16.

721 59 36
                                    

– Obawiam się, że może mieć pani rację – powiedział Snape. – To właśnie on próbował dostać się do Kamienia w Noc Duchów.
– To niemożliwe – jęknęła. – Przecież w Hogwarcie Kamień miał być bezpieczny!
– I jest – przypomniał jej. – Póki co nikt go jeszcze nie wykradł.
– Trzeba to jak najszybciej zgłosić Dumbledore’owi! – wykrzyknęła dziewczyna.
– Spokojnie, panno Flamel, dyrektor już o wszystkim wie. Nie chcemy spłoszyć Quirrella, dopóki nie poznamy jego motywów.
– Przecież wiadomo, po co jest mu potrzebny Kamień! – Cassandra zupełnie nie rozumiała, jak on może o tym mówić z takim spokojem.
– To, rzeczywiście, nie jest zbyt trudne do odgadnięcia, jednak... nam chodzi o coś innego – westchnął i potarł zmarszczone czoło.
– O co? – spytała bezradnie.
– O coś większego niż Kamień, Eliksir i pani szanowny praprapradziadek – Snape zaczynał się denerwować.
– O V–Voldemorta, prawda? – zaryzykowała.
– Skoro pani wie, to po co te pytania? – odpowiedział nie wprost.

Zamilkli i popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Oboje nie chcieli dopuścić do powrotu Czarnego Pana. On z wiadomych względów, a ona dla zasady. Była w pierwszej klasie, kiedy Harry Potter powstrzymał Voldemorta i chociaż miała wtedy zaledwie jedenaście lat, to nie potrafiła zapomnieć o wojnie i tamtym strachu, który towarzyszył jej na każdym kroku. Domyślała się, że dla profesora te wspomnienia mogły być jeszcze bardziej dotkliwe i nieprzyjemne, więc nie zamierzała drążyć tematu.

Zamiast tego spytała wojowniczo:

– Co robimy?
– Pani wraca do swoich eliksirów, a ja idę na lekcje – odparł spokojnie.
– Nie o to pytałam, panie profesorze – mruknęła niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
– Wiem, ale w tej chwili nie pozostaje nam nic innego – oznajmił jej, zabrał częściowo sprawdzone eseje i wyszedł z pracowni.

*

Głupia suka – myślał rozzłoszczony Quirrell. – Kurewka, której wydaje się, że jest Merlin wie kim, tylko dlatego, że nazywa się Flamel! A naprawdę jest nikim!

Kwiryniusz był wściekły i przez cały czas nakręcał się przeciwko Cassandrze.

Początkowo chciał ją wciągnąć do współpracy, jednak później doszedł do wniosku, że ten jeden raz mógłby przy okazji ugrać coś dla siebie. Dziewczyna spodobała mu się od pierwszego wejrzenia, a że on już od dawna był sam, to postanowił wykorzystać ją również w innym celu.

Ona jednak śmiała mu odmówić. Odrzuciła go, chociaż był wobec niej naprawdę grzeczny, wręcz uniżenie. Teraz pokaże tej suce, gdzie jest jej miejsce. Zdobędzie ją, choćby siłą i zrealizuje wszystkie swoje fantazje, a potem pozbędzie się tego, co z niej zostanie.

*

Cassandra nie potrafiła zastosować się do rady Snape’a. Nie mogła spokojnie pracować, wiedząc, że ktoś w tym samym czasie knuje przeciwko któremuś z członków jej rodziny. Do tej pory uważała, że niebezpieczeństwo jest czysto teoretyczne, a nawet, że to zwykły wymysł nestora rodu Flamelów. Teraz okazało się, że nie doceniła swojego praprapradziadka.

– Dobrze, że nikomu nie mówiłam, co o tym wszystkim myślę – mruknęła pod nosem.

