1️⃣6️⃣

60 5 0
                                    

Neteyam
Leżałem razem z Katarą próbując ją uspokoić. Nie cierpię gdy płacze. Choć wiem że płacz jest rzeczą naturalną, to oczy Tary gdy są w nich łzy nie wyglądają tak jak zawsze. Smutek rozdziera je od środka i wręcz krzyczy że ma dosyć. Po jej oczach można zauważyć wszystko. Jeśli kłamie, zobaczysz to w jej oczach, gdy się śmieje, jej oczy śmieją się razem z nią, gdy mówi coś co jest prawdą bądź jest szczera jej źrenice się powiększają. Im częściej przy niej jestem tym bardziej poznaje jej każdy najdrobniejszy gest, słowo czy nawet jebane spojrzenie. Kim my dla siebie jesteśmy? Czy aby napewno jesteśmy tylko przyjaciółmi?

  Katara zasnęła, a ja dalej trzymałem ja w swoich ramionach. Czułem spokój, którym w tym momencie emanowała dziewczyna. Ktoś musiał ją uderzyć. Jednak nie spotkałem jeszcze nigdzie jej mamy.
   -Osmarkałam cię.- usłyszałem zaspany głos dziewczyny. Musiała się obudzić. Odsunąłem ją delikatnie od siebie i spojrzałem prosto w jej oczy. Były całe zaczerwienione, a na policzkach były mokre ślady łez.
   -To co. Nic się nie stało.- powiedziałem, czując jak sam z sobie się uśmiecham. Dziewczyna odwzajemniła mój gest.
  -Mogę cię o coś zapytać?- odparła po chwili.
  -Tak, jasne. Przecież wiesz. - odpowiedziałem, kładąc dłoń na prawym policzku dziewczyny. Czułem jak rozpływa się pod wpływem mojej dłoni.
  -Kim my dla siebie jesteśmy?- No i chuj. Spaliłem buraka. Moja twarz była ciemniejsza niż burak.
   -A kim mamy być?- zapytałem, czując jak rumieńce powoli znikają. Na szczęście. To tylko jebane rumieńce. Zawsze mogło być gorzej.
   -Sama nie wiem.- powiedziała, zamykając oczy. Wahałem się z odpowiedzią, nie wiedziałem co mam powiedzieć.
   -Myśle że nie jesteśmy tylko przyjaciółmi.- powiedziałem i poczułem że kiwa twierdząco głową. -Może sąsiedzi?- parsknęła głośnym śmiechem.-Hmmm.. a może Bratnie Dusze?- roześmiała się jeszcze głośniej.- No co?
   -Ty i ja? Bratnie Dusze?- powiedziała, dusząc się śmiechem.
   -No a czemu nie? Z jednej strony coś nas połączyło..
   -Tak? Co to takiego? Chyba musiałam nie zauważyć.
   -Noo.. lubisz drzewa. A ja żyje w drzewach.
   -Żyjesz w drzewach?- znowu zaczęła się dusić śmiechem.
   -No wiesz co miałem na myśli. Chodzi mi o to że wychowałem się w lesie.
  -Tak, już czaje.- powiedziała uspokajając się.
  -A więc, kim dla siebie jesteśmy?- zapytałem, nie spodziewając się żadnej odpowiedzi.
  -Myśle że powinniśmy być razem.- powiedziała otwierając szerzej oczy. Jej źrenice się powiększyły. Szary kolor tęczówek pomieszany z głębokim błękitnym powoli zaczynał znikać z oczu dziewczyny. Wiedziałem że mówi prawdę.
  -Razem?
   Dziewczyna w odpowiedzi tylko pocałowała mnie tym razem odkrywając policzek. Dalej nie wiedziałem co jej się stało. Złożyła krótkiego buziaka na moich wargach i zostawiła na nich smak tęsknoty.

    Gdy chciałem zrobić to co ona, dziewczyna odrzuciła mnie od siebie i wstała.
  -Gdzie idziesz?- zapytałem, siadając po turecku na jej posłaniu. Podeszła do lustra. I dokładnie obejrzała policzek.
  -Uderzyła mnie.- powiedziała tym razem nie zaczynajac płakać. W jej głosie wyczułem obojętność.
  -Dlaczego to zrobiła?- domyślałem się że chodzi o jej mamę.
  -Kłóciłyśmy się i lekko mnie poniosło. Powiedziałam coś czego nie powinnam.- nie pytałem co powiedziała. Wiem że tym, pogorszył bym całą sytuację.
  -Przykro mi.
  -Czemu? Jest okej.- powiedziała dalej przeglądając się w lustrze.
  -Nie ma jej w domu, ani nigdzie indziej.-powiedziałem, przypominając sobie że nigdzie nie widziałem pani Layli.
  -Oh.. może jest u Ronal albo innej swojej przyjaciółki.- momentalnie posmutniała. Zrobiło mi się jej szkoda.
  -Przepraszam, nie powinienem pytać.- powiedziałem, wbijając wzrok w podłogę i czując jak wyrzuty sumienia ciążą mi na karku.
  -Nic się nie stało. To ja powinnam ci powiedzieć a nie płakać i się przytulać.- uśmiechnęła się smutno.
  -Spoko, ważne że się wyspałaś.- również się uśmiechnąłem, przypominając że ja powinienem leżeć i odpoczywać. Ale u niej przecież tez mogę leżeć i odpoczywać.
  -Poczekasz chwile?- powiedziała, ruszając w stronę drzwi. Kiwnąłem twierdząco głową. Dziewczyna wyszła a ja położyłem się na jej łóżku.

    Czekałem na nią gdy przez komunikator zadzwonił Loak.
   -Cześć, gdzie jesteś?- usłyszałem jego głos.
   -U Katary. Co chcesz?
   -Uuuuu.. Mój starszy braciszek znalazł sobie dziewczynę.
   -Loak, przestań powiedz co miałeś powiedzieć a nie.- w tle usłyszałem głos Reyi.
   -Mój młodszy braciszek znalazł sobie dziewczynę.- powiedziałem, przytaczając słowa brata.
   -Dobra nie ważne. Twoja dziunia ma dzisiaj urodziny.- O kurwa, zapomniałem. Ja jebie. Nie mam prezentu.- Nic się nie martw, prezent dla ciebie mamy bo Reya wiedziała że zapomnisz. Fajnie by było gdybyś przyszedł pomoc.
  -Gdzie jesteście?
  -W Marui, No tam gdzie się je. Wiesz śniadanie i te sprawy.
  -Idę.- chciałem iść ale coś mnie zatrzymało.
  -Idziesz już?- zapytała dziewczyna pojawiając się w drzwiach. Modliłem się aby nie słyszała.
  -Tata mnie woła. Znowu musi ze mną porozmawiać. Wiesz o co chodzi.- przytaknęła, i podeszła mnie przytulić.
  -Przyjdziesz potem?- potem to ty masz urodziny lala.
  -Tak.- uśmiechnąłem się. To było przeurocze. Dziewczyna po chwili stała już obok, pożegnaliśmy się a ja wyszedłem w stronę całej imprezy.

                                 🐚🐚🐚

   Gdy wszedłem, wszędzie zobaczyłem jakieś lampeczki, kwiatki i serpentyny. Widać było że Reya tu była. Stół był przysunięty do ściany, jednak dało radę tam usiąść. Jedzenie też powoli pojawiało się na stole.
   -Jedzenie. Kwiaty. Lampki. Tort. O Neteyam.- powiedziała Reya zaznaczając coś na kartce.- Dobrze że już jesteś, zaraz dam ci coś do roboty.
-Potrzebujemy pomocy! Trzeba po przynosić jedzenie na stół!- krzyknął, przybiegł do nas jakiś mieszkaniec wioski.- Szybko! Już późna godzina!
-Ja tu dyryguje, to po pierwsze, a po drugie fajnie by było jakbyś zrobił w końcu coś pożytecznego. Tam masz zrób wianek. Dla Katary.- powiedziała, lekko poddenerwowana. Mieszkaniec tylko spojrzał na nią przestraszonym wzrokiem i odszedł w stronę skały przy, której rosły kwiaty.- Tylko ładny ma być!- upomniała go i obróciła się do mnie.
  -Zaczynam się ciebie bać.- powiedziałem, żartując z zaistniałej sytuacji.
  -Lepiej weź się za prace.- odparła powoli odchodząc.- Prezent dla Katary dostaniesz potem.
  -Okej, a co to jest?- dalej nie wiedziałem co mam jej dać.
  -Sam się przekonasz. Aha i pamiętaj że chwile przed musisz przyjąć do mnie. Dam ci strój.
  -Po co? Dobrze się czuje w tym.
  -Ubierzesz się tak jak ci przygotowałam.- i odeszła.
Dobra, za co by tu się wziąć. Wszystko jest zrobione. Jest czysto, nie trzeba sprzątać. Postanowiłem zająć się tortem. Pewnie trzeba go przystroić. Był ładny i duży. Ale jeszcze w białym kolorze. Wziąłem w dłonie kolorowe pisaki, o ile tak można to nazwać, i zacząłem rysować jakieś muszelki czy inne ustrojstwa. Wyglądał nawet dobrze. Na koniec udekorowałem go muszelkami. Potem usłyszałem kroki i postanowiłem się chować. Wskoczyłem w najbliższe krzaki. Mam złe wspomnienia z tego typu podłożem. Ktoś najwyraźniej przyszedł zobaczyć czy jest tort, bo po chwili odszedł. To było dziwne. Pokręcił się i odszedł. Ja zostałem jeszcze przez moment w krzakach.

————————————————————
Hej, miałam wstawić rozdział ale pomyślałam sobie że mogę zrobić jeden długi rozdział (planowałam 3000 słów) ale jednak rozbiłam go na trzy mniejsze, które wstawię w mniej więcej tym samym czasie.
Widzimy się w następnym rozdziale,

Lov yall 💋❤️

Trees Between Us  On viuen les histories. Descobreix ara