Rozdział 17

884 62 103
                                    

დ400 wyświetleń pod prologiem, dziękuję

,,But I need to tell you something

My heart just can't be faithful for long"

— Cigarettes After Sex, Cry

Normano

Marcella mogła się oszukiwać, kłamać, ale chciała tego, do czego mogło dojść w tej windzie. Chciała mnie. I może to jedynie pociąg fizyczny, lecz przyszła do mnie w nocy, bo potrzebowała bezpieczeństwa. Nie mówiła za dużo, lecz nie byłem idiotą. Rozumiałem ją, choć jednocześnie nie potrafiłem rozgryźć. Nie była typową dziewczyną, która potrzebowała nadmiernej uwagi, a kimś o całkiem przeciwnym myśleniu. Ale to w końcu Marcella Salvatore, nie powinienem spodziewać się cudu.

Tyle, że ja siebie też oszukiwałem. Pragnąłem jej nawet tam, w tej windzie, ale coś mnie blokowało. Chciałem po prostu, by oddała mi się z pełną świadomością, a nie dlatego, że potrzebowała kogoś obok siebie. Bo była samotna. Po tym całym gównie, które zrobił jej ojciec, nie powinna podejmować nierozsądnych decyzji. Kurwa, kiedy zmieniłem się w Vitalego? Przecież tu chodziło też o moje wyzwanie. Oddanie się przez żal było żadną satysfakcją. 

Jednak dalej nie potrafiłem oderwać wzroku od Marcelli, kiedy z konsternacją przeglądała jakieś szmaty na wieszakach. Nie rozumiałem tej mody, nie podobały mi się, ale jej chyba tak, więc wolałem się teraz nie odzywać. Choć zastanawiało mnie, czemu spodnie z dziurami były droższe od tych bez. To przecież mniej materiału za wyższą cenę. I zawsze wyrzucałem podarte ubrania. Jak widać, robiłem to źle.

— Co o niej sądzisz? — zapytała po pewnym czasie, gdy podszedłem bliżej. Pokazała mi oversize'ową bluzę.  

— Sam nie wiem — rzuciłem, próbując ją zirytować.

— Tak albo nie. Sama nie jestem pewna.

— Podchodzisz do tego, jakby ta bluza ci się oświadczyła i nie wiesz, czy się zgodzić. — Zacisnęła usta w wąską linię. Jeśli mi się coś podobało, to to kupowałem. Lub brałem.

— Chcę po prostu zasięgnąć rady.

— Mam w domu taką samą, możesz nosić moją. — Nie chodziło o cenę, ale widok jej w moich ubraniach to coś, co chciałem widywać częściej. 

— Pomysł z zakupami był twój, tylko przypominam. — Odwiesiła ubranie na miejsce. Ostatecznie niczego z tego sklepu nie wzięła.

— Kupię ci futro — oznajmiłem, kiedy opuściliśmy sklep. — Robi się coraz zimniej, a ty nie masz tu za wiele ubrań. — W końcu był początek grudnia.

— Nie lepiej odebrać je od nonny i zii?

— Wolałbym, żebyś się do nich nie przyzwyczajała — powiedziałem ostrożnie, nie chcąc jej zdenerwować bądź też zranić.

— W takim razie tam. — Wskazała na inny sklep.  

Marcella

Wizja powrotu do domu mnie przytłaczała. Zrozumiałam, że ludzie i tak o mnie mówili. Nieważne, czy teraz, czy zaczną, gdy tylko wrócę. Nie interesowało mnie to, bo tak naprawdę miałam wrażenie, że zostawiłam swoje problemy w domu. Nie odczuwałam tu żadnych komplikacji, choć dokuczała mi samotność. Wściekałam się na siebie, na swoje zachowanie. Z drugiej strony, cieszyłam się, będąc tutaj. Zaczynałam lubić to miasto i przede wszystkim Normano. Nowy Jork nie wydawał mi się już bliski. Lily przeniosła się do Chicago, bracia wyjechali, a ojciec postanowił bawić się w swatkę.

L'odioWhere stories live. Discover now