Machinalnie mieszała w kociołku zastanawiając się, czy nie lepiej by było zbliżyć się do Quirrella, żeby poznać jego plany. Może wtedy dałoby się zapobiec kradzieży Kamienia i, w dalszej perspektywie, powrotowi Voldemorta?
Dziewczyna nie czuła się na siłach, żeby o tym decydować. Nie chciała swoim pochopnym działaniem popsuć planów Dumbledore’a i Snape’a. Ale jeszcze bardziej nie chciała bezczynnie czekać na rozwój wydarzeń. Rodzina by jej nie darowała, gdyby Kamień został skradziony tuż sprzed jej nosa.

Ręka jej zawisła bez ruchu nad kociołkiem. Czy to możliwe, że Nicolas Flamel poprosił Dumbledore’a, żeby ten przyjął ją na staż pomimo wyraźnego sprzeciwu ze strony Snape’a? Ta myśl wydała się jej niezwykle przygnębiająca. Rodzice byli temu przeciwni, ale ona uparła się i postanowiła postawić na swoim. I do tej pory myślała, że dostała się na te wymarzone praktyki wyłącznie dzięki sile swojej determinacji. Jeśli jednak praprapradziadek maczał w tym palce, to niczego nikomu nie udowodniła. A tak bardzo chciała im wszystkim pokazać, że jest coś warta! Że pomimo tego, że jest kobietą, to potrafi warzyć eliksiry na równi z mężczyznami! A nawet, że może być od nich lepsza!

Veritaserum niebezpiecznie zabulgotało w kociołku, czym w końcu zwróciło na siebie jej uwagę. Zgasiła palnik i zamieszała eliksir jeszcze dwa razy. Jej zdaniem był już gotowy. Westchnęła cicho. Musiała jeszcze uzupełnić notatki dotyczące eksperymentalnego warzenia serum prawdy i mogła pójść do domu. Z jednej strony miała ochotę porozmawiać z matką i wypytać ją o to, czy jej podejrzenia są słuszne. Z drugiej jednak, bała się tej rozmowy. Tego, że rodzicielka mogłaby potwierdzić, że to Nicolas załatwił jej te praktyki.

Dlatego bardzo powoli wodziła piórem po pergaminie i dwa razy sprawdzała, czy czegoś nie pominęła. Wkrótce jednak miała przed sobą gotowe bardzo skrupulatne notatki. Wysprzątała jeszcze pracownię i w końcu musiała ją opuścić. Wracała do domu z ciężkim sercem i głową pełną niewesołych myśli.

*

Tego dnia podczas lekcji Severus był wyjątkowo cichy. Zlecał uczniom pracę nad eliksirami, a sam mozolnie zagłębiał się w treść ich prac domowych. Tym razem ograniczał się tylko do poprawiania błędów i wystawiania ocen, pomijając tak lubiany przez siebie rytuał pisania co głupszym jednostkom, co o nich myśli.

Taki sposób sprawdzania wypracowań był dla niego czymś, co robił automatycznie, a jego myśli mogły w tym czasie krążyć wokół innych spraw. Lub osób. A konkretnie wokół Quirrella.

Ten człowiek niewymownie go irytował. Być może dlatego, że Snape nie potrafił go rozgryźć. Był pewien, że jego wieczna lękliwość jest tylko maską, za którą skrywa się naprawdę niebezpieczny przeciwnik.

Próba zamordowania Harry’ego na oczach całej szkoły była dowodem odwagi i nieustępliwości. A schowanie się w cieniu sprytną zagrywką, po której nikt nie próbował go powiązać z tym, co się stało. Przeciwnie. Severus wiedział, że Harry i jego przyjaciele podejrzewali o to jego, a nie Quirrella. I zrozumiał, czemu Kwiryniusz uśmiechał się tryumfalnie, chociaż nie osiągnął tego, co zamierzał. Może nie udało mu się zabić Harry’ego, ale znalazł kozła ofiarnego, na którego można było zrzucić wszelkie dalsze czynności zmierzające do wykradzenia Kamienia lub pozbycia się chłopaka.

Snape musiał przyznać, że było to bardzo sprytne posunięcie. Na miejscu Quirrella zrobił by tak samo. W dodatku również wybrałby osobę, która od razu wydaje się najbardziej podejrzana, w tym przypadku samego siebie. Zrozumiał, co kierowało jego przeciwnikiem, co w najmniejszym stopniu nie poprawiło jego samopoczucia. Przeciwnie.

