42.

527 34 1
                                    

– Co to niby ma być? – spytał, gdy wreszcie dotarł do laboratorium.

Cassandra popatrzyła na niego ze zdziwieniem, ale szybko odwróciła wzrok. Profesor był wyraźnie wściekły i jakby wytrącony z równowagi, więc darowała sobie uszczypliwą uwagę, która cisnęła jej się na usta.

– Eliksir Spokoju – odparła tylko.
– Tak wygląda, ale co jest w nim zaskakującego? – drążył, chcąc za wszelką cenę znaleźć coś, do czego będzie mógł się przyczepić.
– Uwarzyłam go według lekko zmodyfikowanego przepisu – wyjaśniła i podała mu pergamin ze szczegółowo rozpisaną instrukcją.

To go wreszcie zainteresowało, więc wziął pergamin i uważnie przestudiował zmienioną recepturę. Podobał mu się jej tok myślenia, dlatego zrezygnował z krytyki, na którą wcześniej się nastawił. W jego aktualnym stanie ducha nie był zdolny do wyrażenia pochwały, więc tylko mruknął coś pod nosem i pokiwał głową.

– Może pani już iść – odrzekł oschle.
– W takim razie… Do zobaczenia jutro.

Cassandra miała na końcu języka uwagę, że być może powinien spróbować jej mikstury, żeby przestać zachowywać się jak dupek, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Zemsta Snape’a mogłaby być dotkliwa i nie warto było tak ryzykować dla kilku chwil tryumfu.

Nie dowiedziała się nigdy, że gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Severus wypił sporą porcję Eliksiru Spokoju jej autorstwa. I że już kilka minut później był w stanie zupełnie inaczej spojrzeć na to, co mu się przytrafiło tego dnia. A nawet, że postanowił uzyskać zgodę Dumbledore’a na wtajemniczenie Minerwy w podejrzenia dotyczące Lucjusza. W ten sposób mógłby zyskać jej przychylność dla swoich planów, być może także pomoc, a przy okazji wyjaśnić, czemu dał się przekupić Malfoyowi.

*

– Ja wszystko rozumiem, ale czy nie sądzisz, że twoja decyzja była zbyt pochopna? – spytała Minerwa, starając się zachować spokój. – Co prawda opinia uczniów na twój temat nie ulegnie zmianie, jednak Draco może mieć przez to sporo nieprzyjemności. No i Harry… Nie zapała do ciebie sympatią po czymś takim.
– Malfoyowi przyda się odrobina krytyki, więc nim się nie będę przejmował – odparł Snape z wyraźnie wyczuwalną niechęcią w głosie.
– Ale wiesz, że mnie interesuje raczej ta druga kwestia…
– Z nią nie radzę sobie od dawna – zauważył z goryczą. – Nie sądzę, żeby to się miało zmienić w najbliższym czasie. Niezależnie od mojej zgody na propozycję Malfoya.

McGonagall nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć na to wyznanie, dlatego na wszelki wypadek milczała. Dopiero po chwili delikatnie zmieniła temat:

– Czyli jesteś pewien, że Lucjusz podrzucił coś Ginny?
– Tak to wyglądało – mruknął, ale spojrzał na nią z wdzięcznością. – To musiało być coś niewielkiego… I łatwego do ukrycia w książce lub pomiędzy nimi…
– List? Pocztówka? Notes? – zgadywała kobieta.
– Możemy tylko gdybać, ale myślę, że jesteś na dobrym tropie. Będziesz miała na nią oko?
– Oczywiście – zapewniła go. – Mam nadzieję, że odgadniemy, co wykombinował Malfoy, zanim będzie za późno.
– Daj mi znać, jak czegoś się dowiesz – odparł. Nie chciał jej mówić, że prawdopodobnie i tak nie będą ingerować w plany Lucjusza, o ile te nie zagrożą bezpieczeństwu uczniów. – Wracam do siebie, muszę jeszcze przygotować plan zajęć dla panny Flamel.
– To nie uprzedziłeś jej wcześniej, co ją będzie czekać w tym roku?
– Chciałem, żeby miała niespodziankę – uśmiechnął się wrednie.

Minerwa pokiwała głową z dezaprobatą, ale nie skomentowała tego ani słowem. Bała się, że w jej głosie będzie słychać rozbawienie, zamiast przygany.

Severus, który dobrze wiedział, że kobieta w gruncie rzeczy pochwala jego sposób prowadzenia praktyk, skinął jej głową i wyszedł na korytarz. Tam przystanął na chwilę, czekając aż usłyszy jej złośliwy chichot.

*

– Dzień dobry – przywitała się oschle Cassandra, gdy następnego dnia pojawiła się w szkole.

Nadal była urażona jego obcesowym zachowaniem, dlatego wolała spotkać się z nim w laboratorium zamiast w Wielkiej Sali. Gdyby doszło między nimi do kłótni, przynajmniej  nie byłoby świadków. 

– Dobry – mruknął snape.

