5.

960 62 18
                                    

Cassandra zapukała do drzwi jego gabinetu i czekała, aż pozwoli jej wejść. Jednak Snape chyba naprawdę zamierzał opuścić zamek, bo po chwili wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi na klucz.

– Idziemy – rozkazał.

Nie miała wyjścia. Poszła za nim, z trudem utrzymując tempo, które narzucił. Po chwili zrobiło jej się gorąco, a jej łydki zapłonęły bólem.

– Mógłby pan trochę zwolnić? – poprosiła.
– Nie idziemy na spacer – odrzekł, ale odrobinę zwolnił.
– Dziękuję – mruknęła.

Snape widział, że wciąż była zestresowana, ale ucieszył się, że zaczynała zachowywać się normalnie. Jeszcze wczoraj szła by za nim bez słowa protestu.

Zatrzymał się przed wejściem do Zakazanego Lasu. Dziewczyna stanęła obok niego i trwożnie spojrzała na ciemną ścianę drzew. Snape podchwycił jej spojrzenie, ale to go nie powstrzymało. Wszedł między drzewa, a po chwili usłyszał, że dziewczyna idzie za nim.

– Proszę spojrzeć na księżyc – polecił jej. – W jakiej jest fazie?
– Dwa dni temu był nów, więc teraz księżyca przybywa, ale jeszcze nie dotarł do pierwszej kwadry – odpowiedziała odruchowo.
– A co to oznacza dla nas?
– Że teraz rośliny czerpią najwięcej surowców odżywczych z otoczenia – odparła. – Można je już zbierać, ale jeszcze nie są najwyższej jakości. Jeśli jest taka możliwość, to lepiej poczekać z tym do pełni. Wyjątek stanowią niektóre rośliny wodne... – urwała i spojrzała na niego ze zgrozą – Nie... Chyba nie planuje pan ich zbierać? I to jeszcze po nocy?

Dotarli do niewielkiego jeziora, więc w zasadzie Snape nie musiał odpowiadać. Jednak nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.

– Nie, panno Flamel, to pani będzie je zbierać.
– Błagam, niech pan powie, że to tylko żart.
– Czy ja wyglądam na kogoś, kto lubi żartować? – spytał, a ona odruchowo pokręciła głową. – No właśnie.

Cassandra spojrzała najpierw na profesora, a później na czarną toń jeziora. Jeżeli Snape nie żartował, to będzie musiała wejść do wody i nazbierać drobnych czerwonych owoców moczarki. Oczywiście mogłaby to zrobić równie dobrze w ciągu dnia, ale profesor postanowił się nad nią poznęcać. Odetchnęła głęboko i powoli zaczęła rozpinać kurtkę.

Snape nie wierzył, że zdecydowała się to zrobić. I że mniej przerażało ją mroczne jezioro pośrodku Zakazanego Lasu niż jego skromna osoba. Obserwował ją z ciekawością, kiedy bez kurtki i boso podeszła na brzeg jeziora. Widział jej wahanie, zanim ściągnęła spodnie i sweter i w majtkach i bluzce z długim rękawem zaczęła wchodzić do wody.

Pokręcił głową z politowaniem. Nie pomyślała o użyciu zaklęcia rozgrzewającego. Ani o tym, że mogła zaczarować ubrania, żeby nie przemakały. Przypomniał sobie nagle swój własny staż i przestał się temu dziwić. On zrobiłby to samo. Głównie po to, by zaimponować swojemu Mistrzowi. Tak, jak ona chciała zaimponować jemu.

Dziewczyna bardzo powoli wchodziła głębiej, a on doszedł do wniosku, że musi być gotowy, żeby w razie potrzeby wyciągnąć ją z wody. Zdjął buty i kurtkę, żeby móc się swobodniej poruszać i użył zaklęć, o których nie pomyślała Cassandra. Podszedł bliżej brzegu i czekał.

Woda była lodowata. Flamel miała wrażenie, że za chwilę jej nogi zmienią się w sople lodu. Ramiona miała pokryte gęsią skórką, a jej zęby dzwoniły o siebie. Bała się, że je straci lub że odgryzie sobie język, jeśli się odezwie i poprosi Snape’a o pomoc. Bała się także odwrócić, by nie okazało się, że profesor się z niej śmieje. Dzielnie zanurzała się w zimnej, ciemnej wodzie.

