Rozdział 9

998 65 81
                                    

,,Not only do you have to fight (hoo).

But you have got to win"

— Carl Douglas, Kung Fu Fighting 

Marcella

Normano był naprawdę nieprzewidywalną osobą. Kiedy się kłóciliśmy, miałam wrażenie, że za chwilę wybuchnie, lecz on podszedł do tematu bardzo poważnie i spokojnie. Szczerze, zdziwiło mnie. Udało mu się sprawić, że poczułam się jak niedojrzała gówniara. Dlatego też postanowiłam się uspokoić. Najważniejsze, że zrozumiał, o co mi chodziło, choć faktycznie, mogłam to rozegrać inaczej. Chwilami byłam bardzo lekkomyślna.

Wróciłam do pokoju, by się przebrać. Brakowało mi ćwiczeń. Takich prawdziwych ćwiczeń. Nie sądziłam, że tu była siłownia, ale cieszyłam się, że Normano zaproponował mi, by do niej pójść. Założyłam więc białą koszulkę na ramiączka i czarne legginsy, bo nie mogłam znaleźć swoich dresów. Miałam nadzieję, że Pirelli był takim gentlemanem, jakiego z siebie strugał, i nie spojrzy na mój tyłek. 

Kiedy wchodziłam do pomieszczenia i wiązałam włosy, Normano stał oparty o ścianę z rękami założonymi na klatce piersiowej. Miał na sobie czarne dresy i białą koszulkę z krótkim rękawem, która opinała jego mięśnie. Co za niespodziewane dopasowanie.

— Hej, nie patrz tak na mnie — skarciłam go. Ciskał we mnie niedyskretnym spojrzeniem.

— Hej, związałaś włosy w wysoką kitkę — odpowiedział tym samym tonem, co ja.

— I co? — Wstał i się uśmiechnął.

— Lubię, kiedy kobiety się tak czeszą. To sprawia, że wyglądają schludnie.

— To cudnie — skwitowałam i podeszłam do drzwi. — Dotknął broni przy pasie, którą wciąż miał ze sobą. — Nie powinieneś jej zos...

— Nie, nie zostawię jej w domu — przerwał mi. Chciałam już dodać coś na temat, że zrobił to wczoraj, ale ugryzłam się w język.

— Czy ktoś może być na tej siłowni? — Postanowiłam zmienić temat. Weszliśmy do windy. Oparłam się o ścianę naprzeciw.

— Raczej nie. Chyba, że któryś z żołnierzy chciałby się rozerwać — odpowiedział, przystając pod ścianą obok. Dało się zobaczyć w nim pozytywne cechy, kiedy był... normalny. — A skąd to pytanie?

— Nie lubię widowni. — Wzruszyłam ramionami.

— Ja też — przyznał, a moje brwi podskoczyły w zaskoczeniu. — Jeszcze któryś chciałby z tobą powalczyć, a Vitale nie byłby zadowolony, gdybym rozwalił twarze paru naszym żołnierzom.

— A to niby dlaczego?

— Bo nie pozwoliłbym cię nawet tknąć, jesteś moja.

Faktycznie, normalny!

— Nie jestem twoja. — Przewróciłam oczami.

— Jeszcze nie. — Położył nacisk na pierwsze słowo i chwycił mnie pod brodę. — I mówiłem coś o przewracaniu a mnie oczami. — Jego głos pozostawał spokojny, ale jego oczy... chabrowe piekło. — Dopóki nie przestaniesz się tak zachowywać, ja nie przestanę tak mówić.

Staliśmy tak jeszcze przez parę sekund, a potem drzwi windy się rozsunęły. Normano odwrócił się i wyszedł z klatki, a ja dwukrotnie zamrugałam powiekami i uczyniłam to samo, co on. Mężczyzna stał tuż przed drzwiami z napisem Siłownia, gdy tam dotarłam. Czekał na mnie. Uświadomiłam sobie, że moje serce bardzo szybko biło. Dziwne, bo nie czułam strachu.

L'odioWhere stories live. Discover now