Tego poranka był w wyjątkowo złym humorze. Przez większą część nocy nie mógł spać, rozmyślając o tym, jak bardzo Harry go znienawidzi, gdy się dowie, że Draco będzie grał w drużynie Slytherinu. A już zwłaszcza, gdy zrozumie, w jaki sposób się do tej drużyny dostał. Mógł udawać, że nic go to nie obchodzi, jednak w środku aż go skręcało z bezsilnej złości.

I chociaż wiedział, że nie powinien się wyżywać na stażystce, to wszystko zmierzało właśnie w tym kierunku. Nie potrafił zdobyć się nawet na przyjazne powitanie.

– Dzisiaj będzie mi pani towarzyszyć podczas lekcji – oznajmił. – Po śniadaniu.

Wyszedł z pracowni, a Cassandra wybiegła za nim, jak zwykle mając problemy z utrzymaniem jego tempa. Tym razem na szczęście nie musiała z nim rozmawiać, bo pewnie dostałaby zadyszki. Odetchnęła spokojniej dopiero przy stole nauczycielskim i pomyślała, że coś musiało się wydarzyć. Snape rzadko kiedy bywał aż tak szorstki wobec niej. Nawet gdy zrzędził, krzyczał i złorzeczył czy groził, że ją wyrzuci. Ciekawe tylko, co wprawiło go w aż tak paskudny nastrój?

Nie dane jej było się tego dowiedzieć. Snape jadł w milczeniu, całym sobą dając do zrozumienia, że nie powinna o nic pytać. I tak nie zamierzała tego robić. Przynajmniej do chwili, gdy przyleciała sowia poczta i znana jej z widzenia płomykówka zrzuciła mu kopertę na głowę.

Czyżby Lorelai korespondowała ze Snape’em? – pomyślała z nagle zrodzoną podejrzliwością. – Nigdy nie wspominała, że się ze sobą kontaktują.

A Cassie była pewna, że dobrze rozpoznała jej sowę. Tylko dlaczego list od uzdrowicielki od razu poprawił Snape’owi humor?

Dziewczyna czuła się zaintrygowana. Jednak to nie było jedyne uczucie, które towarzyszyło jej w tamtym momencie. Przez kilka sekund była też rozdrażniona, smutna i zawiedziona. Zupełnie, jakby była zazdrosna. To było tak absurdalne, że prawie od razu się opamiętała. A przynajmniej miała nadzieję, że nie dała po sobie niczego poznać, kiedy Snape w końcu na nią spojrzał.

– Zmiana planów – mruknął, składając list i chowając go do kieszeni. – Jak pani zje, spotkamy się w skrzydle szpitalnym. Za jakieś pół godziny.

To stwierdzenie wybiło jej z głowy głupie myśli, za to wzmocniło zaciekawienie. Czyżby Lori zamierzała odwiedzić Hogwart i właśnie w tej sprawie pisała do Snape’a? Tylko czemu do niego, a nie do Dumbledore’a? O co w tym wszystkim chodziło?

*

Równo pół godziny później stawiła się przed drzwiami szpitala. Snape, Queen, pani Pomfrey i dyrektor już na nią czekali.

– Dzień dobry – przywitała się grzecznie.
– Panno Flamel, jak już mówiłem, nastąpiła zmiana planów – odezwał się Snape, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć dziewczynie. – Będzie pani dzisiaj pomagać przy badaniach okresowych. Panna Queen wprowadzi panią w szczegóły, bo ja niestety muszę iść na lekcje.

Skinął głową wszystkim obecnym i odszedł. Lorelai odprowadziła go wzrokiem zdziwiona jego zachowaniem. Kiedy się odwróciła, napotkała podejrzliwe spojrzenie Cassandry i poczuła się odrobinę nieswojo. Czyżby Cassie miała do niej o coś pretensje? Tylko o co? Gdy się ostatnio widziały, wszystko było między nimi w porządku. Pomyślała, że w przerwach między badaniami będą miały dość czasu, żeby to wyjaśnić.

– To co, zaczynamy?
– Im szybciej, tym lepiej – odpowiedziała jej dziarsko pielęgniarka, która wciąż miała mieszane odczucia odnośnie badań okresowych.
– Mam nadzieję, że poradzicie sobie ze wszystkim, ale gdybyście potrzebowały pomocy, to kogoś do was przyślę – oznajmił im dyrektor, po czym dodał: – Za chwilę poinstruuję nauczycieli, żeby stopniowo przyprowadzali do was swoich uczniów. Możemy zacząć od pierwszoroczniaków?
– Tak będzie najlepiej – Lorelai skinęła mu głową.

Weszły do sali szpitalnej i od razu podzieliły się obowiązkami – Cassandra przygotowywała karty zdrowia dla każdego ucznia, Poppy przesuwała meble, by zapewnić leżącym w szpitalu chorym chociaż minimum spokoju i intymności, a Lorelai rozstawiła przywiezioną ze sobą tablicę do badania wzroku, przygotowała też miarkę i wagę, ciśnieniomierz i stetoskop. Skoro już uległa prośbie Severusa, postanowiła rzetelnie wykonać zadanie i naprawdę przebadać wszystkich uczniów. I nauczycieli przy okazji też.

