Rozdział 26

868 53 52
                                    

,,Something in your eyes

Makes me wanna lose myself"

— Chantal Kreviazuk, Feels like home

დKoniecznie przesłuchajcie piosenkę z dzisiejszego cytatu 

Normano

Do apartamentowca wróciłem dopiero nad ranem. Próbowaliśmy odszukać Demenico Valero, jednak kutas rozpłynął się w powietrzu. Nasi technicy szukali danych w sieci, tajnych bazach i mieli nam zdać raport. Kapitan Moretti został przewieziony do swojego domu, bo nie pozwoliłby nikomu innemu zająć się żoną. Podpięto mu worek z krwią, dali bandaż na brzuch i usunęli kulę. Obok niego siedzieli doktorek i Cosima. Dobrze, że nikomu nic się nie stało. Rozstawiliśmy pod domem babci i cioci żołnierzy, tam już nie było bezpiecznie, a one zostały powiązane z naszym światem, czego obawiałem się najbardziej.

Bailey stał przed drzwiami mieszkania, ledwo żywy ze zmęczenia. Dotknąłem jego ramienia, by się przecknął i mozolnie otworzył oczy, skupiając na mnie wolno wzrok.

— Dobrze się spisałeś — powiedziałem mu. — Wracaj do domu, dzieciaku. Pod apartamentowcem stoi Carlo, on cię odwiezie.

— Dziękuję — wymamrotał i odszedł.

Wszedłem do mieszkania i zamknąłem je na klucz. Vitale wrócił do domu wcześniej, ale tylko dlatego, że zależało mu na żonie i tym, by jak najszybciej pomówić z Marcellą o Valero. Tylko ona z nim rozmawiała w trakcie całego balu.

Jak się okazało, Marcella wcale nie spała. Siedziała w fotelu przodem do okna, przez co widziałem jedynie jej profil. Nie uniosła głowy, ciemne włosy osłaniały twarz. Księżyc oświetlał jej sylwetkę. Podszedłem bliżej i ukucnąłem przed nią, ale wcale na mnie nie spojrzała. Dotknąłem jej dłoni. Na szczęście wziąłem szybki prysznic u Vitalego nim tu przyjechałem. Nie chciałem, by widziała mnie w takim stanie.

— Wiesz, że mogłaś się położyć? — spytałem miękko. Sam byłem cholernie zmęczony.

— I tak bym nie zasnęła — wyszeptała. Odgarnąłem kosmyki z jej twarzy. W oczach i na policzkach widziałem łzy.

— Czemu płaczesz, tesoro?  

— Jakbyś nie wiedział, Normano. — Posłała mi oschłe spojrzenie.

— Odpowiedz mi — ciągnąłem spokojnie i dotknąłem podłokietnika. Bardzo długo milczała i sądziłem już, że nie odpowie.

— Po prostu się boję — wyznała w końcu. — Takiego życia i tego, że nie mam już do czego wracać. Ty i Vitale macie więcej wrogów niż mój ojciec i bliscy. Nie czuję się z tą myślą dobrze.

— Dopóki jesteś przy mnie, nie musisz się bać. — Uniosła brew. — To sytuacja wyjątkowa. Tomasso...

— Jak się czuje? — wtrąciła i wytarła oczy.

— Będzie żył.

— Dobrze. — Pokiwała głową i chciała wstać, ale wciąż przed nią kucałem. Nie mogłem uwierzyć, że nadal nosiła pierścionek zaręczynowy. Pochwyciła moje spojrzenie. — Nie zdejmę go. Nie uważaj mnie za podłą, Normano.

— Nie uważam cię za taką. Chodź do łóżka, Marcello. Chodźmy spać.

— Nie zasnę. — Pokręciła głową.

— Jesteś bezpieczna — zapewniłem ją. — Zaufaj mi. — Ująłem jej twarz w dłonie. Kciukiem wytarłem resztki łez. — Złapiemy go i wszystko będzie jak dawniej.

L'odioWhere stories live. Discover now