34|Chapter 34

97 7 0
                                    

_________________________________________

If you dance I'll dance
And if you don't I'll dance anyways
Give peace a chance
Let the fear you have fall away
I've got my eye on you
I've got my eye on you
Say yes to heaven
Say yes to me

- Yes to heaven, Lana Del Ray

_________________________________________

34|Dancing in a daydream

_________________________________________

Jeszcze raz spojrzał na siebie w lustrze.
Wyprasowany przez Meredith garnitur wyglądałby świetnie, gdyby chłopak potrafił go założyć z jedną ręką w gispie. Znaczy, mogło być gorzej, ale na taką okazję wszystko powinno być idealne.
Koszula i marynarka krzywo leżały, nie mówiąc już o krawacie, który zawisł na jego szyi jakimś niewiarygodnym cudem. Trempki miał za luźno założone, bo lewą ręką trudno było je mocniej zawiązać, a że były świeżo wyprane, nie zdążyły się ponownie wyrobić.
Chłopak przygryzł wargę, starając się po raz setny w ciągu ostatnich kilku minut doprowadzić włosy do porządku. Trudno było je myć z gipsem na ręce, a w dodatku powietrze było tak wilgotne, że kosmyki nieustannie skręcały się i plątały.
Były inne niż przed trzema tygodniami. Wtedy były kruczoczarne, ale teraz można było w nich dojrzeć pojedyncze siwe włosy, a w tuż przy skórze na karku odbarwiło się całe ich pasmo.
Chłopak od zawsze traktował włosy jak świętość. Niegodnym nie pozwalał ich dotykać, dbał o nie jak tylko mógł, bo uznawał je za swój jedyny atatut. Dziwnie mu było z ich nowym wyglądem, ale musiał coś poświęcić, by móc dokonać niemożliwego.
Westchnął przeciągle, zaczynając się niepokoić. Spojrzał na zegar na ścianie.
18.54. - co oznaczało, że wampir zaraz tu będzie.
Tristana wypisano ze szpitala zaledwie po dwóch dniach. Cedric i Hannah wrócili samochodem, którym przyjechali do Arizony, do domu w Minneapolis, natomiast Triss, Roderick i Maddie przylecieli do Forks samolotem.
Tak jak zapowiedział Rod, Tristana czekał szlaban, jednak miał on to szczęście, że jego brat niezbyt znał się na tego typu sprawach. W dzieciństwie zawsze mu pobłażano, więc nie do końca wiedział na co Trissowi pozwolić. Dlatego też, choć brunet mógł wychodzić z domu tylko do szkoły, szpitala i psychologa, to Cullenowie mogli go swobodnie odwiedzać. Choć zawsze tylko wpadali na kilka minut, to Alice, Celia i Jasper byli stałymi gośćmi u Swanów.
Od pamiętnego pocałunku Jasper i Tristan niewiele rozmawiali, a zwłaszcza o tym co się wydarzyło. Blondyn czasem zagadywał go w szkole, zwłaszcza na lunchu na ich ulubionych schodkach, ale zazwyczaj poprostu podążał za nim w milczeniu niczym cień. Pomagał mu, gdy jego złamanie nie pozwalało mu na coś i w sumie to robił za osobistego szofera, ale nie poruszył żadnego ważnego tematu.
Trissa ta atmosfera naprawdę dusiła. Choć to, co się stało w szpitalu bardzo mu się podobało to wolał, żeby nigdy się nie wydarzyło. Wolał nigdy nie pocałować Jaspera, ale wciąż mieć z nim dobry kontakt. Niezręczność każdej chwili sprawiła nawet, że ledwo się dotykali. Wcześniej, jeszcze przed akcją z Jamesem, w każdej możliwej chwili szukali kontaktu: trzymali się za ręce, idąc przez las, siadali jak najbliżej siebie, nie wspominając o tym, że przytulali się na przywiatanie, a Triss uwielbiał całować Jaspera w policzek, gdy się z nim żegnał. Teraz jednak to wszystko odeszło w niepamięć.
- Zaczynam mieć tego dość - wyznał w końcu, stając z założonymi rękami na chodniku przed domem. Blondyn, który przed chwilą przywiózł ciasto od Esme, zatrzymał się przed swoim samochodem. Odwrócił się twarzą do Trissa ze zdezorientowaną miną.
- Czego? - spytał, prostując się.
Brunet zrobił gest dłonią, jakby próbował wskazać na kogo z ich wypadnie wyliczanka.
- Nas?
- Wcześniej było super - wytłumaczył ciszej, czując jak Jasper świdruje go wzrokiem. - A teraz jest jakby, nie super... Znaczy, rozumiem, jeśli nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia, naprawdę, ale... - blondyn przetarł twarz dłońmi, jakby miał dość takiego tłumaczenia. Sęk jednak był w tym, że Triss był zbyt zaabsorbowany próbą wyjaśnienia swoich myśli by to zauważyć - Poprostu mi o tym powiedz. Zrozumiem, a ty nie będziesz się musiał za mną włóczyć...
- Tu nie chodzi o to, że nie chcę, poprostu... - westchnął, odwracając wzrok. Przez jakiś czas wpatrywał się w las, żeby później znów zwrócić się do bruneta. - To skomplikowane...
Tristan podszedł do niego bliżej, jakby czekał na jakieś zawiłe i tajne wyjaśnienie. Jasper jednak nic nie powiedział, tylko patrzył na niego z góry.
- Czyli to nie moja sprawa? - prychnął, gdy już zorientował się, że nie otrzyma żadnych informacji. - Mamy tak sobie udawać, że nic się nie dzieje? Oh, jasne! Świetnie! - rzucił sarkastycznie i zaczął odchodzić do domu. - W takim razie, pa. Wszystko wyjaśnione!
Dopiero ręka na nadgarstku powstrzymała go od powrotu. Jasper okręcił go w swoją stronę i wciąż trzymając jego przegub w dłoni, poprawił włosy.
- To naprawdę nie jest rozmowa na teraz. Kiedyś Ci to wszystko wyjaśnię, ale...
Tristan westchnął pogardliwie.
- Kiedyś to - wskazał palecem przestrzeń pomiędzy nimi - może się skończyć.
Wampir przygryzł wnętrze policzka, ale nic nie powiedział. Patrzył się tępo w bruneta jeszcze przed dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając, jednak wciąż milczał.
- Okej - szepnął Triss, spuszczając wzrok. Zabrał nadgarstek z uścisku blondyna i zaczął iść do domu. - Do zobaczenia, czy coś tam. - dodał bez emocji.
