25|Chapter 25

104 8 0
                                    

_________________________________________

Something bad is 'bout to happen
to me
I don't know it, but I feel
it comin'

-Dark Red, Steve Lacy
_________________________________________

25|Baseball
_________________________________________

Lało jak z cebra. Wstęgi deszczu nieustannie migały za szybą jeepa, zamazując świat szarą mgłą. W chmurach co jakiś czas błyskały pioruny, a oddalony huk grzmotów odbijał się echem od budynków miasteczka.
Jeep powoli sunął po ulicy, a siedzący w nim Tristan opierał się głową o szybę i w zamyśleniu przyglądał się okolicy. Zastanawiał się jak Cullenowie zdołają zagrać w cokolwiek w taką pogodę. Niebo nie wyglądało, jakby zaraz miało przestać padać. W końcu siedzący koło niego Edward wytłumaczył, że jadą daleko za miasto, a Alice dokładnie przewidziała, że pogoda idealnie nada się na mecz.
Czarnowłosy zostawił więc ten temat i ze spokojem obserwował jak rudowłosy zatrzymuje samochód na podjeździe przed domem Belli.
Wampir spojrzał na dom, ale nie ruszył się, by do niego iść.
Gdyby nie nieprzespana noc Triss na pewno by się tym zainteresował, ale koszmar, który go dziś dręczył był odrobinę ważniejszy niż dziwne zachowanie Edwarda.
- Tak - powiedział nagle wampir. Brunet oderwał wzrok od szyby i spojrzał na niego pytająco. - Ci, którzy jedzą ludzi mają czerwone oczy. Jasne jeśli są nowonarodzeni, a bardziej bordowe gdy są starsi - wytłumaczył bez zająknięcia. Wtedy właśnie Tristan zdał sobie sprawę z tego, że od kilku minut analizował swój sen i instynktownie zadawał sobie w myślach pytania na jego temat. A że Edward był telepatą to nie miał problemu z ich odczytaniem.
- Myślę, że powinieneś porozmawiać z Carlislem na temat twoich snów - wyraził się rudowłosy. - Jest szansa, że rozwinie się z nich dar.
Triss obrzucił go chłodnym spojrzeniem. Ani myślał mówić komuś o tych okropieństwach. Ledwo co wytrzymywał u psychiatry, Belli mówił prawie tyle co nic, Jasperowi nie zamierzał się narzucać. Te paskudne sny mogły mieć wiele wspólnego z rzeczywistością, ale na pewno nie były aż tak ważne. A nawet jeśli to Triss nie potrafił o nich mówić. Edward wiedział tylko poprzez swój dar, a brunet czuł się z tym naprawdę źle.
- Nie miałeś przypadkiem poznać Charliego? - spytał udając obojętnego, choć jego słowa brzmiały na przesycone irytacją.
- Dopiero przyjechał - wyjaśnił wampir wyraźnie nie znajdując lub ignorując zdenerwowanie Tristana. - Właśnie skończyli obiad.
Rudowłosy wyłączył silnik i otworzył drzwi samochodu. Rzucił szybkie: "nigdzie nie idź", po czym wysiadł i jak burza popędził do drzwi.
- A niby gdzie mam iść? - mruknął czarnowłosy sam do siebie. Zwinął ręce na piersi, oparł się o siedzenie i przymknął oczy.
Nie dość, że był zdenerwowany to jeszcze od początku dnia odczuwał dziwny niepokój. Po koszmarze, w którym pierwsze skrzypce znów grała para czerwonych oczu, miał wrażenie, że coś niepożądanego i nieprzyjemnego wydarzy się w dzisiejszym dniu. Ten dziwny lęk potęgował fakt, że nie miał ze sobą plecaka.
Dopiero dźwięk otwieranych drzwi wyrwał go z półsnu. Bella ubrana w dżinsy, flanelkę i wiatrówkę, zlana kroplami deszczu przy pomocy Edwarda wdrapała się na siedzenie. Przywitała brata ciepłym uśmiechem, po czym przesunęła się na miejsce bliżej kierowcy i zaczęła mocować z szelkami bezpieczeństwa. W końcu pomógł jej wampir, a po szybkiej gadce z brunetką odpalił silnik i ruszył.
