32|Chapter 32

94 8 1
                                    

_________________________________________

- I should have died.

- But you didn't.

_________________________________________

32| Ciche korytarze
_________________________________________


Nie miał już krwi chłopaka na rękach, ale wciąż ją tam czuł. Lepką, słodką i uzależniającą świadomość tego, że to co się dzieje nie jest snem.
Pogrążony we wczesnym poranku korytarz szpitala aż buczał od wszechobecnej ciszy, przerywanej tylko piszczeniem aparatury i bzyczeniem zepsutej świetlówki. Smród środka dezynfekującego, ludzkiej krwi i płynu do podłóg powoli zaczynał drażnić Jaspera. Migotanie lampy przyprawiało go o zawroty głowy, a bezsensowne myśli denerwująco opornie przewijały się przez jego umysł.
Wiedział, że chłopak przeżyje, ale nie potrafił przestać się martwić. Alice czasem się myliła - może to była jedna z tych sytuacji?
Edward równie, a może nawet bardziej zdenerwowany, krążył w tę i we wtę po wyszorowanej na wysoki połysk podłodze. Bella niedługo miała wyjść z sali operacyjnej. Jej też nic poważnego, oprócz złamania i utraty krwi, się nie stało, ale trudno było się nie martwić. Jej matka niedawno wróciła do miasta i teraz siedziała w łazience, rozmawiając przez telefon ze swoim mężem.
Carlisle, który po poinformowaniu lekarzy na temat stanu zdrowia Swanów przestał być potrzebny, teraz siedział na plastikowym fotelu naprzeciw Jaspera i z założonymi na piersi rękami przyglądał się sufitowi.
Jasper, pochylony nad ziemią z dłońmi we włosach na przemian martwił się o Tristana, był zdenerwowany, że naraził się na niebezpieczeństwo i niepokoił się, czy rodzina chłopaka w ogóle się pojawi.
Podyktował lekarzom przy rejestracji numer telefonu Rodericka, ale nie wiedział, czy mężczyzna został o wszystkim powiadomiony, ani czy przyjedzie i kiedy to zrobi.
Chciał spytać o to Edwarda, ale wampir był zajęty słuchaniem myśli chirurgów z sal operacyjnych, w których leżało rodzeństwo - choć zapewne śledził głównie lekarzy Belli. Alice gdzieś zniknęła razem z Emmettem i Ceilą, by sfabrykować dowody wypadku. Blondyn nie miał pojęcia jak to zrobią ani jakie będą szczegóły wypadku, ale miał nadzieję, że dowie się nim przyjedzie rodzina Trissa.
Po kolejnych długich minutach duszącej ciszy w korytarzu pojawiła się Celia z torbą pełną ubrań. W wampirzym tempie wytłumaczyła dokładnie co się stało podczas "wypadku", w którym Bella i Tristan zostali ranni, a potem z poważną miną kazała im się przebrać w czyste ciuchy. Carlisle i Edward poprostu zmienili wierzchnie ubrania na inne, ale Jasper miał koszulkę upapraną krwią, potem i łzami Trissa - nie mógł jej zdjąć na środku korytarza. Udał się więc do łazienki, a rudowłosa poszła zanim. Jej wciąż otumanione od używania płomieni oczy dokładnie obserwowały każdy jego ruch.
- Brat Trissa będzie tu za jakieś pół godziny - oznajmiła, zatrzymując się przed drzwiami męskiej łazienki. - Reszta za jakieś dwie. Matka, jej chłop I dziewczynka. - wypaliła. Jazz pokiwał głową i chciał odejść, gdy dziewczyna złapała go za ramię i pociągnęła do siebie. - Weź ty uważaj na tę poronioną babę. Nienawidzi cię. - rozszerzone źrenice ćpuna miała wypełnione zimnym światłem świetlówek. - Pewnie Tristan mnie zabije za to, że Ci powiedziałam, ale ta baba jest ostro jebnięta. Wydziedziczyła go. - Jasper zmarszczył brwi, zdezorientowany tą informacją.
- Co? - podniósł głos. Celia obejrzała się, żeby upewnić się, że nikt ich nie widzi. Ściszyła głos do szeptu.
- Nie wiem, czemu ci nie powiedział. Może się wstydził, czy coś? Ale ta jego matka jest okropna. Powiedziała, że jeśli wyjedzie, nie będzie miał dokąd wracać. - pełne szczerości spojrzenie, ścisk jej ciepłej dłoni na załamaniu łokcia. - Mówię szczerze.
Czy Jasper był zdziwiony?
Otóż nie. Co nie znaczyło, że spodziewał się tego. Owszem słyszał historię o Hannie, ale choć jej nie lubił i nie ufał, prawie jej nie znał. Wierzył w niewinność Tristana, ale dopuszczał do siebi myśl, że może jeszcze zmieni zdanie na jej temat. Teraz jednak przekonał się, że ta kobieta to okrutny człowiek, który nie zasługuje na normalne traktowanie. Postanowił sobie, że cokolwiek się wydarzy nie pozwoli, by jego Tristan znów znalazł się w jej szponach.
- Wiem, Celia, uwierz mi, wiem. - podkreślił. Ognisty warkocz odruchowo przerzuciła sobie przez ramię i nerwowo bawiła się pędzelkiem włosów na jego końcu.
- Muszę pomóc Alice. - zauważyła po chwili, pochylając się w jego stronę. Choć zazwyczaj nie zbliżała się do nikogo bliżej niż na odległość ramion (oczywiście za wyjątkiem swojej żony), niezdarnie objęła go za szyję - nawyk, który wyrobiła sobie jako nowonarodzona. - Nie pozwól mu z nią wyjechać i nie daj się sprowokować, Jazz - jej przyjemnie chropowaty głos był w tym momencie najbardziej znaną mu rzeczą. Jej ciepłe usta przycisnęły się do jego policzka - nawet blondyn był zdziwiony tym gestem. Celię obrzydzał fizyczny kontakt z ludźmi, zwłaszcza mężczyznami i choć Jaspera traktowała wyjątkowo inaczej, rzadko posuwała się do takich objawów czułości. Odsunęła się od niego.
Jej ciemne oczy, aura haju i niepewny uśmiech boleśnie przypominały mu Tristana. Mieli w sobie tę samą oporność do dotyku i ten sam pierwiastek niezręczności. Gdyby nie włosy można by ich uznać za rodzeństwo.
- Dzwoń w razie co. - poklepał ją po włosach - coś co znał już z dzieciństwa, ale do czego przyzwyczaił się podczas lat spędzonych właśnie z nią - z początku to był jedyny gest, prócz zpuszczania sobie nawzajem łomotu, na jaki Celia mu pozwalała.
