1️⃣9️⃣

58 5 5
                                    

                                 Katara
  Patrzyłam na plecy odchodzącego chłopka. Co kurwa? Miał ma myśli że wyładniałam czy co? Nie wiem, jebać. Właśnie stoję jak pojebana w przejściu i patrzę jak odchodzi. Dalej nie wiem co wstąpiło w Neteyama. Czemu zrobił się taki agresywny? Przecież mnie i Andy'ego nic nie łączy. Nawet nie wiem czy możemy nazwać się przyjaciółmi.
  -Będziesz tak stała, czy raczysz przyjść na torta?- usłyszałam głos mamy. Obróciłam się i zobaczyłam ją. Uśmiech nie schodził z jej ust.
  -Mamo? - powiedziałam, czując że łzy zaczynają pojawiać się w moich oczach.
  -A kogo byś się spodziewała?- zapytała, uśmiechając się szeroko. Otworzyła ręce, bez zastanowienia podbiegłam do niej i przytuliłam ją jak najmocniej potrafiłam.
  -Przepraszam..- szepnęłam do jej ucha. Czuje że to ja zjebałam. Czułam że to ja jestem problemem.
  -To nie twoja wina. To ja cię uderzyłam.- poczułam jak mocniej zaciska ręce na moich plecach.
  -Ale to ja cię sprowokowałam. - powiedziałam, czułam się winna.
  -Tęskniłam za tobą.- po chwili usłyszałam jej głos. Brzmiał pewniej niż mój. Mój był bardziej łamiący.
-Ja też i to nawet nie wiesz jak. - odparłam, czując że łzy z moich oczu odmawiają posłuszeństwa.
-To co chcesz tego torta? - zapytała, odsuwając mnie od sobie.
-No raczej, przecież muszę zdmuchnąć świeczki. - uśmiechnęłam się.
-Moja śliczna córeczka. - powiedziała, łapiąc mnie za policzek. - Jesteś taka śliczna.
Uśmiech na moich ustach jeszcze bardziej się powiększył.
-Tata był by z ciebie taki dumny. - gdy wypowiedziała to zdanie, poczułam ukłucie w sercu.- Tata cały czas jest i będzie obok ciebie. Pamiętaj o tym.
Zawsze mówiła o tacie. Ja z całej rodziny najbardziej przeżywałam jego śmierć. Myślałam że to moja wina. Gdyby nie ja, pewnie by nie umarł.
-Dobra, koniec tych czułości. Wypad na parkiet.- powiedziała, lekko popychając mnie w stronę miejsca gdzie wszyscy tańczyli. Na jej słowa zareagowałam tylko głupkowatym śmiechem.
Powędrowałam na parkiet, kiwając się do muzyki. Po chwili muzyka przestała grać a wszyscy znów zaczęli śpiewać mi sto lat. Tym razem nie stali wokół mnie tylko przede mną.
  -Niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam! A kto? Katara! - niektórzy od razu krzyczeli „Tara" a niektórzy całe moje imię. Kocham to zdrobnienie. Spojrzałam na tłum ludzi, ujrzałam tam wiele znajomych twarzy. Reya, Kiri, Tuk, Andy i..
Neteyam. Z rozwalonym nosem. Ale Neteyam. Czyli jednak jeszcze przyszedł. Widziałam wszystkich oprócz Loaka.

Chłopak pojawił się w przejściu z ogromnym tortem. Był prześliczny! Świeczki były zapalone co sprawiało że wyglądał jeszcze piękniej.
-Wszystkiego najlepszego, Tar..- nie skończył mówić bo tort, który mijaliśmy zjeść wylądował na podłodze. - Oł.. przepraszam.
  Wszyscy spojrzeli na niego ze złością.
  -Loak..- powiedział Jake, łapiąc się za czoło.
  -No przepraszam.- odparł chłopak, schylając głowę w dół.
  -Ale nic się przecież nie stało.- odpowiedziałam ja, chcąc uratować dupsko chłopakowi. Ten spojrzał na mnie wdzięcznym wzrokiem. Potem spojrzenia wszystkich wylądowały na mnie.- Przecież nic się nie stało, to tylko tort. Kawał biszkoptu z dekoracjami. Wielkie mi coś. - powiedziałam, wzruszając ramionami. Nie wiem dlaczego byli źli na niego. Nie zrobił tego specjalnie. Kilka osób spojrzało na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zaczęłam się śmiać. Tak głośno że nie usłyszałam jak kilka osób wzdycha. Dalej się śmiałam, mając brzydko mówiąc, wyjebane na innych gości.
-To co? Skoro nie ma tortu to może chociaż się napijemy? - moja mama starała się rozluźnić atmosferę. Podeszła do stołu, wzięła szklaną butelkę alkoholu, otworzyła ją i podła mi. -Lecisz, kochana. - powiedziała, przenosząc wzrok na butelkę.
Gdy chciałam przyłożyć ją do ust i napić się, kobieta wyrwała mi ją z rąk.
-Poczekaj, ja pierwsza. - przechyliła i zrobiła parę dużych łyków. - Łuu, mocne. - odparła, krzywiąc się na smak napoju. Zaśmiałam się. - No co, tak patrzycie? Wypieprzać po kieliszki!
Wszyscy spojrzeli po sobie, jednak posłuchali jej. Teraz każdy w dłoni trzymał kieliszek z jakimś chyba drogim winem. Nawet Neteyam. Oczywiście Tuk miała sok pomarańczowy.
-Trzy, dwa, jeden! Za moją córkę! - krzyknęła i wszyscy równocześnie przechyliliśmy kieliszki. Delikatnie skrzywiłam buzię, na smak alkoholu. Strasznie gorzkie.
-Mamo, mogę łyka? - usłyszeliśmy głos Tuk.
-Tuk, może chcesz więcej soku? Albo zamiast pomarańczowego napijesz się jabłkowego? - ratowałam sytuacje. Jake był mi wdzięczny.
-Tak!! - krzyknęła, i podbiegła, przytulając się do mnie. Muzyka zaczęła grać ponownie, wszyscy zajęli się sobą a ja i dziewczynka szłyśmy po sok jabłkowy.
-Ślicznie wyglądasz. - dziewczynka skomplementowała mój strój. Sama również wyglądała pięknie.
-Dziękuje. Razem wyglądamy jak księżniczki. - zaśmiała się na moje słowa. Podałam jej kieliszek z sokiem.
-Co się stało z Neteyamem? - zapytała.
-Co masz na myśli?
-Dlaczego ma rozwalony nos?
-Aa to.. pobił się z moim kolegą. - nie chciałam jej przestraszyć.
-O co znowu?
-A wiesz że nie wiem. Jakoś nie interesuje mnie to.
-A ja wiem dlaczego to zrobił. - powiedziała, uśmiechając się do mnie.
-Tak? To dlaczego zaatakował mojego kolegę?
-On się kocha i pewnie był zazdrosny. Tata jak inny pan rozmawia z mamą też zamiast być niebieski robi się czerwony. - zaśmiała się dziewczynka.
-Hejka kochana, napijesz się? - podszedł do mnie Loak z dwoma kieliszkami. Widać ze schlany w trzy dupy.
-Jasne, misiu chodźmy. Tuk mogę cię zostawić czy nie za bardzo?
-Idź, tylko podasz mi babeczki? - zapytała dziewczynka, spoglądając na jedzenie.
-Proszę. - podałam jej cały talerz babeczek. Odpowiedziała mi uśmiechem a ja i Loak poszliśmy trochę dalej, upijając zawartość kieliszka.
-Sto lat, śliczna. - powiedział, stukając się ze mną kieliszkiem.
Czy byłam najebana? Nie, lekko podpita.
    