Wszedł do domu i odrazu poszedł do siebie, zamykając drzwi na klucz. Spróbował się nie rozpłakać i całkiem mu to wyszło, bo tylko kilka samotnych łez spłynęło mu po policzkach i zmoczyło pracę domową z matematyki.
Owinął się w koc i zabrał za lekcje, by zapomnieć o tej przygnębiającej sytuacji. Puścił muzykę na głośnikach, żeby zagłuszyć szloch, który od czasu do czasu wyrywał mu się z gardła. Od akcji z Jamesem jego uszy stały się bardziej wrażliwie na dźwięk i wciąż nie były przywyczajone do słuchawek.
Na kilka minut przed tym, jak Tristan zamierzał pójść spać, coś zapukało w jego okno. Odrobinę zdziwiony wstał od biurka, żeby sprawdzić co się stało.
Zauważył chłopaka, stojącego na krańcu dachu, więc otworzył okno i uważnie stanął na zimnych gątach.
- Coś się stało? - spytał, gdy Jasper odwrócił się do niego. Wiatr delikatnie rozwiał mu włosy, a jego blada skóra wydawała się biała w chłodnym świetle księżyca.
- Powiem Ci o wszystkim - wyznał po chwili, podchodząc do nastolatka. - Powinieneś wiedzieć.
Tristan przez chwilę był zszokowany tą nagłą zmianą, ale był naprawdę zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Serio? - dopytał z niedowierzaniem.
Wampir przytaknął.
- Serio - podszedł kawałek bliżej, tak, że dzieliły ich może 3 kroki. Wyglądał z jednej strony jakby się czegoś obawiał, a z drugiej jakby się czymś ekscytował. - Ale mam warunek.
Czarnowłosy przyjrzał mu się sceptycznie, mrużąc oczy i założył ręce na piersi.
- Jaki?
- Pójdziesz ze mną na bal.
Tristan stanął jak wryty. Minęło kilka sekund zanim w pełni zrozumiał te słowa. Twarz zaczęła go piec. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i połknął ślinę, zaraz potem wydychając powietrze nosem, jakby próbował zdławić swoje obawy. Spojrzał na czubki swoich butów, które niechlujnie założył siedząc na parapecie, żeby nie chodzić w skarpetach po dachu.
Jasper złapał go palcami za podbródek, zmuszając go by patrzyli sobie w oczy.
- Ty dostaniesz swoje odpowiedzi, ja mój obiecany taniec. - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie przepadam za takimi rzeczami... ani za zbyt głośną muzyką... ani za ludźmi...
- Nie chcesz, to nie. Trudno - poklepał go po włosach z odrobinę zasmuconym wyrazem twarzy, po czym powoli zaczął się odsuwać.
Tristan wyciągnął zdrową rękę w jego stronę, żeby złapać go za rękaw koszuli nim wampir rozpłynie się w powietrzu.
- Czekaj! - rzucił szybko. Poczekał aż blondyn się do niego odwróci, zanim kontynuował. - Zgoda, ale tylko jeden taniec.
Jasper promiennie się uśmiechnął, tak jakby od dawna wiedział, że to się stanie.
- Wiedziałem, że się zgodzisz - przyznał z uśmiechem.
- Alice - warknął Triss pod nosem, no co złotowłosy się zaśmiał. Znów złapał jego podbródek w palce.
- Będę o 19 - poinformował. - Alle prosi, żebyś nie zakładał trampków do garnituru. - Tristan i tak pewnie je założy, ale cóż, warto było wiedzieć jak się odegrać na tym wrednym chochliku. Jasper pewnie domyślił się o czym myśli brunet, bo wredny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. W końcu pochylił się nad chłopakiem i pocałował go w policzek. - Przyjadę po ciebie jutro. Dobranoc, króliczku.
I zniknął.
To zdążyło się dwa dni wcześniej, w środę. Teraz nastał piątek i wskazówki zegara nieustannie zbliżały się do numeru 19.
Tristan błędnym wzrokiem wpatrywał się w cyferki, zastanawiając się ile naprawdę zostało mu czasu.
Zaczął się odrobinę niepokoić. Sam bal nie będzie specjalnym problemem - nie licząc głośnej muzyki, odgłosów ludzi i tabunu spoconych nastolatków nie było się zbytnio czego obawiać. Zwłaszcza, że chciał namówić Jaspera, by urwali się wcześniej. Problem tkwił w tym, co miało się stać podczas balu.
Rozmowa.
Triss nie miał zielonego pojęcia kiedy się odbędzie, gdzie, a tym bardziej czego się dowie. Czy to będzie miła rozmowa? Czy może raczej to będzie ostatni moment ich przyjaźni? Czy informacje od Jaspera będą przyjemne, okropne, niepokojące, a może informacji nie będzie w ogóle? To był egzystencjalny dramat wieczoru, tak, jakby od tej rozmowy zależała przyszłość świata.
Choć chłopak to czuł, wmawiał sobie, że to nic wielkiego. Ale prawda była taka, że sama rozmowa była jeszcze mniej niepokojąca niż to, co Tristan postanowił.
Gdy wczoraj leżał w łóżku, dławiony niepokojem piątkowego wieczoru i analizował wszystkie możliwe wersje przyszłości, przekonał sam siebie do pewnego kroku. A mianowicie jeśli Jasper zerwie ich relacje, Triss zostawi go w spokoju, jednak jeśli wieści będą radosne, a wampir nie przedstawi żadnych obiekcji co do ich znajomości, Tristan wyzna mu całą prawdę. Powie mu o swoich uczuciach i o tym, czego pragnie.
Ta perspektywa była tak naprawdę źródłem jego niepokoju i dziwnego wiercenia w żołądku.
Zegar w końcu wybił 19.
Czarnowłosy miał nadzieję, że wampiry nie są bardzo punktualne, ale niestety się pomylił.
Niemalże w tej samej chwili, w której wskazówki pokryły się z 7 i 12, na ulicy zabrzmiał pomruk silnika samochodowego.
Chłopak jeszcze raz przejrzał się w lustrze, upewniając się, że nie prezentuje się jak nachlany student po niezdanej sesji.
Wziął jeden głęboki wdech, poprawił ochraniacz na ręce i rękaw na gipsie, potem ostatni raz przeczesał włosy.
Spokojnie - powiedział sobie w myślach. - To tylko niezobowiązujące wyjście z twoim crushem.
Przetarł twarz, przeklinając pod nosem. Jak zwykle za dużo myślał, za dużo się obawiał i za wiele rzeczy sobie wyobraził.
Let it happen - zaśpiewał pod nosem.
Na dole rozległy się podniecone rozmowy, potem stęk otwieranych drzwi i chichot Maddie.
Tristan powoli wyszedł z pokoju.
- Triss! - krzyk Rodericka, sprowadzający go na dół.
- Idę!
Powoli pokonywał schody, czując ciężar ołowianych z nerwów kończyn. Serce waliło mu w piersi. Za każdym razem, gdy przechodził koło jakiejś gładkiej, połyskującej powierzchni spoglądał w nią, by upewnić się, że nie pominął żadnego mankamentu swojego wyglądu. Zaczął nawet wyliczać wszystko, co zrobił, by upewnić się, że wykonał wszystkie możliwe zabiegi higieny.
Dłonie mu się trzęsły, gdy podtrzymywał się barierki, bo gąbczaste nogi plątały mu się na schodach.
Czuł się jakby parę minut temu wychylił kilka głębszych. Tak, odczucia prawie identyczne co przy upojeniu.
Stanął przy ostatniej partii schodów i spojrzał w dół.
Przy drzwiach do sieni, w idealnym, czarnym garniturze, z Maddie na rękach stał Jasper i Tristanowi dech zamarł w piersi.
Powiedzieć, że wyglądał pięknie to tak, jakby stwierdzić, że kwadrat to koło.
Był olśniewający, a ile to odpowiednie słowo. Zawsze wyglądał cudnie, ale tego nie dało się z niczym porównać. W czarnym było mu do twarzy. Ciemny ubiór nadawał mu odrobinę gangsterski wygląd, ale jednocześnie upodabniał go do Pana młodego z dramatu romantycznego. Włosy miał gładko zaczesane do tyłu. Układały się w łagodne fale wokół jego przystojnej twarzy. Uśmiechał się, rozmawiając z Madeline, ale gdy Triss pojawił się na piętrze, popatrzył mu w oczy.
Tristan, wciąż na niego patrząc I niedowierzając, że cała szkoła zobaczy go w towarzystwie tego anioła, potknął się o własne nogi. Jedynie jego w miarę szybki refleks łyżwiarza powstrzymał go od zjechania z prawie całej klatki schodowej. Podtrzymał się barierki i migiem się wyprostował, udając, że nic się nie wydarzyło.
Wszscy na dole się zaśmiali.
Przetarł szyję dłonią i zdecydowanie uważniej zszedł po schodach.
Jasper odstawił dziewczynkę na ziemię, po czym wyciągnął dłonie do Trissa, by złapać go za ręce i przyciągnąć do siebie.
- Cześć - szepnął, kładąc jedną rękę w dole pleców bruneta. - Ślicznie wyglądasz.
- I kto to mówi - rzucił sarkastycznie, przyglądając się wampirowi z bliska. Uszy go zapiekły. - Dzięki...
Wciąż patrzyli sobie w oczy, gdy oświetliła ich lampa błyskowa.
Roderick, z durnym uśmiechem i aparatem w dłoniach stał na środku korytarza razem z Maddie. Meredith stała przy nim, oparta o framugę drzwi do kuchni, uśmiechając się na ich widok.
- Pamiętam jak my tam staliśmy - zagadnęła, delikatnie kopiąc męża w łydkę. Rod odwrócił się w jej stronę, złapał za rękę, okręcił ją, by później przyciągnąć ją do siebie. Zachichotała i wskazała Trissa skienieniem głowy. - Ty ledwie odrastałeś od ziemi, a tu proszę! Sekundę później idziesz na bal! Gdybyś go zobaczył, Jasper. - zwróciła się do wampira. - W za dużej piżamie w dinozaury i z książką w rękach, gdy się patrzył na nas jak na ćwoków, bo szliśmy potańczyć...
Triss odchrząknął.
- Jasne, jasne. Siary możecie mi narobić później, bo trochę jakby się spieszymy.
- Bez przesady - zaprotestował prowokacyjnie blondyn. - Mamy chwilę czasu na pogaduchy.
Czarnowłosy posłał mu mordercze spojrzenie i zmrużył oczy.
Jasper westchnął.
- Niech Ci będzie - odparł cicho. - Nasłucham się innym razem. - Rod parsknął śmiechem.
- W kwestii przypałów tego tu dzieciaka jesteśmy ekspertami! A teraz chwila dla reporterów.
Wampir uśmiechnął się zawadiacko.
- Dajmy gawiedzi trochę tematów do plotek - zaproponował. Zanim Tristan zrozumiał co to oznaczało, już został przyciągnięty bliżej. Złotowłosy złapał go za podbródek i pocałował w policzek. Znów błysnęła lampa.
Brunet trochę się zarumienił, więc wywrócił uczami, żeby to zakryć.
Kolejne zdjęcie.
- To może już pójdziemy? - burknął pod nosem, zaciskając dłoń na tyle marynarki blondyna.
- Jasne - Rod zwrócił się do wampira. - Masz go zwrócić przed północą.
-Tak jest, sir - podał Trissowi rękę i pociągnął do drzwi. - Choć mój Kopciuszku, zanim karoca zmieni się w dynie.
Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem, ostatni raz odwrócił się i spojrzał na rodzinę.
Dziwnie było patrzeć na nich w tak szczęśliwym momencie, gdy w pamięci wciąż miał ich pełne zdruzgotania twarze, migoczące w światłach z przed prawie miesiąca. To było jak fatmorgana, tak, jakby ktoś włożył mu cudze wspomnienia do głowy, bo perspektywa stracenia rodziny była jak nocna mara w porównaniu z idyllicznym planem spędzenia wieczoru z Jasperem.
Maddie pomachała do niego, więc odwdzięczył się tym samym, a potem drzwi się zatrzasnęły.
Zeszli po schodach, wciąż trzymając się za ręce i pokonali podjazd, żeby dojść do samochodu.
Wampir otworzył drzwiczki na siedzenie pasażera z szarmanckim uśmiechem:
- Zapraszam, sir.
Triss wsiadł do środka i jeszcze zanim się odwrócił, usłyszał za sobą czyjś melodyjny, karcący głos.
- Tristan! - chłopak spojrzał za siebie. Na tylnej kanapie Mercedesa siedziała Alice ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy. Miała na sobie błękitną, delikatną sukienkę z granatowymi akcentami. Jej krótkie, ciemne włosy były zaczesane w eleganckie fale, a oczy podkreślone niebieskim makijażem. - Co to ma znaczyć?!
Celia się zaśmiała. Siedziała tuż obok swojej dziewczyny. Ogniste włosy miała związane w dobierane, pseudo niechluje warkocze, a czarne kreski eyelinera na powiekach dodawały jej kociego wyglądu. Miała na sobie granatowy garnitur, tiulową koszulę i błękitny krawat, wszystko w odcieniach idealnie dopasowanych do kreacji Alice.
Jasper zatrzasnął drzwi samochodu i poprawił się na siedzeniu, a potem odwrócił się do rozmawiających.