– Wszystko w porządku? – spytała szeptem, przysiadając się do Cassandry.
– Tak, tylko trochę mnie zaskoczyliście tymi badaniami – odpowiedziała Flamel i spojrzała uważnie na koleżankę. – Tylko nie rozumiem, czemu załatwiałaś to ze Snape’em, a nie z Dumbledore’em.
– Dziwi cię to czy martwi? – spytała przekornie Lorelai.
– Dziwi – odparła szybko dziewczyna.
– Widziałam się z Severusem po twoich praktykach w szpitalu i tak się jakoś zgadaliśmy… Przypomniałam sobie, że już dawno szpital zamierzał przeprowadzić takie badania, więc jak znalazł się czas i budżet, to napisałam do niego… Dumbledore musiał o wszystkim wiedzieć, skoro tak szybko się zgodził.

Cassandra pokiwała głową. Brzmiało to bardzo prawdopodobnie, jednak nie dała się tak łatwo przekonać. Queen zwykle była bardziej oszczędna w słowach, a teraz rozgadała się, jakby za wszelką cenę próbowała się wytłumaczyć. Przynajmniej tak to odebrała Cassie.

Dopiero później, gdy pierwsi uczniowie stawili się na badanie, zaczęła się zastanawiać, czemu tak bardzo ją to ruszyło. Dlaczego znajomość Snape’a i Lorelai miałaby ją w ogóle obchodzić? W końcu ich życie prywatne było ich wyłączną sprawą. A jednak czuła się z tym dziwnie i kompletnie tego nie rozumiała. Machinalnie wypełniała karty zdrowia uczniów, starając się wrócić do równowagi psychicznej i emocjonalnej.

Lori także się zdziwiła, że tak wylewnie tłumaczyła się przed Cassandrą. Przecież nie było nic niestosownego w tym, że napisała do Severusa. Być może chodziło o wyrzuty sumienia, bo przecież nie była z nią do końca szczera. Ale słowa danego Lily i Snape’owi nie mogła złamać nawet gdyby chciała. Dlatego ukryła prawdziwy cel swojej wizyty w Hogwarcie przed Cassandrą, a także przed Harrym, który przyszedł na badanie tuż po drugim śniadaniu.

Queen potwierdziła podejrzenia Severusa – chłopak potrzebował nowych, mocniejszych okularów. Od razu wystawiła mu odpowiednie dokumenty i poinstruowała, jak i gdzie powinien je zamówić. Zdziwiło ją, że był taki grzeczny i jednocześnie nieśmiały. W tym jednym zupełnie niepodobny do ojca. Poza tym uważała, że to skóra zdjęta z Severusa i nie mogła uwierzyć, że większość osób tego podobieństwa nie dostrzega.

*

Badania przeciągnęły się do wieczora i po kolacji Lorelai ledwo trzymała się na nogach. Wiedziała, że czeka ją jeszcze jeden równie ciężki dzień pracy, więc z chęcią zgodziła się zostać w szkole na noc. Zajęła jeden z pokoi gościnnych i próbowała na to samo namówić Cassandrę, ale dziewczyna postanowiła wrócić do siebie. Queen rozumiała jej decyzję, przynajmniej częściowo.

Pokój, który zajęła, został urządzony komfortowo i przytulnie. Był niewielki, ale na tę jedną noc w zupełności wystarczający. Kobieta nalała sobie wina ze stojącej na szafce nocnej karafki, rozebrała się i z pełnym kieliszkiem poszła do łazienki. Ciepła kąpiel i niewielka ilość alkoholu uspokoiły ją i odprężyły po ciężkim dniu. Na szczęście nie na tyle, by zasnęła w wannie.

*

Cassandra padła na łóżko zaraz po tym, jak wróciła do domu. Nie miała nawet siły, by wziąć prysznic. Nadrobiła to niedopatrzenie dopiero nad ranem, kiedy wstała równie zmęczona jak wtedy, kiedy się kładła. Zimna woda rozbudziła ją nieco i ukoiła niespokojne myśli, które męczyły ją przez cały poprzedni dzień i połowę nocy. W końcu doszła do wniosku, że Lorelai nie była z nią całkowicie szczera, kiedy latem rozmawiały o jej znajomości ze Snape’em. I pewnie dlatego teraz poczuła się oszukana. Chociaż tak naprawdę nie było ku temu powodu.

Zakręciła wodę, owinęła się ręcznikiem i przelotnie zerknęła w lustro. Aż jęknęła, gdy zauważyła podkrążone, podpuchnięte oczy, zaczerwienioną twarz i skołtunione włosy. Od razu głupie myśli wywietrzały jej z głowy!

Doprowadzenie się do porządku zajęło jej tyle czasu, że nawet nie zauważyła nadejścia Eleonory, swojej pomocy domowej. Lekko zaskoczona wpadła na nią, kiedy wybiegała z mieszkania.

– Przepraszam, jestem już spóźniona! – krzyknęła tylko i zdeportowała się za progiem.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now