– Nie ładnie tak kłamać, Potter – powiedział cierpko Snape, który czekał na niego za drzwiami gabinetu Dumbledore’a i nawet nie ukrywał, że wszystko słyszał.

– Ja nie… – próbował wykręcić się Harry, ale umilkł pod spojrzeniem czujnych oczu Snape’a.

– Dyrektor dobrze wie, że coś przed nim ukrywasz – kontynuował profesor. – Coś, czego się boisz albo wstydzisz. Wierzy w twoją niewinność, ale to nie zmienia faktu, że swoją nieszczerością możesz go do siebie zrazić.

– Nie kłamałem – szedł w zaparte Harry.
– Tylko nie powiedziałeś całej prawdy – podpowiedział usłużnie Severus, a chłopak bezwiednie potwierdził skinieniem głowy. – A to nie to samo?

– Nie – zaprzeczył Harry. – Ja… po prostu nie chcę o… o tym mówić. Nikomu to nie zaszkodzi, więc…

– Więc wolisz milczeć i próbować samodzielnie rozwiązać zagadkę, która być może przerasta twoje możliwości zamiast współpracować z kimś, kto posiada coś, czego brakuje tobie i twoim przyjaciołom czyli wiedzę i doświadczenie – wszedł mu w słowo Snape. – To nadmierna pewność siebie czy zwykła głupota?

Harry nie odpowiedział. Bardzo chciał pozbyć się towarzystwa profesora, który każdym swoim słowem pogłębiał rosnące w nim wyrzuty sumienia. Może Snape miał rację? Może gdyby wcześniej podzielił się z kimś tym wszystkim, co tak go dręczyło, to nie doszłoby do kolejnych ataków?

Severus wcale nie liczył na odpowiedź Harry’ego. Szedł po prostu obok niego, gdy chłopak wracał do dormitorium. Dopiero kiedy dotarli w pobliże obrazu Grubej Damy zatrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu.

– Przemyśl to sobie, Potter – powiedział nieco łagodniejszym głosem. – Nie musisz zmagać się z tym wszystkim sam.

– Nie jestem sam – powiedział hardo Harry i spojrzał Snape’owi prosto w oczy.

– Jesteś tego pewien? – spytał poważnie profesor, a widząc niepewność malującą się na twarzy chłopca, dodał: – Tak myślałem.

Nie męczył go dłużej, tylko odwrócił się na pięcie i zamaszystym krokiem oddalił się w głąb korytarza.

Harry, któremu głowa aż pękała od nadmiaru wrażeń, jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jego plecy. Snape rozszyfrował go bezbłędnie. Nie był do końca szczery ani z nim, ani z dyrektorem ani z przyjaciółmi, chociaż bardzo chciał porozmawiać z kimś, komu mógłby powiedzieć o wszystkim. Z kimś, kto nie tylko by go wysłuchał, ale też potraktowałby go poważnie. Hermiona czy Ron za bardzo się wszystkim przejmowali i właśnie dlatego nie mógł im się zwierzyć z dręczącej go niepewności. A jeśli nie mógł być szczery z nimi, to z kim mógł?

Wszedł wreszcie do pokoju wspólnego i ignorując trwożliwe, pytające czy wyzywające spojrzenia kolegów, pobiegł prosto do swojej sypialni. Tam rzucił się na łóżko w ubraniu, nakrył głowę kocem i marzył, by cała ta koszmarna sytuacja rozwiązała się sama, bez jego udziału.

*

– Spotkałam Ginny na parterze, jak szła w stronę biblioteki – oznajmiła Cassandra podczas kolacji. – Spytałam ją, czy wie, co się stało, bo słyszałam jakieś krzyki, ale nie potrafiła mi nic powiedzieć. Była blada, wystraszona i miała kompletnie nieobecne spojrzenie. Zupełnie jakby była opętana.

– Mam nadzieję, że z niczym się pani nie zdradziła?

