2️⃣5️⃣

48 4 3
                                    

Katara

Stałam przerażona, patrząc na chłopaka, który nie wyglądał na zmartwionego, tylko na zesranego ze strachu.
- Przez czym ostrzegają? - zapytał po chwili ciszy między nami.
- Głównie ataki ale są też in..
- No to świetnie. - przerwał mi. Ta zajebiscie.
- Co teraz robimy? - zapytałam, patrząc na mieszkańców, wybiegających ze swoich Marui. Zapytałam trochę obojętnie jednak nie było mi to obojętne. Moja wioska, mój dom, może spłonąć. Nie mogę na to pozwolić.
- Nie wiem. Pewnie zawołamy mojego tatę i wszystko będzie git.. - nie mogłam już tego słuchać. Pobiegłam na przód, ratując ludzi. Pomagałam mi w wydostaniu się z domu.
- Co ty robisz?! Jesteś normalna?! - krzyczał chłopak, który kaleczonym biegiem dobiegł do mnie.
- Pomagam, nie widzisz? - powiedziałam, próbując uspokoić przerażone dziewczynki. Biedne, nie wiedziały co się dzieje. Podbiegła do mnie najmłodsza z nich wszystkich przytulając się do mnie.
- Boje się.. - powiedziała mała Becky. Słysząc jej przerażony głosik w moich oczach momentalnie stanęły łzy. Kocham dzieci( jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało) i nienawidzę gdy płaczą. Doprowadza mnie to do białej gorączki, jednak gdy Becky zaczyna płakać, wszystko się wali a ja tłukę się jak porcelanowa laleczka. Kawałek, po kawałeczku.
- Wiem, ja też. Ale będzie dobrze, zobaczysz. - uśmiechnęłam się do niej, dając jej otuchy.
  - Katara! - usłyszałam swoje imię a więc obróciłam się do tyłu. Wolał mnie Jake.
- Jake? Coś się stało? - zapytałam, dalej nie wiedziałam o co chodzi i generalnie jakim sposobem on się tutaj znalazł.
- Widziałaś Tuk? - No i zajebiście, obróciłam się by zobaczyć gdzie stoi Neteyam. Nie było go.
- Nie..- przeciągnęłam, nie spodziewając się następnego ruchu ze strony ludzi z nieba. Rzucili jakaś bombę czy rakietę czy coś tam innego na jedną z Marui. Moją Marui..

Gdy tylko usłyszałam huk i ponowne krzyki ruszyłam przed siebie. Zapomniałam o Neteyamie i innych tam przeszkodach. Jednak biegnąc, wpadłam w czyjeś ramiona. To był Norm.
- Nie zdążyła wyjść.. - odpowiedział i skierował głowę gu dołowi. Wiedziałam o kogo chodziło. Moja mama. Moje całe życie, najwspanialsza kobieta w moim życiu. Moja bogini, mój autorytet, mój anioł, właśnie rozwinął skrzydła i odleciał.. Łzy już spływały mi po policzkach.
- Skąd wiesz! Nie było cię tam! - zaczęłam krzyczeć pod wpływem emocji. Nie radziłam sobie, co lekarz zauważył i objął mnie swymi ramionami. Zaczęłam się wyrywać, kopać. Jednak po chwili ustałam i pozwoliłam aby mnie przytulał. Wybuchnęłam głośnym płaczem, nie przejmując się, że wszyscy wokół dalej uciekają i uderzają o nas po drodze.
- Już dobrze. Już.. - mówił Norm, głaskając mnie po plecach. Pozwoliłam sobie na chwile słabości, jednak było jej już za dużo.
- Gdzie Neteyam? - zapytałam, odrywając się od niego. Nigdzie go nie widziałam.
- Chyba cię szuka. - powiedział. Po chwili dobiegł do nas zmachany chłopak. Nie pytał co się stało, po prostu przyciągnął mnie do siebie, przez co zderzyłam się z jego torsem i mnie przytulił, delikatnie podduszając. Kochałam go i nie mogłam go stracić.
- Gdzie twój tata? - zapytałam, po chwili. Przecież miał coś ogarnąć i znowu miało być kolorowo.
- Nie wiem.. - powiedział - Myślałem że coś ci się stało.
W sumie tak było by lepiej. Neteyam pewnie poznał by inną może lepszą dziewczynę a ja byłabym z mamą i tatą szczęśliwa.
- Neteyam!? - usłyszeliśmy głos Jake'a. W końcu się pojawiał i napewno zaraz wszystko się ułoży. - Neteyam?! - po drugim krzyknięciu poczułam jak duże silne ramiona, oplatają nas obu. To Jake.
- Nic wam nie jest? - zapytał.
- Nie. - odpowiedział cicho Neteyam.
- Chodźcie. - powiedział starszy mężczyzna. Przez cały czas nie odezwałam się ani razu. Byłam za bardzo skupiona na płaczu. Straciłam wszystkich, moją mamę, mój autorytet, najpiękniejszą kobietę na calutkiej Pandorze, mojego tatę, mojego anioła, najlepszego mężczyznę na całej Pandorze. Zostałam bez nich. Zostałam sama.