- Jest, sir - rzuciła na odchodne. Jej czysto południowy akcent rozbrzmiał w korytarzu, gdy odchodziła, podśpiewując pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek.
Jasper wszedł do łazienki, a jako, że nikogo w niej nie było szybko zdjął koszulkę, upewnił się, że jego skóra nie jest brudna i ubrał się w czystą bluzę.
Minęło może 30 sekund, a on już wracał na swoje miejsce.
W korytarzu nie było już Edwarda. Carlisle szeptem wyjaśnił, że jak tylko odeszli z Ceilą, przyszła Renée, a zaraz po niej lekarz Belli. Dziewczyna wyszła z operacji w jednym kawałku i teraz odsypiała, a Edward i jej matka czuwali nad nią w sali.
Pozostawało tylko czekać.
Wampirze życie było tak długie, że godziny mijały jak sekundy a dni jak minuty. Czas biegł szybciej, ale w sekundę wampir mógł zrobić więcej niż człowiek w godzinę.
Tym jednak razem pół godziny było dla Jaspera jak wieczność. Każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność, wypełnioną denerwującym buczeniem, nerwowością i zapachem krwi. Blondyn dotąd starał się ignorować zapachy, nie oddychać, by nie stracić nad sobą kontroli. Teraz, gdy adrenalina przestała działać i gdy Tristan był bezpieczny w szpitalu, każda odrobina krwi posyłała go na granicę wytrzymałości. Siedział tu tylko dlatego, że nie zamierzał opuszczać Trissa w takim momencie. Gdyby nie zależało mu tak bardzo na tym, by zobaczyć się z chłopakiem, wybiegłby stąd jak najszybciej, by zapolować i nigdy nie wrócić.
Z niekończącego się zamyślenia wyrwały go szybkie kroki - jedne lekkie i puste, jakby drewniane a drugie ciężkie, sztywne i nerwowe. Zanim zdążył zastanowić się, kto idzie, zza rogu wyłoniła się ciemnowłosa pielęgniarka o zmęczonych oczach i zdenerwowanym wyrazie twarzy, a z nią szedł Roderick Swan.
Jego jasno-brązowe włosy w szpitalnym świetle wyglądały na słomkowy blond. Oczy miał zmartwione i podkrążone, twarz szarą ze zmęczenia. Jego ubrania, nieprzystosowane do pogody Arizony, były wygniecione.
Pielęgniarka bez słowa pokazała mu palcem drzwi do sali operacyjnej i z cichym fuknięciem irytacji obróciła się na pięcie, żeby pospiesznie odejść.
Jasper, choć nie był pewien czemu, podniósł się z krzesła. Plastik wydał z siebie skrzypnięcie.
- Nie chcieli mi powiedzieć co się stało - poskarżył się Roderick, przestępując z nogi na nogę.
- Mieli wypadek - oznajmił wampir. Carlisle również podniósł się z miejsca. Był bardziej opanowany. Podał szatynowi rękę na powitanie i uśmiechnął się przyjaźnie. Jasper zrozumiał tę niewypowiedzianą sugestię i uspokoił emocje mężczyzny.
- Przyjechaliśmy tu, żeby namówić Bellę i Tristana do powrotu. - Carlisle zaczął spokojnie tłumaczyć. - Zadzwonili z drogi, że wyjeżdżają do Phoenix. Edwardowi zależało na rozmowie z Bellą, więc poprosił ją o spotkanie. Ona i Tristan nalegali, żeby odbyło się ono z dala od ich motelu, więc przyjechali do nas. Po drodze Bella się przewróciła i spadła ze schodów, zabierając przy tym twojego brata. Spadli z piętra i wypadli przez okno na chodnik. - Roderick zachłysnął się powietrzem z niedowierzaniem.
- Co z nimi?
- Bella ma złamaną nogę i straciła dużo krwi. Niedawno wyszła z sali operacyjnej. - poinformował go doktor. Najwyraźniej chciał wcisnąć Roderickowi jakieś dobre wieści, zanim powie mu o tych złych. Szatyn zmarszczył brwi, czekając na dalsze informacje. - Tristan złamał rękę, ale nie jesteśmy rodziną, więc nie wiemy nic więcej. Wciąż jest na sali.
W zielonych oczach Rodericka pojawiły się łzy. Przełknął ślinę, wplótł dłonie we włosy, cofnął się kilka kroków i usiadł na krześle pod przeciwległą ścianą. Wyglądał jakby poraził go piorun.
Jasper wiele by dał, by Edward był tu z nimi i opowiedział mu o wszystkim, co przepływało przez myśli Rodericka. Jego twarz wykrzywiona w obawie i desperacji miała w sobie coś z przyzwyczajenia. Jakby to nie była pierwsza taka sytuacja.
Mężczyzna podniósł wzrok na wciąż zastane w bezruchu wampiry. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz potem je zamknął. Spuścił głowę, chowając ją w dłoniach. Westchnął przeciągle.
- Jestem pewien, że to nic poważnego. - Carlisle zrobił kilka kroków w stronę pochylonego chłopaka. - Inaczej wpuścili by go na salę zaraz po przyjeździe.
- Yhm - mruknął Roderick pod nosem. Podniósł głowę, przetarł oczy i rozejrzał się wokół. Splótł dłonie w piramidkę, wbił nieufny wzrok w Jaspera i przyłożył koniuszki palców do ust. Wyglądał teraz jak zamyślony Sherlock Holmes, jeśli nie liczyć okularów. - Co naprawdę się stało? - jego głos, chłodny, opanowany i pewny, zaniepokoił wampiry.
Jasper mimowolnie się wzdrygnął i zmarszczył brwi. Już otworzył usta, żeby powtórzyć wyuczoną formułkę o wypadku, ale Roderick uciszył go ruchem dłoni. Założył ręce na piersi i odchylił się z cichym skrzypnięciem fotela. Jego opanowanie było tak przerysowane, że postawa jaką przebrał, mogła uchodzić za arogancką.
- Nie wciskajcie mi kitu na temat spadania ze schodów. - jego jak dotąd zmartwione oczy teraz były wypełnione nieufnością. - Chcę znać prawdę.
Carlisle i Jasper wymienili spojrzenia.
- Mam nadzieję, że Tristan o was wie. - Doktor, który najwyraźniej zrozumiał, że rżnięcie głupa nie ma sensu, pokiwał głową na potwierdzenie. - To ma coś wspólnego z tymi morderstwami? - kolejne przytaknięcie. Tym razem Jasper zabrał głos, bo to on cały czas spędzał z Tristanem. Wytłumaczył Roderickowi całą sytuację od meczu bejsbola aż do teraz, pomijając jedynie scenę, której byli świadkami w studiu - Triss zabijający Jamesa. Powiedział, że nomada zginął z rąk Edwarda.