- Miałeś mu przekazać instrukcje - wampirzyca skarciła brata, nienawistnie mrużąc oczy.
- Przekazałem. Nie moja wina, że nie posłuchał - wyciągnął rękę i potargał Trissowi włosy. Uśmiechnął się do niego, w sposób odrobinę przepraszający, po czym dotknął wskazującym palcem jego podbródka, jakby chciał go powstrzymać od schylania głowy. W końcu położył dłonie na kierownicy, odpalił silnik i ruszył w dół ulicy.
Brunet usiadł prosto i zaczął przyklepywać zmierzwione włosy na miejsce.
- Widzisz - odezwała się wciąż wściekła Alice. - Gdybyś mnie posłuchał nie miałbyś zepsutej fryzury.
Tristan jej nie widział, ale mógł się założyć, że założyła ręce na piersi.
- Odpuść, Alle - poprosiła łagodnie Celia. Lusterko wsteczne pokazało, jak chwyta dziewczynę za ręce i je całuje. - Złość piękności szkodzi, śliczna...
Te słowa chyba były jakiś zaklęciem, bo Alice prawie odrazu się uśmiechnęła i pochyliła w jej stronę. Zaczęły coś do siebie szpetać.
Triss szczerze dziękował, że nie miał aż tak rozwiniętego słuchu, bo wnioskując po odrobinę zdegustowanej minie Jaspera ta konwersacja raczej nie kręciła się wokół najlepszych kosmetyków na zmarszczki.
Włączył radio, myśląc, że to może chociaż w niewielkim stopniu zagłuszyć cokolwiek było tematem rozmowy. Miał nadzieję, że to pomoże, a przynajmniej nie zaszkodzi.
Na szczęście wjeżdżali już na ulicę, na której mieściła na sala.
Chwilę zajęło im znalezienie miejsca parkingowego, a potem wyszli z samochodu. Znaczy Tristan, Celia i Jasper wyszli, a Alice na chwilę została w środku.
Rudowłosa otworzyła jej drzwi, pomogła wysiąść, podając jej łokieć. Nawet w wysokich szpilkach Alice była o wiele niższa.
Pewnie się z nimi pożegnały, ale Triss tego nie usłyszał. Zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych na parkingu, przeszły przez łuk nad wejściem i zniknęły w środku.
Dopiero, gdy ich sylwetki rozpłynęły się w dymie, chłopak zauważył Emmetta i Rosalie, którzy również szli już na salę. On był ubrany w czarny garnitur, niemal identyczny do tego, który nosił Jasper. Ona miała na sobie długą, satynową suknię w kolorze szkarłatu, który kontrastował z jej złotymi włosami. Zatrzymali się na chwilę niedaleko samochodu. Emmett pomachał Tristanowi i Jasperowi, natomiast Rose delikatnie się uśmiechnęła.
Chyba nie było możliwości, by wampiry mogły na siebie zwracać więcej uwagi. Każdy uczeń obrzucał ich niemal wielbiącym spojrzeniem.
Czarnowłosy poczuł zimną dłoń blondyna na plecach.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - szepnął do niego.
- Czemu nie?
- Wytrzymasz? Wiesz, trochę ludzi tu przyszło.
- Dwa razy więcej mijam dzień w dzień w szkole - zauważył sarkastycznie wampir.
- Wiesz, dziś to zupełnie inna sytuacja. Zakładam, że stosunek napalonych nastolatków do wolnych składzików będzie dziś astronomiczny.
Jasper parsknął śmiechem.
- W takim razie poprostu tam wejdziemy, zatańczymy raz, a potem gdzieś cie zabiorę. Zgoda?
Triss westchnął, starając się wymyślić więcej powodów, dla których mogli by uniknąć wchodzenia do tej sali. Już z parkingu czuł duszne powietrze pełne dymu i słyszał dudnienie zbyt głośnej muzyki.
Nie ukrywał, że chciał zatańczyć z Jasperem, ale nie chciał tego robić przy ludziach na balu. Po pierwsze dlatego, że poprostu zraził się do szkolnych imprez kilka lat temu. Po drugie, wampiry przyciągały uwagę dosłownie wszystkich, więc ktoś na pewno będzie na nich patrzeć. Po trzecie, umiał tańczyć tylko na lodzie. Tam miał refleks, lód znał lepiej niż siebie i wiedział jak się z nim obchodzić, na ziemi natomiast plątały mu się nogi.
- Nie chcesz tam iść, prawda? - szepnął w końcu blondyn. Triss z zawahaniem przytaknął. - W taki razie wejdźmy, żeby zrobili nam zdjęcie na alibi dla twojego brata i zmywajmy się.
Tristan uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Jesteś pewien?
- Jasne. Zatańczymy kiedy indziej. - podał mu łokieć, a drugą rękę położył sobie na plecach. Czarnowłosy przysunął się do niego, żeby położyć mu dłoń na przedramieniu. - Tego akurat ci nie odpuszczę - dodał, gdy byli już niedaleko wejścia.
Przeszli pod tym samym łukiem.
W sali panował zaduch. Do ścian poprzylepiano błyszczące serpentyny i balony, podłoga była zasypana confetti i powłóczona gęstą mgłą, pachnącą jak morska woda. Słony zapach potu i drażniącej nutki alkoholu unosił się w powietrzu. Wszędzie było pełno ludzi, ubranych w różne kolory, wirujących na parkiecie, podpierających ściany i nie do końca legalnie doprawiających poncz "sokiem" z piersiówek. Na końcu sali, na podwyższeniu stali Angela i Eric. Gdzieś w oddali błysnęły blond włosy Jessici, klejącej się do Mika.
Muzyka dudniła Trissowi w uszach, gdy kurczowo trzymając się Jaspera, przeciskał się przez tłum. Kierowali się pewnie do tylnego wyjścia, ale chłopak nie był tego pewien, bo dźwięki były tak głośne, że głowa zaczęła go boleć, a migoczące światła wprawiały go w poczucie wszechogarniającej dezorientacji.
W końcu wylegli gdzieś w jakieś oszklone przejście i brunet mógł otworzyć oczy.
Niestety zamiast wolności zobaczył jedyną osobę, której akurat dziś nie chciał widzieć.
Leith była ubrana w sukienkę, którą znalazła w Port Angeles. Teraz, gdy na nią popatrzeć kreacja wyglądała jak skopiowana z jakieś chińskiej wazy z dynstii Ming, choć wciąż pasowała do dziewczyny. Włosy miała rozpuszczone i trzymała Aidena pod rękę, a w wolnej dłoni miała kubeczek z ponczem. Chłopak miał na sobie zwykły, czarny garnitur i granatowy krawat oraz dwa dodatkowe kubeczki.
