Rozdział 23

899 67 52
                                    

,,It's beginning to look a lot like Christmas

Soon the bells will start"

— Michael Bublé, It's Beginning to Look a Lot Like Christmas 

Marcella

Dni płynęły szybko i zdecydowanie za ciężko. Razem z Lily zajęłyśmy się porządkami w apartamentowcu. Było tego dosyć sporo. Normano i Vitale nieustannie pracowali, ale dzięki temu miałam przyjaciółkę blisko siebie. Mogłyśmy razem zdziałać wszystko. Poza zakupem choinki. Obie z Lilianą uzgodniłyśmy, że musimy mieć żywe drzewko, ścięte dopiero tydzień przed świętami, czyli dzisiaj. Nie mogłyśmy jednak wychodzić same, potrzebny więc był jakiś facet do pomocy.

— Mogę poprosić Bailey'iego, jeśli chcesz — powiedziałam do przyjaciółki. Opierałam głowę na zgiętej w łokciu ręce i siedziałam na kanapie, obserwując jak zwijała ostatni łańcuch, który na razie miał się nam nie przydać.

— Dobry pomysł. Giovanno raczej nie da rady z nami iść. Vitale nie pójdzie, ma za dużo obowiązków. A Normano?

— Normano to... — zaczęłam, kręcąc głową z rozbawieniem.

— Najprzystojniejszy i najmądrzejszy facet na świecie? — Wszedł do salonu. Przeczesywał swoje włosy, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Fakt, był przystojny.

— Możesz nam w czymś pomóc? — spytała go Lily. Gdybym to ja wyszła z inicjatywą, w życiu by się nie zgodził, żeby zrobić mi na złość.

— W czym? — Luźno usiadł w fotelu obok. 

— Chcemy iść po choinkę.

— Więc w czym problem? Mione was zawiezie do marketu, tam jest ich mnóstwo. — Wzruszył ramionami.

— To musi być żywa choinka ścięta w lesie — wtrąciłam spokojnie. Kącik ust Normano ledwo zauważalnie się uniósł i ewidentnie próbował się nie uśmiechnąć.

— Więc? — ponaglałam go.

— Pomożesz nam ją ściąć? — zapytała Lily z nadzieją.

— Chciałbym, ale — no mówiłam — mam kilka spraw na głowie. — Wzruszył przepraszająco ramionami.

— Żaden problem, pójdziemy same. — Podniosłam się i spojrzałam na Lily. — Chodźmy, może ten nowy ochroniarz z nami pojedzie. — Wiedziałam, że go to trafi. Liliana zamaskowała uśmiech, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robiłam.

— Nie zapominaj, że jesteś zaręczona, a twój narzeczony jest tu jakby obecny. — Normano też wstał.

— Ale tylko jakby. — Teraz to ja wzruszyłam ramionami i przeszłam do korytarza, by założyć buty.

— Podobno na macie porusza się jak jaguar — kontynuowała przyjaciółka i włożyła kurtkę. — Dobrze posługuje się nożami.

— Myślisz, że uda mi się go zobaczyć w akcji? — rzuciłam z przesadzonym entuzjazmem. — Dobrze wyglądam?  

— Co tam? Chciałeś coś powiedzieć? — spytałam niewinnie.

— Weź kluczyki, jadę z wami — burknął i przeszedł obok, by założyć kurtkę. Jego głośne kroki o czymś świadczyły. — Ty prowadzisz. Zadzwonię po Bailey'iego.

— Tak w zasadzie, Bailey czeka za drzwiami. — Szeroko się uśmiechnęłam. Cmoknęłam go w policzek i pokręciłam głową. — Cholerny zazdrośnik.

L'odioWhere stories live. Discover now