02|Chapter 2

171 10 3
                                    

_______________________________________

Oh,
I cannot describe
What I feel,
Oh, oh, oh
I saw an angel

- Puzzle, I saw an angel

_______________________________________

02|The golden-eyed cult

_______________________________________

Budynek Liceum w Forks był całkiem niepozorny. Na tyle, że gdyby nie tabliczka, Tristan nie zorientował by się, że są na miejscu.
Niewielka ceglana szkoła, zbudowana z połączonych ze sobą pawilonów w większości otoczona lasem nie mogła się nawet równać z ogromnym kompleksem budynków liceum Blake South High School w Minneapolis. Ale pomimo tej zatrważającej różnicy Tristan wciąż czuł się zdenerwowany. Jedynym pocieszającym faktem w tym momencie było to, że nie będzie w tym sam. Bella siedziała na miejscu kierowcy wpatrując się z przerażeniem w budynek.
Uczniowie stojący na parkingu rzucali im ciekawskie spojrzenia, zupełnie jakby byli nowymi zwierzątkami w zoo. Im dłużej siedzieli zamknięci w samochodzie, zbierając odwagę żeby iść do szkoły, tym więcej ludzi patrzyło się wprost na nich.
- Ci ludzie chyba chcą nas wywabić tymi wścibskimi spojrzeniami - zagadnął zrezygnowany.
- Takich stworów jeszcze nigdy nie widzieli. Zakład, że ktoś spyta czy jesteśmy bliźniakami?
- Oj Issie, zakładam, że zrobi to więcej niż jedna osoba - zaśmiał się. - Dobra, chyba pora już iść. Wolę się nie spóźnić pierwszego dnia.
Z tymi słowami wysiedli z pick-upa. Jakiś chłopak rzucił sarkastycznym komentarzem w ich stronę na co Tristan tylko przewrócił oczmi i przyspieszył kroku.
Sekretarka dała im wszystkie papiery i wysłała wprost na pełny uczniów korytarz. Gdyby Tristan był sam pewnie załamałby się pod ciężarem spojrzeń przechodniów. Może nie był nazbyt introwertyczny, ale bycie w centrum uwagi stresowało go ponad miarę.
Okazało się, że kuzyni mają wspólnie tylko dwa przedmioty - Angielski i WF, czyli łącznie sześć godzin w tygodniu oraz wspólny lunch.
Jakimś miłym przypadkiem szafki mieli dosłownie koło siebie, więc w razie gdyby z nikim nie nawiązali znajomości i tak będą się widzieć co przerwę.
Właśnie starali się odnaleźć odpowiednie sale w labiryncie korytarzy, gdy ktoś do nich zagadał.
- Hej. Isabella i Tristan Swan, nowe bliźniaki szkoły - zaczął chłopak. Był dość wysoki, chudy i odrobinę pryszczaty. Miał czarne włosy, ciemne oczy i azjatycką urodę.
- Wystarczy Bella - odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się w stronę Tristana. - A poza tym nie jesteśmy bliźniakami, tylko kuzynami.
- Miło mi was poznać. Jestem Eric, oczy i uszy tej szkoły. Redaguje szkolną gazetkę, a wy moi drodzy - wskazał na kuzynostwo - Jesteście newsem.
- Wolelibyśmy nie - odezwał się Tristan.
- Jasne, czyli bez artykułu - schował długopis do kieszeni bluzy - Potrzebujecie czegoś? Oprowadzki po szkole, randki na lunch, kogoś żeby się wypłakać?
- Wolimy cierpieć w milczeniu - odparła Bellą. - Ale przewodnik po szkole by się przydał.
Eric okazał się być całkiem miły. Odprowadził nowicjuszy do sali, w której Tristan miał pierwsza lekcję, a potem wskazał Belli gdzie ma się udać, żeby dziewczyna trafiła do odpowiedniej klasy.
Ten dzień dla bruneta zaczynał się historią, czyli przedmiotem co do którego Triss miał mieszane uczucia. O ile lubił wiedzieć co działo się w przeszłości o tyle nie potrafił uczyć się tego przedmiotu. Było to dziwne, bo chłopak nie miał problemów z zapamiętywaniem informacji. Inne przedmioty nie sprawiały mu żadnych problemów.