Rozsadzała go kiepsko tłumiona wściekłość. Próbował nie pokazywać na zewnątrz, że ledwo nad sobą panuje, jednak kilku uczniów boleśnie odczuło wybuch jego gniewu.

Po południu zszedł do laboratorium. Panny Flamel już nie było, więc podszedł do jej stanowiska i z zainteresowaniem przyjrzał się efektom jej pracy. I wtedy spłynął na niego spokój. Widok idealnie uwarzonych eliksirów zawsze działał na niego kojąco. Pobrał do oceny próbki z wszystkich czterech kociołków i zaczął je analizować. Dzięki temu nie tylko się uspokoił, ale też zajął myśli czymś innym, co pozwoliło mu wpaść na pewien pomysł.

*

– Panno Flamel, co może mi pani powiedzieć o przebiegu i efektach przeprowadzonych przez panią eksperymentów? – spytał ją następnego dnia z samego rana.

Cassandra spojrzała na niego zdziwionym, zmęczonym wzrokiem, jakby nie zrozumiała pytania. Zresztą przez chwilę naprawdę nie miała pojęcia, o co Snape’owi chodzi. Jej eksperymenty zeszły na dalszy plan w obliczu informacji, które zdobyła poprzedniego dnia. Jednak twarde spojrzenie profesora i jego lekko kpiący uśmiech szybko przypomniały jej o prawdziwym celu ich spotkania. Westchnęła cicho.

– Niewiele – wyrwało jej się, ale niestety profesor dosłyszał.
– Poświęciła pani na to w sumie sześć tygodni i nie potrafi pani powiedzieć, co przez ten czas robiła? – zadrwił Snape.
– Oczywiście, że potrafię! Tylko myślałam o tym, co mi pan powiedział i...
– Nie powinna się pani rozpraszać – przerwał jej. – Ale teraz już wiem, że rozmawianie z panią o czymś, co nie jest związane z tematem naszych zajęć, źle wpływa na pani koncentrację, więc więcej nie popełnię tego błędu.
– Jak pan może tak mówić! Poza tym... to nie o to chodzi! – zdenerwowała się dziewczyna. – Proszę bardzo, mogę panu zreferować, co robiłam przez te sześć tygodni!

Zaczęła mu odpowiadać, posiłkując się swoimi notatkami i przykładami, znanymi jeszcze z czasów studiów, aż w końcu zmęczona i zachrypnięta dobrnęła do momentu prezentacji gotowych eliksirów.

– Dziękuję pani, próbki zdążyłem ocenić już wczoraj – wtrącił się Severus.
– Czy zaliczyłam to zadanie? – spytała Cassandra, gdy profesor zamilkł i wyglądało na to, że nie zamierza nic więcej powiedzieć.
– Tak – odparł krótko. – Zaliczyła je pani. Mam jednak jedno pytanie... Czy chce pani kontynuować ten staż?
– Tak! Dlaczego pan o to pyta? – zdziwiła się dziewczyna.
– Bo odnoszę wrażenie, że pomimo całego wysiłku, który włożyła pani w tę pracę, w ogóle nie cieszy się pani z jej zakończenia. Jakby przestało pani zależeć.

To szczere wyznanie trochę zbiło ją z tropu. Snape jeszcze nigdy nie mówił do niej tak otwarcie i z takim smutkiem. Jakby to jemu zależało bardziej niż jej. Zawstydziła się, bo rzeczywiście myślała o czymś innym i trochę zlekceważyła profesora i jego wysiłek włożony w unormowanie ich współpracy.

– Zależy mi. Bardzo – zapewniła go gorąco. – Tylko mam jedno pytanie.
– Słucham.
– Czy profesor Dumbledore bardzo naciskał na to, żeby przyjął mnie pan na staż?

Severus Snape I Mistrzyni ElksirówWhere stories live. Discover now