33|Chapter 33

91 8 0
                                    

_________________________________________

I was dying to her somebody say
That I didn't need to try so hard to be
perfect,
That I was enough
And it was okay

_________________________________________

33|Hospital talks

_________________________________________

Nie widział niczego, niczego nie słyszał ani nie czuł. Jego istnienie składało się tylko z jego myśli, zawieszonych w czarnej nicości.
Czy to właśnie jest śmierć? Błoga cisza, niczym niezmącony spokój? Czy do tego tak usilnie dążył?
Był gotów odpowiedzieć na te pytania. Był pewien, że przebywa w zaświatach, ale sekunda nicości, podczas której podejrzewał, że nie żyje, minęła zbyt szybko.
Wszystko zalało go falami.
Nieustanne pikanie aparatury, szepty, szmer oddechów, stukot butów o posadzkę, uderzenia serca i szum krwi, płynącej w jego ciele.
Materiał pod palcami, zimno na nadgarstku, ołowiane, bezwładne kończyny, ból każdej komórki, ucisk głowy, plastik na twarzy, ciepło na skórze.
Pot, środek do dezynfekcji dłoni, plastikowa woń sztucznej skóry, czyjeś perfumy, smród brudu i choroby, kawa, papierosy, zmęczenie.
Czerń i czerwień pod powiekami.
Smak metalu w jego suchym jak wióry gardle.
Poczuł, usłyszał i posmakował tego wszystkiego z dziwną tęsknotą, ale również złością. Był zdenerwowany, że idylliczna ciemność nie była rzeczywistością. Jednak ból i otępienie było czymś znajomym, masochistycznie słodkim i trwałym, czymś co było dużą częścią jego życia, a raczej całym jego światem.
Spróbował poruszyć ciałem, ale wydawało się nie należeć do niego. Było jak drewno, ale sto razy cięższe, tak, że zdołał jedynie kiwnąć palcem pod grubym materiałem, który go otulał.
Uchylił powieki, ale odrazu je zamknął. Pomarańczowo-żółte światło było boleśnie oślepiające, musiał więc zamrugać kilka razy, by się do niego przyzwyczaić.
Nie musiał zgadywać, gdzie się znajdował. Nawet bez podglądania poznał, że kolejny raz leży w szpitalu, ale nie pamiętał czemu.
Pokój był niebiesko-zielony. W kącie stała szafka z telewizorem, w drugim jakieś krzesła. W oknie wisiały błękitne verticale, częściowo zasłonięte. Pod parapetem stała sofa z plastikowej skóry o brzydkim odcieniu morskiego granatu. Wiedział, że ktoś na niej leży, bo skrawki zielonego materiału koca i podeszwy butów mógł zobaczyć ze swojego miejsca. Nie wiedział jednak kto to, bo cały obraz ktoś mu zasłaniał.
Mężczyzna o brązowych, kędzierzawych włosach i szarych oczach wpatrywał się w niego jak w ducha. Jego ciemne brwi były uniesione w zdziwieniu. Twarz miał łagodną, ale ciemne ślady pod oczami, kilkudniowy zarost i ślady kawy w kącikach ust zdradzały, że ostatnie dni były dla niego stresujące.
Przez chwilę zastanawiał się skąd zna tę twarz, skąd kojarzy zapach ziaren kawowych, wody kolońskiej i papierosów.
- Cedric - wychrypiał. Jego suche gardło zaskrzeczało i zapiekło.
Mężczyzna uśmiechnął się w niedowierzaniu.
- Liv - westchnął z ulgą. Jego dotąd spięte ramiona się rozluźniły. Przysiadł się do chłopaka i podał mu wodę z butelki. - Jak się czujesz?
Tristan nie usłyszał tego pytania, gdyż zalała go niewyobrażalnie dusząca fala wspomnień. Poszarpane obrazy szkła i krwi, zębów wampira, płomieni i luster, strzaskanej podłogi, migania pomarańczowego światełka, brązowych włosów usianych błyszczącymi odłamkami.
- Bella - szepnął. Chciał spytać o więcej szczegółów, chciał zadać poprawne pytanie, ale nie potrafił. Musiał się upewnić, że nic jej nie jest, że nie jest wampirem. Zmusił mięśnie by się napięły i spróbował się podnieść. Serce zaczęło walić o jego żebra, klatka piersiowa zapłonęła mu piekącym bólem. Skrzywił się. - Bella? - spytał znowu, próbując wstać. Choć przez żar w płucach i przełyku ciężej mu się oddychało, sięgnął do twarzy, żeby wyrwać wąsy doprowadzające tlen. Właśnie wtedy zorientował się, że nie potrafi ruszyć prawą ręką. Rzucił na nią przerażone spojrzenie i na szczęście tam była, ale znużona w gipsie prawie po łokieć. Lewą podciągnął do nosa, histerycznie targając za plastik. Próbował się ruszyć do przodu, pobiec i znaleźć siostrę. Zauważył, że plaster od wenflonu jest przyklejony do wierzchu jego lewej dłoni więc podciągnął ją do ust, by go wyrwać. Zakręciło mu się w głowie, świat zawirował, a żołądek podszedł mu do gardła. Wszystko wokół niego piszczało i wrzeszczało.
- Przestań, Liv! - nerwowy nakaz. Ciepłe dłonie na jego twarzy, odciągające go od wszystkich zamiarów. - Nic jej nie jest. Leży w sali obok. No już, uspokój się i przestań wariować.
Zdezorientowane spojrzenie i nieme pytanie.
- Pamiętasz co się stało? - nie mógł sobie przypomnieć nic prócz szkła, krwi i bólu. - Spadliście ze schodów i wypadliście przez okno. Bella złamała nogę, ty rękę.
Harmider w myślach i panika w mózgu.
Wcale nie - chciał krzyknąć.
Wszystko nagle do niego dotarło. James, kłótnia, ucieczka, pokój hotelowy, bestialskie spojrzenie, lotnisko, sala baletowa, krew i szkoło, ból, histeria, wrzask i śpiew, uzależniająco kojąca pieśń, złote włosy, blada twarz, czarne oczy, zimne dłonie, miękki głos.
- Jasper? - znów próbował wstać.
Czy żyje? Czy nic mu nie jest?
- Jasper?! - ból całego ciała, gdy niezdarnie uniósł się z pościeli na kilka centymetrów. Było mu niedobrze, głowa bolała go tak, jakby ktoś tłukł go młotkiem, w gardle mu zaschło. Cedric położył mu dłonie na ramionach i położył go z powrotem.
- Spokojnie, nic mu nie jest. - zapewnił. - Przywiózł cie tu razem z ojcem. - Odchylił się w bok, żeby pokazać nastolatkowi kanapę.
