დRozdział krótszy, taki do niedzielnej kawki lub herbatki. Następny rozdział w przyszłym tygodniu xდ
,,Nikt nam nie powiedział, kiedy mamy się pożegnać,
i ile mamy czekać, aby się znów pojednać."
— Grubson, Na szczycie
Normano
Moje powieki powoli, z wielkim trudem, się uniosły. Wokół piszczało jakieś cholerstwo, do rąk doczepiono mi rurki i kable. Zmarszczyłem brwi i uniosłem się do siadu, tłumiąc pieprzony ból głowy i helikopter przed oczami. Rozejrzałem się wokół. Nade mną wisiał monitor, wykazujący funkcje życiowe. Leżałem w durnym szpitalu.
Trochę mnie uspokoiło, gdy do pomieszczenia wszedł Vitale. Miał na sobie czarny golf i piaskowe spodnie. Wyglądał na niespokojnego, jednak odetchnął, gdy zobaczył, że nie spałem.
— Dobrze cię widzieć żywego — powiedział i usiadł na małym krzesełku. Wyglądało to zabawnie, bo chłop do małych nie należał.
— Gdzie kwiaty i czekoladki na przywitanie? — wychrypiałem i westchnąłem, gdy usłyszałem, jak słabo brzmiał mój głos. — Albo chociaż szklanka wody?
— Ty dupku — prychnął pod nosem i nalał mi wody z kranu w szklankę. Nie zastanawiałem się, po prostu wypiłem ją duszkiem. — Upiekło ci się.
— Brakowało mi tych twoich piaskowych spodni. — Jego usta drgnęły w uśmiechu. — Jak długo tu leżę?
— Trzy dni — burknął, rozglądając się z niesmakiem po pomalowanym na zielono pokoju. — Zostałeś postrzelony i w zasadzie mogłeś umrzeć na więcej niż dziesięć sposobów. Jeśli nie jesteś szczęściarzem, to chyba nikt nim nie jest.
— Z Marcellą w porządku? — Ostatnie chwile pamiętałem jak przez mgłę, ale był tam Matteo. Obiecał ją chronić w każdy możliwy sposób. Vitale potaknął.
— Wróciła do Chicago. Wraz z Lilianą poszła do ginekologa. Moje gratulacje, zostaniesz ojcem. — Krzywo się uśmiechnął, ale, ku mojemu zaskoczeniu, poklepał mnie lekko po ramieniu. Ponownie poczułem spokój.
— Ale zaraz... dalej jesteśmy w Nowym Jorku? — Zerknąłem za okno. Znowu potaknął. — W takim razie musimy się stąd zmywać.
— Skąd ta niechęć do tego miasta? — Zerknął na monitor, który zwiększył częstotliwość wydawania pisków. Miałem ochotę powyrywać sobie te elektrody, ale w filmach widziałem, że to okrutny ból, więc jakoś się nie śpieszyłem.
— Kojarzy mi się ze śmiercią i pogrzebem pani Costello — wyznałem ze szczerością. — A ja nienawidzę pogrzebów i śmierci niewinnych.
— To w Nowym Jorku poznałeś Ellę — zauważył, unosząc brwi.
— Nigdy nie będę traktował tego spotkania jako nasze pierwsze.
— A to dlaczego? — Widziałem, że sprawiało mu przyjemność takie wypytywanie mnie o sprawy sercowe. Jak już wspomniałem wcześniej, od ślubu z Lilianą stał się straszną plotkarą. Westchnąłem ciężko.
— Bo nie zwróciłem wtedy na nią uwagi. To się nie liczy.
— Ciekawe — prychnął wesoło. — Więc umiesz myśleć czymś innym niż swoim sprzętem. — Przewróciłem oczami, choć blado się uśmiechnąłem. Lubiłem, gdy traktował mnie po prostu zwyczajnie. Nawet, gdy został szefem to nie uległo zmianie.
YOU ARE READING
L'odio
RomanceMarcella Salvatore przez całe życie walczyła o wszystko, co było dla niej ważne. Jako najmłodsza wśród braci próbowała pokazać, że nawet jako dziewczyna mogła być równie silna i odważna, co oni. Nie bała się mówić prawdy. Właśnie ta cecha doprowadzi...