Gdy tylko Tristan wszedł to klasy odrazu wiedział, że ten przedmiot będzie powodem bezsennych nocy. Profesor Finn był starszym człowiekiem o surowym wzroku i wyraźnym militarnym podejściu. Na szczęście dla chłopaka nie kazał mu się przedstawić. Bez słowa podpisał kartkę od sekretarki, po czym obrzucił młodego Swana dziwnie zdenerwowanym spojrzeniem. Po chwili oddał mu świstek i wskazał ławkę na końcu sali, przy której siedział już jakiś chłopak.
Cała klasa zajmowała się swoimi sprawami, może z wyjątkiem uczniów w pierwszych ławkach, którzy usilnie starali się nadążyć z notowaniem słów profesora. Z wypowiedzi swojego kolegi z ławki Tristan dowiedział się, że sprawdziany z historii są trudne i zawierają zadania, o których nie było mowy na zajęciach. Na farcie jednak Triss omawiał te tematy w poprzedniej szkole, więc co nieco rozumiał.
Jedyne co pomyślał, udając się na następną lekcje to jak wiele trudu będzie musiał sobie zadać, żeby zdać.
Następną lekcja była sztuka z profesor Geller - drobną, siwą kobietą w czerwonym kardiganie, która chłopakowi przywodziła na myśl nawiedzoną profesor wróżbiarstwa z filmów o Harrym Potterze.
- Witamy, kochaneczku - zaświergotała, gdy tylko Tristan przekroczył próg pracowni. Głos miała ciepły i wypowiadała słowa z prędkością karabinu maszynowego - Jesteś nowy, Tristan o ile się nie mylę. Miło cię poznać. Zapraszam, będziesz od dziś pracował w mojej klasie - kontynuowała żywo gestykulując - To miejsce jest wolne od ograniczeń, tu możesz się wyżyć artystycznie. Co miesiąc losujemy nowy temat i pracujemy nad nim. W tym miesiącu zajmujemy się śmiercią w literaturze - Tristan zdziwił się jakim cudem tak niepozorna postać może mieć tyle siły. Kobieta pociągnęła go w stronę pustego stanowiska, a potem wcisnęła mu w dłoń skrawek kartki - To twój temat. Nie musisz się bać - oceniam wizję, a nie umiejętności. Jeśli chcesz możesz sobie posłuchać muzyki. A teraz zostawiam cię sam na sam z twoim zadaniem.
Brunet siedział osłupiały, starając się przetworzyć to, co tu się wydarzyło. Kiedy się otrząsnął i pozbył plecaka, spojrzał na kartkę w jego dłoni. Widziało na niej słowo.
Marsjasz
Chłopak domyślił się, że ma przedstawić śmierć bohatera, więc odrazu wyciągnął z plecaka słuchawki i zabrał się do pracy.
- Hej - usłyszał niedługo potem. Odwrócił się w stronę głosu, żeby zobaczyć dziewczynę siedzącą obok niego.
Była śliczna. Miała bardzo delikatną, dziewczęcą urodę. Była dość niska i niemalże trupio blada. Miała krótkie, nastroszone, brązowe włosy i wesołe, piwne oczy, którymi zdawała się widzieć więcej niż to możliwe. Na jej ustach gościł przyjazny uśmiech. Siedziała na krześle z nogami założonymi na siebie i miała na sobie zwiewną, białą sukienkę. Dziewczyna przypominała drobną wróżkę lub leśną boginkę. - Jestem Alice, miło mi cię wreszcie poznać - dokończyła melodyjnym głosem. Z gracją wstała od swojego stanowiska i podeszła do nastolatka, wyciągając rękę w jego stronę.
Tristan zawahał się. Nie lubił fizycznego kontaktu. Nawet tak niewinnego jak uścisk dłoni.
Nie chcąc jednak być niegrzecznym, delikatnie przyjął chłodną dłoń dziewczyny. Poczuł jakąś dziwna aurę, ale była przyjemna.
- Tristan - odpowiedział potrząsając jej dłonią i napawając się energią Alice.
- Jak ci się podoba szkoła?
- Jest dość mała, a nauczyciel historii chyba mnie nie lubi. Poza tym nie jest źle.
- Nie musisz się martwić - rzuciła Alice - niewielu jest w tej szkole uczniów, których Pan Finn lubi.
- Dobrze wiedzieć.
Resztę lekcji Alice i Tristan spędzili gawędząc o wszystkim i o niczym. Dziewczyna była naprawdę miła. Mogło by się wydawać, że zna Tristana już od dawna.
Po sztuce brunet udał się na angielski z profesorem Masonem, przyjaznym mężczyzną w średnim wieku, który pozwolił rodzeństwu usiąść razem i nie kazał im się kompromitować na forum klasy. Dał im tylko wykaz szkolnych lektur, z których większość Triss już przeczytał i omówił.
Potem razem z Bellą udali się na wf, na którym chłopcy grali w koszykówkę, a dziewczyny w siatkówkę. Brunetce nawet udało się kogoś okaleczyć, ale Mike Newton nie wydawał się być specjalnie zdenerwowany. W przeciwieństwie do zdecydowanie zazdrosnej Jessicy Stanley.
Później nadeszła pora na lunch.
Najbardziej stresujący moment dnia. Nie wiadomo gdzie usiąść, ani z kim. Zapewne gdyby Bella i Tristan nie byli w tym razem, chłopak poprostu nie jadłby nic w szkole.
Stołówka liceum w Forks wyglądała zupełnie tak jak inne stołówki w innych szkołach. Biała, z mnóstwem stołów, plastikowymi krzesłami i wypełniona po brzegi hałasem. Dodatkowo przy suficie były wywieszone flagi państw.
Zanim kuzynostwo zdążyło zamartwić się gdzieby usiąść, pojawił się Eric i zaproponował wspólny lunch.
Przy stole znajomych Erica siedzieli już Mike i Jessica oraz dziewczyna, którą Triss kojarzył z angielskiego - Angela.
- Więc Mike poznałeś już moją przyjaciółkę Bellę - zaczął Eric.
- Moja - wciął się w rozmowę Taylor, jeden ze znajomych Erica, po czym pocałował dziewczynę w policzek i uciekł od stołu wywracając po drodze krzesło Mika. Zdenerwowany blondyn zaczął gonić kolegę.
- Są jak dzieci - rzuciła Jessica - A ty jesteś lśniącą nową zabawką.
Tristan przewrócił oczami. Nie zdarzył jednak nic powiedzieć, bo oślepiła go lampa błyskowa aparatu.
- Przepraszam, do artykułu potrzebne są niepozowane. Jestem Angela. Miło mi was poznać.
- Artykułu nie będzie, Angie. Widzisz, jak was chronię - zaśmiał się Eric i pobiegł za Taylerem i Mikiem.
- Więc jesteście bliźniakami, prawda? Jak to jest? - dodała Angela wywołując fale chichotów.
- Tak naprawdę jesteśmy kuzynami, ale bardzo do siebie podobnymi. A ty, Bells, w tym pomencie przegrywasz zakład.
Brunetka wywróciła oczami i rzuciła w Tristana czekoladowym batonikiem.
Przez jakiś czas cała czwórka rozmawiała o szkole. Dziewczyny wydawały się być miłe, zwłaszcza Angela. Tristan, odziwo, nie miał specjalnie dość ich towarzystwa, choć nie odzywał się za dużo.
- Kim oni są? - spytała nagle Bella.
Czarnowłosy podniósł wzrok znad swojej pizzy i spojrzał w kierunku, w który patrzyła brunetka.
Drzwi stołówki otworzyły się i do środka weszła dziewczyna. Ubrana na biało, z pięknymi, długimi blond włosami i złotymi oczami. Była dość wysoka o smukłej, sportowej sylwetce modelki. Szła wyprostowana, z gracją baletnicy i postawą królowej. Na twarzy miała wymalowany wyraz wyższości i dumy. Wyglądała co najmniej jakby właśnie wróciła z wybiegu Aniołków Victoria's Secret. Za nią szedł wysoki, barczysty chłopak o budowie podobnej do niedźwiedzia. Szerokie barki opinała mu biała koszulka, która podkreślała muskulaturę chłopaka, który nawet jak na kogoś wyglądającego jak ciężarowiec, chodził jak zawodowy tancerz. Miał krótkie, czarne włosy, złote oczy i figlarny uśmiech.
- To Cullenowie. Przybrana dzieci doktora Cullena i jego żony. - zaczęła Jessica konspiracyjnym tonem. Tristan jednak miał wyczucie co do jej plotkarskiego charakteru - Przeprowadzili się tu parę lat temu z Alaski. Ta blondynka to Rosalie Hale, a ten brunet to Emmett Cullen. Oni są razem, znaczy wiecie, razem razem.
- Bez przesady Jess - wtrąciła się Angela, przewracając oczami - Przecież nie są ze sobą spokrewnieni.
- Ale mieszkają razem. To dziwne.
Następnie do stołówki weszła dziewczyna o ogniście rudych, długich włosach, układających się w fale i w części upiętych. Była równie blada co jej przyszywane rodzeństwo i miała takiego samego koloru oczy. Z tym wyjątkiem, że patrzyła się chłodno na wszystko dookoła. Wyglądem przypominała Tristanowi Meridzę Waleczną albo Florence + The Machine. Nosiła długą, białą suknię w kwiaty, która podkreślała jej figurę, czarne trapery i czarny golf pod sukienką. Miała ciemny makijaż, trochę gotycki i biżuterię jak alternatywka. Dziewczyna szła pod rękę z Alice z lekcji sztuki.
Za nimi szedł chłopak i Tristan mógł ręczyć życiem, że nigdy wcześniej nie widział piękniejszej osoby.
Nastolatek był wysoki, dobrze zbudowany, choć nie tak napakowany jak jego brat-ciężarowiec i miał perfekcyjnie posągową figurę. Szedł z niebywałą jak na mężczyznę gracją, wyprostowany niczym żołnierz na służbie. Chłopak miał lekko falujące włosy, sięgające za żuchwę w kolorze złota, które mieniło się w świetle lamp. Oczy piwne, zresztą tak jak reszta jego rodzeństwa, ale wyglądały na pełne dojrzałości i cierpienia. Rysy jego twarzy były ostre, idealnie symetryczne, wyglądające jak wyrzeźbione w bladym marmurze. Niczym swoistą maskę nosił na twarzy wyraz bólu i zdegustowania, który zdecydowanie nie powinien wyglądać tak atrakcyjnie. Słowem - boskość zaklęta w ciele człowieka.
Triss był pewien, że gdyby Apollo był prawdziwy, na pewno wyglądał by właśnie tak.
- Ta rudowłosa to Celia Merkel, wygląda z deczka przerażająco i jest wredna. Ta niska brunetka to Alice, jest trochę dziwna. Są lezbijskimi ikonami szkoły. Cóż, nie wiadomo, czy doktor Cullen to adopcyjny ojciec czy swatka.
- Może mnie też zaadoptuje - rzachnęła się Angela i Tristan nie mógł się powstrzymać przed przyznaniem dziewczynie racji.
Przełknął ślinę wciąż obserwując złotowłosego chłopaka, idącego w stronę stolika.
- Ten blondyn za nimi to Jasper Hale. Przystojny, nikim nie zainteresowany i ciągle wygląda jakby go coś bolało. Krążą plotki, że on, Alice i Celia są w trójkącie. To chyba jeszcze gorsze niż zwykły związek pomiędzy adpocyjnym rodzeństwem, ale to nie potwierdzona informacja.
Żołądek Trissa wywrócił się do góry nogami. O ile miło było wiedzieć kto jest kim, to rzucanie takimi poufnymi informacjami było niestosowne. Gdyby on znajdował się na miejscu tej trójki, zdecydowanie skręcił by Jessice kark.
- Daj spokój - wysyczał przez zacisbiete zęby i posłał Jessice spojrzenie pełne dezaprobaty - To nie jest nasza sprawa. Nich sobie żyją jak tylko chcą.
Choć niemożliwym było, żeby Cullenowie usłyszeli jego wypowiedź, to Alice i Celia uśmiechnęły się w jego stronę. Brunetka nawet pomachała chłopakowi, co ten oczywiście odwzajemnił.