                              Neteyam
- Kurwa Katara, wyłaź spod stołu. - powiedziałem, próbując podnieść dziewczynę.
- Zostaw mnie, mam chłopaka. - powiedziała, odpychając moje dłonie od siebie. Odpuściłem. Chwilowo oczywiście. Zaraz ją podniosę. Tylko pójdę po coś do jedzenia. Wziąłem jakąś rybę ze stołu obok. I wróciłem po dziewczynę.
- Co masz? - zapytała. Niech se nie myśli ze jej dam.
- Jedzenie.
- Dasz gryza?
- Jak wstaniesz, to tak.
- No weź.
- To wstań. - i to ja tu jestem leniwy?
- To mi pomóż, co?
- Ehh.. i weź tu z tobą wytrzymaj. - powiedziałem, podchodząc do niej. 
- A teraz to się pierdol. Potrzebowałam twojej pomocy chwile temu, nie teraz.
- Jak sobie chcesz. - wzruszyłem ramionami. I tak zaraz powie „Neteyam, pomóż mi". To tylko kwestia czasu.
- Pomóż mi, proszę. - powiedziała, próbując wstać jednak na marne. A nie mówiłem.
- Podobno nie chcesz mojej pomocy.
- Andyyyy!!
- Ehh.. chodź. - podniosłem ją i ruszyłem w stronę wyjścia. - Tobie dać troszkę to nie minie chwila i już nie ma czterech butelek.
- Ty tez piłeś.
- Jestem starszy.
- No to? Ale piłeś.
- Powoli mam cię dosyć.
- Oj przepraszam Panie Idealny..
- Dobra, daj spokój. I przestań się tak wiercić.
- To kurwa, zabierz tą rękę. Nie wygodnie mi. - wierciła się tak jakby miała wodorosty w dupie.
-Co stało ci się z nosem? - zapytała po chwili.
- Ktoś mi zajebał. A może to kolega od siedmiu boleści?
- A może w końcu skleisz dzióbek?
- Zostawię cię tutaj. - do domu mieliśmy jeszcze trochę daleko.
- Ależ proszę. Zobaczymy kto do kogo przyleci pierwszy. - uważaj czego sobie życzysz.
- W porządku, chcesz to masz. - odłożyłem ją na piasek pod drzewo. Usiadła sobie. - Zostajesz tutaj?
- Tak.
-Okej, to cześć. - pomachała mi. Oczywiście że nie zostawię jej tam w takim stanie.
- Wyjdziesz kiedyś zza tego drzewa? - nie. - Dobra, wiem że tam stoisz. Ja idę spać.
Kurwa, położyła się i śpi. Ja jebie. Nie wytrzymam z tą dziewczyną.
  Podszedłem do niej, podniosłem i zaniosłem do sobie.
                               🐚🐚🐚
  W domu nie było nikogo. Położyłem ją u siebie w łóżku a sam położyłem się na podłodze. Jak wstanie rano i zacznie wybrzydzać, to obiecuje że ją utopie.
Nie było mi za wygodnie ale przynajmniej już nie gadała. Po dłuższym czasie zasnąłem.

————————————————————-
Hej, dzisiaj rozdział, który ma zdecydowanie najwiecej dialogów. Nie mogę powiedzieć czy na dzisiaj koniec, bo jest możliwość że napiszę jeszcze jeden. Myśle że ten jest okej. Przepraszam za wszystkie błędy. Widzimy się w następnym rozdziale,

Lov yall 💘

Trees Between Us  Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum