Rozdział 34

619 49 25
                                    

,,It's the wrong kind of place 

To be thinking of you 

It's the wrong time"

— Damien Rice, 9 Crimes

Normano

Obliczanie wszystkiego, co musiałem dla Oddziału, stało się trudne bez obecności Marcelli. Mogła być w innej części apartamentowca, ale przynajmniej miałem ją blisko siebie.

Teraz jednak pomieszkiwała u mojej rodziny, a ja nie potrafiłem nawet obliczyć bez kalkulatora, ile to dwa plus dwa, tak rozkojarzony byłem. Ostatecznie westchnąłem i z frustracją przeczesałem swoje włosy, a robotę zostawiłem na później. Minął ponad tydzień od mojego postrzału, a Vitale wciąż nie pozwalał mi na działania w plenerze, w tym na trenowanie nowych żołnierzy. Tym zajmował się teraz Matteo, ale nawet on nie miał na wszystko czasu, od kiedy w jego jaskini pojawiła się nowa ofiara.

— No, jak idzie? — zapytał Vitale, kiedy wszedł do mojego pustego mieszkania.

— Zatrzymałem się na dwa plus dwa — odpowiedziałem i uniosłem na niego wzrok znad papierów. Jak zwykle miał na sobie swoje stylowe ubrania. Jak z jakiejś gazetki dla modeli.

— Myślę, że wystarczy ci na dziś.

— Obchodzisz się ze mną jak z jajkiem. Przecież istnieje coś takiego jak kalkulator, a technologia o tyle się posunęła w przód, że mam go w swoim telefonie. — Capo pokręcił głową.  

— Nie sądzisz, że czas już porozmawiać z Ellą o ślubie? — Przez chwilę milczeliśmy.

— Hej, już wiem. To cztery. — Znów spojrzałem w rachunki.

— Normano... — rzucił z pobłażliwością.

— Nie chcę na nią naciskać — przerwałem mu, nie podnosząc spojrzenia znad kartem. — Gdyby chciała rozmawiać, zadzwoniłaby.

— A myślałeś chociaż o tym? — Przysiadł na skraju biurka.

— Wbrew pozorom, tak. Sporo o tym myślałem — odparłem szczerze. — Skoro będziemy mieć... dziecko, powinniśmy się jak najszybciej zająć kwestią ślubu. Myślisz, że jej szurnięty ojciec to tradycjonalista? Tak na dobrą sprawę nie wiem czy nie zszedł na zawał po wiadomości, że jego jedyna córka niebawem da mu wnuka.

— Vito kieruje się tradycjami, ale nie jest też człowiekiem, który proklamuje zasadę seks po ślubie. — Vitale się uśmiechnął z rozbawieniem. — I jeszcze żyje.

— Och, to super — mruknąłem bez przekonania. Przyjaciel dotknął mojego ramienia.  

— Bailey wybudził się ze śpiączki — wymamrotał, poważniejąc. Uniosłem głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

— Dzieciak chciał odebrać sobie życie — powiedziałem to, co wciąż do mnie nie docierało, na głos. — Co masz zamiar z nim zrobić?

— Cóż, gdybym był jak mój ojciec... — skrzywił się jak zawsze, gdy mówił o Emiliano — pewnie dałbym mu pistolet do ręki, by dokończył to, co zaczął. Liliana ostatnio uświadomiła mi, że śmierć niewinnych to nie jest rozwiązanie. — Wiedziałem, do czego nawiązywał. Mowa tu o jego najnowszym problemie, który pojawił się krótko po wprowadzeniu się Marcelli do apartamentowca. 

— Więc chcesz go wysłać do jakiejś kliniki? — Kompletnie się na tym nie znałem.

— Chcę, żeby ktoś mu pomógł — odpowiedział z tym swoim spojrzeniem capo. — To moi ludzie budują Oddział. Szanuję każdego z nich. Ich zdrowie jest równie ważne, co lojalność.

L'odioOnde histórias criam vida. Descubra agora