Jasper faktycznie tam był. Na wpół leżał z głową wspartą na oparciu sofy. Wyglądał jakby spał, choć to było niemożliwe. Miał na sobie bluzę, którą Triss nosił w hotelu i czarne dresy. O jego kolanach leżała poduszka, a na niej główka Maddie. Jej cienkie, rozczochrane blond włoski naelektryzowały się i poprzyczepiały do ubrań wampira. Spała, zwinięta w kulkę w napewno za dużej bluzie i zielonym kocyku. Maskotka w kształcie jakiegoś zwierzaka była ściśnięta w jej drobnych rączkach.
- Wiesz - uśmiechnął się. - Naprawdę dobry z niego chłopak. Nie opuszcza cię na krok. To chyba pierwszy raz gdy poszedł spać. - przesiadł się tak, by odsłonić Trissowi widok. Chłopak w końcu się uspokoił. Patrzenie na Jaspera było tym, czego potrzebował. - Maddie nigdzie się bez niego nie rusza. Tylko on zdołał położyć ją spać. Cała jego rodzina traktuje ją jak księżniczkę.
Tristan uśmiechnął się do siebie. To brzmiało jak zachowanie Jaspera.
Blondyn, który wszystkiego uważnie słuchał, otworzył oczy. Jego czarne tęczówki, przepełnione troską, wskazywały na to, że naprawdę się tu męczył. Przetarł oczy dłonią, udając, że dopiero wstał, a potem westchnął cicho. Na ten pokaz Cedric się odwrócił i obserwował jak wampir powoli podnosi się do siadu.
- Obudziłeś się - stwierdził z uśmiechem. Nawet nie udawał zaskoczonego. Pewnie Alice mu powiedziała kiedy Triss się obudzi.
Chłopak podłożył dłoń pod poduszkę, wstał z kanapy i odłożył ją na miejsce tak, by nie obudzić śpiącej dziewczynki. Podszedł do łóżka Tristana od drugiej strony i usiadł na materacu, podwijając nogę, by delikatnie otarła się o udo czarnowłosego.
Tristan nie mógł tego wytrzymać. Ignorując ból, łupanie w kościach i czaszce oraz odruch wymiotny podniósł się z pościeli. Wysiłek zamroczył mu świat, ale on nawet po ciemku potrafił odnaleźć blondyna.
- Nie wstawaj, kochanie - skarcił go wampir, ale Triss nie mógł bardziej tego zignorować.
Objął Jaspera ramionami, nieporadnie i krzywo, dusząc się z bólu i nie zwracając uwagi na łzy na policzkach. Teraz to on był najważniejszy, jego zimna skóra, zapach jego ciała, jego jedwabiste włosy, miękkość jego ust na skórze.
Blondyn, powoli I uważnie, odwzajemnił uścisk. Jego dłonie powędrowały na plecy Tristana, przynosząc chłodną ulgę jego posiniaczonej skórze. Westchnął pełen ulgi, zaciągając się powietrzem.
Czarnowłosy chlipnął pod nosem, wciskając palce w materiał bluzy wampira. Musiał być blisko, jak najbliżej niego.
- No już, króliczku - Jasper szepnął mu do ucha. Jego wargi przycisnęły się do skóry na skroni Trissa. - Połóż się z powrotem.
Brunet nie chciał tego robić, ale zdecydowanie naruszył już zasady czasowe dla przyjacielskich przytulasów, więc niechętnie wykonał polecenie. Jego głowa pulsowała tępym bólem, szum w jego umyśle był zdecydowanie głośniejszy niż zazwyczaj, a jego przełyk był suchy jak pustynia. Był wycieńczony, więc przymknął oczy na chwilę, błagając by Jasper go nie zostawiał.
Poczuł chłód jego dłoni na ręce, ścisk jego palców, satynową skórę. Uśmiechnął się do siebie.
Ktoś otworzył drzwi, więc uchylił powieki, by spojrzeć na gościa. Młoda, blondwłosa pielęgniarka, promiennie uśmiechnięta, przywitała się z nimi i podeszła do łóżka. Zaczęła o coś pytać, sprawdzać na urządzeniach i zapisywać na dokumentach. Triss przez chwilę się obawiał, że wyprosi Jaspera i Cedrica z pokoju, ale nic podobnego nie zrobiła. Wstrzyknęła mu morfinę do kroplówki, życzyła miłego dnia i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Morfina po kilku minutach zaczęła działać, gasząc ból i otępiając jego ciało. Jego myśli zrobiły się powolne, lepkie. Chciał dowiedzieć się co dokładnie się stało, pytania cisnęły mu się na język I o mało co nie zaczął zadawać ich na głos.
- Skoczę do hotelu po resztę - poinformował nagle Cedric, najwyraźniej zauważając, że Tristan i Jasper chcą na chwilę zostać sami. - Popilnujesz ich? - zwrócił się do blondyna, który bez wahania przytaknął.
- Resztę? - szepnął zdezorientowany chłopak.
- Twoja mama i Rod też przyjechali - Triss przez kilka długich, przyćmionych morfiną sekund nic nie zrozumiał. Dopiero po chwili dotarło do niego, że jego rodzina tu przyjechała, że jest w tym szpitalu przy nim. Może aż tak bardzo go nie nienawidzi? Może mu wybaczy? Szczerze tego pragnął.
Cedric jeszcze przez minutę stał w miejscu, jakby czekał na kolejne słowa, ale po otrząsnięciu się, wyszedł.
Tristan otworzył usta, żeby zadać jakieś pytanie, ale żadnego nie mógł sobie przypomnieć.
- Jak się czujesz? - wyszeptał w końcu blondyn, siadając na łóżku kawałek bliżej.
Brunet z wysiłkiem podniósł rękę w gipsie do twarzy i poprawił włosy sinymi palcami, bo zdecydowanie wolał cierpieć niż rozstawać się z namiastką Jaspera, uwięzioną w jego dłoni.
- Okropnie - odpowiedział, choć nie o tym pomyślał. Chciał skłamać, powiedzieć, że nic mu nie jest, ale pewnie przez morfinę wszystko mu się plątało.
- Czemu, Tristan? Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał zrozpaczonym głosem. Jego oczy teraz lśniły niezrozumieniem.
- Renée, James nam mówił...
- Wiem jak to się stało. Widziałem nagranie. - przerwał mu. Złączył usta w wąską linię i z rezygnacją przetarł twarz. Było w nim coś nie tyle smutnego, co zawiedzionego, pełnego poczucia winy i frustracji. - Pytam, czemu tam poszedłeś. Wiedziałeś, że to podstęp... Czemu mi nie powiedziałeś?
- Nie mogłem! Nie byłem pewien, czy naprawdę ją ma! Przecież jeśli mówił prawdę, zabiłbym własną ciotkę! - zdarł sobie gardło, prawie krzycząc. Blondyn na kilka sekund odwrócił się, by spojrzeć czy hałas nie obudził Maddie. Dopiero po chwili znów się do niego zwrócił. Tristan spróbował nieporadnie ścisnąć go mocniej za dłoń - Przepraszam - dodał cicho. Jasper zacisnął żuchwę, wciąż zmartwiony i zirytowany. - Czy on i Victoria...?