Minęli granicę Forks i zaczęli kierować się na północ.
Bellą i Edward gadali o tym jak dotrzeć na miejsce, ale Triss wolał się nie wtrącać. Bał się, że od ciągłego kołysania samochodu odgryzie sobie język, jeśli tylko spróbuje się odezwać.
Dotarli na kraniec leśnej drogi, która z trzech stron odoczona była gęstym lasem.
Czarnowłosy odpiął pasy i czym prędzej wysiadł, a raczej wyskoczył z jeepa na mokrą ziemię. Dziękował sobie samemu, że zdecydował się włożyć glany, bo inaczej trampki utopiłyby się w błocie.
Nie lało już tak bardzo. W zasadzie to nad ziemią unosiła się tylko niewielka mżawka.
Bells wyskoczyła z samochodu i zaczęła się wykłócać o coś ze swoim chłopakiem co skończyło się na tym, że zaczęli się obściskiwać i całować.
Triss obrzucił ich zdegustowanym spojrzeniem i skierował się do lasu.
Wyciągnął z kieszeni komórkę i odnalazł SMS-a, którego Jasper wysłał mu nad ranem. Znajdowały się w nim koordynaty miejsca, w którym odbędzie się mecz - brunet o nie poprosił, bo, jak trafnie przewidział, spodziewał się że Ed i Bella będą się zajmować sobą.
Kierując się kreską na GPS-ie dotarł do przerzedzenia lasu, mniej więcej po 20 minutach szybkiego marszu.
Kilka sekund później koło niego pojawił się Edward z Bellą na plecach. Dziewczyna z plaskiem zsunęła się na ziemię i wpadła plecami w błoto.
Zirytowana wstała, odtrzepała się i przy akompaniamencie rechotu rudzielca cała trójka ruszyła w dalszą drogę.
Dotarli na przestronną polanę wielkości, co najmniej, dwóch boisk do baseballa. Na płaskim, kamiennym terenie siedział Emmett, w czapce założonej na bok, razem z jak zwykle dumną Rosalie oraz z Esme. Jakieś 50 metrów za nimi, w dwukrotnie większej odległości od siebie stali Alice, Celia i Jasper. Blondyn w prawej ręce trzymał kij baseballowy, a drugą najwyraźniej rzucał piłkę do swoich sióstr. Carlisle krążył po boisku i wytyczał bazy.
Gdy tylko nowo przybyli wyszli zza drzew, Esme I Emmett poderwali się z ziemi i zaczęli biec w ich stronę. Jasper również się odwrócił, a kilka sekund później stał tuż koło bruneta. Włosy miał roztrzepane i wilgotne, rękawy koszulki po części zasłaniały jego dłonie. Rzucił kij na ziemię, po czym objął Trissa w krótkim przytulasie. Gdy się odsunął na jego ustach gościł łobuzerski uśmieszek.
- Cześć, króliczku - przywitał się pogodnie. Brunet uniósł brwi do góry w akcie niezrozumienia, ale chwilę później zorientował się o co chodzi. - Jak się spało?
- Mogło być gorzej - stwierdził Tristan, opierając głowę o tors wampira. Możliwe najciszej zaciągnął się jego zapachem i podszedł kawałek bliżej, by zatopić obawy w jego bezpiecznej aurze.
- Dobrze się czujesz, Triss? - spytał skonsternowany wampir, pochylając się nad czarnowłosym z troskliwym wyrazem twarzy. Trącił jego nos swoim nosem.
Chłopak uśmiechnął się łagodnie i przytaknął.
Wtedy właśnie podbiegły Alice i Celia. Brunetka przytuliła najpierw Belle, potem Tristana a rudowłosa przybiła nastolatkowi żółwika.
- Już czas - oznajmiła Alice, doskonale wypełniając swoją rolę wyroczni.
Jasper poklepał czarnowłosego po głowie, schylił się by podnieść kij, a sekundę później stał na krańcu boiska. Reszta Cullenów rozeszła się po polanie, tylko Esme została ze Swanami.
- Nie grasz? - zaciekawiła się Bellą.
- Nie. Wolę sędziować.
- Myśli, że oszukujemy! - poskarżył się stojący nieopodal Emmett, z wyraźnym oburzeniem w glosie.
