21|Chapter 21

80 7 0
                                    

_________________________________________

Sometimes
looking for answers
Only leads to
more questions.

And sometimes
you're better off
not knowing.

-g.g.

_________________________________________

21|Ruined trust
_________________________________________

Chłopak gwałtownie poderwał się z łóżka. Powietrze zastygło mu w płucach. Krew boleśnie i szybko pulsowała w każdym skrawku jego ciała. Czarne włosy przyklejały się do wilgotnego od potu czoła. Jego ręce drżały, strach ściskał żołądek. Łzy przerażenia ciekły mu po twarzy.
Zaciskając dłonie na pościeli, rozejrzał się wokół.
Szare ściany, zamknięte drzwi, starannie poukładane książki, szafka, łóżko, śpiący Sam, okno, kraty, granatowe niebo, księżyc, gwiazdy, kolejna szara ściana, kolejna szafka, materac, zwinięta w kłębek kołdra, szorstkie prześcieradło.
Ani śladu ostrych kłów, żadnych szkarłatnych oczu śledzących go zza drzew, zero bladych postaci, krwi.
Tylko szary pokój.
Ale mimo braku wyraźnego zagrożenia nastolatek wcale się nie uspokoił. Wciąż było mu gorąco, czuł jak krew szumi w jego ciele, przeraźliwy krzyk odbijał się echem w jego głowie.
Jego agonalny wrzask.
Ściany pokoju powoli zaczęły oddalać się od przestraszonego chłopaka. Pokój robił się większy, coraz bardziej rozciągnięty i pusty. Beton odbijał każdy nagły oddech chłopaka, niosąc go echem po wciąż rozciagajacej się na boki przestrzeni.
Czarnowłosemu zaczęło kręcić się w głowie. Nabieranie oddechów było trudniejsze z każdą kolejną sekundą, płuca zaczynały go palić, krew w jego żyłach płonęła, serce ściskało się boleśnie, całe ciało chłopaka drżało.
Nie mógł więcej patrzeć na tę ogromną, agorafobiczną przestrzeń, więc zrobił pierwsze co mu przyszło do głowy. Coś do czego był przyzwyczajony, choć wcale nie powinien.
Zerwał się z materaca i najszybciej jak mógł wczołgał się pod łóżko. Zamknął oczy i zakrył usta dłonią, by nikt nie usłyszał jak z jego gardła wydobywa się głuchy szloch, a potem przykrył drugą dłonią odsłonięte ucho, by odizolować się od szumu. Gorąco jego ciała dawało się we znaki, więc zdjął z przedramion sportowe rękawy, w których nie powinien był spać. Przesunął się bliżej do ściany, by pochłonąć trochę jej chłodu. Przyciągnął nadgarstek do ust i wbił w niego zęby, jednocześnie ściskając dłonie w pięści. Musiał poczuć fizyczny ból, by upewnić się, że wciąż żyje. Potrzebował zająć czymś mózg, który wciąż panikował.
Może powinien znaleźć swoje leki?
Nie.
Nie mógł tego zrobić. To wymagałoby wyjścia z bezpiecznej, ciasnej kryjówki do ogromnej przestrzeni pokoju, gdzie mógł być narażony na niebezpieczeństwo. Nie mógł się stąd ruszyć. Nie teraz.
Jeszcze nie teraz - pomyślał.
Dopiero gdy poczuł ogarniające go zimno, rozluźnił mięśnie i zabrał nadgarstek od ust.
Leżał tak przez kilka minut, starając się uspokoić drżące dłonie i przerażone serce. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej, zwijając się tym samym w kulkę. Jego ramię ocierało się o stelaż łóżka przy każdym oddechu, ale jemu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, napawało go jakimś dziwnym poczuciem człowieczeństwa.
Po kilku minutach, albo godzinach, sam już nie wiedział, dotarło do niego wspomnienie. Niemal poczuł silne ramiona, owijające się wokół jego talii i kogoś przytulającego się do jego pleców. Zdawało mu się, że ściana za nim wcale nie jest ścianą, ale nim, który jakimś cudem się tu znalazł. Chłopak jednak nie mógł się ruszyć, by upewnić się, że to prawda.
