Rozdział 20

838 75 135
                                    

დkochani, zróbcie mi prezent świąteczny i poszalejcie w komentarzach:*

,,If your heart was full of love

Could you give it up?"

— Birdy, Not about angels 

Marcella

Obudziłam się jeszcze wtedy, gdy za oknem było ciemno. Czułam na sobie ciepło leżącego obok mężczyzny. Moje nogi miały pewien problem z poruszaniem, bo poplątały się z tymi Normano, a jedną z rąk dodatkowo obejmował mnie w pasie. Musiałam się podnieść, bo potrzebowałam skorzystać z łazienki, a wiedziałam, że ten samiec alfa od razu się zbudzi po tym, gdy się ruszę. Nie chciałam go obudzić.

— Rany — szepnęłam, patrząc w sufit.

— Czyje? — spytał sennie.

— Nie o to chodzi.

— A o co? 

 — Miałam do wyboru iść się wysikać i cię obudzić lub zostać w łóżku i cierpieć z pełnym pęcherzem.

— Wybór jest oczywisty. — Spojrzał na mnie mozolnie. — Idź siku, nim zlejesz się do łóżka. Wierz lub nie, ale wpuszczam tu sprzątaczkę raz na miesiąc.

— To już wiem, czemu tu tak brudno. — Wyplątałam się z jego uścisku, przeturlałam się na bok i wstałam.

— Możesz przecież sprzątnąć. Mi nie przeszkadza mój artystyczny nieład. — Oparł się o nagłówek, zapalił lampkę, chwycił za telefon i się skrzywił. — Wiesz, że jest piąta rano?

— Matka Natura też mnie nienawidzi — burknęłam i wyszłam z sypialni. Załatwiłam potrzebę w toalecie, lecz kiedy miałam wyjść, przede mną po podłodze przebiegł ogromny pająk.  

Wrzasnęłam na całe gardło i wskoczyłam na blat. Ten włochaty bydlak (i nie chodziło tu o Normano) uciekł, po czym schował się za wanną. Nienawidziłam pająków, a ten był wyjątkowo ohydny i wielki. Moja mama robiła pulpety jego rozmiarów.

Chwilę potem do łazienki wbiegł Normano, trzymając w dłoni długi nóż. Rozejrzał się z miną wyrażającą chęć mordu i przeniósł wzrok na mnie. Gdy wykluczył zagrażające mi niebezpieczeństwo, westchnął ciężko, oparł się o framugę i skrzyżował ręce na piersi. Wciąż miał na sobie jedynie bokserki do spania.

— Mysz? Karaluch? — Nie wydawał się wcale zdziwiony.

— Gorzej — wymamrotałam pośpiesznie. — Wielki pająk, za wanną. — Przewrócił oczami. — To nie jest śmieszne!

Oczywiście zaczął się śmiać.  

— Nie dramatyzuj, może on boi się bardziej od ciebie. — Zmrużyłam oczy.

— Możesz go zabić?

— Sumienie mnie będzie gryzło — odparł, ale wszedł w głąb pomieszczenia. Ledwo się schylił, a już odwrócił w moją stronę. — Uciekł, nie ma go.

— Nawet nie spojrzałeś! — Ponownie przewrócił oczami.

— Jezu Chryste. — Schylił się i sięgnął ręką za wannę, a następnie podniósł pająka. 

— Boże. — Żółć mi podchodziła do gardła. Te bestie mnie brzydziły. — Zabierz go!

— O piątej rano jesteś utrapieniem — na moment się zamyślił — choć może to nie zależy od pory dnia. — Wrzucił pająka do muszli klozetowej i spuścił wodę. — Niech spoczywa w pokoju.  

L'odioWhere stories live. Discover now