- Oj nie, kochany - zaśmiała się kobieta - Ja wiem, że oszukujecie i jeszcze się potem wykłócacie.
Triss zaśmiał się pod nosem. Jednocześnie przysłuchiwał się historii życia Esme I patrzył jak Jasper staje na miejscu łapacza.
Nie znał się na baseballu, wolał hokej. Ale poprzez Phila, który nawijał o swojej pracy 24/7 gdy Tristan odwiedzał Bellę w Phoenix, wiedział co nieco. Nie był pewien kto gra przeciw komu, ale to nie przeszkadzało w zabawie. Gdy któraś z drużyn zdobywała punkt, głośno naigrywała się z przegranych.
Gdy tylko Jasper znalazł się na pozycji pałkarza, Triss przestał myśleć o Bożym świecie. Wampir wykonał serię skomplikowanych sztuczek z kijem, w oczekiwaniu aż miotaczka - Alice - znajdzie odpowiedni moment, by rzucić piłkę. Blondyn wciąż jak gdyby nigdy nic bawił się kijem, a gdy poczuł na sobie spojrzenie, odwrócił się do Tristana i puścił mu oczko, jednocześnie łapiąc kij w powietrzu.
Czarnowłosy uśmiechnął się mimowolnie i wbił onieśmielony wzrok w trawę.
- Już się tak nie popisuj, Jasper - Esme skarciła syna, który niewiele sobie zrobił z tego rozkazu i dalej podrzucał kij.
Dopiero gdy Alice naprężyła się jak struna, chłopak ustawił się w odpowiedniej pozycji i zanim Tristan zdążył coś zobaczyć, blondyn już biegł w stronę pierwszej bazy.
Celia puściła się pędem do lasu, by znaleźć piłkę, ale zanim wróciła, Jasper zdążył pokonać ostatnią bazę i w dodatku podnieść swój kij.
Dopiero wtedy rudowłosa wbiegła na boisko z piłką i roztrzepanymi warkoczami.
Jako, że Jasper był ostatnim pałkarzem w tej rundzie, wszyscy zaczęli zmieniać pozycje, a blondyn, cały w skowronakch znalazł się tuż koło Tristana. W jednej ręce trzymał kij, a drugą położył chłopakowi na głowie.
- Jak się bawisz? - spytał z uśmiechem.
- Nie jest źle - odparł sarkastycznie brunet. - Wampirzy baseball dostaje ode mnie mocne dwa na dziesięć.
Jasper parsknął śmiechem i pieszczotliwie pogłaskał czarne włosy nastolatka. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Mogę dostać buziaka za dostarczenie ci rozrywki? - spytał z odrobiną zarozumiałości.
Brunet przewrócił oczami, żeby ukryć rumieniec.
- A skąd pewność, że zasługujesz?
Blondyn nie przestawał się uśmiechać.
- No dobra - uznał w końcu, czyli jakieś dwie sekundy spędzone na patrzeniu na przystojną twarz Jaspera później, że to nic złego. Wspiął się na palce i krótko pocałował policzek wampira.
- Miło się z tobą robi interesy - szepnął rozbawiony złotowłosy i ignorując dziwne komentarze Emmetta i Celii również pocałował Trissa, tym razem w czubek głowy. Zaczął się kierować na boisko, gdy nagle Alice stanęła jak wryta.
- Chwila - krzyknęła, wpatrując się w coś, co zdawało się znajdować setki mil od nich - Nie przewidziałam tego... Źle to obliczyłam...
Wszyscy Cullenowie w kilka sekund znaleźli się koło dziewczyny. Celia złapała jej twarz w dłonie i łagodnym tonem zaczęła pytać o szczegóły.
- Kierowali się na północ. Zwiedli policję na zachód i zamierzali odejść, ale nas usłyszeli - zrelacjonowała Alice wciąż patrząc w przestrzeń. - Zaraz tu będą. Mamy jakieś 2 minuty.
- Zdążysz? - zwrócił się do Edwarda Carlisle. Rudzielec pokiwał przecząco głową.
- Nie damy rady wrócić z takim obciążeniem - wyjaśnił, przyciągając Bellę do siebie.