- Czy Alice Cullen właśnie ci pomachała? - spytała oniemiała Jess.
- Tak mi się wydaje, chodzimy razem na sztukę. Jest naprawdę miła - przyznał uśmiechając się i patrząc na powrót w stronę Cullenów.
Serce stanęło mu w piersi.
Jasper patrzył wprost na niego. Jego złote oczy przez ułamek sekundy zdawały się błyszczeć. Chłopak obrzucił Tristana od stóp do głów łagodnym spojrzeniem.
Brunet poczuł jakby ktoś wnikał w jego duszę, słyszał każdą myśl i odczuwał każdą emocję. Instynktownie zatrzymał powietrze w płucach, starając się pozbyć tego dziwnego wrażenia. Dopiero gdy blond-włosy Hale odwrócił się i usiadł przy stole, Triss rozluźnił mięśnie i westchnął.
Zabrakło mu jednak tego uczucia.
- A to kto?
Tristan odwrócił się kolejny raz w stronę drzwi. Teraz do stołówki wszedł wysoki, chudy nastolatek. Na głowie miał burzę włosów w kolorze ciemnego rudego i jako jedyny miał brązowe oczy.
- To Edward Cullen. Jest absolutnie przystojny, ale niesty nikim nie zainteresowany. Naprawdę, nie marnuj czasu.
- Wcale nie zamierzałam.
Z kilometra można było wyczuć kłamstwo Belli. Zwłaszcza, że dziewczyna bez przerwy spoglądała w stronę stolika Cullenów. Tristan się jednak nie dziwił. Sam spoglądał na nich, co nie było specjalnie trudne wziąwszy pod uwagę fakt, że siedział centranie na przeciwko ich stolika, a oni siedzieli po jednej stronie, jakby wystawiali się na spojrzenia wszystkich uczniów.
Rodzeństwo, choć w centrum stołówki, nie zwracało uwagi na ludzi dokoła i pochłonięte w rozmowie, nawet nie tknęło jedzenia. Ubrani byli na biało, co podkreślało jak bardzo podobni do siebie byli. Każdy z nich niewiarygodnie piękny na swój odmienny sposób. Wszyscy mieli alabastrową skórę, błyszczące, złote oczy i sine ślady pod oczami.
Z daleka można było sądzić, że to jakiś kult, którego członkowie muszą nosić złote soczewki kontaktowe i unikać słońca i snu jak ognia. Gdyby nie fakt, że co jakiś czas się ruszali lub coś mówili, można by stwierdzić, że to tylko posągi.
Zdawali się być dojrzali, zupełnie nie jak nastolatkowie. Emmett i Jasper równie dobrze mogli być studentami, jeśli wziąć pod uwagę ich wygląd. Dodatkowo wszyscy zachowywali się jakby słyszeli każde słowo wypowiedziana na terenie stołówki, ale nie byli niczym zainteresowani.
Co jakiś czas, któreś z nich spoglądało się w stronę stolika, przy którym siedzieli Swanowie.
Raz nawet Tristan złapał kontakt wzrokowy z Jasperem. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały Tristan zaczął się czuć niesfojo. Jednak nie w ten sam, dziwnie przyjemny sposób. Co to to nie. Był zdecydowanie bardziej przestraszony.
Złote oczy Hale'a były teraz ciemniejsze, kryjące w sobie rosnącą namiastkę zwierzęcej brutalności. Chłopak zaczął przypominać wygłodniałego lwa, czekającego cierpliwie na choćby maleńki błąd swojej ofiary. Tak właśnie wyglądał Jasper - jak bestia gotowa do ataku. Serce Trissa zaczęło walić jak oszalałe, myśli krążyły bezsensownie w jego głowie. W jego umyśle zabłysła wizja białych kłów, krwi i obezwładniająco basowego warknięcia. Ta myśl jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła I przez długi czas sam Tristan nie mógł sobie o niej przypomnieć. Teraz siedział na swoim krześle zbyt przerażony by się poruszyć, wciąż wpatrzony w Jaspera jak w obraz. Blondyn go przerażał, ale jednocześnie intrygował. Triss z jednej strony chciałby patrzeć w te złote oczy do końca swoich dni, z drugiej natomiast musiał się odwrócić. Mięśnie jednak cały czas odmawiały mu posłuszeństwa. Na szczęście i nieszczęście zarazem Jasper chwilę później odwrócił się do rodzeństwa.