Roderick przez chwilę siedział zamyślony, analizując tę historię. Wiedział, że byli wampirami, ale najwyraźniej nie wiedział o ich darach. Opowieści o wizjach Alice, dzięki którym Cullenowie znali cały bieg wydarzeń (bo oczywiście osoby, które James bezpośrednio szantażował teraz były nieprzytomne), wydawały się go przerastać.
Siedział z założonymi na piersi rękoma, nieufnie przyglądając się Jasperowi.
- Nic nie wiedziałeś o ich przedsięwzięciu? - spytał, marszcząc brwi.
- Podjęli decyzję o ucieczce zbyt późno, by Alice mogła ich zobaczyć. A gdy już dostała wizji, byli za daleko by im przeszkodzić.
- Nie powiedział ci o niczym?
Jasper ponuro się uśmiechnął i choć mógł stać przez długi czas bez przerwy, opadł na plastikowe siedzenie z parsknięciem frustracji.
- Gdyby mi cokolwiek powiedział, nigdy bym mu na to nie pozwolił. - Imitując poprzednią pozę mężczyzny, pochylił się nad podłogą. - Zrobiłbym wszystko, żeby nic mu się nie stało.
Szczerość w jego głosie była prawie namacalna. Nie wiedział, czy Roderick jest świadomy istnienia u wampirów czegoś takiego jak partner przeznaczony, ale nie chciał się pytać.
Szatyn przytaknął w zamyśleniu, najwyraźniej wierząc w to wszystko.
- To dobrze - przyznał po chwili ciszy, w której Carlisle zdążył zająć miejsce koło syna. - Inaczej musiałbym cię zabić. - zielone oczy pełne powagi, sztywno ściśnięta szczęka i poza pewnej siebie arogancji Rodericka uświęciła Jaspera w przekonaniu, że to nie był żart. Trochę się nawet przeraził, przypomniawszy sobie fakt co Tristan - jego rodzony brat - zrobił Jamesowi.
- Sam bym się zabił - szepnął trochę pogardliwie, ale zupełnie szczerze. Roderick popatrzył na niego, przekręcając głowę w bok - gest tak podobny do tego, który Tristan robił za każdym razem, gdy miał zamiar rzucić jakimś sarkastycznym komentarzem. Ten przebłysk czarnowłosego w jego bracie był kolejnym ciosem w serce Jaspera.
O niczym bardziej nie marzył jak o zobaczeniu chłopaka. Chciał już spojrzeć w jego oczy, poczuć jego skórę pod swoimi palcami, jego ciepło na ciele, jego emocje i zapach, chciał usłyszeć bicie jego serca i jego głos - pragnął tego tak bardzo, że każda chwila rozłąki rozdzierała go na kawałki.
- I dobrze - rzucił w końcu Roderick, z nutą ironii, ale Jasper to zignorował. Jedyne o czym teraz mógł myśleć, był Tristan. On i nic więcej.
Każda minuta była agonią. Celia, która najwyraźniej źle czuła się z faktem, że zostawiła Jaspera niedoinformowanego, bombardowała komórkę chłopaka SMS-ami, opowiadającymi o rodzinnej kłótni sprzed wyjazdu z Forks. Blondyn przesuwał wzrokiem po literach, starając się zachować poważny i obojętny wyraz twarzy, żeby Roderick - wciąż obserwujący go znad oprawek okularów - nie domyślił się, co wampir czyta. Oburzenie i zdenerwowanie, jakie odczuwał Jasper, czytając obelgi użyte podczas sporu, skutecznie oderwały go od bólu. Teraz chciał spotkać się z matką Tristana, żeby jej nawrzucać za wszystkie okropności wobec syna.
Po korytarzu zaczęły już kręcić się pielęgniarki i pacjenci, a odwiedzający przemykali się w atmosferze napięcia między rzędami plastikowych siedzeń - pochyleni, cisi i nerwowi.
W końcu, trochę ponad 2 godziny od wizyty Celii, za węgłem rozbrzmiały kroki i ciche rozmowy.
Ta sama, równie zdenerowana pielęgniarka w drewnianych hodakach weszła na korytarz, patrząc na wszystko spod byka. Za nią szedł postawny mężczyzna o czekoladowych włosach i szarych oczach, w wygniecionej koszulce, skórzanej kurtce i z podróżną torbą na ramieniu. Jego ciemne brwi, z których lewa była przecięta blizną, ostre rysy i ślad zarostu nadawały mu wygląd rosyjskiego bandyty, a opuszczone barki i energiczny, niemal taneczny krok robiły z niego zawadiackiego ojca dużej rodziny.
Kobieta o włosach niemal identycznie słomkowego koloru co Roderick i oczach równie zielonych, ale chłodnych i ostrych jak sztylety, szła z mężczyzną, ściskając w dłoni torebkę. Popielaty kardigan, prosta spódnica i kozaki, dziwne jak na kogoś przebywającego w Arizonie, były nienagannie wyprasowane, jakby świeżo wyjęte z szafy. Idealny, choć prosty makijaż nadawał jej wygląd zmęczonej i surowej nauczycielki matematyki. Dziewczynka, którą kobieta kurczowo trzymała za dłoń, wyglądała na najbardziej przejętą z całej grupy. Jej zmęczone oczy, koloru zwiędłej trawy, były czerwone a powieki zapuchnięte od płaczu. Ktoś związał jej cienkie blond włoski w dwa tak ciasne warkocze, że dziewczynka wyglądała jak strach na wróble. Różowa sukienka i przydługi płaszcz były dla niej zbyt gorące, bo na szyi miała kropelki potu, a włoski przyklejały się do jej twarzy.
Madeline jako pierwsza ich zauważyła i wyrwawszy się z uścisku kobiety, pobiegła przez całą długość korytarza, potykając się o własne nogi, żeby przytulić się do ojca, który kucnął na ziemi, by ją złapać. Wstał, przyciskając ją do siebie, gdy zaczęła płakać. Czule pogłaskał ją po włosach, starając się jednocześnie zdjąć z niej nadmiarową część garderoby.
Pielęgniarka wyszła, mężczyzna ruszył w głąb korytarza, ale kobieta, zirytowana i obrzydzona, nawet nie drgnęła.
Jasper, zadziwiony tym, że zamiast przywitać się z przyrodnim synem, mężczyzna wyciągnął dłoń w jego stronę, nie mógł się ruszyć. Carlisle, dużo bardziej w tej chwili przytomny, przedstawił się z przyjaznym uśmiechem i wampirzym szeptem przywrócił syna do rzeczywistości.
Cedric, który pomimo sprzeczności w swoim wyglądzie wydawał się być przyzwoitym człowiekiem, zaczął się pytać o Tristana, na tyle cicho, by uspokojona już Maddie nic nie słyszała.
- Co ty robisz? - w końcu odezwała się Hannah, podchodząc do nich ze zdenerwowaną minął. Wyrwała dłoń Cedrica z uścisku Jaspera, posyłając wampirowi mordercze spojrzenie.