Światło rosnącego księżyca nie oświetlało zbyt dobrze osłoniętego drzewami jeziora i Cassandra zorientowała się, że nie będzie w stanie dostrzec owoców, które miała zebrać. Pomyślała, że musi zanurzyć się cała, żeby ich dosięgnąć. Nabrała powietrza i zanurkowała.

Po chwili wynurzyła się, łapczywie próbując zaczerpnąć tchu. Severus zauważył, że wpadła w panikę i podbiegł do niej.

– Idiotka – mruknął pod nosem, a głośniej dodał: – Chciała się pani utopić?
– N–nie – wyszeptała szczękając zębami. – Ale... chy–chyba nie dam rady...
– I wracamy do kwestii zaufania – powiedział, kładąc dłonie na jej ramionach. – Niech pani oddycha głęboko.

Cassandra posłuchała. Dotyk profesora nie był nieprzyjemny, więc stopniowo zaczęła się rozluźniać. Snape cały czas powtarzał jej, że ma oddychać. Po kilku nieznośnie dłużących się minutach odetchnęła głęboko.

Profesor zaczął szeptać zaklęcia, a ciało Cassandry napełniło się przyjemnym ciepłem. Po chwili było jej nawet odrobinę za gorąco. Jednak wtedy Snape odsunął się od niej, co tak ją zaskoczyło, że aż się zachwiała. Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że próbując złapać oddech oparła się o niego i że to on utrzymywał ją w pionie do tej pory. Zarumieniła się.

– Dziękuję – powiedziała. – To było bardzo głupie z mojej strony...
– Każdemu może się zdarzyć – odparł lekko unosząc kącik ust. – Teraz już nie będzie pani tak marznąć, więc proszę kontynuować.
Nawet jej nie zdziwiło to polecenie. W zasadzie byłaby zaskoczona, gdyby teraz pozwolił jej wyjść z wody. Było jej ciepło, więc tym razem perspektywa zanurzenia się w jeziorze już nie była taka przerażająca. W sumie było to nawet całkiem przyjemne doświadczenie. Zlokalizowała wreszcie miejsce, gdzie rosło sporo moczarki i zanurkowała.

Ciekawe, kiedy się zorientuje, że nie ma w co włożyć zebranych owoców – pomyślał Severus ze złośliwą uciechą. Coraz bardziej podobał mu się ten eksperyment.

– Panie profesorze, mógłby mi pan wyczarować jakieś naczynie? – poprosiła Flamel.
– A jakie by pani chciała?
– Wszystko jedno – odparła i zaraz zrozumiała swój błąd.
– Zła odpowiedź, panno Flamel.
– Może być słoik – poprawiła się.
– Proszę bardzo – Severus wyczarował słój i przelewitował go do niej. – To był szczęśliwy strzał, czy jednak posiada pani pewne, elementarne informacje o składnikach i warunkach ich przechowywania?

Dziewczyna zaklęła szeptem. Oczywiście, że to wiedziała. Odpowiedziała cokolwiek, żeby jak najszybciej móc wyjść z wody. Właśnie przed chwilą uświadomiła sobie, że paraduje przed nauczycielem w samych majtkach i mokrej koszulce idealnie opinającej jej ciało. Zażenowana własną głupotą i niedomyślnością, udzieliła błędnej odpowiedzi na takie banalne pytanie.

– Świeżo zebrane owoce moczarki przechowujemy w szklanych naczyniach – wyrecytowała. – Suszone, w kartonowych pudełkach. Sok z owoców wchodzi w reakcję z większością metali, więc nie powinno się ich trzymać w cynowych czy miedzianych butelkach.
– Czyli jednak znała pani odpowiedź. Czemu w takim razie nie udzieliła jej pani od razu? – w jego głosie dało się słyszeć rozbawienie, co doprowadziło ją do szału.
– Byłam przekonana, że pan też to wie i nie będę musiała tego panu tłumaczyć – wypaliła rozzłoszczona. Słoik był już pełny, więc wyszła z wody i wcisnęła go w ręce Snape’a. – Proszę.

Znalazła swoją różdżkę i szybko osuszyła i wciągnęła na siebie spodnie, sweter i kurtkę. Zaklęcia profesora już na nią nie działały, więc znowu było jej zimno. Założyła skarpetki i buty, ale palce jej zgrabiały, więc z trudem dała radę zawiązać sznurówki. Cały czas czekała, aż nauczyciel coś powie. Jego milczenie potrafiło być bardziej denerwujące niż jego wrzaski. Wyprostowała się i spojrzała na niego.