- James nie żyje, ruda gdzieś zniknęła. - z dziwnym szokiem wytłumaczył mu jak Esme i Rosalie próbowały znaleźć wampirzyce, ale bezskutecznie. - Nie pamiętasz zupełnie nic?
Tristan przymknął oczy, zmuszając mózg do pracy. Ciężkie, wolne i ciepłe myśli z trudem przepływały mu przed oczami pamięci. Owszem, mógł sobie przypomnieć kilka faktów, ale były to wspomnienia jeszcze z czasu przed salą. Myśli na temat tego, co stało się później były tylko ułamkami, szklanymi kawałkami, krwią, bólem i krzykiem.
Pokręcił przecząco głową. Opowiedział blondynowi o telefonie od Jamesa i drodze taksówką oraz strzępach wspomnień, ale nie mógł odświeżyć niczego więcej.
Jasper wyglądał na zmartwionego, odrobinę przestraszonego i zdezorientowanego. Marszczył brwi, nerwowo kreślił kciukiem kółka na dłoni Trissa i od czasu do czasu przygryzał wnętrze policzka.
- Alice widziała nagranie?
Ciężkie westchnięcie.
- Wszyscy je widzieliśmy, Triss - odpowiedział łagodnie. - I wszyscy widzieliśmy co się stało... Tristan, jesteś pewien, że nie pamiętasz niczego konkretnego? - upewnił się. Brunet przytaknął.
- To ty zabiłeś Jamesa... - wydukał w końcu po długiej ciszy.
Tristan zamarł w miejscu.
- O czym...? O czym ty bredzisz? - burknął z niedowierzaniem. - To nie ma sensu, najmniejszego sensu! Ja miałbym...? - zawiesił się. Teraz gdy o tym mowa kojarzył coś dziwnego. Dźwięki, których dotąd nie słyszał w taki sposób. Odgłosy życia, unikatowego życia każdej osoby, ich piosenki i aury. Pamiętał to jak przez mgłę, ten zew, który kazał mu się przywoływać do siebie, dążyć do destrukcji. Przypominał sobie skrawek pustki w duszy, zmysły wyraźne i ostre, a zwłaszcza pieśń, dzięki której wciąż żył. Teraz, gdy o tym pomyśleć słyszał jej ułamek, jej cząstkę, pojedyncze akordy, wygrywane w tyle jego myśli, gdy był blisko Jaspera.
- Jak to... się stało?
- Sami do końca nie wiemy - wyjaśnił chłopak. - Nikt z nas nie przypuszczał, że człowiek może zabić wampira, a na nagraniu widać tylko to, co dzieje się na zewnątrz a nie to, co umożliwiło Ci pozbycie się Jamesa, więc... - uśmiechnął się niby pocieszająco - Jesteś jedną wielką niewiadomą... Carlisle powiedział, że porozamwia z tobą na ten temat gdy dojdziesz do siebie.
- Czy mogę to obejrzeć?
- Wolałbym, żebyś na to nie patrzył. A przynajmniej przez jakiś czas - przyznał. W jego nagle chłodnym głosie było coś dziwnego. Westchnął ociężale. - Wystarczająco się nacierpiałeś, a zwłaszcza przez ostatnie trzy lata.
Tristan odrazu zrozumiał tę aluzje. Onieśmielony i sfrustrowany odwrócił wzrok, żeby popatrzeć na śpiącą dziewczynkę.
- Podobno się polubiliście - zagadnął, chcąc się wymigać od niewygodnego tematu.
- I tak nie unikniemy tej rozmowy, Tristan - zauważył Jasper z poważną miną. Ścisnął mocniej dłoń chłopaka. Triss nic nie odpowiedział, nawet na niego nie spojrzał, mając nadzieję, że nie będzie kontynuował tematu - Naprawdę... naprawdę próbowałeś się zabić? I to kilka razy? - choć na pewno starał się brzmieć łagodnie, to te słowa zdecydowanie miały nachalny i pasywno agresywny wydźwięk.
Skąd on w ogóle o tym wiedział?
- Rod mówił, że po samobójstwie Theo karałeś sam siebie za rzeczy, które nie były twoją winą, że matka się nad tobą znęcała i wyrzuciła cie przez okno, że...
- Przestań - przerwał mu. Gwałtownie odwrócił głowę, choć myślał, że ból zaraz dokona na nim dekapitacji. Łzy bezradności i nienawiści spłynęły mu po policzkach. - Przestań mówić. Przestań wyliczać. Poprostu przestań. - błagał go. Podciągnął dłonie do twarzy, by wytrzeć skórę i sprawdzić, czy przypadkiem nie widać jego blizn, ale na szczęście ktoś wciągnął mu na rękę jeden z ochraniaczy. - Nie chcę o tym słyszeć.
- Czyli to prawda? - drążył dalej. - Narkotyki, samookaleczenie, próby samobójcze, przemoc domowa?
- Tak, Jasper, tak! - krzyknął w końcu, zrywając się z łóżka. Dopiero po tym zreflektował się, że mógł zbudzić Maddie, ale po szybkim spojrzeniu upewnił się, że wciąż śpi. Ściszył głos. - Tak, jestem niezrównoważony psychicznie, tak, spędziłem pół roku w psychiatryku, tak, mam zjebane życie, tak, mój najlepszy przyjaciel rozpryskał swój mózg na mojej twarzy, moja matka mnie biła, a ja jarałem, żeby zapomnieć! Zadowolony!? - dodał, zabierając dłoń z jego rąk i schował twarz w ramionach, wybuchając spazmatycznym płaczem.
Osłupiały Jasper wciąż tego słuchał, z twarzą wykrzywioną z bólu i rozpaczy. Przez dobrych kilka sekund się nie ruszał, dopiero później delikatne objął chłopaka i zaczął niezręcznie głaskać go po włosach i plecach.
- Czy kiedyś będę mógł je zobaczyć? - wyszeptał jak najdelikatniej.
- Nie! - wydukał Tristan w odpowiedzi.
- Czemu?
- Bo ich, kurwa, nienawidzę! - warknął na niego Brunet, starając się wykaraskać z jego niedźwiedziego uścisku. Jasper jednak nie zamierzał go puszczać. - Nienawidzę ich bardziej niż siebie!
- więc czemu je sobie zrobiłeś?
Triss był już na granicy wytrzymałości. Wściekłe spojrzenie wbił w blondyna i przez chwilę się nie ruszał. W końcu otrząsnął się nagłego otępienia, zabrał ramiona wampira od siebie i odsunął się tak daleko, jak tylko się dało. Spróbował wyrwać z ręki kabel od kroplówki i wąsy do tlenu, ale Jasper go powstrzymał.
- Gdybym wiedział, raczej bym tego nie robił - burknął, wyrywając nadgarstek z uścisku blondyna. - Poza tym nie twoja sprawa. Nie ważne co powiesz I tak ich nie zobaczysz, więc mógłbyś poprostu przestać pytać!
Wampir przytaknął zamyślony.