Szatyn, nie rozumiejąc swojego błędu, popatrzył na nią skonsternowany.
- Uspokój się, mamo - upomniał ją, odstawiając córeczkę na ziemię. Odłożył jej płaszczyk na oparcie krzesła.
- Mam się uspokoić!? - podniosła głos, żywo gestykulując. Jej twarz przybrała różowego koloru, a wściekłe oczy ciskały gromy. - Każesz mi się uspokoić, kiedy on tu stoi!?
Jasper nie wiedział co właściwie zrobił tej kobiecie. Nie wiedział też, o co go oskarża a tym bardziej po co. Hannah poprostu wymierzyła w niego oskarżycielski palec, ale nie wciągnęła go w rozmowę, więc blondyn uparcie ją ignorował.
Madeline, rozczochrana, ze śladami łez na policzkach podreptała w jego stronę i niezręcznie się do niego przytuliła. Wampir kucnął obok niej, żeby się z nią przywitać, ale zamiast ich tradycyjnego żółwika, dziewczynka rzuciła mu się na szyję, wybuchając płaczem. Jasper, na wpół zszokowany, na wpół zaszczycony jej dotykiem, położył jej dłoń na plecach, by zabezpieczyć ją przed ewentualnym upadkiem.
- Co będzie z Tanniem? - spytała w przerwach pomiędzy pociągnięciami noskiem.
- Będzie cały i zdrów - zapewnił ją. - Myślę, że da ci się podpisać na gipsie.
Blondyneczka cicho się zaśmiała, ale nie zrobiła nic, by się odsunąć. Co nie zmieniło faktu, że ktoś złapał ją za drobne ramiona i szarpnął do tyłu, siłą wyrywając ją z objęć wampira.
- Jak możesz mu pozwalać dotykać własną córkę? - oburzyła się kobieta, zaciskając dłoń na raminiu dziewczynki. Maddie, skrzywiona z bólu ze łzami w oczach, spojrzała na ojca. Roderick, wciąż najwyraźniej nie nadążając za zdarzeniami, które zajęły nie więcej niż sekundę, tępo wpatrywał się raz w matkę raz w córkę. - Pewnie jest jakimś młodocianym pedofilem!
Jasper, który nagle oprzytomniał z transu, poderwał się z ziemi, zirytowany całą tą chorą gadaniną.
- Słucham? - warknął do niej, zdecydowanie zbyt agresywnie, bo wszyscy podskoczyli na dźwięk jego głosu. Wyciągnął rękę w stronę Maddie, która spróbowała ją złapać, ale gdy tylko się ruszyła, Hannah gwałtownie odtrąciła jego dłoń.
- O tym właśnie mówię! - wskazała na niego. Cedric, który teraz również oprzytomniał, próbował ją uspokoić, kładąc jej dłoń na ramieniu. Ona jednak się otrzasnęła i cofnęła, razem z przerażoną dziewczynką. - Nie wiadomo co by jej zrobił! - popatrzyła na niego z pogardą. - Pewnie skrzywdził też twojego brata, żeby wyjechał a potem wpakował go w ten wypadek!
Jasper stanął jak wryty. Co to w ogóle były za argumenty? Może wyglądał dziwnie, (biorąc pod uwagę blizny i ciągły wyraz bólu na twarzy),ale to jeszcze nic nie oznaczało. Skrzywdzić małą dziewczynkę? Co za bzdury! Zrobić coś Tristanowi? Chyba jeszcze większy absurd!
Czyli teraz Jasper był sprawcą każdej krzywdy? Przerzuciła się z obwiniania Tristana na obwinianie jego?
Jej paranoiczne, agresywnie zimne spojrzenie przesunęło się po wszystkich zebranych. Roderick podszedł do kobiety i zabrał od niej Maddie. Dziewczynka, uwolniona z uścisku, pobiegła za ojca i skryła się koło Carlisle'a, który założył dłonie na piersi jak ochroniarz w nocnym klubie. Przysunął się bliżej Roda, by blondynka czuła się jeszcze bezpieczniej.
W chwili, w której Roderick I Cedric mieli coś powiedzieć, by spacyfikować oburzoną kobietę, ona machnęła lekceważąco rękoma w powietrzu.
- Choć Clive  - imię chłopaka bardziej wypluła z obrzydzeniem, niż wypowiedziała - zasłużył sobie na to wszystko. Jak zawsze nie potrafi się zachować, niewychowany gnój.
Jeszcze zanim skończyła mówić, Jasper niemal rzucił się w jej stronę. Gdyby nie świadkowie i świadomość, że Tristan obsesyjnie szuka aprobaty tej poronionej kobiety, zapewne udusił by ją gołymi rękami.
- Odwołaj te słowa! - nakazał szeptem, posyłając w stronę kobiety falę uniżenia i przerażenia. Na jego nieszczęście Hannah i Tristan byli spokrewnieni - dotąd tego nie zauważał i był skłonny twierdzić, że chłopak jest adoptowany, ale odporność na patokinezę w emocjonalnych sytuacjach było niewątpliwym dowodem na ich pokrewieństwo.
- Zasłużył sobie na takie traktowanie. Jest obrzydliwym, niewdzięcznym... - Roderick zaczął coś mówić, Cedric chciał odciągnąć wampira od kobiety, powtarzając słowa uspokojenia.
Jakim cudem tak dobry człowiek może się zadawać z kimś takim jak ona z własnej woli? - pomyślał blondyn.
- Wyjechał przez ciebie - warknął Jasper. - Szczerze mu się nie dziwię, gdy wiedzę osobę, przez którą tak się nienawidzi. - oczy kobiety rozbłysły czymś dymnym i triumfalnym, choć jej twarz pozostawała opanowana. - Jesteś potworem, skoro tak traktujesz własne dziecko! - wymierzył w nią oskarżycielski palec, ale trzymał się na dystans. Gdyby ją dotknął, ciągała by go po sądach - znał ten typ osoby. - Musi mieć niesamowitą siłę woli, że zdołał wytrwać z tobą te 17 lat, bo ja cię widzę od 3 minut i jedyne, na co mam teraz ochotę, to sprawienie ci tyle samo cierpienia!
Zimna dłoń Carlisle'a na jego barku, ciche słowa "uspokój się, synu". Nie pomogły mu, ale świadomość tego, że doktor tu jest, trzymała go w ryzach. Był jego ojcem, a on nie chciał go zawieść, nie ważne jak bardzo chciał się odegrać na kobiecie.
- Mówiłam Ci - zwróciła się do Rodericka, który wpatrywał się w nią, trzymając jedną rękę na głowie córki w obronnym geście. Popatrzył na Jaspera, szepcząc pełne zdenerwowania "przestań jej grozić". - Jest jakiś niezrównoważony!
O Boże, pomyślał Jasper. To miała na myśli Celia mówiąc "nie daj się sprowokować".
To była gra. Od początku.
Jak mógł się nie zorientować? Wiedział od Tristana, że ta kobieta jest mistrzynią manipulacji, a i tak dał się nabrać na jej zagrania, jak przechodzień w grze w kubki. Przemyślała to wszystko, by jej zagroził, by stał się agresywny i udowodnił jej teorię.