Neteyam cały czas trzymał mnie w ramionach, podążając za swoim tatą. W pewnym momencie mój smutek zmienił się w potężną złość.
  - Puszczaj mnie! - krzyknęłam na chłopaka, który razem ze swoim ojcem spojrzał na mnie zdezorientowany. - Nie dotykaj mnie! - próbowałam się wyrywać z jego rąk.
  - Nie puszczę cię. Zaraz dotrzemy do schronu, wytrzymaj. - odparł ze spokojem chłopak.
  - Puszczaj, powiedziałam. - w końcu wyrwałam się z jego uścisku. - Rozumiesz, że oni zabili mi rodziców? - łzy tworzyły nowe smugi na moich policzkach. - Zostałam sama. Rozumiesz?
  - Nie zostałaś sama. - powiedział, próbując do mnie podejść. - Masz mn..
  - Nie zbliżaj się do mnie. - warknęłam. - Zabrali mi przyjaciółkę, mamę i tatę. Nie mam już nikogo. - wymachiwałam rękami, próbując wyładować złość siedzącą we mnie. - Muszę iść.
  - Nigdzie nie idziesz. - wtrącił się Jake.
  - A właśnie, że idę i nic ani nikt tego nie zmieni! - krzyknęłam i odeszłam od nich. Neteyam ruszył za mną, doganiając mnie. - Spierdalaj ty też!
 
  Chłopak stał jak wryty przede mną. Może nie powinnam na niego krzyczeć? Chciał dobrze. Trudno. Byłam tak wkurwiona, że już nie planowałam na swoim ciałem. Popchnęłam Neteyama do tyłu, przez co delikatnie się zatoczył.

Potem czułam już tylko ból.


——————————————————-
Hej, nie wiem jak mam zacząć przeprosiny. Strasznie długo nie publikowałam rozdziałów( jak wspomniałam wcześniej, zepsuł mi się całkiem wattpad i dopiero zresetowanie całego telefonu, dosłownie całego telefonu pomogło). Chciałabym wrócić do pisania i mam nadzieje, że mi wybaczycie i na nowo się zakolegujemy :))
Ta książka dobiega powoli końca i ciężko mi to przetrawić. Zaczęłam ją pisać w wakacje, tamtego roku. Był to czas gdy niczego mi nie brakowało, miałam wszystkich znajomych, wszystko się w miarę układało. A teraz mamy nowy rok, tamtych znajomych już nie ma, a ja czuje pustkę. Pisanie tutaj, na wattpadzie, jest formą mojej terapii, pomaga mi to. Mogę wyrzucić moją wyobraźnię i pomysły na poszczególne rozdziały. A nie wiem czy wiecie ale z natury jestem wrażliwą osobą, która potrafi przejąć się nawet najdrobniejszym gównem. A więc, bardzo ale to bardzo przepraszam za moją nieobecność. Tęskniłam za wami. Mam nadzieję że wybaczycie mi i że widzimy się w następnych rozdziałach,

Kocham was z całego serducha,
Iga

Trees Between Us  Where stories live. Discover now