12|Chapter 12

104 7 0
                                    

_________________________________________

Wait for the one, but do not wait for someone to be the one

-J. H. Hard

_________________________________________

12|Kłamstwa i obietnice
_________________________________________

Kolejne tygodnie były dziwne i ciężkie.
W poniedziałek po wizycie w La Push Tristan wstał w doskonałym humorze. Resztę poprzedniej niedzieli spędził na ognisku, siedząc pomiędzy Samem a Bellą i słuchając głupich żartów, opowieści, anegdot. Nawet pokusił się o opowiedzenie jednej ze swoich ulubionych "strasznych historii", którą kiedyś wymyślił na podstawie jakieś dawnej i groteskowej sprawy kryminalnej. Jego znajomi po wysłuchaniu historii "kolekcjonera palców" kolektywnie nadali Trissowi przydomek "straszak". Mimo to wszyscy świetnie się bawili, a w poniedziałek rano brunet stwierdził, że nic nie jest w stanie popsuć jego humoru.
Mylił się po całości.
Gdy wszedł do sali historycznej powitał go zapowiedziany na kilka dni później sprawdzian. Potem na lekcji sztuki miał szczerą nadzieję, że będzie mógł pogadać trochę z Alice, która zawsze zdawała być promyczkiem słońca w pochmurne dni. Jednak gdy chłopak przekroczył próg pracowni i przywitał się z dziewczyną z wielkim uśmiechem, ta obdarzyła go chłodnym spojrzeniem i nic nie odpowiedziała. Przez resztę lekcji pracowała w skupieniu i ciszy.
Tristan nie wiedział co się z nią stało, ale czuł, że nie powinien się w to mieszać. Może miała zły dzień?
Reszta lekcji i lunch nie przyniosły praktycznie żadnych zmian, może oprócz biologii, na której Edward był równie małomówny co jego przybrana siostra, co spowodowało zły humor Bells.
Wtedy z Trissa uleciał ostatni promyk chęci do życia i resztę dnia spędził siedząc w kuchni patrząc na gotującą siostrę, a później odrazu położył się spać ze świadomością, że wtorek będzie lepszy.
Nie był niestety, choć zaczął się dobrze. Czarnowłosy wyspał się i nie musiał stresować się żadnym sprawdzianem, a dodatkowej motywacji dostarczała mu perspektywa zobaczenia się i pogadania z Jasperem. Dlatego nie zdenerwował się na spóźnioną Bellę, która podobno wywróciła się na podjeździe, ani na Mika, który rzucił w niego wilgotną śnieżką, gdy szli z sali gimnastycznej na stołówkę.
Triss miał matematykę w innym budynku niż poprzednią lekcje, więc musiał przejść przez zastypane śniegiem podwórko, co nie zdołało popsuć jego humoru.
Uwielbiał śnieg: jego kolor, mrożące zimno, to jak się skrzył, to jak znikał na jego rozgrzanej skórze i jak chrzęścił pod jego butami. To właśnie była jedna z niewielu rzeczy, które uwielbiał w Minnesocie - zimowe miesiące, pokryte grubą warstwą śniegu i lodu.
Wmaszerował do budynku, rzucił kurtkę na wieszak i wszedł do sali. Na progu wytrzepał z włosów resztkę białych płatków, po czym ruszył do ławki, uważnie próbując nie potknąć się o plecaki.
Jasper siedział już w swojej ławce - jak zwykle idealny I zatrważająco piękny, jego złote włosy były wilgotne i wciąż pokryte płatkami śniegu, ale chłopak nie zwracał na to uwagi, tylko wpatrywał się w bruneta obojętnym wzrokiem.
Tristan podszedł do niego z uśmiechem i przywitał się z nim, ale ku swojemu zaskoczeniu i zawiedzeniu nie usłyszał odpowiedzi. Blondyn poprostu śledził pustym wzrokiem jego ruchy.
Czarnowłosy zmarszczył brwi, czując niepokój i smutek w sercu. Myślał, że Jasper go lubił, sam powiedział, że chce go poznać, a teraz jak gdyby nigdy nic ignorował jego słowa.
- Wszystko w porządku? - spytał cicho, gdy już usiadł w swojej ławce i wyjął zeszyty.