Doktor Cullen zamyślił się na chwilę, po czym wytłumaczył, że najlepiej będzie zachowywać się naturalnie. Porozmawiać z nowo przybyłymi i ulotnić się najszybciej, jak to możliwe.
Tristan nie był do końca pewien, co się dzieje. Domyślał się, że jakieś inne wampiry ich znalazły i że są w niebezpieczeństwie. Miał też podejrzenie, że to właśnie oni zabili Waylona.
Jego serce przyspieszyło bieg. Zalała go fala paniki.
Mogą zginąć.
On i Bella, ale też któreś z Cullenów.
Zatrzęsły się pod nim nogi. Ktoś chwycił go za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Posłuchaj mnie - twarz Jaspera pokazywała tylko opanowanie, ale w jego oczach i głosie czuć było podenerwowanie. - Tristan, posłuchaj mnie! - odezwał się głośniej, gdy czarnowłosy beznamiętnie przyglądał się jego twarzy. - Rób co ci mówię, a wszystko będzie w porządku. Dobrze? - cedził słowa, jakby mówił do dziecka. I w sumie tak było. Triss nie był do końca świadomy co się działo, a tym bardziej jak temu zapobiec. Czuł się jak w transie pełnym panicznego otępienia.
Jasper westchnął przeciągle. Ułożył dłonie na bokach szyi bruneta, tak by teraz bez pochylania się mógł patrzeć mu w oczy.
- Ilu? - spytał Alice, widząc że do Tristana nie docierają żadne prośby, ale nie odwrócił wzroku od twarzy chłopaka nawet na sekundę.
- Trójka. Dwóch mężczyzn i kobieta. Zaraz tu będą.
Wyraźnie spanikowany i zdesperowany blondyn poprawił włosy w akcie frustracji. Reszta rodziny wróciła na boisko, choć nie grała z takim entuzjazmem. Nikt nie odważył się przekroczyć linii lasu.
- Tristan - powtórzył złotowłosy ostrzejszym tonem. - Zrobisz to, o co cię poproszę? - brunet nieznacznie pokiwał głową. - Dobrze. Posłuchaj uważnie. Zaraz będą tu inne wampiry. Nie takie jak my. Zabójcy Waylona. Musisz utrzymać nerwy na wodzy - wytłumaczył szeptem, skanując twarz chłopaka chłodnym spojrzeniem. - Jeśli będziesz spokojny, wyczują w tobie wampirzą część zapachu. Pomogę Ci, ale nie wiem czy będę mógł to robić cały czas, więc sam musisz spróbować się uspokoić. - Triss przymknął oczy, żeby nabrać chłodnego powietrza do płuc. Kręciło mu się w głowie, głosy w jego głowie szumiały niczym huragan, ale postarał się nie zwracać na to uwagi. Wziął kolejny głęboki wdech by uspokoić drżenie ciała, a potem spróbował skupić się na wyrownianu tętna.
- Świetnie - pochwalił go blondyn, uśmiechając się ledwie zauważalnie. Tristan odrazu zaregował nagłym poczuciem radości, na co Jasper zmarszczył brwi. - Zero emocji. Nawet tych dobrych - poinstruował. - Trzymaj się blisko Belli i Edwarda. Nie patrz nikomu w oczy, nie odzywaj się, nie wykonuj gwałtownych ruchów. Cokolwiek usłyszysz, zachowaj spokój i nie daj po sobie poznać, że jesteś człowiekiem. Rozumiesz? - Czarnowłosy przytaknął. Blondyn na krótką chwilę przycisnął usta do czoła chłopaka - Za chwilę będzie po wszystkim, kochanie - mruknął, po czym oddalił się parę metrów by stanąć z Emmettem i Carlislem.
Mieli to zpalanowane. Edward stał przed Bellą i Tristanem. Jakieś 5 metrów na lewo stała Alice i Celia, trzymająca za sobą splecione, rozgrzane do czerwoności dłonie. Esme wraz z Rosalie stały niedaleko linii drzew, ale gdy tylko zabrzmiały odgłosy przedzierania się przez zarośla, oddaliły się wgłąb polany.
Zza drzew wyszło troje ludzi, ubranych w postrzępione ubrania i pozbawionych butów. Stanęli jakieś 10 metrów jedno od drugiego.
