Rozdział 1

1.3K 81 44
                                    

დ Liczę na wasze komentarze x დ

,,I'm tryin' to help myself feel okay.

I know I won't be today.

All of these thoughts will never go away."

— Two Feet, Back of my mind 

4 miesiące wcześniej...

Marcella

Sycylia to zdecydowanie najpiękniejsze miejsce, w którym byłam. Słońce miło grzało i czułam jego promienie na swojej skórze, kiedy się opalałam. Leżałam na dużym hamaku w okularach przeciwsłonecznych i w czerwonym stroju kąpielowym w białe kropki. Ciemnobrązowe kosmyki związałam w wysokiego kucyka, żeby nie wpadały mi do oczu. Powtarzałam te czynności codziennie i, szczerze mówiąc, dni mijały mi bardzo podobnie, ale przynajmniej nie siedziałam w domu. Byliśmy tu z ojcem już od dłuższego czasu.

Wtedy jednak, kiedy po raz kolejny przyjmowałam witaminę D, przede mną stanął kapitan Salvatore, zasłaniając mi widok na cudowny krajobraz przed sobą i możliwość dalszego łapania promieni na skórę. Westchnęłam ciężko. Kiedy przychodził, zawsze miał dla mnie jakieś nieprzyjemne wieści.

— Tato, zasłaniasz mi słońce — mruknęłam, ściągając z nosa okulary przeciwsłoneczne. Wiedziałam, że jeśli ja nie zacznę rozmowy, on tego pierwszy nie zrobi.

— Musimy porozmawiać — oznajmił poważnie, zbywając mnie. Podniosłam się do siadu.  

Ojciec był trudnym człowiekiem, bo przede mną wychował trzech chłopców, którzy teraz siedzieli głęboko w interesach Costello. Dazio wyjechał do Atlantic City, Sila do Filadelfii, a Sergio, jako najstarszy z naszej rodziny, pozostał w Nowym Jorku i mieszkał z nami, bo mama była słabego zdrowia. Bardzo szybko łapała choroby i co miesiąc musiała się szczepić, żeby zwiększyć odporność. To dlatego tak wiele ją omijało i nie mogła pojechać z nami na wakacje. Została w Ameryce, w Nowym Jorku, w małym domku na Brooklynie.  

— A o czym? — zapytałam nieufnie. Na Sycylię wyjechaliśmy tylko we dwoje, żeby nie wzbudzać podejrzeń innych ludzi. Tutejsza mafia nie mogła się dowiedzieć, że należeliśmy do innego oddziału. Dlatego mieliśmy fałszywe dokumenty i nie wyróżnialiśmy się spośród innych turystów. Przynajmniej ja.

— Rozmawiałem z Nicolasem — poinformował mnie, a ja przewróciłam oczami. Wydawać się mogło, że od kiedy tutaj przyjechaliśmy, to tylko wisiał na telefonie. — Podjęliśmy wspólnie decyzję na temat twojej przyszłości.

— Będę mogła wyjechać do college'u? — spytałam, ale to zbyt naiwne, żeby wierzyć, że pośle mnie na uczelnię. W tym roku skończyłam szkołę średnią i wiązałam swoją przyszłość z ekonomią. Ten pomysł nie spodobał się mojemu ojcu. Wolałam jednak spytać.

— Nie. — Kapitan podrapał się po brodzie ze słabo skrywanym zakłopotaniem. — Wyjdziesz za mąż. 

Otworzyłam usta w zaskoczeniu. Mogłam przeboleć wszystko, nawet to, że nie chciał, żebym studiowała, ale to? Zatkało mnie pierwszy raz od bardzo dawna. Przez chwilę myślałam, że to żart, ale Vito Salvatore nigdy nie żartował. Wiele czytałam na temat aranżowanych małżeństw i nie wszystkie kończyły się jak te w romantycznych książkach. W naszych kręgach niewielu było wolnych kandydatów na męża, więc jeszcze bardziej się zaniepokoiłam.

— Słucham?! Ty chyba żartujesz! — Wstałam i zacisnęłam dłonie w pięści z nerwów. Serce szybciej zaczęło mi bić. — Jak mogłeś mi to zrobić? Rozumiem, gdyby były z tego jakieś korzyści, ale tato, nasza rodzina nie jest aż tak wysoko postawiona, żeby mieć z tego zyski!

L'odioWhere stories live. Discover now