Złotowłosy odwrócił bezemocjonalny wzrok od tablicy i spojrzał na niego z bólem w oczach. Jego dłonie zacisnęły się w pięści tak mocno, że palce mu zbielały, a na skórze pojawił się zarys ścięgien. Sam chłopak ze zdenerowaniem wypuścił powietrze nosem. Nic jednak nie powiedział, tylko odwrócił się do tablicy.
Brunet poczuł jak w jego serce ktoś wbija setki tysięcy drobnych szpilek.
- Okej... - mruknął cicho i zwrócił się do siedzącego obok Edwarda.
Rudzielec wcale na niego nie patrzył, ale zachowywał się podobnie co jego brat.
Tristan myślał, że tam oszaleje. Płuca go bolały, serce zwolniło w jego piersi, ręce drżały, oczy piekły, a głowa nieprzyjemnie pulsowała, domagając się płaczu. Przez całe dwie godziny - matematykę i trygonometrię, usilnie powstrzymywał się od opanowującego go ataku lęku.
Dopiero gdy znalazł się w zaciszu swojego pokoju, upadł na materac, twarz wciskając w poduszkę i wreszcie pozwolił łzom na płynięcie.
Czuł się oszukany i zdradzony, że Jasper nie zamierzał wypełnić swoich słów. Choć pewnie nie powinien w ogóle myśleć o tym, że ktoś tak idealny jak Hale naprawdę się nim zainteresuje.
Łykał wszytko jak pelikan i w końcu się na czymś zakrztusił.
Czuł się bezwartościowy i pusty, nienawidził swojej ufności i chciał pozbyć się nadziei ze swojego serce.
Gdy z dziką zawziętością mył zęby, żeby pozbyć się brudu swoich słów z języka, przysiągł sobie, że nigdy więcej nikomu nie uwierzy na słowo.
Jednak przez kolejne kilka dni żywił się nadzieją, że któreś z Cullenów w końcu się do niego odezwie. Witał się z nimi w klasach, ale każde milczało jak zaklęte. W końcu więc przestał zagadywać Alice, która zawsze zbywała go obojętnym wzrokiem, a pod koniec tygodnia przestał mówić cokolwiek do Jaspera, kryjąc w sobie jaki ból mu to sprawia. Chciał usłyszeć jego głos, zobaczyć jego uśmiech, albo chociaż popatrzeć mu w oczy, ale chłopak uparcie go ignorował.
W kolejnym tygodniu przestał zwracać uwagę na piękne rodzeństwo, choć wciąż żywił nadzieję, że to koszmar i chciał by się do niego odezwali - znaczy chciał, żeby Jasper się do niego odezwał. Wciąż patrzył na niego po wejściu do klasy i czasem przyglądał mu się spod włosów, gdy miał chwilę wolnego, ale po paru dniach bycia ignorowanym, poprostu nie miał więcej siły na zadawanie sobie większego bólu.
Zresztą nie miał czasu na zaprzątanie sobie głowy blond-włosym aniołem - zbliżały się sprawdziany z historii, matematyki i biologii, trzeba było odbierać Maddie ze szkoły i zajmować się nią, ogarniać siebie i dom, trenować - nie miał już gipsu na ręce, gdyż został on zdjęty przez dziwnie chłodno nastawionego doktora Cullena.
Gdy wchodził na sztukę, poprostu zakładał słuchawki i robił co należało, podobnie na biologii z tym wyjątkiem, że rozmawiał przed lekcjami z Bellą i Mikiem a na lekcji z Leith. Na matmie siadał na swoim miejscu, które jak się okazało było za miejscem Aidena. Dlatego przed lekcjami blondyn odwracał sie do niego, Leith siadywała na jego kolanach i rozmawiali ze sobą, ignorując Edwarda i Jaspera tak usilnie, jak oni ignorowali ich.
Po krótkim czasie emocjonalnego chaosu w życiu Tristana zaczął tworzyć się pewnego rodzaju cykl nawyków.