Popatrzyła się na niego - zimne, dumne spojrzenie hazardzisty po wygranej w pokera i jednocześnie mordercy, którego sąd uznał za niewinnego - wzrok spocjopaty i manipulatora, którym była.
- Nie myśl, że kiedykolwiek się z nim zobaczysz - zagroziła z chytrym uśmiechem. Świadomość tego, że jej groźba może się spełnić była jak kulka w serce. Jasper miał ochotę się rozpłakać. - Wyjedzie i nigdy nie wróci.
Blondyn zacisnął dłonie w pięści, gdy zalała go fala rozpaczy. Ziemia się pod nim zapadła, świat spowił mrok na samą myśl, że jego ukochany Tristan właśnie przepadł.
- Nie masz prawa - szepnął zrezygnowany. - Nie jest już twoim synem, sama to powiedziałaś.
Kobieta zaśmiała się gardłowo - obrzydliwy, lodowaty jak ostrze dźwięk, który pocharatał serce Jaspera na kawałki. Satysfakcja w jej zielonych oczach.
Wampir chwytał się brzytwy, byleby tylko uratować się od zguby. Każda chwila od momentu, w którym dowiedział się, że jego przeznaczony jest chłopakiem (chłopakiem! teraz nie mógł sobie nawet wyobrazić związku z dziewczyną) aż do teraz, przeniknęła mu przez umysł. Każdy uroczy uśmiech Tristana, każdy jego rumieniec, każde słowo, drobny gest, każdą minuta razem, każdy przytulas, każdy pocałunek, którego ślad chłopak zostawiał na jego policzku. Ciepło jego dłoni, przyjemne i delikatne, kontrastujące z lodowatym marmurem wampirzej skóry. Czarne oczy, błyszczące z każdą nową emocją. Zapach jego skóry, krwi i włosów, herbary, którą nałogowo pił i książek, które wciąż czytał. Plecak, który zawsze ze sobą brał, za duże swetry, roznoszące zapach jego perfum, uwielbiane przez niego trampki, rosyjskie przyśpiewki, ulubione piosenki. Blizna za jego uchem, sarkastyczne odzywki, taneczny, płynny krok. Gracja, z którą jeździł, maska obojętności, którą zakładał w przykre dni. Szept w szumiącym lesie, głos, powtarzający jego imię w ciemności, jak jedyne znane mu słowo - Jasper, Jasper, Jasper! Smak jego ust, smak jego skóry. Obraz jego, w ubraniach za dużych, przesyconych wampirzym zapachem.
Ten przepiękny sen, marzenie, w którym Jasper żył od ponad dwóch miesięcy - obietnica wieczności u boku Tristana, w za dużych swetrach, psujących do siebie trampkach (które Jasper planował kupić jak najszybciej, by wyglądali jak te urocze pary z Pinteresta - przereklamowane, ale Trissowi by się spodobało), siedzących w lesie lub zagrzebani w pościeli, popijając herbatę, a może kiedyś w ogóle nie tykając ludzkiego jedzenia.
Ta perspektywa, która napełniała Jaspera niewyobrażalnym szczęściem, brutalnie mu odebrana, zostawiła dziurę w jego sercu - tak wielką, że wciąż nie miał pojęcia jakim cudem stał o własnych siłach.
Usłyszał szloch Maddie, protesty Cedrica i spokojne, sugestywne słowa Carlisle'a - dźwięki przychodzące do jego uszu jak przez mgłę.
- Masz rację - stwierdził w końcu Roderick, zakładając ramiona na piersi. Sztywny, pewny wzrok wędrował od Jaspera do jego matki i na niej przystanął. - Wydziedziczyłaś go, nie jest już twoim synem. - Blondyn, który dotąd myślał, że Rod przyznaje matce rację, odwrócił się do niego zszokowany. Hannah, równie (a może nawet bardziej) zdziwiona, że ktoś jej się przeciwstawił, patrzyła na syna z rodziawioną buzią. - Ale wciąż jest moim bratem i teraz ja będę podejmował decyzje w jego interesie.
- Ale... - spróbowała się sprzeciwić, jednak nie zdołała się przebić przez kolejną falę, tym razem szczęśliwego, szlochu Maddie.
- Zgodnie z prawem mam nad nim część praw opiekuńczych - zauważył Roderick - Na wypadek, gdyby coś Ci się stało. Zrzekłaś się swoich praw do niego z chwilą, w której przestał być twoim synem i mam na to świadków. - Zdruzgotana i zszokowana stała jak wryta. - Tristan zostanie ze mną, przynajmniej do momentu wyprowadzki. - popatrzył ukradkiem na Jaspera, który wciąż wmurowany w posadzkę nie dowierzał co słyszy. - Sam zdecyduje, czy chce jechać z nami. Za niedługo będzie pełnoletni, więc może zamieszkać sam. - poprawił okulary. - Wątpię, żeby zgadzał się z twoimi postanowieniami, więc jeśli pozwoli możesz go odwiedzać - powiedział to pewnie tylko dlatego, że po twarzy Cedrica spłynęły łzy smutku - jemu zależało na Tristanie.
- Nie możesz! - oburzyła się.
- Mogę I tak od teraz będzie. Wystarczająco długo siedział w klatce, niech robi to, co powinien jako nastolatek. - Wciąż nie wyglądała na zadowoloną. - Poza tym masz mu powiedzieć prawdę o wszystkim i przeprosić. I tak wie, że coś jest nie w porządku.
Hannah zaczęła płakać. Usiadła na plastikowym krześle, przyciskając dłoń do ust, a łzy bezszelestnie płynęły po jej policzkach.
W innej sytuacji Jasperowi zrobiłoby się żal kobiety, ale po tym jak potraktowała jego a zwłaszcza Tristana, niewiele zostało w nim współczucia do niej. Gdyby Triss tak jej nie kochał, na swój nie zdrowy sposób jak w syndromie sztokholmskim, w ogóle nic by nie czuł patrząc na nią.
Nie był pewien ile czasu stał jak wryty, przyjmując do wiadomości, że Tristan będzie w zasięgu jego ręki, tak jak przyszłość z nim. Hannah otępiała od poprzednich wydarzeń siedziała sztywno na krześle, współczujący jej Cedric, chowając uśmiech ulgi, obejmował ją ramieniem. Roderick, który po posłaniu Jasperowi porozumiewawczego spojrzenia, na które wampir odpowiedział wdzięcznym uśmiechem, zajął się swoją córką, teraz siedział trzymając ją na kolanach. Maddie wyglądała na zmęczoną, ale jej tata nie potrafił jej uśpić. Carlisle wyszedł, żeby sprawdzić co u Edwarda, a potem miał spotkać się z resztą. Emmett, Celia i Alice wprowadzili ostatnie poprawki do sfabrykowanych dowodów i niedługo mieli wracać do Forks.