– Oczywiście, że nie – oburzyła się. – Pożegnałam się z nią i udałam, że idę sprawdzić tamten korytarz.

– A Ginny? – spytał Snape.

– Zatrzymała się w progu biblioteki, a po chwili zawróciła na schody i pobiegła na górę. Z tego, co widziałam, dotarła na szczyt północnej wieży.

– Bardzo dobrze – pochwalił ją. – Ciekawe, czy dziewczyna ma jakieś przebłyski…

– Chce pan powiedzieć, że on naprawdę ją opętał?

– Tak – przyznał Snape. – Ale coś mi się zdaje, że panna Weasley zaczyna sobie zdawać z tego sprawę.

– To dobrze czy źle?

– Nie mam pojęcia – wyznał szczerze i uważnie przyjrzał się siedzącej przy stole Gryfonów dziewczynce.

Czy naprawdę nikt nie zauważył, co przeżywała? Żaden z jej braci? Żadna koleżanka? Nawet z daleka było widać, że coś jest z nią nie tak. On to dostrzegał już od jakiegoś czasu, a przecież był dla niej kimś zupełnie obcym! Jakim cudem dramat tego dziecka umknął jego bliskim?

– Czy możemy jej jakoś pomóc? – spytała Cassandra.

– Chwilowo nie – mruknął.

– A co z Harrym? Chyba pan nie wierzy, że ma z tym wszystkim cokolwiek wspólnego?

– Chyba już wcześniej ustaliliśmy, że wszystko to, co dzieje się w tym roku w Hogwarcie jest skierowane przeciwko niemu – przypomniał jej.

– Nie miałam na myśli samego otwarcia Komnaty, tylko to, że prawie zawsze jest pierwszy na miejscu zdarzenia. Może on też został opętany? – Cassandra podzieliła się z nim swoimi przypuszczeniami.

– Podejrzewam, że chłopak ma albo potężnego pecha, albo równie potężnego wroga. Albo jedno i drugie – odpowiedział po chwili namysłu i spojrzał na nią uważnie. – Rozmawiałem z nim dzisiaj i nie wyglądał na opętanego.

– W takim razie zgadzam się z panem, że musi mieć wyjątkowego pecha – mruknęła. – Męczy mnie ta bezradność. To czekanie na kolejny ruch przeciwnika. Przecież najprawdopodobniej znaleźliśmy wejście do Komnaty Tajemnic… Czemu nie spróbujemy się do niej dostać?

– Bo, po pierwsze, nie wiemy, z czym będziemy mieli do czynienia. Po drugie, nie wiemy, jak otworzyć to wejście, a po trzecie, nie możemy się tam kręcić dopóki nie zniknie stamtąd kociołek pełen Eliksiru Wielosokowego – wyliczał, powoli tracąc resztki cierpliwości. – Czy naprawdę musimy to omawiać po raz kolejny? I to w dodatku podczas kolacji?

– Przepraszam – szepnęła dziewczyna.

– Być może to nie moja sprawa, ale co pani tak właściwie tutaj robi o tej porze? – Snape postanowił zmienić temat.

– Ja… akurat nie miałam nic lepszego do roboty – odpowiedziała cicho, choć nie do końca szczerze.

– Trzeba było powiedzieć o tym wcześniej, znalazłbym pani jakieś konstruktywne zajęcie – uśmiechnął się pod nosem.

– Właśnie dlatego nic nie mówiłam – zachichotała nerwowo.

– A ma pani jakieś plany na święta? – spytał Snape.

Cassandra zamarła, ale jej serce zaczęło bić dziwnym, nienaturalnie przyspieszonym rytmem. Z trudem opanowała się na tyle, by powiedzieć:

– Miałam iść do rodziców, na kolację.

– Pytam, bo myślę, że właśnie podczas świąt Potter użyje Eliksiru Wielosokowego. Chciała pani coś zrobić, więc proponuję, żebyśmy razem pilnowali, by nikomu nic się nie stało – wyjaśnił jej, co miał na myśli, ale jego czujnemu spojrzeniu nie umknęło, że dziewczyna delikatnie się zarumieniła.