Na samym przodzie szedł mężczyzna o czarnych włosach, bladej oliwkowej cerze i czerwonych oczach.
Po lewej stanęła przepiękna kobieta o ogniście rudych, kręconych włosach, w których ukryte były liście. Miała jasną skórę i pełne wyniosłości spojrzenie.
Z prawej stanął wątłej budowy mężczyzna o jasnych blond włosach. Jego twarz nie wyrażała emocji, ale jego oczy były bystre, a spojrzenie przenikliwe. Miał na sobie skórzaną kurtkę, którą Tristan rozpoznał jako ta niegdyś należąca do Waylona.
- Witajcie - Carlisle zaczął rozmowę tonem polityka wygłaszającego swój manifest. Schludnie ubrany wyglądał jak arystokrata w porównaniu z obskurnymi i poszarpanymi przybyszami.
Czarnowłosy wampir schylił głowę na powitanie.
- Dobry wieczór - jego głos był aksamitny i niski, ale nie brzmiał jak głos przywódcy, a raczej jak głos negocjatora. - Wybaczcie nasze najście, nie chcieliśmy przeszkadzać. - Pokazał rząd śnieżnobiałych zębów w przyjaznym uśmiechu. - Jestem Laurent, a to Victoria i James.
Tristan starał się nie przyglądać nowo przybyłym, ale nie mógł się powstrzymać. Coś mu tu nie grało. Miał złe przeczucia.
- Jestem Carlisle, a to Jasper i Emmett, Rosalie i Esme, Celia i Alice, a dalej Edward, Bella i Tristan - przedstawił ich wszystkich lekarz. Triss odgadł, że specjalnie robił to w parach lub trójkach, by wywrzeć wrażenie większej liczebności. - Wasze polowania napytały nam biedy.
Laurent uśmiechnął się pokornie. Victoria wodziła wzrokiem pomiędzy Carlislem a swoim kolegą, natomiast James uważnie skanował każdy centymetr polany. Gdy jego wzrok napotkał Tristana, chłopak zmusił się do obojętnego wyrazu twarzy. Czuł, że ten wampir nie jest nieszkodliwy. Jego wzrok był chłodny, bestialski i pełen autorytetu.
To on jest przywódcą - pomyślał chłopak, mając nadzieję, że Edward go usłyszy i zrozumie.
- Bardzo nam przykro. Nie wiedzieliśmy, że ten teren jest już zajęty.
- Mieszkamy tu na stałe - wyjaśnił Carlisle. Był opanowany i dyplomatyczny, ale stosował subtelne sztuczki psychologiczne. Najwyraźniej Jasper manipulował emocjami nowo przybyłych, bo cała trójka zdawała się być spokojna i rozluźniona, ale nie na tyle, by nie dostrzegać niebezpieczeństwa, jakie stanowili Cullenowie.
Laurent i Victoria zrobili zdziwione miny, po czym spojrzeli na siebie sugestywnie.
- Co za niespodzianka - mężczyzna mówił szczerze. - Nie mieliśmy pojęcia. Cóż, w takim razie zostawimy okolicę w spokoju. - Uśmiechnął się przyjaźnie - Ale zanim. Nie przydałoby się wam może trzech nowych graczy?
Choć Triss nie widział wyrazu twarzy Carlisle'a, ani Jaspera czy Emmetta, wiedział, że nie są fanami tej propozycji.
- Co prawda właśnie kończyliśmy, ale czemu nie? Zajmiecie miejsca tych, którzy odchodzą.
Victoria uśmiechnęła się złośliwie. Wcześniej Tristan tego nie zauważył, ale w ręce trzymała jedną z piłek. Teraz rzuciła ją w stronę Jaspera, który bez problemu złapał ją w locie.
- Nieźle podkręcam - ostrzegła z dumą. Jej białe zęby błysnęły w słońcu.
- Myślę, że sobie poradzimy - odpowiedział jej blondyn z rozbawiniem.
Wtedy właśnie wydarzyły się trzy rzeczy. Jedna po drugiej tak szybko, że Triss nie zdążył jeszcze opanować się po jednej, a już kolejna wprawiała go w panikę.