- Dobrze już, dobrze - szepnął, poprawiając włosy. - Martwię się, okej? - popatrzył mu oczy pełnym bólu i zatroskania spojrzeniem. - Wiem, że to nachalne z mojej strony, ale wcześniej mi o tym nie mówiłeś, więc...
Tristan przytknął z niechęcią i wytarł łzy rękawem.
- Możemy już o tym nie rozmawiać? - spytał łagodniej, ale nie patrząc wampirowi w oczy. - Nie mam na to siły.
- Jasne. Więc o czym chcesz rozmawiać?
Odwrócił się do niego.
- Musimy rozmawiać?
Jasper westchnął, przewrócił zawadiacko oczami i burknął rozbawiony:
- Aż tak nie lubisz mnie słuchać? - całą napięta atmosfera po tym zdaniu minęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jasper wygodniej usiadł na łóżku, a Tristan opadł na poduszki, wzdychając z ulgą. Szybciej krążącą krew i adrenalina bolesnych wspomnień trochę odciągnęła go od morfinowego otępienia, które teraz wróciło ze zdwojoną siłą. Wszystko stało się spokojne i barwne, bezbolesne i idylliczne.
Przez bardzo długi czas nie rozmawiali w ogóle. W końcu Tristan był na fazie, a ich kłótnia odeszła w niepamięć. Niewiele myśląc i analizując, wyciągnął dłoń do przodu by oprzeć ją na policzku wampira. Czuł pod palcami chłodny marmur, satynową skórę i skrawki blizn. Przypatrywał się tej przystojnej twarzy Jaspera, jego ostrym rysom, czarnym jak węgiel oczom, różowym ustom. Przesunął opuszkami po jego kościach policzkowych, brwaich i skroni, badając, wielbiąc jego wygląd. Nie czuł się niezręcznie, był tak otumaniony, że nie panował nad tym co robił, co czuł a tym bardziej co mówił.
- Czasem zapominam jaki jesteś śliczny - wyznał ledwie słyszalnym szeptem.
Jasper się zawstydził.
To był dla Trissa nowy i dziwny widok, szkoda że widziany przez pryzmat morfiny, ale i tak był piękny. Blondyn nerwowo się zaśmiał i zaczął się drapać po szyi. Zamrugał kilka razy, przetarł twarz dłonią, a potem spuścił wzrok z nieśmiałym uśmiechem.
Tristan nie mógł powstrzymać chichotu.
- Ja... - zaczął blondyn niezręcznie. Świadomość tego, że wyglądał jak boskie stworzenie, a frustrował się na prosty komplement była zabawna. Chłopak napewno był w przeszłości nazywany przystojnym, a mimo to tak reagował na słowo śliczny. - Dzięki...
- Położysz się koło mnie? - kolejne wypowiedziane bez filtra słowa. Brunet przesunął się kawałek, by zrobić miejsce. Łóżko było dostatecznie szerokie na nich obu i jeszcze zostałoby miejsca dla kogoś innego.
Jasper przez chwilę się wahał, szeptał pod nosem coś o tym, że nie powinni i że pielęgniarki się niech zdenerwują, ale w końcu się poddał. Położył się na przygotowanym kawałku pościeli, ale nie przykrył się kołdrą. Pozwolił, by Tristan złapał go za rękę, ale nie dał mu się przytulić.
- Bez przesady, słońce - pouczył go - Masz połamane żebra, musisz leżeć prosto.
Triss był trochę zawiedziony, ale nic nie powiedział. Przymknął oczy, napawając się tą chwilą, jakby miała trwać wiecznie.
Te kilka minut napełniło go spokojem i radością. Jeszcze kilkanaście godzin temu błagał świat, by przeżyć i w końcu cieszył się z tej decyzji. Nareszcie czuł, że naprawdę żyje, że świat stoi przed nim otworem. Chciał zrobić wszystko, czego dotąd nie zdołał, powiedzieć każde zdanie, którego nie wypowiedział i wyrazić każde uczucie, które przewinęło się przez jego serce.
Pomyślał, że to głupie, a nawet bardzo ironiczne, że przyszedł na świat te 17 lat temu w podobnej sali, ale dopiero tu, na szpitalnym łóżku, po latach męki i kolejnym spotkaniu że śmiercią, tu nareszcie zdał sobie sprawę z tego, że żyje.
Ciepłe i wolne myśli, bezbolesny, morfinowy sen na jawie, światło pustyni, dłoń Jaspera w jego dłoni - to dało mu życie, narodziło go na nowo. Był pewien, że świat teraz będzie piękniejszy, lepszy. Miał wrażenie, że tylko on i Jasper żyją w tej rzeczywistości, że tylko oni są prawdziwi, a reszta ludzi to pogodne widma.
Na moment naprawdę zapomniał o bólu i cierpieniu.
Sam nie był pewien czy zasnął, czy może dryfował w swoich myślach nie zwracając uwagi na rzeczywistość, ale gdy się otrząsnął i przetarł oczy dłonią, zauważył, że coś się zmieniło.
Pokój był odrobinę jaśniejszy, co było dziwne zważywszy na fakt, że wszystkie okna zostały zasłonięte (Jasper musiał to zrobić, żeby nie ujawnić swojej tożsamości, ale Triss nie pamiętał, żeby chłopak gdziekolwiek się ruszał). Blondyn wciąż na wpół siedział przy nim, trzymając go za rękę. Jedną nogę miał zgiętą, a drugą przewieszoną przez ramę łóżka - poza rozluźniona, ale pewnie niezbyt wygodna. Wampir wpatrywał się w Tristana łagodnie, choć w jego czarnych oczach wciąż widać było efekty ich niedawnej kłótni - gniew i współczucie.
- Pewnie się tu męczysz - szepnął konspiracyjnie do złotowłosego. Przechylił się w jego stronę, czując jak po klatce piersiowej rezonuje mu stłumiony ból przemieszczających się żeber. Skrzywił się, ale mimo to zbliżył się do chłopaka, by mieć pewność, że nikt ich nie usłyszy. - Polowałeś ostatnio?
- Nie miałem czasu - złapał dłoń Trissa lewą ręką, by prawą delikatnie podłożyć mu pod plecy i podtrzymać chłopaka. Czarnowłosy posłał mu chmurne spojrzenie.
- Przepraszam - mruknął do niego, ledwie powstrzymując się od zaoferowania mu własnej krwi. - Że musisz tu siedzieć i wdychać zapach tych wszystkich ludzi.
- Nie masz za co przepraszać, Triss. Poza tym Carlisle i Alice załatwili nam wampirzy zamiennik czeko-tubki, więc to nie tak, że zupełnie nic nie jadłem. To po prostu mniej przyjemne, ale działa równie dobrze. - jego promienny uśmiech rozświetlił przestrzeń między nimi. Ich nosy prawie ocierały się o siebie, policzki każdego barwiły spokojne oddechy drugiego. Trwali przez chwilę w ciszy i bliskości, w ich mydlanej bańce spokoju.
Tristan przygryzł wnętrze wargi, usilnie starając się patrzeć tylko i wyłącznie w oczy Jaspera, a nie na jego usta.
- Wampirza czeko-tubka? - spytał, marszcząc brwi. Nie wiedzieć czemu naprawdę wyobraził sobie coś takiego w sklepie na stacji benzynowej - plakat z kłami poplamionymi krwią i z rysunkami uśmiechniętego drakuli, reklamującego tubkę z nadrukiem nietoperzy, kołków, czosnku i peleryn w różnych odcieniach czerwieni, każdy odpowiadający innej grupie krwi. Parsknął śmiechem na tę głupią wizualizację i przypłacił to bólem żeber. - Wyobraziłem to sobie.
- Wiem - zawtórował mu blondyn. - Edward nie jest fanem twojego pomysłu, ale ja doceniam kreatywność. Jestem pewien, że Emmett pomoże nam to opatentować.
Tristan, wciąż starając się powstrzymać śmiech, przechylił się na poduszkę, ale tak, by niezbyt oddalić się od wampira. Wciąż miał jego chłodne ramię pod plecami i choć przez sekundę obawiał się, że leżąc w ten sposób odetnie chłopakowi dopływ krwi do palców zaraz sobie przypomniał, że to niemożliwe. Jasper popatrzył na niego z góry z łagodnym uśmiechem i zaczął kreślić palcami kółka na jego plecach. Triss był świadomy tego, że blondyn znajduje niektóre jego blizny, ale miał to szczęście, że większość z nich zakrywały bandaże.
Nie musieli się niczym martwić, więc leżeli tak przez kolejne minuty w swoich objęciach. Brunet prawie bezwiednie zaczął bawić się palcami wampira, żeby odwrócić swoją uwagę od dwóch rzeczy: po pierwsze od chęci wyrwania sobie wenflonu z ciała, a po drugie od zamknięcia blondyna w niedźwiedzim uścisku i zaśnięcia w jego ramionach. Całkiem mu się to udawało, a przynajmniej takie miał wrażenie. Rękę w gipsie podwinął pod siebie.
Blondyn, który jakiś czas temu ułożył głowę na poduszce, leżał z błogim wyrazem spokoju na twarzy. Jasność pomieszczenia podkreślała jego rysy, a kaskady złotych włosów, błyszczących w żarze świetlówek, porozrzucane były na poszewce.
Tristanowi wtedy właśnie coś się przypomniało. Spojrzał za siebie, krzywiąc się i choć naprawdę cudownie mu było blisko Jaspera, chciał się o czymś przekonać.
- Nie teraz, Tristan - trochę ochrypły głos wampira oderwał chłopaka od zadania. - Będzie jeszcze mnóstwo słonecznych dni. - teoretycznie Triss w to nie wątpił - na pewno będą słoneczne dni w Forks, ale nie wiadomo czy on będzie mógł ich doświadczyć. Mimo to posłuchał i wrócił wzrokiem do blondyna, znów kładąc się na miejscu.
Nie zdając sobie z tego sprawy, położył się teraz jeszcze bliżej chłopaka, tak, że z każdym wdechem  stykali się piersiami.
Powiedzieć, że Tristan spanikował to nic nie powiedzieć.
Monitor rytmu serca zaczął piczeć, gdy serce chłopaka próbowało przebiec maraton. Dech zamarł mu w płucach, ślad morfinowego rumieńca wykwitł na jego twarzy. Zdał sobie sprawę, że ma dłonie, z którymi nie ma pojęcia co zrobić - jedną wciąż trzymał blondyn, ale ta złamana była wolna. Prawie czując jak serce wypada mu z klatki żeber, położył prawą dłoń na boku wampira i najmocniej jak mógł (czyli prawie w ogóle) ścisnął nadmiarowy materiał bluzy w palcach. Choć prosił swój mózg by nie kazał jego oczom patrzeć gdzie nie trzeba to i tak nie potrafił się powstrzymać. Spojrzał na usta wampira pragnąć je pocałować bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Westchnął, a ułamek sekundy później zorientował się, że trochę za długo się przygląda, więc znów popatrzył złotowłosemu w oczy, wiedząc, że wygląda jak jeleń w światłach samochodowych.
Jasper nie mógł tego nie zauważyć. Uśmiechnął się w tak słodki i pełen pożądania sposób, że trudno było na niego nie patrzeć. Wyglądał, jakby długo czekał na ten moment. Jego ciemne oczy przepełnione pragnieniem były jak zwierciadła jego duszy. Dłoń, którą wcześniej trzymał Trissa za rękę, teraz położył mu na policzku.
Tristan ledwie o tym myśląc zrobił to samo, niezręcznie opierając gips o szyję wampira, a palce o jego żuchwę.
Ciepła i czuła mydlana bańka, w której byli od dłuższego czasu zamknięci, teraz wypełniła się napięciem ekscytacji.
Ich twarze dzieliły już tylko centymetry gorącego powietrza.
Tristan czuł jakby się rozpływał, jakby wszystko wokół niego rzedło i mgliło się. Nerwowym, niepewnym wzrokiem co chwilę spoglądał w oczy blondyna, to znów wracał do jego ust. W dzielącym ich powietrzu czuł chłodny oddech Jaspera, wdychał zapach jego skóry do płuc, nawet stąd czuł smak jego warg.
Chciał przylgnąć do chłopaka całym ciałem, pozwolić mu na wszystko, oddać mu każdy skrawek siebie - Jasper mógł zabrać jego serce, jego ciało, jego myśli i duszę, mógł wziąć cokolwiek, czego tylko pragnął, byleby został.
Był pewien, że serce zaraz wyfrunie mu z piersi, a usta zatrzymają w połowie drogi, choć pomiędzy nimi zostały ledwie milimetry.
Ledwie myśląc poczuł chłód na wargach i dech zamarł mu w płucach. Zimna dłoń przycisnęła mocniej jego policzek, kierując go znów na słodki marmur.
Wszystko, co się w nim kłębiło nagle eksplodowało. Mógł się zarzekać, że to właśnie było jego miejsce, że to było jego przeznaczenie. Chciał zostać w tych ramionach, słuchać tego głosu i całować te usta po wieczność, pragnął kochać i wielbić tego wampira do końca wszystkiego, co znane. Życie w końcu się opłaciło i było piękne na nowo.
Jednak wszystko co dobre szybko się kończy.
To Jasper przerwał ten kilkusekundowy pocałunek, wyglądając na otumanionego, wściekłego i zawiedzionego. Tristan, ledwie składając myśli do kupy, wciąż otumaniony popatrzył się na niego ze strachem.
Czyżbym zrobił coś nie tak?
Ale wtedy do niego dotarło.
- Tannie, obudziłeś się - głos Maddie, słyszany jak przez mgłę, wciąż śpiący. Gwałtownie się w odwrócił, odsuwając się od Jaspera z bólem całego ciała, ale głównie serca. Blondyneczka wstała i przecierała oczy, zaspana i niezbyt wiedząca co się dzieje.
Tristan miał nadzieję, że niczego nie widziała.
- Tak - wychrypiał. Dziewczynka uśmiechnęła się na dźwięk jego głosu, zerwała się z kanapy, podbiegła do łóżka i wskoczyła na nie. Objęła Trissa ramionami, zatapiając twarzyczkę w jego szpitalnym ubraniu. Zaczęła chlipać i mówić, jak bardzo się martwiła i tęskniła.
Tristan, wciąż mając w myślach Jaspera, przytulił ją ignorując ból. Położył głowę na jej ramieniu tak, by blondyn nie mógł go zobaczyć i oblizał usta. Choć czuł się jak przysłowiowy simp, ani odrobinę nie żałował tej decyzji. Nigdy w życiu nie zapomni tej narkotycznej słodyczy ust Jaspera, niegdy nie pozwoli czasowi odebrać mu tego wspomnienia. To zostanie w nim na zawsze.
- No już, nie płacz gołąbku - wyszeptał do wciąż płaczącej dziewczynki, głaskając ją jednocześnie po skołtunionych włoskach. Pocałował ją w czubek głowy i położył się na materacu, czekając aż Maddie trochę ochłonie.
Triss nie był pewien czy to dzięki Jasperowi i jego patokinetycznym sztuczkom dziewczynka w końcu się uspokoiła, ale nie miał głowy by się nad tym rozwodzić. Madeline położyła głowę na jego piersi, twarzą odwracając się do blondyna. Wyciągnęła rączkę w jego stronę, żeby poklepać go po głowie jak to zwykła robić, gdy witała się z kimś po drzemce, na co wampir oczywiście pozwolił.
- Cześć, Jasper!
- Dobry, ma'am - przywitał się z nią z przyjaznym uśmiechem na ustach. Pocałował wierzch jej dłoni jak prawdziwy dżentelmen, na co dziewczynka zachichotała. - Jak się spało?
Maddie, najwyraźniej przypomniawszy sobie o czymś ważnym, zerwała się z miejsca, żeby nieporadnie skoczyć z łóżka na podłogę i pobiec w stronę kanapy.
Tristan, którego myśli wciąż były zbyt wolne by jakoś wytłumaczyć to zdarzenie, wyciągnął się do przodu myśląc, że dziewczynka zaraz spadnie. Żebra znów zaczęły go boleć, więc najuważniej jak to było możliwe, wrócił na swoje miejsce ze skwaszoną miną.
Jasper, który najwyraźniej też czuł się skrępowany ich ostatnim zbliżeniem, dopiero teraz popatrzył Trissowi w oczy.
Dusząca atmosfera zawisła między nimi. Powinni byli porozmawiać o tym, co się przed chwilą stało, ale nie było na to czasu ani warunków.
Czarnowłosemu krew napłynęła do twarzy. Chciał coś powiedzieć, ale uznał, że to nieodpowiedni moment, więc odwrócił się od wampira.
Maddie znów podbiegła do łóżka, ale  poczuła dziwne napięcie w powietrzu i zmrużyła oczy.
- Coś nie tak? - spytała konspiracyjnie, poprawiając włosy dłonią.
- Skądże słońce - blondyn, który był zdecydowanie mniej zdekoncentrowany i w lepszym stanie, wyciągnął ręce w jej stronę, żeby znów posadzić ją na materacu.
- Co tam masz?
Blondyneczka uśmiechnęła się promiennie i usiadła po turecku pomiędzy nimi. Rękawy bluzy, która należała albo do Trissa albo do Jaspera, miała podwinięte, a materiał był na nią o tyle za duży, że mogła podwinąć nogi i zmieścić się w środku jak w worku. W dłoniach trzymała maskotkę wiewiórki.
- To Rudi - wyjaśniła dumnie, podając Trissowi pluszaks. - Dostałam go od Cullenów, bo nie miałam czasu zabrać Mimi z domu. - przez ułamek sekundy jej twarz wykrzywił grymas smutku, ale później znów się uśmiechnęła. - Dostałam też bluzę, a Alice mnie uczesała zanim wyjechała, ale warkocze się zepsuły. Graliśmy też w karty i wygrałam dwa razy. A Celia pokazała mi jak się robi dinozaury z papieru!
Tristan, z udawanym gniewem, spojrzał na siedzącego obok wampira.
- Rozpuszczacie mi dzieciaka - warknął rozbawiony. - To niemoralne.
Jasper zmrużył oczy z zawadiackim uśmiechem.
- Powiedział co wiedział. Z tego co usłyszałem to nawet nie była 1/10 tego, co ty z nią uskuteczniasz. - założył ręce na piersi. - I to niby ja ją rozpuszczam? Dobre sobie!
Triss, pomimo bólu w płucach, nie mógł powstrzymać chichotu.
- Idiota - szepnął pod nosem pewien tego, że blondyn wszystko usłyszy. Jasper wywrócił oczami, ale nie przestawał się uśmiechać. Obrócił się i wcisnął twarz w poduszkę na co Maddie też się zaśmiała.
Dziewczynka usiadła Tristanowi na kolanach, pochyliła się w stronę wampira i poklepała go po włosach. Chłopak popatrzył na nią, ale nie wstał, tylko uśmiechnął się do niej.
Triss również się położył tak, by mieć głowę na podobnym poziomie co Blondyn, a dziewczynka położyła mu się na brzuchu.
Przez jakiś czas poprostu rozmawiali i śmiali się, dopiero później brunet zabrał się za uczesanie dziewczynki, by choć trochę odciągnąć myśli od pocałunku, ale i od tego, że Jasper jedną rękę trzyma pod kołdrą na jego udzie.
Tristan nie był pewien, która godzina. Nie spytał o to ani razu od momentu przebudzenia. Nie wiedział też ile czasu minęło od wyjścia Cedrica aż do chwili, w której drzwi sali znów się otworzyły. Do pokoju wszedł Ced razem z Roderickiem i Hanną, która wyglądała, jakby zaraz miała mieć sprawę w sądzie.
- Ty mały idioto - warknął do niego Rod, gdy tylko przekroczył próg i zaczął iść w stronę łóżka. Pochylił się nad bratem i niezręcznie obiął jego, a zarazem swoją córkę. - Napędziłeś mi niezłego stracha, Triss. Serio, nigdy więcej takich wygłupów. - zagroził, siadając na skraju łóżka. Zaczął zadawać podstawowe pytania, typu jak się czujesz?, do których dołączał się też Cedric, siedzący w pobliskim fotelu. Tylko Hannah milczała. - A tak przy okazji masz szlaban do usranej śmierci!
Tristan tylko złączył usta w cienką linię wiedząc, że wykłócaniem się nic nie wskóra. Przyjął to nawet z niejaką wdzięcznością, bo wolał mieć szlaban niż nie mieć rodziny.
- Meri cię pozdrawia i życzy zdrówka. Musiała zostać w Forks, ale możesz być pewien, że lodówka będzie pełna babeczek po naszym powrocie - zaśmiał się pod nosem.
Ten żart tylko przez chwilę rozładował ciężką atmosferę. Tristan nie do końca wiedział co wydarzyło się w domu od jego ucieczki. Roderick wyglądał, jakby coś go zżerało od środka, Cedric niby się uśmiechał, ale w jego oczach widać było cierpienie, a Hannah jak to Hannah wyglądała na wiecznie cierpiącą. Nawet Jasper zdawał się być czymś zmartwiony. Tylko Maddie wydawała się być w dobrym humorze.
- Głodna? - spytał w końcu blondyn, najwyraźniej domyślając się, że Swanowie chcą porozmawiać sam na sam. Dziewczynka przytaknęła radośnie. - Śniadanie? - ostatni raz ścisnął dłoń Trissa pod kołdrą, by dodać mu otuchy i odwagi, a potem wyciągnął ręce do dziewczynki. Złapała je i uważnie przeszła na drugą stronę łóżka, a potem zeskoczyła na ziemię.
Roderick posłał wampirowi wdzięczny uśmiech.
Jasper posłał Tristanowi ostatnie spojrzenie, a potem już w drzwiach puścił mu oczko. Później zniknął za drzwiami, prowadząc trajkotającą Maddie za rękę.
Czarnowłosy westchnął ciężko I spojrzał na pościel na łóżku, by nie patrzeć na resztę rodziny.
- To naprawdę dobry chłopak - zauważył Rod, wstając z łóżka. Splótł dłonie za plecami i zaczął się przechadzać w tę i z powrotem, przypominając tym samym ich ojca jak i dziadka.
Tristan poczuł w gardle wielką gulę tak jakby ktoś mu napchał papieru do przełyku. Myśli wirowały mu w głowie, słowa przeprosin cisnęły się na język, ale chłopak nie mógł nic powiedzieć.
- Tristan - zaczął w końcu Rod, zatrzymując się na przeciw brata, przed łóżkiem. Złożył ręce na piersi.
- Nie chce tam wracać - łzy histerii napłynęły mu do oczu. Głos mu się łamał. Nie potrafił podnieść wzroku. - Zrobię wszystko, żeby nie wrócić do tej dziury i do tych ludzi. Poprawie się, obiecuje. Przestanę...
- Nigdzie się nie wybierasz - oznajmił szatyn. - Uspokój się, zostajesz w Forks.
Tristan, oszolomiony tą informacją, odważył się podnieść wzrok. Roderick wyglądał, jakby nie kłamał, a po minie Hanny, która była wyraźnie niezadowolona, można było wnioskować, że te słowa są prawdziwe.
- Naprawdę? - spytał, wciąż niedowierzając.
- Naprawdę. Przynajmniej dopóki się nie wyprowadzimy. To co pędzie później załatwimy za jakiś czas. - przetarł twarz dłonią. - Ale są pewne warunki. Po pierwsze, spotkania z Callahanem co tydzień i nawet nie myśl, że Ci je odpuszczę. Po drugie, co 2 miesiące wysyłam cie do Walsh na dodatkowe badania. Po trzecie, zero takich akcji jak ta teraz, jasne? Po czwarte, masz szlaban do odwołania i żadnego "ale", zrozumiano?
Szczerze, cokolwiek Roderick by powiedział, jakiekolwiek warunki by postawił, Tristan i tak by się na nie zgodził, byleby zostać w Forks. Byleby wciąż mieć las wszędzie wokół I mieć Jaspera na wyciągnięcie ręki.
Cedric, który był jedyną osobą, która naprawdę cieszyła się z wyprowadzki Trissa, wyglądał na smutnego, ale pewnie wiedział, że chłopak tak czy inaczej utrzyma z nim kontakt.
- Oczywiście.
Rod trochę się rozluźnił i przysiadł w nogach łóżka, wpatrując się tępo w ścianę.
- Mam nadzieję, że wiesz, że się ciebie nie wyrzekliśmy. Wciąż jesteś częścią tej rodziny, nie ważne co się stanie.
Czarnowłosy nie zamierzał patrzeć na matkę, która teraz wstała i zaczęła chodzić po sali jak Rod kilka minut temu.
- Wiem.
Nastała cisza.
Tristan wiedział, że Hannah go nie przeprosi. Była na to zbyt dumna i pewna siebie. Zaczęło go ciekawić jakim cudem znów nie postawiła na swoim. Miał wrażenie, że ma to coś wspólnego z Jasperem.
- Pójdę sprawdzić jak sobie radzą - poinformował w końcu Rod. Cedric, również czując gęstniejącą atmosferę, wyszedł z pokoju za szatynem.
Został tylko Tristan I Hannah.
Przez dłuższy czas żadne z nich się nie odzywało.
- Posłuchaj, Clive... - zaczęła w końcu.
- Nie tak mam na imię - warknął do niej. Odwróciła się w jego stronę. Jej lodowate spojrzenie zmroziło chłopaka, ale nie ugiął się pod ciężarem.
- Tristan - dziwnie było słyszeć jak mówi to słowo. - Myślę, że wiesz, co tak naprawdę ma miejsce...
- Umierasz. - stwierdził sztywno.
- Tak, to prawda - zacisnęła usta. - Pożyje może z rok czy dwa, więc...
- I nie zamierzałaś mi o tym mówić?
Poprawiła włosy nerwowym gestem.
- To i tak niczego by nie zmieniło. Nie chciałbyś do mnie wrócić.
- A czemu miałbym wracać? Jakoś nigdy ci na mnie nie zależało. Zawsze tylko powtarzałaś, że jestem Ci zbędny, że lepiej by Ci było beze mnie i teraz nagle zmieniasz zdanie?
- Dobrze wiesz, co miałam na myśli. Chciałam zrobic z ciebie twardego człowieka, takiego, jakim uczynili mnie moi rodzice.
- Dziadkowie zrobili ci wodę z mózgu! Wmówili ci, że przemoc to najlepsza metoda wychowawcza, ale się mylili i dobrze o tym wiesz!
Hannah przetarła twarz dłońmi. Przez moment milczała dobrze wiedząc, że to prawda.
- To mało ważne w tym momencie. Masz swoje życie, nowe życie. - uśmiechnęła się blado i popatrzyła mu w oczy. - Ale wciąż jesteś moim synem...
Ciezkie powietrze, lekki ból w płucach. Tak bardzo chciał usłyszeć te słowa przez całe swoje życie. Te proste słowa, to, że naprawdę się do niego przyznaje i to nie wtedy, gdy na pokaz chwali się jego osiągnięciami, by zdobyć poparcie, nie wtedy, gdy ktoś jej wmawia, że trochę przesadza z komentarzami, tylko wtedy, gdy byli sam na sam, zamknięci w czterech ścianach.
- Kocham cie, synu - jej szept pełen szczerości był dla niego czymś zupełnie nowym i właśnie wtedy zdał sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy, odkąd pamiętał, słyszał te słowa.
Łzy napłynęły mu do oczu.
Ja ciebie też kocham, Mamo - chciał odpowiedzieć, ale zdołał tylko wyszeptać:
- Wiem.