- Myślałam, że nie lubisz takich imprez - syknęła Leith. Jej szorstki głos zlewał się z muzyką. Widać było, że była zdenerwowana i zazdrosna.
- Nie lubię. Właśnie wychodzimy.
Prychnęła pogardliwie, odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa.
Aiden powiódł za nią wzrokiem, westchnął i zwrócił się do pary.
- Przepraszam z nią - wyznał ze skruchą. - Pójdę ją znaleźć. - wcisnął im w dłonie kubeczki i poszedł za dziewczyną.
Jasper popatrzył sceptycznie na swój napój i odstawił go na pobliski kaloryfer.
- Lepiej tego nie pij. Daje wódką.
Tristan zawahał się na chwilę. Był na antydepresantach, ale wciąż się zastanawiał. W końcu był zestresowany, a w pojemniczku pewnie było więcej soku niż alkoholu. Popatrzył na wampira.
- Nie powinieneś... - zaczął, ale już za późno. Triss przyłożył kubeczek do ust i wychylił jednym chałstem. Po gardle spłynął mu słodki smak truskawek i cierpkiej, kwaskowej żurawiny, niemal odrazu popędzony ciepłem wódki. Oblizał usta, popatrzył w pusty kubek, a potem na odrobinę zszokowanego blondyna.
- Całkiem niezłe - stwierdził. Nie możliwym byłoby, by alkohol zaczął działać tak szybko, ale najwyraźniej placebo wystarczyło, bo poczuł, że mu lżej na sercu. Kątem oka zauważył odstawiony na kaloryfer kubeczek i przez sekundę chciał po niego sięgnąć.
- Jeden ci wystarczy - stwierdził wampir, pociągając ich do wyjścia. Triss zgniótł kubeczek w dłoni i po drodze wyrzucił go do pojemnika na śmieci.
Zaczynało zmierzchać. Dzień był jednym z cieplejszych, a ponieważ teraz temperatura zaczęła spadać, wszystko pokryło się mgłą. Na dworze postawiono altanę, udekorowaną kwiatami, powojami i lampkami. Kilka osób tańczyło na drewnianym parkiecie, w tym Bella w niebieskiej sukience i Edward. Patrzyli na siebie i zapewne gdyby świat zaczął się palić, nawet by tego nie zauważyli.
Tristan uśmiechnął się delikatnie na ich widok, który szybko zniknął mu z oczu, gdy weszli za drzewa.
O ile w sali trzymali się za ręce o tyle teraz Jasper trzymał się odrobinę na dystans. Najwyraźniej albo był zawiedziony ich nieudanym tańcem, albo stresował się perspektywą pogadanki.
Czarnowłosy założył ręce na piersi. Tym razem nie dlatego, że było mu zimno a raczej dlatego, że czuł rosnący niepokój, a przez gips nie mógł trzymać rąk w kieszeni.
Dziękował sobie, że nie posłuchał Alice i założył trampki, bo w eleganckich butach trudno by mu było chodzić po lesie. Zwłaszcza, że wampir, który ich prowadził, nie wyglądał, jakby chciał się zatrzymać.
Wpatrywał się w ścieżkę, jakby widział w niej coś niezwykle ciekawego.
- Idziemy gdzieś konkretnie? - spytał brunet po jakichś 10 minutach marszu.
- Tak, chciałem pokazać ci jedno z moich ulubionych miejsc - przyznał blondyn, lekko się uśmiechając. - Ale to trochę daleko, więc wygodniej by było, gdybym cie tam zaniósł.
Tristan stanął jak wmurowany w ziemię. Żołądek wywrócił mu się do góry nogami, a twarz i uszy zrobiły się ciepłe.
- Dobrze słyszałeś. Byłoby szybciej i dla ciebie pewnie nawet wygodniej. Nie patrz się tak na mnie - zaśmiał się. - Chyba, że chcesz drałować 15 kilometrów w garniaku.
- 15 kilometrów?! - zdziwił się i jednocześnie zdenerwował Triss. - Ciebie chyba coś postrzeliło, Jasper. 30 kilometrów w 4 godziny to wyzwanie nawet bez garniaka.
- Widzisz, czyli wyszło na moje.
- Jest mnóstwo miejsc bliżej - zauważył odrobinę prześmiewczo.
- Na jedną ugodę już poszliśmy, w sumie to nawet na dwie. Z tego nie zrezygnuję - podkreślił wampir. Stanął z rękami skrzyżowanymi na piersi i wpatrywał się w Trissa, czekając aż ten się ugnie.
Tristanowi perspektywa czegoś takiego wydawała się obrzydliwe niezręczna, zwłaszcza skoro ich relacja ostatnio nie była specjalnie dobra.
- No dobra - szepnął zrezygnowany. Odwrócił twarz od wampira, żeby jakoś zakryć różowe policzki. - Co mam zrobić?
Jasper wyciągnął do niego ręce, przywołując go tym samym do siebie.
- Poprostu wskocz mi na plecy.
Czarnowłosy zachłysnął się powietrzem. Z walącym sercem, które akurat blondyn ze wszystkich Cullenów mógł usłyszeć, wykonał polecenie. Owinął ramiona wokół szyi chłopaka, upewniając się, że trzyma gips jak najdalej od jego twarzy.
- Trzymaj się mocno, jasne?
- Okej - odszepnął, czując jakby jego żołądek próbował strawić sam siebie. Jasper wciąż się nie ruszał, tylko stał w miejscu trzymając chłopaka za nogi. Pewnie był świadomy uczuć Trissa i czekał, aż się trochę uspokoi. - Naprawdę możecie wyciągnąć 100-kę w biegu?
- Większość tak, ale drzewa trochę przeszkadzają. Poza tym to chyba niezbyt bezpieczne dla ciebie, więc aż tak nie będę się popisywać. - zaczął powoli iść przed siebie, jakby starał się przyzwyczaić chłopaka do ruchu co było odrobinę bez sensu, bo tylko pozycja była dla Trissa niekomfortowa. O tym, że w ogóle się ruszają nastolatek wiedział tylko po przesuwających się drzewach, bo czuł jakby płynął w powietrzu, a Jasper stawiał kroki niemal bezszelestnie, więc nie mógł też niczego usłyszeć.
- Gotowy?
Tristan ostatni raz westchnął i zamknął oczy.
- Tak. Tylko nie skacz po drzewach, bo to mój najlepszy garnitur.
Wampir zadrżał w bezgłośnym śmiechu.
Czarnowłosy wciąż miał zamknięte oczy i prawie nie czuł, jakby się ruszali. Trochę, jakby siedział w samochodzie, choć w samochodzie tylko słyszał ruch powietrza, a teraz czuł jak wiatr smaga go po twarzy.
Przeświadczony tym, że wcale nie biegną tak szybko uchylił powieki i natychmiast tego pożałował.
Drzewa migały wokół nich i zlewały się w brązowe i zielone plamy. Pnie wyrastały jak spod ziemi na ich trasie i przesuwały się wszędzie wokół. Pęd powietrza i niewyraźne otoczenie wprawiły go w dezorientację i spowodowały zawroty głowy. Przytulił się mocniej do wampira, wciskając twarz w zagłębienie jego szyi, by móc wdychać jego zapach i się uspokoić.
Choć przed oczami wciąż widział plamy, a żołądek robił salta, zmusił się, by nie zatrzymywać blondyna.
Jednak poncz był złym pomysłem - pomyślał.
Biegli jeszcze przez kilka minut, aż Triss poczuł, że wiatr zelżał. Został delikatnie odstawiony na ziemię.
Odrazu wyciągnął ręce w bok, żeby złapać równowagę bo w głowie miał śmigło, a nogi wydawały się być z waty. Nie odważył się nawet uchylić powiek.
- Już możesz patrzeć.
Tristan przez ułamek sekundy się zawahał, błagając, by nie stali gdzieś na czubku jakieś sosny, 20 metrów nad ziemią. Lubił wysokości, ale czuł się jakby zaraz miał stracić przytomność.
Po chwili otworzył oczy i na szczęście zauważył skały, obrośnięte mchem i trawką. Wilgotne kamienie lśniły w blasku księżyca. Tu, gdziekolwiek się znajdowali, było zdecydowanie zimniej, a wiatr był silniejszy.
- Koszmar - szepnął, przecierając oczy i podniósł głowę, żeby się rozejrzeć. - O wow...
Stali na szczycie jakieś góry, ale chyba niezbyt wysokiej. Na wprost od miejsca, w którym byli rozciągała się niewielka dolinka, otoczona pagórkami i porośnięta gęstym lasem. Za nimi znajdowała się skalna ściana głazów, a w oddali majaczyła kolejna góra. Szczyt zajmowała polana trawy i mchu, choć w niektórych miejscach rosły drzewa.
Tristan okręcił się wokół z rozdziawionymi ustami. Podszedł do dość licho wyglądającej barierki na skalnej grani, żeby wyjrzeć dalej przed siebie. W dole widać było coś na kształt skalnych schodków, z których spływał niewielki wodospad. Strumień wody kończył się małym stawem w dolinie, otoczonym kawałkiem polany, a później lasem.
- Tu jest pięknie! - prawie krzyknął z ekscytacji, odwracając się do wampira. - Jak znalazłeś to miejsce?
Jasper powoli podszedł do barierki i oparł o nią dłonie.
- Wiesz, że mam problemy z kontrolą - westchnął, nie patrząc na nastolatka. - Uwielbiam siedzieć sam, z dala od ludzi. Wtedy wiem, że nikogo nie mogę skrzywdzić... - wyznał szeptem. - Gdy już nie mogę wytrzymać, gdy mam dość tych wszystkich zapachów i emocji lubię znikać, zaszyć się najdalej jak się da. Znalazłem tę skarpę niedługo po przeprowadzce i przychodzę tu, żeby pomyśleć... - uśmiechnął się do siebie, ale nie wyglądał na szczęśliwego. - Gdy jestem u kresu wytrzymałości poprostu wchodzę do wody. Tam nie ma tylu zapachów, dźwięków i mogę być sam na sam ze sobą...
Tristan zrobił krok w jego stronę. Nieśmiało wyciągnął dłoń do przodu, żeby położyć ją na wyciągniętej ręce wampira i delikatnie ją ścisnąć. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał odwagi, więc wpatrywał się przed siebie, wdychając zapach lasu i chłonąc obraz tego miejsca.
- Wampiry to dziwne stworzenia - stwierdził Jasper szeptem, tak jakby głośniejszy dźwięk miał zburzyć to miejsce.
- Dziwniejsze niż ludzie?
Blondyn zaśmiał się pod nosem i spojrzał na chłopaka.
- Nikt nie jest dziwniejszy od was. - wolną dłonią zaczął wyjmować listki z włosów bruneta. - My odcinamy się od bólu, kryjemy w cieniu i głuszy, by nikt nas nie poznał i nie zabił. Ale wy się boicie, a mimo to biegacie po torach kolejowych w oczekiwaniu na pociąg, by poczuć, że żyjecie... Tak na przykład ty. Wiesz, co mogę Ci zrobić, widziałeś, do czego jestem zdolny, dałeś mi się skrzywdzić, pozwoliłeś, by stało ci się coś złego, a mimo to zgodziłeś się pójść ze mną w miejsce, z którego nie możesz uciec, pozwalasz, bym trzymał cię za rękę, bym dotykał twoich włosów... Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Tristan smutno się uśmiechnął.
- Musiałbyś nigdy nie umrzeć, by zrozumieć - przyznał szeptem. - My ludzie jesteśmy tak bezmyślni, że kierujemy się ku destrukcji. Jeśli raz poczujesz przy sobie śmierć i przeżyjesz, będziesz ją pamiętał, szukał jej wszędzie, targany pragnieniem, by znów ją ujrzeć... Ale czar pryska, gdy stracisz życie...
- Czy to dlatego chciałeś się zabić? - spytał wampir po chwili. Brunet odwrócił się twarzą w stronę góry i oparł łokcie o barierkę.
- Głównie poprostu byłem pewien, że beze mnie ludziom będzie lepiej... - westchnął. - Ale może po prostu chciałem się dowiedzieć, czy znów będę miał farta, czy śmierć znów mnie oszczędzi, czy zobaczę ojca po drugiej stronie, czy znajdę Theo, albo poprostu spokój...
Jasper milczał, wpatrując się w dal jak w transie.
- Czemu tak bardzo mi ufasz?
- A czemu miałbym ci nie ufać?
- Bo jestem potworem - parsknął sucho. - Wiem, że twierdzisz inaczej, ale taka prawda. Jestem mordercą, bestią w ludzkim ciele...
- A ja jestem masochistą - przyznał nastolatek z bezemocjonalnym uśmiechem. - Czuję się dobrze przy ludziach, którzy mnie skrzywdzili... A przynajmniej przy niektórych... - Wampir popatrzył się na niego ze zdezorientowaniem. - Oni poprostu są mniej sztuczni, wiesz, do czego są zdolni. Nigdy nie spodziewasz się zła po ludziach, którzy są dla ciebie mili. Dzieciak, który wyciągnie rękę w twoją stronę i zacznie mówić do ciebie jak nikt inny, stanie się centrum twojego życia, najlepszym przyjacielem - on nie wygląda na kogoś, kto zrujnowałby ci życie, kto próbowałby cię zabić. Ale osoba, której dobroci nie znasz lub nie pamiętasz, może cię skrzywdzić i nie będziesz zdziwiony, może próbować cię utopić i nazywać cię największym rozczarowaniem życia, a gdy zostawi cię w spokoju poczujesz ulgę... - przymknął oczy, przestąpił z nogi na nogę, po czym popatrzył na blondyna. - Lepiej zaufać mordercy i być szczęśliwym, że wciąż cię nie zabił, niż zaufać świętemu i otrzymać nóż w plecy.
Wampir westchnął przeciągle, wpatrując się w twarz Trissa z nieukrywanym niepokojem i współczuciem. W jego oczach kryło się jednak coś zadziwiająco podobnego do nadzieji. Wyprostował się, oparł dłonie szerzej na drewnianej belce i pochylił się do przodu, wdychając powietrze, jakby szykował się, by rzucić się w przepaść.
Tristan uważnie go obserwował: to jak jego mięśnie napinają się pod marynarką, jak na jego twarzy maluje się spokój, to jak marszczy brwi w nagłym poczuciu podenerwowania, jak jego skóra lśni w świetle ksiezyca, jak wiatr rozwiewa mu włosy. Trudno było uwierzyć, że jest prawdziwy, że ta anielska postać nie jest jedynie wyobrażeniem.
- Wampiry mają swoje zasady, prawa i przeznaczenie - zaczął cicho, wciąż patrząc w dal. - Gdy byłem człowiekiem, czułem się jak fantom. Ludzie mi ufali, lubili moje towarzystwo, podziwiali mnie, pragnęli mojej obecności, dawali się manipulować. Mogłem łatwo rozpoznać co czuli, rozpracować ich emocje jakbym sam je czuł, ale trzymałem się na dystans. Ludzie byli ludźmi, poprostu mrówkami takimi jak ja, niewartymi mojego czasu. Starałem się być dla nich dobry, ale sam niewiele czułem. Kochałem matkę, ale szybko zmarła i ledwie ją pamiętam, kochałem ojca, ale nienawidziłem jego osobowości, jego poglądów, kochałem siostrę i chyba tylko ona była w stanie wywołać u mnie prawdziwe emocje. Wszystkie inne chowałem przed światem. Miałem dość farmy, dość ojca i patrzenia jak moja siostra mnie zostawia w tym bagnie, więc poszedłem do wojska, mimo, że obojętne mi były doktryny. Ale nie miałem innego wyjścia. Nie zakochałem się w nikim, nie miałem prawdziwych przyjaciół tylko tych, których znalazłem dla lepszego życia. Dlatego, gdy Maria zmieniła mnie w wampira miałem wrażenie, że jest aniołem i moim zbawcą. Zacząłem czuć ludzkie emocje i mogłem nimi manipulować, ale najważniejsze dla mnie było, by być dla niej ważnym. Szukałem jej aprobaty, wykonywałem polecenia, walczyłem dla niej, by mnie doceniła, by nie odesłała mnie gdzieś do świata, w którym ludzie byli dla mnie tylko jedzeniem. Wtedy uważałem się za szczęściarza, bo traktowała mnie jak równego sobie, jak lepszego od innych. Po raz pierwszy poczułem coś do kogoś, kto nie należał do mojej rodziny. Zaplątałem się w jej sidła, ale nie byłem tego świadomy. Była tak świetną manipulantką, że zdołała zmanipulować innego manipulanta... - parsknął suchym śmiechem. - Uwierzyłem, że mnie kocha, że przy niej jest moje miejsce i nie opuściłem jej, dopóki nie złapałem depresji od emocji ofiar i dopóki mój przyjaciel mi czegoś nie uświadomił. - zatrzymał się na chwilę i westchnął, nadal nie patrząc na Trissa. Chłopak uważnie przysłuchiwał się jego słowom. - Tuż po mojej przemianie Maria powiedziała mi o wampirzych prawach, o Volturie i o tym kim dla niej jestem. Przez lata tylko ja, ona I dwie jej przyjaciółki byliśmy stałymi członkami jej armii. Potem dołączył do nas mój przyjaciel, Peter. Mieliśmy trenować żołnierzy a potem się ich pozbywać. Któregoś dnia Maria przemieniła jakąś chłopkę, Charlotte. Peter bardzo ją polubił, ale okazało się, że osoby, które razem z nią stały się wampirami narobiły Marii problemów, więc kazała nam ich zabić przed czasem. Peter dostał szału i nie pozwolił, bym cokolwiek zrobił tej dziewczynie. Powiedział, że ją kocha i że nie da jej skrzywdzić. Uciekli, a ja zorientowałem się, że Maria wciąż mnie okłamywała. Wmówiła mi coś nieprawdziwego, a ja w to uwierzyłem, bo nie wiedziałem, że to wygląda w inny sposób. - Tristan pogubił się w tych wyjaśnieniach, ale nie miał odwagi, żeby zadać jakieś pytanie. - Widzisz - kontynuował blondyn, opierając się przedramionami o barierkę. - Każdy wampir jest w swoim życiu pewnien tylko dwóch rzeczy, które odróżniają go od człowieka. Po pierwsze: kiedyś był jednym z nich, kiedyś jego serce biło, kiedyś oddychał, żył, a teraz wciąż może istnieć, oddychać, wciąż ma serce, ale żywi się tym, czym kiedyś był. Drugą rzeczą, a raczej osobą, której każdy wampir jest pewnien, jest ktoś, kogo nazywa się mate, albo poprostu przeznaczony... - zawahał się. - Każdy wampir ma taką osobę, kogoś, kogo bezgranicznie będzie kochać, bronić i żyć z nim przez wieczność, sens życia, wszystko, co najlepsze, a gdy straci tę osobę, jego istnienie traci sens. Ktoś, kto zabił przeznaczonego musi zapłacić śmiercią, jesteśmy w tym sensie bardzo podobni do was - szukamy zemsty. - splótł dłonie ze sobą, jakby naprawdę się czymś denerwował. - Możesz czekać na tę osobę przez lata, dekady, wieki, a możesz spotkać ją odrazu po przemianie, albo nawet przed nią - to nie ma znaczenia. Ważne, że wasze losy zawsze się spotkają. Maria wmówiła mi, że jestem jej przeznaczony. Nie wiedziałem jakie to uczucie, więc jej uwierzyłem. Dopiero gdy zobaczyłem Petera z Charlotte zrozumiałem, że to wszystko było kłamstwem i uciekłem, żeby błądzić przez wiele lat. Potem spotkałem Celie, Alice i Cullenów, ale wciąż czekałem na tę jedyną osobę... - Tristan miał wrażenie, że serce mu zaraz eksploduje. Zimne otrze zawodu trafiło w jego ciało.
A więc jednak to ona - pomyślał, ale się nie odezwał.
- Każdy wampir ma przeznaczonego. Rosalie ma Emmetta, Esme Carlisla, Celia Alice, a Edward Bellę...
Zapadła cisza.
- A ty? - wyszeptał Triss, czując jak zaczyna boleć go głowa.
Jasper odwrócił się do chłopaka z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ja też kogoś mam...
Tristan westchnął przeciągle. Miał wrażenie, że wszystkie jego narządy, każda komórka ciała zaczyna się boleśnie kurczyć. Lodowate ostrze wbiło mu się w serce, świat zaczął się zapadać pod jego nogami. Wyschła w nim nadzieja, więc choć chciał płakać, żadna łza nie spłynęła mu po twarzy.
- Mogłeś mi powiedzieć wcześniej - wymamrotał, bo nie ufał sobie na tyle, by wypowiedzieć te słowa na głos. - Nie musiałbyś... Nie byłoby... Wiesz... Wszystko byłoby... - próbował się wysłowić, ale zapomniał jak się myśli i mówi. Spuścił wzrok na swoje buty, powstrzymując odruch wymiotny i kręcenie w głowie. Po dłuższej chwili popatrzył na chłopaka. - Wiesz już, kim ona jest?
Jasper zmarszczył brwi, wyraźnie zaskoczony tymi słowami. Wyprostował się, a potem w pełni odwrócił do chłopaka.
- Ona? - zdziwił się. - Źle mnie zrozumiałeś.
Teraz już Tristan przestał kompletnie rozumieć co się dzieje.
Złotowłosy uśmiechnął się do siebie. wiatr rozwiał mu włosy.
- To ty, Tristan... - wyszeptał. - To zawsze byłeś ty...
Czarnowłosego zamurowało. Przez jego serce przewinęła się kolejna fala silnych emocji, tak sprzecznych z tym, co czuł 30 sekund temu, że zakręciło mu się w głowie. Chciał złapać się za skronie, żeby odegnać pulsowanie w czaszce, ale był w takim szoku, że nie potrafił się ruszyć.
- J-ja? - wyjąkał w końcu.
Jasper łagodnie się uśmiechnął.
- Tak, Tristan. Ty i tylko Ty.
- To jakiś żart? - spytał, cofając się o krok. Blondyn zmarszczył brwi, jakby to pytanie go zabolało.
- Oczywiście, że nie. Nie żartowałbym z czegoś tak ważnego - westchnął, również się cofając. Na twarz wpłynął mu zawiedziony wyraz. - Chyba, że nie chcesz. Do niczego nie będę cię zmuszał, ale myślałem że skoro cały czas, wiesz, zachowujemy się prawie jak para to będziesz chciał...
- Matko, Jasper. Jasne, że chcę! - prawie krzyknął Tristan. Łzy szczęścia spłynęły mu po policzkach. - Poprostu to wydaje się aż... nierealne...
Wampir uśmiechnął się promiennie i rozłożył ramiona.
- Chodź tu - zażądał.
Tristana nie trzeba było dwa razy prosić. Zanim jeszcze to do niego dotarło, już otaczał szyję wampira dłońmi, już wsuwał palce w jego włosy, zatapiał twarz w zagłębieniu jego szyi, już czuł jak chłodne ramiona oplatają go w talii. Zaciągnął się jego zapachem, jednocześnie wycierając łzy w jego marynarkę.
- Czy to dzieje się naprawdę? - szepnął, stawiając stopy z powrotem na ziemi. Przesunął dłonie w dół, żeby położyć je teraz na klatce piersiowej blondyna. Jasper pochylił się nad nim i przyciągnął go jeszcze bliżej. Kosmyki jego złotych włosów łaskotały Trissa w twarz.
- Mam nadzieję. Ale jeśli to sen, to nie chcę się nigdy obudzić. - uśmiechnął się, jedną dłoń kładąc chłopakowi na policzku i złączył ich czoła razem. - Nie wyobrażasz sobie jak długo na ciebie czekałem...
- Sory, musiałem wstąpić po drodze do księgarni - zaśmiał się, a blondyn mu zawtórował, choć żart wcale nie był zabawny.
Tristan jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak dobrze. Szczęście wypełniało każdą komórkę jego ciała, w żołądku latały motylki, a każdy atom trząsł się z ekscytacji.
W końcu znalazł tego kogoś, w końcu miał Jaspera przy sobie, w końcu znalazł swoje miejsce na ziemi.
Teraz gdy patrzył na tę cudowną twarz, wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Każda rysa, blizna, każdy kawałek skóry był idealny, był na wyciągnięcie ręki... Te złote oczy wpatrywały się tylko w niego, złote włosy mógł przeczesać, usta pocałować...
- Tristanie Swan - wyszeptał Jasper. - Chciałbyś uczynić mnie najszczęśliwszym wampirem świata i zostać moim chłopakiem?
- Tak, oczywiście że tak! - zaśmiał się, a świeże łzy spłynęły mu po twarzy. - O ile ty zostaniesz moim chłopakiem, Jasperze Hale.
Wampirowi uśmiech nie schodził z twarzy.
- Oczywiście że zostanę, kochanie.
Tristan przesunął jedną dłoń na jego szyję, żeby wplątać palce w jego włosy.
Blondyn zbliżył się do niego i delikatnie pocałował, a przez ciało chłopaka przepłynęła fala przyjemnego ciepła. Stanął na palcach, by przycisnąć wargi do chłodnych ust Jaspera. Słodki pocałunek, który dzielili, stawał się coraz bardziej namiętny. Dłonie mieli wplątane w swoje włosy, trzymali się jak najbliżej siebie w końcu się odsunęli, by Triss mógł złapać oddech.
Wciąż miał przymknięte powieki, jego kolana zrobiły się miękkie, a ciało zaczęło dygotać. Przez chwilę starał się opleść myśli wokół faktu, że właśnie pocałował Jaspera, swojego chłopaka.
Westchnął, po omacku złożył na ustach blondyna krótki, słodki pocałunek, a potem otworzył oczy.
Wampir miał na twarzy rozmarzony wyraz, w jego odrobinę ciemniejszych oczach kryło się niewyobrażalne szczęście.
- Zatańczymy?

_________________________________________

AAAAAAAAAAAAAA

no i są parą:33333

Kurcze nie mogę uwierzyć że to już
Przeżywam to dosłownie jakby to się naprawdę działo lol
Cóż kocham bycie delusional <3

W każdym razie jak wcześniej mówiłam jest to ostatni rozdział z canonu ale jeszcze będzie kilka takich poza bo brakowało mi takich luznych scenek w oryginalnym zmierzchu więc trochę rozwinie się relacja Tristana i Jaspera

Czy ktoś oglądał nowego Spider-Mana? Błagam, był zajebisty no nie mogę wytrzymać kurwaaaaaaa tak chce kolejną część że nie wytrzymam całego roku chyba, zwłaszcza po tym cliffhangerze....

Dobra koniec mego rantu

Mam nadzieję że już macie wystawione ocenki i że nie musicie się już starać zbyts

Pozdro i oby nikt już nie wymagał waszej obecności na lekcjach :333

-akkizu
15.06.2023

Scarred Skins | j.h.Onde as histórias ganham vida. Descobre agora