Zobaczył, że Victoria zwróciła się w jego stronę. Jej czerwone oczy błysnęły, a twarz wykrzywiła się w grymasie niedowierzania, który bardzo szybko zmienił się w ówczesny spokój. Pokręciła głową ledwie zauważalnie, jakby starała się odgonić jakąś dziwną myśl.
Zorientowała się - pomyślał Tristan i gdyby nie bardzo silna fala spokoju, która nagle go zalała, zapewne by spanikował.
Drugą rzeczą, która się wydarzyła był nagły podmuch wiatru, tak silny, że rozwiał włosy Belli i przy okazji zdmuchnął kaptur bruneta z jego głowy.
Następnie był James. Jego twarz nabrała przerażającego wyrazu przyjemności pomieszanej z sadyzmem. Przybrał pozę atakującego w mgnieniu oka, ale zanim zrobił krok do przodu, Edward warknął i przyjął podobną pozycję. Blondyn wydawał się być w szoku dosłownie przez kilka setnych sekundy, a potem w jego oczach zabłysła dzikość. Miał rozdęte nozdrza, jakby cały czas próbował złapać trop.
- Przynieśliście przekąskę - zauważył. Jego głos był brzęczący i osobliwie przerażający, ale przyjemny. Przekręcił głowę w bok niczym psychopata w kiczowatych filmach grozy i powąchał powietrze. Uśmiechnął się w obrzydliwie sadystyczny sposób. - A nawet dwie.
Celia i Alice w ułamku sekundy znalazły się koło Tristana i Belli. Rosalie stanęła bliżej Victorii, a Esme bliżej Laurenta. Carlisle, Emmett i Jasper nie ruszyli się z miejsca, choć blondyn warknął i odsłonił ręce.
Tristan bardzo usilnie starał się na niego nie spojrzeć, by nie dać Jamesowi okazji do ataku.
- Są z nami - wyjaśnił Carlisle. Jego głos był teraz lodowaty. Zmierzył wzrokiem najpierw Laurenta, potem Victorię, którzy zadrgali, pewnie przez szachrajstwa Jaspera. James mierzył się spojrzeniami z Edwardem.
- Rozmumiem. Widzę, że nic tu po nas - głos Laurenta, choć wciąż spokojny, miał w sobie odrobinę przerażenia. Zarówno on jak i Victoria zaczęli się powoli cofać. - James - ostrzegł mężczyzna.
Dopiero wtedy blondyn uniósł się z ziemi. Ostatni raz powąchał powietrze, po czym odwrócił się i zaczął odchodzić.
Gdy całą trójka znalazła się za linią drzew, rozpoczął się chaos zbyt gwałtowny, by przerażony umysł Tristana mógł go ogarnąć.
To był on - pomyślał chłopak - To jego widziałem w swoich koszmarach. To on za mną wszędzie łaził.
Chciał te słowa wypowiedzieć na głos. Chciał powiadomić Jaspera o swoim odkryciu, ale nie mógł go znaleźć. Prawie niczego nie widział. Czuł tylko, jak świat miga mu przed oczami, jak pędzi wokół niego.
Ocknął się dopiero przy jeepie.
- Co tu się...? - wyszeptał, ale nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego ktoś zmusił go do wejścia do samochodu, a potem jak gdyby nigdy nic zapiął mu pasy.
Triss odwrócił głowę, żeby zobaczyć krótkie, czarne włosy Emmetta. W lusterku chłopak zauważył odbicia Alice i Celii.
Jeep zawarczał, a potem zaczął kierować się przez leśną drogę, rzucając na boki wszystkimi pasażerami.
Licznik wskazywał prawie 100km/h.
- Co tu się kurwa dzieje? - wyszeptał histerycznie, oglądając się dookoła. Edward siedział za kółkiem. - Zwolnij, bo nas pozabijasz - zwrócił się do rudowłosego, który zignorował jego prośbę.
- Jeśli zwolnię też was zabiję - zacisnął usta. Jego twarz pokazywała gniew i desperacje.
- Edwardzie, zatrzymaj się - poleciła Alice. Chłopak po raz kolejny zignorował polecenie. Wskazówka prędkościomierza zaczęła przechylać się niebezpiecznie blisko numeru 120.