- Jesteście pewni, że oni nie są spokrewnieni? Nie chcę nic insynuować, ale są do siebie podobni. Jakby ktoś wyjął ich wprost z okładki magazynu modowego - zagadnął Tristan.
- Z tego co wiem to Rosalie i Jasper są bliźniakami, ale chodzą do różnych roczników, ponieważ Jasper chorował i musi powtarzać rok. Słyszałam też, że Celia i Edward to kuzyni. Rodzice Celi ze względu na niego i na Alice pozwolili dziewczynie tu mieszkać. Niby ma inne nazwisko, ale często mówią do niej per Cullen.
Czarnowłosy przytaknął i kontynuował jedzenie lunchu. Tym razem wyjął z kieszeni słuchawki i ignorował toczącą się koło niego rozmowę. Wiele myśli przepłynęło przez jego umysł w ciągu jednego lunchu.
Cullenowie wydawali się odmienni. Wycofani i intrygujący, ale jednocześnie niebezpieczni. Niczym senne koszmary, które tak często dręczyły Trissa. Za dnia wydawali się pięknym snem, w nocy zaś budziły grozę. Sęk w tym, że im głosy w głowie bruneta stawały się głośniejsze, im więcej z tych bezustannych szeptów zdawało się formować w ostrzeżenia i prośby ucieczki, tym bardziej nastolatek chciał je zignorować.
Cullenowie byli jak ogień, piękni, ciepli i przyciągający do siebie, gdy jednak Tristan znalazłby się zbyt blisko - spłonąłby.
Przemyślenia chłopaka przerwała Angela oznajmiając zbliżająca się lekcję.
Ostatnią godziną tego dnia była biologia, którą Triss, odziwo, również miał z Bellą.
Profesor Molina - nauczyciel biologii - uznał jednak, że rodzeństwo nie może siedzieć razem. Dlatego Tristan zajął miejsce koło niejakiej Leith.
Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie do czarnowłosego i przedstawiając się, podała mu rękę.
Miała długie, proste, jasne włosy, chłodne niebieskie oczy i zadarty nos. Wydawała się być odrobinę złośliwa, ale całkiem przyjazna.
Od czasu do czasu zadawala chłopakowi jakieś pytanie, on jednak odpowiadał jej zdawkowo. Miał inne zajęcie.
W ławce koło Belli siedział Edward Cullen.
Rudowłosy chłopak zachowywał się co najmniej dziwnie - siedział na skraju ławki, obserwując wszystko morderczym spojrzeniem i raz za razem krzywiąc się w geście obrzydzenia. Zdarzało się, że zakrywał usta i nos dłonią tak, jakby zaraz miał zwrócić niezjedzony lunch.
Issie zdawała się być zakłopotana tym zachowaniem. Od czasu do czasu odwracała się i spoglądała błagalnie na Tristana.
Chłopakowi nie podobało się to co robił Cullen.
Jedynym, o czym myślał w tamtym momencie czarnowłosy było uderzenie twarzą Edwarda o blat stołu, albo zrobienie chłopakowi jakiejkolwiek fizycznej krzywdy.
Wymyślał coraz to nowe, obraźliwe, a czasem brutalne wyzwiska pod adresem rudzielca, dziwiąc się, że z każdym nowym komentarzem Edward posłał mu spojrzenie z ukosa.
Ja to mówię na głos? - spytał siebie samego.
Odwrócił się do Leith, która przyglądała mu się z pełnym admiracji wyrazem twarzy. Nie wyglądała jakby usłyszała jakikolwiek niecenzuralny wyraz, na co Triss w duchu się ucieszył.
Przez resztę lekcji brunet przeskakiwał pomiędzy myślami o torturach, mentalnymi wyzwiskami i obawami na temat telepatii Edwarda.