– Może pan na mnie liczyć – zaoferowała się bez namysłu.

Nie była to propozycja, na którą przez bardzo krótką chwilę liczyła, ale mimo wszystko ucieszyła się, że będzie miała okazję spędzić trochę więcej czasu z profesorem i to niekoniecznie w laboratorium.

*

Podwójny atak na Justyna i Prawie Bezgłowego Nicka sprawił, że to, co dotąd było niepokojem, zamieniło się w prawdziwą panikę. To dziwne, ale najbardziej przerażał wszystkich los Prawie Bezgłowego Nicka. Co zaatakowało ducha? Cóż za straszliwa potęga mogła skrzywdzić kogoś, kto już był martwy? Wszyscy gorączkowo rezerwowali sobie miejsca w ekspresie Hogwart–Londyn, pragnąc wrócić do domu na Boże Narodzenie.

W końcu nadszedł koniec semestru i zamek ogarnęła cisza głęboka jak śnieg na otaczających go łąkach. Harry’emu nie wydawała się wcale ponura; odnajdywał w niej spokój i cieszył się, że teraz on, Weasleyowie i Hermiona mają całą wieżę Gryffindoru dla siebie, co oznaczało, że mogą grać w Eksplodującego Durnia, nie przeszkadzając nikomu, i ćwiczyć pojedynki.

Nadszedł ranek Bożego Narodzenia, zimny i mokry. Harry’ego i Rona wcześnie obudziła Hermiona, która wpadła do dormitorium już kompletnie ubrana, przynosząc im prezenty.

– Pobudka! – krzyknęła, rozsuwając zasłony na oknie.

– Hermiono… nie powinnaś wchodzić do sypialni dla chłopców – powiedział Ron, zasłaniając sobie oczy przed światłem.

Dziewczyna była w wyraźnie dobrym humorze, więc zignorowała jego uwagę, tylko poinformowała ich radośnie, że eliksir jest już gotowy i jeśli tylko chcą, to mogą jeszcze tego samego dnia przystąpić do akcji.

W tym momencie do pokoju wleciała Hedwiga, niosąc w dziobie dwie koperty i sporych rozmiarów paczkę przywiązaną do nóżki.

– Cześć! – powitał ją uradowany Harry, kiedy wylądowała na łóżku. – Dobrze się spisałaś.

Uszczypnęła go pieszczotliwie w ucho, co było o wiele milszym gestem niż to, co znalazł w jednej z kopert, a był to prezent od Dursleyów. Przysłali mu wykałaczkę i krótki liścik, w którym pytali, czy uda mu się pozostać w Hogwarcie również przez całe lato.

Drugi list był jeszcze krótszy, za to zdecydowanie bardziej tajemniczy – pod pytaniem Harry’ego Kevin dopisał tylko jedno słowo: Zgadnij!

Chłopak szybko ukrył liścik pod poduszką i zabrał się do rozpakowywania paczek.
Pozostałe prezenty były o wiele przyjemniejsze. Hagrid przysłał mu dużą puszkę karmelowej krajanki, którą Harry postanowił zmiękczyć przez podgrzanie. Ron dał mu książkę pod tytułem W powietrzu z Armatami, pełną bardzo ciekawych faktów o jego ulubionej drużynie quidditcha, a Hermiona kupiła mu luksusowe orle pióro. W kolejnej paczce znalazł nowy, ręcznie robiony sweter i wielki placek ze śliwkami od pani Weasley.

– A co jest w tej paczce, którą przyniosła Hedwiga? – spytał Ron, z ciekawością zerkając na tajemniczy pakunek.

– Aparat – odparł Harry i rozerwał papier. – Pomyślałem, że może się przydać.

Ron pokiwał głową z uznaniem, a Potter poczuł, że to kolejne niewinne kłamstwo zaczyna mu naprawdę ciążyć.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now