Budził się, najczęściej jeszcze przed budzikiem, z powodu swojego snu. Zawsze tego samego, choć poprzedzanego przez inne, których chłopak nie pamiętał. Sen polegał na tym samym: Triss stał na polanie w lesie. Było jasno, więc wyraźnie widział stojącego przy linii drzew Jaspera, skąpanego w świetle słońca. Wyglądał perfekcyjnie, ale na jego twarzy nie było emocji, tylko w jego oczach kryła się bezdenna pustka irytacji. Tristan chciał podejść do chłopaka, ale jego ciało nie chciało go słuchać, więc stał w miejscu, obserwując blondyna, który powoli przestawał być widoczny, gdy las pogrążał się w ciemności. A gdy świat stawał się kompletnie czarny, brunet budził się z westchnięciem. Przez pierwsze kilka chwil nie mógł się ruszyć i wciąż zdawało mu się, że Jasper stoi w jego pokoju, ale później przekręcał się i wbijał wzrok w sufit, a blondyn znikał jak kamfora.
Wtedy Triss wzdychał głęboko i nie czując już zmęczenia, przewracał się z boku na bok, żeby czymś zająć czas. Czytał, słuchał muzyki, robił zadania domowe, uczył się, brał prysznice, sprzątał, czasem otwierał okno i siadał na parapecie lub dachu, żeby patrzeć na las lub w chwilach totalnej słabości zapalić papierosa - wszystko, by nie mieć chwili na myślenie o Cullenach.
W końcu dzwonił jego budzik, więc już na dobre wstawał, ubierał się w coś, co z biegiem czasu zmieniło się w cokolwiek, czystego i wygodnego. Przybierał zadowoloną minę i schodził na dół, żeby zjeść śniadanie, wziąć leki, pogadać z Rodem, Maddie i Meri, a potem umyć zęby. Czasem dostawał wiadomość, a czasem poprostu słyszał ryk starego Chevroleta Belli, więc żegnał się ze wszystkimi i wybiegał na dwór. Issie jak zwykle się z nim witała, relacjonowała wiadomości od Renée, albo poprostu niczego nie mówiła I drogę przebywali w przyjemnej ciszy.
W szkole Triss unikał Cullenów, którzy tak czy inaczej nie zwracali na niego uwagi. Cały czas wykorzystywał maksymalnie - w każdej wolnej chwili robił zadania, czytał, słuchał muzyki, żeby ograniczyć sobie możliwość myślenia o czymś niepotrzebnym. Lunch spędzał z paczką Jess. Z początku jeszcze z nimi rozmawiał, zarówno na obiedzie jak i na przerwach i lekcjach, ale z czasem przestał mieć na to energię i ochotę. Jadł, choć wcale nie miał apatytu, czasem słuchał prowadzonych rozmów, ale zdecydowanie częściej zakładał słuchawki i puszczał jakiś kryminalny podcast, żeby zająć czymś myśli.
Po szkole, jeśli nie musiał odebrać Madeleine, jechał do domu Belli. Pomagał jej przy obiedzie, robił zadania domowe, czasem oglądali z Issie jakiś film, albo poprostu gadali. Gdy musiał odebrać Maddie, czasem szedł na pieszo, choć głównie jechał do podstawówki razem z Bells. Odbierali dziewczynkę i jechali do domu Tristana. Tam też gotowali obiad, przy okazji ucząc Maddie gotowania. Potem zazwyczaj Bella i Triss szli do pokoju chłopaka, gdzie robili lekcje, gadali, uczyli się, czytali, czy robili cokolwiek innego. Czasem brunetka zostawała na noc, ale częściej wracała do siebie. Wtedy Triss szedł pobiegać, a potem brał prysznic, wietrzył pokój, kładł się spać, przez jakiś czas przekręcał się z boku na bok, aż w końcu zasypiał - i koło się zapętlało.
Każdy dzień był coraz bardziej męczący. Chłopakowi trudno było zwlec się z łóżka, trudno było usiedzieć w miejscu i nie myśleć o Cullenach. Był coraz bardziej zmęczony psychicznie i fizycznie, jego serce wypełniła ziejąca bólem pustka. Z czasem przestał mieć siły, żeby płakać, ale wciąż oszczędzał energię na sztuczne uśmiechy, zapewnienia o dobrym samopoczuciu i fałszywej radości. Czuł się słabszy, targały nim gwałtowne emocje - gdy nie był obojętny na wszystko - trudno było mu się uspokoić bez leków. Czuł się chudszy, bardziej łamliwy i beznadziejny, zmęczony wszystkimi i wszystkim.
Kilka tygodni po wypadku doszło do morderstwa w Mason - ochroniarz w młynie został zabity przez jakieś zwierze.