W momencie, w którym zadzwonił dzwonek Cullen zerwał się z miejsca. Zabrał swoje rzeczy i błyskawicznie wyszedł z klasy.
Tristan prychnął pogardliwie na to zachowanie i razem z Bellą udał się do sekretariatu zgodnie z poleceniem sekretarki, żeby oddać papiery.
Gdy tylko rodzeństwo weszło do pomieszczenia, usłyszało rozmowę Edwarda Cullena z jedną z kobiet za biurkiem.
- Musi być jakieś miejsce. W biologiczno-chemicznej, gdziekolwiek.
- Obawiam się, że będziesz musiał zostać w biologicznej.
- Cóż - odpowiedział rudowłosy posyłając dwójce nowych uczniów zniesmaczone spojrzenie - Będę musiał jakoś to znieść. - Szybko odwrócił się w stronę kobiety i posłał jej krótki uśmiech udawanej wdzięczności. - Dziękuję za fatygę.
Z tymi słowami chłopak ruszył do wyjścia, a w Tristanie zrodził się gniew.
Czuł jak krew gotuje się pod powierzchnią jego skóry. Brunet miał ochotę wybiec z nastolatkiem i nawrzucać mu za skandaliczne zachowanie, ale Bella chwyciła go za dłoń i wyszła z sekretariatu.
- Czy ja śmierdzę? - zapytała, gdy tylko znaleźli się w pomarańczowym pickupie, na szkolnym parkingu.
- Skądże znowu.
- On patrzył się na mnie tak, jakby zaraz miał zwymiotować. Czy ze mną jest coś nie tak?
- Posłuchaj mnie, Issie - zaczął gniewnie brunet, odwracając się do dziewczyny - To z nim jest ewidentnie coś nie tak. Jest palantem i tyle. - Znów rozsiadł się wygodniej w fotelu i oparł buty na siedzeniu. Westchnął przeciągle, wyglądać przez przednią szybę. Kilka metrów od nich, przy srebrnym Volvo stali Edward, Emmett i Jasper, wpatrując się w pick-upa, tak jakby chcieli przeniknąć przez jego ściany i posłuchać toczącej się w nim konwersacji. - Nie wiem czemu, ale cała jego rodzina jest trochę dziwna - wyszeptał. - Lepiej trzymać się od nich z daleka.
- Dziwna?
Tristan westchnął.
- Trudno to wytłumaczyć - zawahał się, ale w po chwili kontynuował - m
Mam wrażenie, że są niebezpieczni, ale do jasnej cholerny wyglądają jak greccy bogowie... - wyznał, spoglądając nieśmiało na Jaspera. Blondyn przechylił głową w bok, co dziwnym zbiegiem okoliczności wyglądało jakby zainteresowały go te słowa. - Czuję się jak w pułapce za każdym razem gdy na nich spojrzę - dodał, odwracając się od chłopaka. - Są jak radioaktywnie lampy - chcesz być blisko bo ładnie świecą, ale jak spędzisz z nimi za dużo czasu to przestaniesz funkcjonować. Nie wiem, są trochę jakby nieludzcy..? - zaczął się zastanawiać. - Może to tylko wrażenie. Albo poprostu ten rudy jest wredny, jak to mawiają.
Bella przez chwilę wpatrywała się w swojego kuzyna.
Triss znał to spojrzenie. Myślała, że znów jest z nim gorzej, że oszalał i powinien wrócić do szpitala.
- Odstawiłeś leki?
- Nie, Bells - prychnął urażony. - To poprostu przeczucie. Może się mylić. Ale nie zmienia to faktu, że nie musisz się przejmować Cullenem. Może źle się czuł, czy coś - zakończył, mając nadzieję, że Issie porzuci jego wcześniejszą wypowiedź.
- Wyjaśnię to z nim jutro.
Chłopak przytaknął i zapiął pas, by mogli spokojnie wrócić do domu.
_______________________________________

Sooo, jest kolejny rozdział -o- Jak mówiłam jest dłuższy niż ostatni >3<

Mam nadzieję, że się podoba i przy okazji sorki za błędy.

Anyways, nie wiem kiedy będzie następny, ale pewnie niedługo.

Miłego dzionka i smacznej kawusi :33

-akkizu

Scarred Skins | j.h.Where stories live. Discover now