Snape krytycznie oceniał stan zebranych po ciemku owoców, starając się nie przenosić wzroku na swoją stażystkę. Nie chciał jej krępować, w końcu wymyślił to zadanie po to, by poczuła się przy nim pewniej.

– Potrafi być pani naprawdę irytująca, panno Flamel – odezwał się w końcu. – I bezczelna. Wracamy.
– Wiem, profesorze, przepraszam. Trochę mnie poniosło.
– Ale czy ja powiedziałem, że to coś złego? – spytał.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Kpił z niej czy mówił poważnie? Nie umiała tego wyczuć. On też się jej przyglądał, wyraźnie oczekując odpowiedzi.

– Nie powiedział pan tak – odpowiedziała.
– No właśnie – skwitował krótko Severus. – Jak się pani podobała dzisiejsza lekcja?
– Średnio – odparła szczerze. – Zmarzłam, zmokłam i niczego się nie nauczyłam.
– Czyżby? – zakpił. – Ja się na przykład nauczyłem, że jest pani gotowa na każde szaleństwo byle tylko przypodobać się nauczycielowi.
– To gruba przesada, panie profesorze – zaprotestowała oburzona. – Zadziałałam odruchowo, to wszystko.
– Odruchowo? – zdziwił się. – To bardzo ciekawe, ale nie o tym chciałem z panią porozmawiać. Naprawdę niczego się pani dzisiaj nie nauczyła?
– Domyślam się, że nie chodziło panu o naukę Alchemii – westchnęła.
– Chciałem, żeby pokonała pani swój strach i zaczęła mi ufać – wyjaśnił jej. – Jeśli mam panią uczyć, to musimy zacząć współpracować. Rozmawiać ze sobą, nie tylko podczas zajęć i tak dalej.
– I myśli pan, że udało się panu?
– Wydaje mi się, że tak – odpowiedział. – Poszła pani ze mną do Zakazanego Lasu, weszła pani do wody, bo ja tak poleciłem, zaufała mi pani, że będę czuwał nad jej bezpieczeństwem. No i w końcu zaczyna pani normalnie ze mną rozmawiać, a nawet pyskować. Uważam to za swój sukces.

Dziewczyna szła za nim i myślała o tym co powiedział. W jednym miał rację. Relacja pomiędzy nauczycielem a uczniem musiała opierać się na wzajemnym zaufaniu. On musi wiedzieć, że ona mu ufa. Że się go nie boi i że nie zawaha się poprosić o pomoc. Dzisiaj pokazał jej, jak to powinno wyglądać. Uśmiechnęła się pod nosem.

– Chyba jednak się czegoś nauczyłam – powiedziała.
– Mam nadzieję, że zapamięta pani tę lekcję.
– O to może być pan spokojny – roześmiała się, chyba po raz pierwszy w jego obecności.
– Jutro się o tym przekonamy – odparł sztywno. – Zapraszam do mojego gabinetu, przed śniadaniem.
– Tak, panie profesorze, dobranoc – pożegnała się i poszła do swojego mieszkania.

A Snape w końcu nie musiał nad sobą panować i uśmiechnął się całkiem szczerze. Coś mu mówiło, że to będą bardzo interesujące praktyki, chociaż na początku nic na to nie wskazywało.

Wszedł wreszcie do siebie i wśród leżących na biurku papierów odszukał formularz zamówienia z logo firmy Miotły Sportowe Nimbus. Zakreślił krzyżykiem kratkę obok modelu Dwa Tysiące i uzupełnił dane odbiorcy zamówienia. Pole „nadawca” zostawił puste, a w rubryce „płatnik” prócz swojego nazwiska umieścił informacje, że są to dane poufne, a ich ujawnienie grozi śmiercią w męczarniach. Dzięki temu zyskał pewność, że nikt przedwcześnie nie dowie się, kto kupił Harry’emu miotłę. Wiedział, że Nimbus to solidna firma i nie zawiedzie pokładanych w niej nadziei. I że za odpowiednią opłatą szybko zapomni, kto płaci za ich miotły. Przygotował formularz do wysłania i wyjął z klatki swojego puchacza. Przywiązał pergamin do jego nóżki i delikatnie pogłaskał główkę ptaka.

– Weźmiesz też to – powiedział cicho podając puchaczowi mieszek wypchany galeonami. – Leć, Venom.

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now