Tristan nie byłby tym specjalnie zaabsorowany, znaczy bardziej niż innymi sprawami kryminalnymi, gdyby nie fakt, że w noc wypadku obudził się z koszmaru z dziwnym niepokojem. Śniła mu się czarna plama, w której ukrywała się para czerwonych oczu. W dodatku słyszał krople deszczu, krzyk, śmiech, brzęk stali i kroków.
Od tamtego momentu przestał się strać utrzymywać jakiekolwiek pozory normalności.
Spał, gdy chciał, nie jadł, gdy nie musiał, przestał się uśmiechać i rozmawiać z kimkolwiek poza Bellą i Maddie, więcej czasu spędzał na myciu zębów, ale za to mniej na braniu pryszniców, nie rozczesywał nawet włosów i wciągał na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Czuł się jak żywy trup - martwy duchowo, umierający cieleśnie, ale wciąż chodzący.
Nie mógł więcej wytrzymać męczącego unikania Cullenów, zwłaszcza, że dowiedział się od Belli, że Edward zaczął z nią rozmawiać. Brunetka nie znała reszty rodzeństwa, więc nie czuła się przez nich ignorowana, ale jeśli chodziło o Trissa to nic się nie zmieniło - wciąż był jakby niewidzialny. postanowił więc, że spyta Jaspera o co chodzi z tym dziwnym zachowaniem.
Jego plan jednak zakłócił fakt, że rodzeństwo nie pojawiło się w szkole. Rozglądał się dookoła w poszukiwaniu dobrze mu znanych, złotych włosów, gdy siedział na boisku, patrząc jak Mike, Tyler, Aiden i Eric grają w kosza. W końcu Mike uświadomił go, że Cullenowie nie pojawiają się w szkole, gdy jest słonecznie - jeżdżą z rodzicami na biwaki.
Wtedy właśnie Tristanowi odechciało się czegokolwiek. Czuł się jak przed kilkoma miesiącami - nieobecny w świecie, prawie jak martwy, chodzący bez celu, emocji i energii. Nawet gdy rodzeństwo wróciło do szkoły, Triss nie miał siły, by z nimi porozmawiać.
Jednak szale tego zachowania przechylił jeden dzień który zaczął się źle i choć mógł być dobry, to skończył się jeszcze gorzej.
Tristan po raz kolejny w ostatnich tygodniach obudził się w środku nocy. Tym jednak razem śnił mu się koszmar.
Stał w lesie, widział stojącego przed nim Jaspera, ale tym razem mógł do niego podejść. W oczach blondyna kryło się coś dziwnie zwierzęcego, co Triss zobaczył dopiero, gdy znalazł się z zasięgu jego ramion. Słyszał jak chłopak mówi coś do niego, upomina go albo zastrasza, ale Tristan nie potrafił odróżnić żadnych słów. W końcu poczuł zimno na nadgarstku, a wokół niego rozległo się warknięcie, a potem męski krzyk. Gdy odwrócił się, by sprawdzić co go złapało, zamiast Jaspera zauważył jakiegoś jasno-włosego mężczyznę o czerwonych oczach, którego twarzy tak naprawdę nie widział przez falujące wokół niego cienie. Wtedy zauważył, że upiorna postać wyciąga rękę w jego stronę, a gdy ciemna dłoń zetknęła się ze skórą na sercu, chłopak poczuł się tak, jakby dłoń ważyła tonę i miażdżyła jego żebra i płuca.
Obudził się z cichym jękiem. Wciąż czuł ciężar na piersi i przerażenie, płynące w jego żyłach. Nie mógł się ruszyć, a łapanie oddechów było niemalże niemożliwe. Oczy miał szeroko otwarte, przez co widział z kątach swojego pokoju zjawę, do złudzenia przypominającą upiornego mężczyznę ze snu.
Powoli zaczął ruszać palcami i zacisnął je na prześcieradle, starając się zmusić ciało do wstania. Przymknął oczy powtarzając w myślach, że to tylko sen, przywidzenie i nic co widział w pokoju nie było prawdziwe.
W końcu podniósł się z materaca, oparł o wezgłowie łóżka i wziął pierwszy od dawna pełny wdech. Czuł łzy, zbierające się w kącikach jego oczu, ale pozwolił im swobodnie płynąć. Od kilku tygodni nie płakał i najwyraźniej tego właśnie potrzebował. Głupiego koszmaru, który będzie tak przerażający, że przywróci mu emocje. Od dawna czuł tylko smutek i pustkę, ale był zbyt zmęczony, żeby coś z tym zrobić. Teraz natomiast swobodnie mógł się wypłakać.