Może pół godziny po emocjonalnej wymianie zdań, już po tym jak Jasper usiadł na krześle koło Rodericka (wolał unikać poprzedniego miejsca, bo siedziała tam matka Trissa) z sali operacyjnej wyszedł lakarz i pliczkiem dokumentów na plastikowej podstawce.
- Rodzina Pana Swana? - spytał, podnosząc wzrok z nad kartek. Wszyscy, nawet Hannah, poderwali się z miejsc. Rod przytaknął. - Nic większego mu się nie stało. Jest już po operacji i czeka w sali 107. Będzie nieprzytomny po narkozie przez kilka godzin, a sądząc po wycieńczeniu może się nie obudzić przez dzień lub dwa. - Jasper odetchnął z ulgą. - Możecie się z nim zobaczyć. - Maddie podskoczyła z radości. - Jesteście jego rodzicami? - zaniepokojony zwrócił się do Cedrica i Hanny. Kobieta już miała coś powiedzieć, ale Roderick jej przerwał, mówiąc, że jest prawnym opiekunem chłopaka i piorunując ją wzrokiem.
- Zapraszam - pokazał dalsza część korytarza. - Chciałbym poruszyć kilka kwestii na temat pańskiego podopiecznego. - opuścił rękę z dokumentami wzdłuż ciała.
- Możecie iść beze mnie - szatyn zwrócił się do Jaspera. Madeleine, niezbyt zachwycona zostaniem bez opieki ojca, postanowiła tu zostać i na niego poczekać.
- Popilnuję jej - zaoferował blondyn. Naprawdę bardzo chciał zobaczyć Tristana i obawiał się, że Hannah wykorzysta jego słaby stan zdrowia, by coś mu zrobić, ale nie chciał też zostawiać Maddie w jej szponach. Ufał Cedricowi na tyle, by być pewnym, że powstrzyma swoją dziewczynę (jak on z nią wytrzymuje?) od głupich pomysłów. Poza tym chciał dowiedzieć się więcej o stanie zdrowia Tristana.
Roderick, niebyt tym zachwycony przez chwilę się zastanawiał, ale najwyraźniej doszedł do podobnych wniosków co Jasper, bo skinął głową i odszedł z lekarzem. Cedric i Hannah poszli szukać odpowiedniej sali, a Maddie znów usiadła na krześle. Jasper poszedł w jej ślady.
- Powiedziałeś mu, że go lubisz? - spytała konspiracyjnym szeptem, pochylając się w jego stronę.
- Czekam na odpowiedni moment - przyznał. Bardzo chciał mu powiedzieć, ale łączyło się z to z długa i zawiłą gadką o przeznaczonych oraz niewątpliwie o Marii, o której Jasper wolałby zapomnieć.
Blondynka była odrobinę zawiedziona. Chcąc ją podnieść na duchu, wampir pochylił się w jej stronę i wyszeptał równie konspiracyjnie, jakby przekazywał jej datę apokalipsy:
- Myślisz, że zgodzi się pójść ze mną na bal? - oczy dziewczynki rozbłysły.
- Bal? Taki dla księżniczek?
- Myślałem raczej o balu szkolnym - zaśmiał się. Perspektywa spełniających się marzeń wprawiła go w szampański humor.
- Tannie nie lubi ludzi i głośniej muzyki. - przyznała w zamyśleniu. - Ale skoro to ty go zapraszasz, to pewnie się zgodzi! - uśmiechnęła się pormiennie.
Jasper poklepał ją po włosach.
- Tylko nic mu nie mów. To będzie kolejna nasza tajemnica.
Dziewczynka przejechała sobie palcami po ustach jakby zasuwała zamek błyskawiczny, zakręciła niewidzialny kluczyk i wyrzuciła go na podłogę.
Jasper zachichotał i puścił jej oczko, sprawiając jednocześnie, że poczuje się śpiąca. Zwinęła się w kłębek na siedzeniu - zupełnie jak Tristan - I położyła główkę na jego przedramieniu, ziewając.
Teraz wampir mógł bez przeszkód posłuchać o czym Roderick rozmawia z lekarzem.
Drzwi od lekarskiego gabinetu się zatrzasnęły. Stukanie glanów Roda i kroków lekarza rozległo się po pokoju. Zaskrzeczało plastikowe krzesło, zaszumiały kartki, wydrukowany rentgen, wyjęty z koperty, wydał plastikowy dźwięk, podobny do brzdękania linijki przyczepionej do blatu stołu.
- Jest Pan dla chłopaka...?- zaczął lekarz. Jego głos był przyjemny i melodyjny, wręcz hipnotyzujący, ale wyraźnie zmęczony.
- Bratem.
- Dużo lat różnicy? - zagadnął przyjaźniej, zapewne widząc, że Roderick jest odrobinę zestresowny.
- Prawie dekada - poinformował sztywno. - Wszystko z nim w porządku?
- Ależ oczywiście - zapewnił, choć w tonie jego głosu można było wyczuć nutkę kłamstwa. Zaszeleścił materiał jego laboratoryjnego stroju - pewnie założył nogę na nogę - A potem nerwowo stuknął w blat palcami. - Tomograf nie wskazał urazów głowy, ale zakładam, że ma wstrzasnie mózgu. Nie miał żadnego krwotoku, tylko kilka niewielkich ran od szkła, które już są zszyte. Pomyślnie przeszedł rekonstrukcje nadgarstka i przez 6 tygodni ma nosić gips. Ma też kilka pękniętych żeber - 5 i 6 z prawej 3, 4 i 7 z lewej. Na szczęście są tylko pęknięte i nie uszkodziły ani płuc ani serca. - westchnął po swoim słowotoku informacyjnym. - Wszystkie dane są w jego karcie i dostanie je Pan przy wypisywaniu ze szpitala, żeby Pański brat mógł iść na rehabilitację w waszym lokalnym szpitalu. - pełna napięcia pałza, kilka stuknięć placami o blat. Szelest materiału, skrzek metalowych nóg siedzenia o szorstką podłogę. Powolne kroki. - Widzi Pan, nie po to poprosiłem Pana o rozmowę. - zestresowane westchnięcie. - Na ciele pańskiego brata znaleźliśmy mnóstwo śladów przemocy. Prześwietlenie jego klatki piersiowej wykazało, że już wcześniej miał połamane żabra, które są w różnych stadiach gojenia. Jego ręce również kiedyś były złamane, a na czaszce miał częściowo zagojone pęknięcia. - kolejna pałza, podczas której Jasper próbował się opanować. Taka fala informacji wypruła mu powietrze z płuc. Zamroczyło go, a z tyłu jego głowy pojawił się dziwnie pulsujący, wyimaginowany ból. - Obawiam się, że muszę zawiadomić policję i opiekę społeczną.
Roderick przetarł włosy.
- To nie będzie potrzebne - wyszeptał. - Miejmy nadzieję...