- Edwardzie...
- To tropiciel, Alice! - warknął chłopak. - Tropiciel! Polowanie to jego jedyna pasja. A my sprawiliśmy, że to najciekawsza rozgrywka! Kowen wampirów broniący dwóch słabych ludzi! To mu sprawia przyjemność!
- Gdzie jedziemy? - spytała cicho Bella.
- Jak najdalej stąd. Gdzieś, gdzie będziesz... będziecie bezpieczni.
Tristan prychnął z niedowierzaniem. Poluje na nich, na niego i jego ukochana siostrę - sadystyczny wampir psychopata, czerpiący radość z polowania na ofiary.
- Musimy wrócić! - upomniała go Bella. - Tam jest nasza rodzina. On ich zabije!
- Nie ma takiej opcji!
- Zawracaj - warknął Triss. Miał nadzieję, że to coś zdziała. - Zawracaj, Edward! Już!
Rudowłosy pokręcił przecząco głową i sapnął z wściekłości.
- Jasperowi by się to nie spodobało - wysyczał. To zabolało. Tristan naprawdę chciał, by blondyn był teraz przy nim, by przytulił go i nie puszczał ze swoich bezpiecznych objęć. Ale go tu nie było, a Edward miał rację. Ten pomysł ani trochę by mu się nie spodobał.
- Jak widać go tu nie ma! - odkrzyknął mu chłopak, starając się ukryć zawiedzenie pod maską wściekłości.
- Kazał nam cie pilnować. - przyznał wampir.
Oh, Jasper... - pomyślał Tristan, ale wtedy zorientował się co ten komentarz miał na celu. To była tylko wymówka by postawić na swoim. Brunet myślał, że zaraz go szlag jasny trafi.
- Do jasnej cholery, Edward, w tym momencie zawracaj ten pierdolony wóz, albo przysięgam, sam to zrobię!
- Edwardzie - zaczęła spokojnie Alice. - Oni mają rację. James może skrzywdzić ich rodzinę.
Edward zwolnił, ale wciąż kierował się w przeciwnym kierunku.
- Wrócimy - zaczęła Bella, podczas gdy Tristan wygrzebywał telefon z kieszeni kurtki. Zauważył nieodczytaną wiadomość.
Jazz:3
Słuchaj się mojego rodzeństwa. Nie rób głupstw i uważaj na siebie. Musicie uciekać razem z Bellą, więc zrób wszystko, by rodzina pozwoliła Ci wyjechać. Niedługo się zobaczymy.
PS. Nie odpisuj.
- Wmówimy im, że chcemy wyjechać - kontynuował czarnowłosy, chowając urządzenie. - James pojedzie za nami, a ich zostawi w spokoju.
Jeep zaczął wytracać prędkość, a później gwałtownie zatrzymał się na poboczu.
- Gdzie niby pojedziecie?
Brunetka popatrzyła na brata sugestywnie. Jak zwykle komunikowali się bez słów.
- Phoenix - powiedzieli razem, ale by przekonać resztę wampirów do swojego wyboru Triss zaczął dalej tłumaczyć. - Nie uwierzą nam, jeśli będziemy chcieli jechać w miejsce, którego nie znamy. W Jacksonville mieszka Renée, moja matka niedługo wróci do Minneapolis, czyli nasza rodzina wciąż będzie narażona. Forks odpada, więc zostaje tylko Phoenix.
- Powiem Charliemu, że nie chcę tu mieszkać - wyjaśniła dziewczyna.
- Ja powiem, że nie mogę zostawić jej samej, dopóki nie wróci Renée i się nią nie zajmie...
- A James?
- Nie będzie nas szukał w miejscu, które podamy mu na tacy - rzuciła Bella z przekonaniem.
W jeepie zapadła cisza.
- To dobry plan - zauważył Emmett.
Edward zamyślił się.
- Dobrze - zaczął z hardą miną. - Wmówisz Charliemu, że nie chcesz tu mieszkać, czy cokolwiek. Byleby zadziałało. Ty - zwrócił się do Trissa - zrobisz to samo. Podzielimy się i poczekamy blisko, by nic wam się nie stało. Macie po 15 minut, żeby się zebrać. Potem pakujemy was w jeepa i jedziemy jak najdalej stąd - wytłumaczył. Czarnowłosy chciał się sprzeciwić. Musiał się zobaczyć z Jasperem.