Nienawidził tego jak bardzo podobał mu się początek tego snu. Mógł w końcu podejść do Jaspera, znaleźć się blisko niego i popatrzeć mu w oczy. Szkoda tylko, że przez to przytrafiło mu się coś okropnego.
- Nienawidzę cię, Hale - mruknął do siebie, choć tak naprawdę ani trochę tak nie myślał. Chciał poznać chłopaka, rozmawiać z nim, spędzać czas, ale musiał uszanować to, że Jasper go nie lubił i wolał ignorować.
Łzy spłynęły po jego rozgrzanych policzkach. Zrobiło mu się gorąco, więc ściągnął z ramion ogrzewacze, które zignorował kładąc się spać. Wstał z łóżka i na chybotliwych nogach doczłapał do najbliższego okna, żeby je otworzyć, po czym skierował się do garderoby. Zdjął z siebie przepoconą koszulkę i założył taką na krótki rękaw. Dziwnie się czuł z odkrytymi bliznami, ale zdecydowanie wolał na nie patrzeć niż gotować się w brudnych ubraniach. Zatrzasnął drzwi i uchylił okno garderoby, żeby wpuścić do pomieszczenia trochę zimnego powietrza. Oparł się plecami o ścianę i powoli zsunął się po niej aż do samej podłogi. Zwinął się w kulkę i wcisnął w szparę pod powieszonymi ubraniami, żeby mieć jakąś namiastkę ciasnoty i ciemności. Przymknął oczy, biorąc spokojny wdech. Jego ciało dygotało.
Kilka łez spłynęło mu po policzkach, ale on nie miał ochoty się ich pozbywać. Pozwolił by wsiąknęły w jego skórę.
Miał dość takiego życia. Czuł się jak wrak człowieka. Jak bezwartościowy pasożyt swojej rodziny i swojego zmęczonego ciała. Chciał zasnąć, pozbyć się uczucia ciężkości w piersi i chaosu w myślach. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie o te kilka miesięcy, jeszcze przed Walsh, jeszcze przed wypadkiem. Wiedział, że Jasper go nie lubi, a on już nigdy nie wróci. Mimo tego jak dobrze to wiedział, wciąż wracał do uśmiechów, blond włosów, pięknych oczu tej dwójki. Nie pomagała mu świadomość tego, że Jasper jest od niego na wyciągnięcie ręki, ale tak w jak jego snach jest niedostępny. A tym bardziej nie pomagał mu fakt, że jego rzeczy stały w pudełku, skrytym głęboko pod szafką i stertą ubrań, koło której od dłuższego czas Tristan leżał i starał się odgonić wspomnienia.
W końcu chaos w jego myślach, szepty w jego głowie i niepokój w sercu kazał mu wstać z ziemi i wrócić do pokoju.
Było mu zimno, ale nie przeszkadzało mu to uczucie. Rozejrzał się dookoła i zauważył, że jego pokój wygląda jak pobojowisko.
Wszędzie walały się ubrania, książki i notatki, biurko było przykryte papierami i pustymi kubkami po herbacie. Śmieci wylewały się z kosza, papierki po słodyczach i puszki po energetykach leżały pod łóżkiem tak, by nikt ich nie zauważył i nie dowiedział się jak dużo cukru pochłania Tristan, żeby utrzymać się na nogach. Półki były zakurzone, rośliny zwiędły a pościel na łóżku wyglądała jak brudny barłóg.
Triss westchnął przeciągle, patrząc na to, jaką fleją się stał. Gdyby nie to jak okropnie się czuł, jak niewiele motywacji do życia w nim zostało - przeraził by się stanem swojego pokoju i odrazu zabrał by się za jego sprzątanie. Teraz jednak nie mogło mu to być bardziej obojętne. Czuł tak silną beznadziejność i ból istnienia, że nie miał siły zamartwiać się swoim niechlujstwem. Jedyne co mógł pomyśleć, zanim udał się na dół żeby opróżnić kolejny kubek herbaty, to że właśnie zrozumiał, co czuł Werter, gdy mówił o chorowaniu na Weltschmertz.
_________________________________________

Scarred Skins | j.h.Where stories live. Discover now