- Wiem Pan, że nie mogę tak tego zostawić. To mój obowiązek - zaczął tłumaczyć, ale Roderick mu przerwał.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Proszę mi wierzyć, pracuje w sierocińcu i znam procedury. Jednak wszystkie należyte organy są już powiadomione - zapewnił cicho, ale dobitnie. - Tristan od dziecka mieszkał z naszą mamą i to ona stosowała na nim przemoc domową. - poprawił się na krześle i ciężko westchnął. Lekarz najwyraźniej nie dawał za wygraną i choć się nie odzywał, musiał być zdeterminowany, by dowiedzieć się całej prawdy. Jasper z całego serca mu dziękował, choć wolał, by sam Tristan opowiedział mu o swoim życiu. - Był bardzo młody, gdy zmarł nasz ojciec - Jaspera zdziwiło to, jak Roderick się wypowiada. Tristan zawsze chłodno i z dystansem mówił o matce - nie używał nawet zdrobnienia mama - natomiast o swoim tacie wyrażał się z szacunkiem i miłością. Roderick zachowywał się zupełnie odwrotnie. - Tristan z resztą był ofiarą tego samego wypadku. Zaczął mieć duże problemy, więc mama się z nim wyprowadziła. Widywaliśmy się rzadko i wiem jak to zabrzmi, zważywszy na fakt z jakimi sytuacjami zdaje mi się spotykać, ale nie zauważyłem niczego niepokojącego w ich zachowaniu. Są doskonałymi kłamcami, jeśli zechcą. Tristan miewał już drobne wypadki i urazy, ale zakładałem, że nabawił się ich podczas treningów. - zatrzymał się, bo lekarz zapewne się odwrócił, ale nie zdążył zadać pytania. - Trenuje łyżwiarstwo figurowe.
- Cóż, tych urazów nie mógł się raczej nabawić na lodowisku - prychnął mężczyzna, najwyraźniej nie kupując tych wytłumaczeń.
- Nie dostawałem raportów ze szpitali czy klinik, a on sam milczał na ten temat. Zawsze był skryty, a przez to, że nienawidzi odkrywać skóry nie miałem jak zauważyć niepokojących objawów. - wyjaśnił na swoją obronę, tak jakby był przesłuchiwany przez policję. Czy Triss by się an niego zdenerwował, gdyby dowiedział się o tym, że Roderick przekazuje całe jego życie obcej osobie? - w zeszłym roku jego najlepszy przyjaciel popełnił samobójstwo. Przyjaciele z jego drużyny pobili Tristana i posłali go do szpitala. - zawahał się na moment. - Niedługo po tym jak wyszedł, pokłócił się z naszą mamą, a on w rezultacie wypadł przez okno. - doktor sapnął zdumiony. - Przyjechałem osobiście do szpitala i lekarz zabrał mnie na dokładnie tę samą rozmowę co Pan. - szelest włosów, brzdęk poprawianych oprawek. - Wtedy o niczym nie wiedziałem. Opieka społeczna została powiadomiona i okazało się, że przypuszczenia były prawdziwe. Dopiero wtedy Tristan się przyznał, opowiedział mi jak żył, ale wciąż mam wrażenie, że wiele zachował dla siebie. Sąd przyznał mi część praw rodzicielskich odrazu, ale proces o pełne prawa ciągnie się w nieskończoność, a Tristan niedługo skończy 18 lat.
Jasperowi zrobiło się niedobrze.
Matko święta! Myślał, że znał Tristana, że wiedział ile przeżył, ale tak naprawdę to, co chłopak mu wyznał było jak kropla w morzu! Przemoc domowa? Wypadnięcie przez okno? Chwila, przecież Jasper nie był święty! Też go skrzywdził! - pomyślał wampir. Teraz wiele rzeczy miało sens - koszmary, niechęć do dotyku, podskakiwanie na głośne dźwięki, lęki przed nowymi ludźmi i miejscami, przed tłumami. Boże, Tristan żył przez te lata w torturach, ale i tak zdołał mu zaufać?
- Mieszka teraz z Panem? - upewnił się lekarz po długiej, pełnej niedowierzania ciszy.
- Tak.
- Wie Pan zatem, że się samookalecza?
Nawet na korytarzu Jasper poczuł falę strachu od Rodericka.
- Ma świeże rany? - wyszeptał napiętym głosem.
- Raczej nie, ale najświeższe blizny są sprzed kilku miesięcy.
Pełen ulgi szelest wydechu.
- Z tego co wiem jest czysty od kilku miesięcy. - poinformował. Miał coś jeszcze powiedzieć, ale lekarz przerwał mu łagodnym, podejrzliwym tonem.
- Niektóre z blizn wyglądają na głębokie i niebezpieczne... Biegną wzdłuż żył...
- To po jego ostatniej próbie samobójczej... - wyznał Roderick po dłuższej chwili zawahania. -
Ostatniej? - spytał sam siebie Jasper, czując się jakby ktoś właśnie próbował go zasztyletować. Lekarz myślał podobnie, bo zadał identyczne pytanie.
- Po pierwszej umieściłem go w zakładzie psychiatrycznym dla nieletnich. Przedawkował opiaty. - słowa mamrotane przez Rodericka były ciężkie i pełne bólu. Czuł, że to jego wina. Pewnie sobie wmawiał, że gdyby był lepszym bratem, Tristan by przez to nie przechodził. - Niedługo po przyjściu do szpitala próbował się powiesić, a pod koniec października, gdy jego wspólokator zginął, podciął sobie żyły. - cichy, ledwie słyszalny szloch. - Matko Święta...
Jasper naprawdę próbował się zachować. Wysunął dłoń spod główki dziewczynki i zaczął krążyć po korytarzu, ostatkiem sił powstrzymując się przed zostawiniem Maddie I pójściem do Trissa. Chciał usunąć z jego życia Hannę, a potem zamknąć go w ramionach i nigdy nie wypuszczać. Dowiedział się o tyłu tragicznych rzeczach, a podobno Tristan zachował wiele dla siebie. Tyle razy był na granicy śmierci! Teraz jego zachowanie tej nocy, której upewnił się, że Jasper jest wampirem, stało się jasne. Opanowanie i wyrachowanie gestów, gotówość na śmierć - to wszystko miało sens. I mimo tego jak wściekły był na świat i rodzinę, a zwłaszcza matkę Trissa z to, że zgotowali mu taki los, nie mógł przestać myśleć o jednym. A mianowicie o fakcie, że Tristan mógł umrzeć a wciąż żył. Naprawdę żył, a Jasper miał takie szczęście, że mógł go spotkać. To było przeznaczenie - tyle okazji, by umrzeć, a on wciąż oddychał, jego serce biło. Jasper nie mógł zmarnować tej szansy. Nawet prze myśl by mu nie przeszło, żeby porzucić chłopaka. Musiał go chronić, musiał mu pomóc, musiał być przy nim już zawsze. Miał nadzieję, że Tristan mu na to pozwoli.