- Musimy wyjechać sami - stwierdziła Bella, a gdy jej chłopak spiorunował ją wściekłym wzrokiem, kontynuowała ciszej. - Charlie nie jest imbecylem. Jeśli ty też znikniesz to się zorientuję, a nim zauważysz, naśle FBI na wszą rodzinę.
- Nie ma opcji, że cię zostawię bez ochrony.
- Nie musisz - wtrąciła Alice. - Ja, Celia i Jasper zbierzemy ich na południe. - Rudzielec obrzucił ją oburzonym spojrzeniem. - Będę wiedziała, jeśli zrobi jakiś krok, a Jasper i Celia mają największe doświadczenie w walce. - Skinęła głową na Swanów - Z nami będą bezpieczni.
Edward wciąż nie był przekonany, ale zawrócił jeepa i gwałtownie przyspieszając zaczął kierować się do Forks.
- Jadę z wami - oświadczył Emmett. - Ja i Jasper zabijemy gnoja - Tristan przeraził się nie na żarty. Perspektywa kogoś, nawet tak sadystycznego jak James, umierającego przez jego grzechy była jedną z najbardziej przerażających rzeczy. Chłopak przeżył to nie raz i nie chciał narażać kogokolwiek na niebezpieczeństwo.
Mimo to Emmett wydawał się uradowany tą perspektywą.
- Lepiej, żebyś został tu z Edwardem - mruknęła w końcu Celia. - Ja i Jasper możemy skończyć z Jamesem, bo wiemy jak chronić i walczyć jednocześnie. Ale ty możesz tu zostać I spróbować go zabić zanim do nas dotrze.
Wampir przytaknął, choć niechętnie.
- Odwieziemy was - zaczął podsumowywać Edward. - Emmett i Ceila idziecie z Tristanem, ja i Alice z Bellą. Macie 15 minut. Ani minuty dłużej - zwrócił się do Swanów. - Zabieram Bellę i Alice, potem jedziemy po resztę. Zostawiamy jeepa w domu. Tam...
- Chwila - przerwał Triss. - Nie ma opcji, że pojedziemy jeepem. Charlie będzie wiedział, a moja rodzina wywiesi na was psy. Musimy jechać inaczej...
- Moja furgonetka się nada - zauważyła brunetka.
- Żartujesz sobie?
- Edward, proszę...
Rudowłosy sapnął. Wjechali do miasta.
- W takim razie Bella wsiada do furgonetki i zabiera Tristana. Będziemy się kręcić blisko was, aż dojedziecie do nas do domu. Tam zabierzecie Jaspera i wsiądziecie w jego Mercedesa, a później macie odrazu wyjechać z Forks. Jasne?
W jeepie rozległy się potwierdzające mruknięcia.
Tristanowi ten plan wydawał się logiczny i powinien nie być trudny w wykonaniu. Ale martwił go jeden szkopuł i dobrze wiedział, że argument o Belli tu nie zadziała. Martwił się, że rodzina nie gdzie go nie puści, dlatego wewnątrznie przygotował się na najgorszą noc życia.

_________________________________________

😏😏😏
W końcu zaczyna się coś dziać. Who's exited?

W każdym razie rozdział myślę że wyszedł dość podobnie do książki. Wgl po raz pierwszy w mediach jest jakaś autentyczna postać, bo zazwyczaj wybieram jakieś fotki pasujące tematem do rozdziały, ale nie mogłam się powstrzymać, bo to zdjęcie Jacksona daje takie potężne boyfriend material vibe~

Poza tym dobiliśmy 100 gwiazdek!!!!!  więc bardzo wam wszystkim dziękuję za wsparcie gwiazdki moje:3 kłaniam się wam wszystkim 🙇🏻‍♀️🙇🏻‍♀️🙇🏻‍♀️ i jestem naprawdę wdzięczna za wszystko >°<

To chyba będzie na tyle jeśli chodzi o dzisiaj.

Miłego tygodnia i smacznej herbatki:33

-akkizu

Scarred Skins | j.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz