- Dopóki nie rzygam krwią to nic mi nie jest - odpowiadam znudzony.

- Zostaję tu na noc, więc widzimy się, jak przyjedziesz.

- Jasne. Jesteśmy w kontakcie.

Rozłączam się i chowam telefon w kieszeni.

- Wszyscy cali? - pyta Sergiusz.

- Tak. Tom jest z nimi w Todt Hill. Na razie cisza przed burzą.

- A co tu robi Waters?

- Siedzi. Jak widzisz.

- Pewnie dlatego mnie to dziwi.

- Soran, bądź tak uprzejmy i przynieś nam kawę. Wodę. Ciastko. Cokolwiek.

- I po co te nerwy? Możecie się pieprzyć. Nawet bym to poparł, ale po co robić z tego taką tajemnicę? - Milczę, patrząc na zażenowaną minę Sergiusza. - Dobra. Idę po te ciastka.

Zapomniałem spytać Toma, czy udało mu się sprawdzić kamery, aby namierzyć ludzi, którzy nam pomogli w bibliotece, ale trudno. Mamy teraz inne priorytety. Boss rodziny nie żyje, a gdy ta informacja wyjdzie na światło dzienne, może wydarzyć się wszystko. Najważniejsze jest zapanowanie nad sytuacją i stworzenie nowej hierarchii, zanim wybuchnie chaos i dezorganizacja. Nie mam pojęcia, czy Hector, prócz nas, miał w naszej rodzinie wrogów.

Czy któryś capo czekał na jego upadek? Czy pragnęli jego śmierci? A może powstał nawet wewnętrzny ruch oporu? Nic, kurwa, nie wiem i nienawidzę tego uczucia.

- Co tu robi Waters?

Odwracam się i widzę bladą twarz Vincenta. Przysięgam, że jak jeszcze raz usłyszę to pytanie, to zacznę walić głową o ścianę i mam w dupie to, że boli.

- Kurwa - wzdycham. - Wyprowadziłem ją z budynku. Przypominam, że nie miałem czasu na to, aby odstawić ją w bezpieczne miejsce.

- Bezpieczne miejsce? - Unosi brew. - Była na liście gości?

- Na wersji, która poszła na policję nie. Tylko na bramce widniała Ginger Hill, ale tę listę zgodnie z procedurą, nasi ochroniarze niszczą po wejściu ostatniego z niej nazwiska. - Vincent przytakuje, ale nic nie odpowiada, więc kontynuuję. - Skup się teraz na Harper. Ja wszystkim się zajmę.

- Właśnie to robię. Nasza przyszłość zostanie osądzona w oparciu o kilka następnych dni. Ian, rodzina nie ma przywódcy. Mamy na karku policję. Harper jest tutaj i... - głos zawisa mu w gardle. - Nie byliśmy przygotowani na to wszystko, a o świecie zaczną się dla nas nowe rządy. Rządy, które powinny być pod moją pieczą. Kurwa. Czy to się kiedyś skończy?

- Mogę ci obiecać, że kiedyś nadejdzie taki dzień. Vin - chwytam go za koszulę, by odciągnąć go dalej - wiesz, że możesz zrezygnować.

- I potwierdzić słowa ojca? Nie dam mu tej satysfakcji.

- Jakie słowa? - pytam, obserwując, jak Vincent zaciska szczękę. - Co on ci powiedział?

- Pamiętasz jego wielkie przyjęcie urodzinowe, gdy ogłosił mnie underbossem? - Przytakuję. - Noc przed, wezwał mnie do siebie. Naiwnie sądziłem, że... usłyszę coś innego, a powiedział, że to moja ostatnia szansa na pozostanie w rodzinie, rozumiesz? Mówiłem mu, że nie chcę tego stołka. Było mi dobrze, jako capo. Miałem zaufanych ludzi. Interes kwitł i było, co dzielić.

- Dlaczego to miała być ostatnia szansa?

- Chciał, żebym kasował gości, którzy wiszą nam po cztery zera. Znasz mnie, to nie moja działka. W dodatku nie masz z tego żadnego zysku, a wystarczy poczekać i dobrze rozegrać karty. Facet miał tydzień zwłoki, a ojciec już chciał, abym wykopał mu grób. Powiedziałem, że tego nie zrobię. Uznał, że nie nadaję się do roli capo i jestem mięczakiem, który nie umie pociągnąć za spust.

Bractwo Omerta [1] - Atak (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now