- Czy przyjmuje jakieś leki na stałe? - spytał lekarz, który najwyraźniej uwierzył w tę historię. Widział też zapewne, że Roderick wolałby już o tym nie mówić I wreszcie stamtąd wyjść.
- Fluoksetynę na codzień i jeszcze kilka innych rzeczy... Mam je gdzieś zapisane - poinformował. Doktor zapisał wszystko na kartce, dodał kilka informacji na temat formalności i podziękował za rozmowę smutnym tonem. Roderick podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. 
- Do wiedzenia.
Jasper słyszał zbliżające się kroki i choć wewnątrz był rozdarty emocjonalnie, zmusił się, by usiąść na siedzeniu i podłożyć rękę pod głowę Madeline. Przyłożył dłoń do ust i wbił tępy wzrok w ścianę, by udawać niezainteresowanego. Nie wiedział, czy Roderick zdaje sobie sprawę z tego, jak rozwinety jest wampirzy słuch, ale wolał dmuchać na zimne.
Szatyn po chwili zjawił się w korytarzu. Na twarzy miał ślad łez ale uśmiechnął się łagodnie patrząc na śpiącą dziewczynkę.
- Podobno nikt nie potrafił jej uśpić - wyszeptał, delikatnie podnosząc ją z krzesła. Przekręciła się niespokojnie i złapała poły jego płaszcza w rączki, wtulając się w niego. - Dziękuję...
- Nie ma sprawy - również się podniósł. Wszystko w jego ciele prowadziło go do sali Tristana.
Roderick przyjrzał mu się uważnie.
- Słyszałeś wszystko, prawda?
Nieufne przytakniecie. Roderick zagryzł wargę.
- I tak by ci powiedział... Prawda?
Westchnięcie pełne bólu i niepewności.
- Może kiedyś...
Zielone oczy pełne współczucia, uśmiech pełen smutku. Niepewne skinienie głowy - kolejny gest braci, identyczny u Tristana.
Jasper nie chciał ruszać się bez pozwolenia, ale każda komórka ciała kazała mu biec do sali 107.
- Chcesz go już zobaczyć? - bardziej stwierdził niż spytał. Na jego usta wpłynął uśmiech pełen rozbawionego niedowierzania - kolejny przebłysk Tristana, nie równie idealny, ale prawie identyczny. Jasper tracił zmysły.
- Nawet bardzo - przyznał, spuszczając wzrok na swoje buty.
Roderick się zaśmiał I w końcu ruszył przed siebie.
- Zadziwiające - szepnął. - Nie wiedziałem, że wampiry mogą być takie... podporządkowane...
Jasper nie wiedział czy to komplement czy obelga, więc się nie odezwał. Nie wiedział nawet, czy da radę sklecić jakieś zdanie, gdy jego myśli krążyły tylko wokół Tristana. Czuł już jego wyblakły zapach, słyszał bicie jego serca. - Kochasz go?
- Tak - odpowiedział trochę zbyt szybko. Roderick znów się zaśmiał.
- Skrzywdź go, a cię dorwę, rozszarpę i spalę - wycedził z udawaną złością, ale w tej groźbie czuć bylo prawdę i choć ton jego głosu był lekki, na pewno nie żartował.
- Nigdy go nie skrzywdzę - wycedził.
Roderick już nic nie mówił.
Świat na chwilę się zatrzymał. Tylko oni szli przez korytarz. Pisk ich butów na linoleum odbijał się echem od ścian, cichy oddech Maddie był tlem, rytmem. Błyszczały lampy, piszczały respiratory. Czuć było krew, pot, brud i choroby, pomieszane z płynem do dezynfekcji, kwiatowym środkiem do podług i smrodem szpitala.
99, 100, 101... - odliczał Jasper w myślach.
Łagodny zapach herbaty.
102, 103, 104...
Dudnienie jego serca.
105, 106...
Szum jego oddechu.
107.
Stęk klamki. Fala uzależnienia.
Zapach, którego nie można zapomnieć, choć zdecydowanie stłumiony i ciężki, jakby chory. Szum krwi w jego żyłach, świst powierza w płucach, stukot jego serca.
Leżał na łóżku pod ścianą. Fala ciepłego, słonecznego światła zalewała mu twarz - bladą, zmęczoną i zchorowaną, ale piękną. Zamknięte powieki, sińce pod oczami, ranki sklejone plastrami. Jego ciało, mniejsze i chudsze, zmęczone, bezwładnie ułożone na łóżku. Łagodne unoszenie się jego piersi z każdym oddechem, widoczny pod żebrami stukot serca. Równe łup, łup, łup. Jedna z jego rąk znużona w gipsie, druga w ciemnym sportowym rękawie, obydwie pełne plastrów. Wenflon na wierzchu jego dłoni, który go obrzydzi jak tylko otworzy oczy.
Tristan.
W końcu opanował go spokój.
Tristan.
Hannah i Cedric na kanapie przy oknie, Roderick siadający na fotelu z Maddie na kolanach. Widział ich, ale jednocześnie byli poza zasięgiem jego umysłu.
Tristan, tylko on się teraz liczył.
Dotąd się nie zorientował, że od kilku minut stoi w otwartych drzwich. Zatrzasnął je za sobą i ignorując wściekłe spojrzenia Hanny, podszedł do łóżka.
Życie wydawało się nierealne, nieistniejące.
Położył mu dłoń na dłoni.
Ciepła, miękka skóra, dokładnie taka jaką pamiętał.
Ktoś syknął, ale jego to nie obchodziło.
- Kochanie - szept, ledwie słyszalny nawet dla niego.
Nic. Zero ruchu.
Jego to nie zraziło. Nareszcie był prz nim. Nie ważna była jego rodzina, nie ważny James, tylko on.
Opadł na fotel, nie zabierając ręki z jego ciała.
Nie obudził się, oczy wciąż miał zamknięte.
Jasper na granicy wybuchu płaczu przyciągnął jego dłoń do siebie i pocałował.
Kocham cię, Tristan - pomyślał. Nie miał odwagi powiedzieć tego na głos, ale zdawało się, że chłopak to usłyszał.
Stęknęło łóżko.
Ciepłe palce zacisnęły się na jego dłoni. Delikatnie, niemal nie obecnie.
Ale jemu to wystarczyło.
_________________________________________

Cześć wam!
Sory że przez prawie miesiąc nie było rozdziału....
Nawet nie mam jak się tłumaczyć więc nie będę nic mówić.

Rozdział niby edytowany ale poprawiłam go w nocy prawie zasypiając, więc przepraszam za błędy😋

Wszystkim ósmoklasistom życzę powodzenia i połamani piór! Trzymajcie kotka wsparcia mentalnego

Wszystkim ósmoklasistom życzę powodzenia i połamani piór! Trzymajcie kotka wsparcia mentalnego

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

BTW Jasper jest Pintereściarą i trochę mnie to bawi.... (choć to headcanon)

Miłego wieczoru i smacznej herbatki:33

-akkizu

23.05.2023

Scarred Skins | j.h.Where stories live. Discover now