0️⃣1️⃣

223 12 0
                                    

Katara

Choć pochodzę z klanu Metkayina to czuje więź również z drzewami. Wiem jak to zabrzmi ale na serio. Gdy byłam małym glonojadkiem kochałam uciekać do lasu, mimo iż wszyscy w wiosce mają płetwy, ja w sumie też. Ale to jakie drzewa są ogromne i śliczne nie mieści mi się w głowie. Uwielbiałam się na nie wspinać, oczywiście nie zawsze mi wychodziło co przekładając na teraźniejszość, mam trochę podrapany nos i lekko uszkodzoną płetwę. Ale to nic, jakoś sobie radzę. Te liście, te gałęzie czy nawet zwykle patyki napewno mają jakąś historie.

    Patrzenie w piasek też było fascynujące. Te kamyczki, każdy inny lecz każdy wyjątkowy. Malutkie rybki lub kraby też również były urocze. Ale nigdy nie przestane kochać pływania na ilu. Ilu to cudne zwierzęta. Kocham gdy pływają, robią to tak z gracją, są takie delikatnie ale jednak tak samo kochane..

  Mija już druga godzina odkąd oglądam rafę. Och, rafa jak ja ją kocham. Tyle kolorów, tyle różnych kształtów. Najlepiej jest w nocy lub późnym wieczorem, wiem co mówię!

Moją uwaga przykuła dość dziwna ryba. Jakby nie ruszała się a jednak płynęła. Postanowiłam że zaniosę ją do tsahik. Może ona jej pomoże. Zawołałam Maeve, a ona nagle zjawiła się obok mnie. Maeve to moja ilu. Jest bardzo kochana. Wskoczyłam na nią i popłynęłam w stronę wioski.

  Wyszłam z wody jak poparzona z rybką w dłoniach, jednak coś mi przeszkodziło. Na niebie ujrzałam dość dziwne duże ptaki. O, wow! Ale one były śliczne! Ale nie Katara teraz idziesz uratować rybkę.- pomyślałam. Od jakiegoś czasu mam problem ze skupieniem się na jednej rzeczy. Dobra, nie ważne.

   -No dawaj, wytrzymaj jeszcze chwilkę- powiedziałam i spojrzałam na rybkę, jednak ta ani drgnęła.

  Wbiegłam do domu Tsireyi, bo w końcu jej matka-Ronal- jest tsahik. Nie zastałam nikogo w domu. Aha, a więc pewnie podziwiają te dziwnie duże ptaki. Szkoda mi tej rybki, wylądowała gdzieś w krzakach. No cóż, raz na wozie raz pod wozem.

   Na małej, lekko zatopionej wysepce stał prawie cały klan a w środku były te duże ptaki. Zauważyłam Ronal fukającą na jakąś kobietę. Była inna. Postanowiłam podejść i zobaczyć o co chodzi. Jednak przez duży tłum mieszkańców prawie nic nie słyszałam.
       -Jake i jego rodzina od teraz mieszkają w naszej wiosce. Przez jakiś czas będą jak dzieci nie znają wody, nie pozwólcie aby jakakolwiek krzywda ich dotknęła- ogłosił wódz. Przez przypadek stanęłam na ogon jednemu z mieszkańców przez co zrobiło się małe zamiesznie.

   -Moja córka Tsireya- wskazał na nią reką- i syn Aoun..- nie dokończy bo jeden z mieszkańców krzyknął:
     - Uważaj gdzie stawiasz stopy, delfinie!
    - Ej, ej co się tam dzieje?- do rozmowy dołączył Tonowari. I wtedy wszystkie pary oczu były skierowane w naszą stronę. No i zajebiście.
    -Ta smarkula stanęła mi na ogon i rzuciła głupie „przepraszam"- mówiąc „przepraszam" próbował naśladować mój głos.
     - Nie jestem smarkulą!- krzyknęłam- mogłam nie powiedzieć nic, a przeprosiłam!
     -Dość!- krzyknął wódz podnosząc jedną rękę do góry. Czułam na sobie wiele par oczu a szczególnie jedne przykuły moją uwagę. Żółte oczy. Były śliczne, nigdy takich nie widziałam a te wręcz krzyczały „współczuje".- Oang przestań natychmiast! Katara zapraszam, ty pomożesz Tsireyi oprowadzić mieszkańców. W nagrodę pomagasz jej w każdej lekcji, którą przeprowadzi wraz z dziećmi Jake i Neytiri.- nie protestowałam, bałam się, i tak już się ośmieszyłam także nic to nie zmieni. Jedyne co zrobiłam to posłałam mordercze spojrzenie Oangowi i podeszłam do nowych przybyszów.


________________________________________
Pierwszy rozdział już za nami zaraz piszę następny 🫶🫶

Trees Between Us  Where stories live. Discover now