_________________________________________
AAAAAAAAAAAAAA
PRZYSIAGAM WAM ŻE UWIELBIAM TEN ROZDZIAŁ

Small Chapter review: POCALOWALI SIĘ!!!!!!! BŁAGAM, pisałam ten rozdział a i tak mnie to jara lol, miał być slow burn i wsm trochę jest ale jak pisałam rozdział to tak mi wpadło żeby się pocałowali tak dla dramaturgii i mega mi się podoba efekt nie wiem jak wam😋 poza tym w rozdziale jest trochę emocjonalnej karuzeli nie powiem że nie, poza tym trochę gadki o przeszłości Trissa - taka kontynuacja z poprzedniego rozdziału. Aporopo tego to więcej przeszłości Trissa znajdziecie w późniejszym rozdziale

Info: został jeden rozdział z canonu do wstawienia, ale w sumie napisałam(prawie) jeszcze 6 więc cała książka skończy się na 39 - postaram sie skończyć ta część do końca lipca tego roku - wszystko wsm gotowe ale jeszcze poprawki i edycja itd więc zobaczę jak to wyjdzie

PS.1 w rozdziale 22 w końcu pojawił się początkowy cytat
PS. 2 SZWEDZI NIE CHODZĄ NA GRZYBY CO ZA GŁUPKI JA NMG (KOCHAM CHODZIĆ NA GRZYBY)
PS. 3 dwa pytania:

1 napisałam dodatkowy rozdział który miał być 16.5/17 i jest to takie trochę spojrzenie na relacje Trissa z Theo i Jasperem i pytanko czy jak już skończę główny wątek to chcecie, żebym go dodała tak jako dodatek?

2 ponieważ ta książkę opublikowałam gdy prawie całą była pisana więc mogłam wstawiać rozdziały tak co 2 nawet na art błocku więc zamierzam zrobić przerwę na pisanie drugiej części to czy chcecie jakiś dodatkowy rozdzialik który niezbyt będzie powiązany z główną fabuła - w sensie taki Christmas special tylko ze nie o świętach? Chciałam napisać albo taki dodatkowy Pamietnik Majora o tym jak Jasper i Celia się poznali, albo coś w stylu Triss i Jasper ale w czasach wojny secesyjnej - dajcie znać czy chcecie coś takiego

Powodzenia w poprawach dla tych co jeszcze nie mają ocen

Pozdro

Smacznego Blacka mango :333

-akkizu
06.06.2033

Scarred Skins | j.h.Where stories live. Discover now