Ta myśl go przeraziła. Lecz, co dziwne, nie fakt, że pamiętał akurat jego - prawdopodobnie krwiożerczego wampira, którego pobratymcy w jego koszmarze rozszarpywali na kawałki jego rodzinę. O nie, to nie było to, co zmroziło mu krew w żyłach. Przeraził go fakt, że myśląc o byciu w objęciach Jaspera czuł się bezpiecznie, tak jakby nikt nie mógł go skrzywdzić.
Nie mógł już dłużej tam leżeć, bijac się pomiędzy poczuciem bezpieczeństwa a strachem, więc wypełzł spod łóżka. Odrazu rzuciło mu się w oczy różowawe światło wschodzącego słońca.
Ile tam leżał? Sam już nie wiedział, ale zapewne długo.
Doskonale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli Arthur zobaczy go w takim stanie, naprwno będzie musiał zostać tu dłużej.
Nie mógł na to pozwolić.
Przeszukał swoją szafkę, żeby znaleźć pomarańczowe pudełko, które jakiś czas temu ukradł z oddziału medycznego. Nie wiedział ile tego czegoś powinien wziąć, by się uspokoić więc zaufał swojemu przeczuciu i łyknął tabletkę.
Miał szczerą nadzieję, że zacznie szybko działać i przy okazji go nie uśpi, a pozwoli się uspokoić i przetrwać ten dzień.
Po paru minutach, gdy jego oddech zwolnił, a myśli przestały być aż tak chaotyczne, zabrał się do ogarnięcia się.
Najpierw zdjął z siebie przepocone ciuchy, żałując że jest za wcześnie by niezauważonym iść pod prysznic. Wygrzebał z torby jakieś przypadkowe ubrania, które co prawda były już noszone, ale na pewno nie śmierdziały tak bardzo. Wytarł twarz zużytą koszulką, krzywiąc się na myśl, że to dość niehigieniczne, ale w dobie kryzysu była to jedyna dostępna opcja.
Potem pościelił łóżko - na tyle starannie by zakryć ślady przewracania się w pościeli, ale nie na tyle pedantycznie, by ktoś mógł uznać, że chłopak w ogóle nie spał. Wyciągnął spod materaca ochraniacze, napotykając dłonią skórzaną okładkę. Przeklął pod nosem, cofając dłoń jak poparzony. Zapomniał o tym głupim bestiariuszu. Będzie musiał się go pozbyć.
Westchnął przeciągle, wyliczając w myślach czy o niczym nie zapomniał. Rozejrzał się raz jeszcze po pokoju, który wrócił już do poprzednich rozmiarów. Wszystko zdawało się być w porządku. Może oprócz tego, że całe pomieszczenie było okropnie duszne. Dlatego też chłopak otworzył okno, starając się nie obudzić wciąż śpiącego współlokatora.
Sam jednak miał twardy sen. Mruknął coś pod nosem i odwrócił się na drugi bok.
Czarnowłosy położył się na łóżku, wlepiając wzrok w sufit. Promienie słońca rzucały refleksy różowego i pomarańczowego światła na drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
W progu stanął chudy, piegowaty pielęgniarz, który dziś pełnił rolę budzika w internacie.
Chłopak przywitał się z nim szeptem i wyszedł z pokoju.
Na korytarzu, oprócz pielegniarza, stał też krępy blondynek, dziewczyna, która nie podnosiła ciągłe spuszczonego wzroku oraz brunetka, krążąca wciąż od ściany do ściany.
Nastolatek przywitał się z resztą pacjentów, po czym poszedł za piegowatym.
Zatrzymali się przy jeszcze dwóch drzwiach, zabierając z nich jakiegoś patykowatego, bardzo młodego dzieciaka oraz osiłka, który dwa dni temu na lunchu zdenerwował się na Tristana.
Przeszli do skrzydła szpitalnego, każdy z nastolatków przeszedł serię wczesnych badań, które zlecili lekarze.
Swan został przepytany z wydarzeń ubiegłej nocy - oczywiście skłamał na te pytania. Sprawdzono czy po uderzeniu zirytowanego kolegi na pewno nic mu się nie stało, a potem doktor dał mu wypis, poradził, żeby chłopak się oszczędzał przez jakiś czas, a następnie pożegnał go i odprowadził do drzwi.
Tristan mógł spokojnie wrócić do domu.
Pielęgniarz zadzwonił do jego brata, więc chłopak nie musiał się on nic więcej martwić.
Wyszedł z części szpitalnej i poszedł do swojego pokoju.
Sam już wstał, zdążył nawet się ubrać i uczesać. Powitał Trissa skośnym spojrzeniem, poprawił koszulkę w osobliwie pedantyczny sposób, po czym wyszedł na śniadanie.
Czarnowłosy poszedł za nim. Był głodny jak wilk, ale niestety jego mózg nie był specjalnie zachwycony pomysłem zjedzenia czegokolwiek. Ruszył trochę kanapki i wypił możliwie największą ilość herbaty, żeby zapełnić czymś żołądek.
W recepcji oddano mu telefon. Odczytał SMS od Roda, który pisał że będzie w Walsh za kilka minut. Miał jeszcze dwie inne wiadomości.
Od: Issie://
Wracasz dziś? Nie chcę być sama przepytywana na kolacji.
Do: Issie://
Yup. Dostałem świstek, będę wieczorem:)
Od: Jazz:3
Hej:) Bella mówiła, że jednak nie wracasz w środę, więc napisz jak już będziesz w Forks. Mam dla ciebie notatki.
Triss przygryzł wargę, zastanawiając się co zrobić. W końcu zdecydował się, że nie odpisze chłopakowi. Jeszcze nie teraz, o ile kiedykolwiek to zrobi.
Wrócił do pokoju.
Sam układał książki w kolejności od największej do najmniejszej, zgodnie ze swoim planem lekcji. Nastolatek chodził do szkoły w Walsh.
Czarnowłosy pamiętał, że byli razem w klasie parę miesięcy temu. Uśmiechał się przyjaźnie do chłopaka, zabierając swoje rzeczy. Złożył swoją pościel na końcu łóżka, zgodnie z oczekiwaniami sprzątaczek a przy okazji i swojego współlokatora. Zarzucił torbę na ramię, rozglądając się jednocześnie po pokoju, żeby upewnić się, że o niczym nie zapomniał.
Sapnął przeciągle, schylając się i wygrzebał spod łóżka książkę. Zważył ją w dłoni, po czym odwrócił się do Sama, wyciągając przedmiot w jego stronę.
Sam obrzucił zdegustowanym spojrzeniem najpierw bestiariusz, potem Tristana, a potem znów bestriariusz. Wyglądał jakby propozycja przyjęcia tej książki bardzo go uraziła.
- Nie czytuję takich bzdur - fuknął zirytowany, odwracając się tyłem do czarnowłosego.
Triss wzruszył ramionami.
- Nie to nie - odpowiedział. Schował księgę do torby, Poprawił włosy po czym ruszył do drzwi. Na odchodne posłał naburmuszonemu Samowi przyjacielski uśmiech - Miło cię było wiedzieć! Pozdrów siostrę i mamę ode mnie! - z tymi słowami wyszedł z pokoju.
Przeszedł korytarzem. Przy okienku powitał go Arthur.
Pielęgniarz oddał chłopakowi wszystkie jego rzeczy, potem przybił mu żółwika i uśmiechając się, rzucił:
- Wpadnij jeszcze kiedyś, Tristan.
Czarnowłosy parsknął śmiechem i pożegnawszy się po raz kolejny, wyszedł z Walsh. Wsiadł do samochodu Rodericka, powitał brata i przekazał mu wszystkie dokumenty.
Szatyn na prędce przejrzał papiery, po czym wrzucił je do schowka i ruszył.
Powrót do domu zleciał Tristanowi na odpowiadaniu na pytania Roda, a w tych chwilach, w których brat niczego nie mówił, Triss zastanawiał się co zrobić z całym tym sekretem.
Drzwi do domu otworzyła im, o dziwo, matka Tristana.
Kobieta wyglądała prawie tak samo, jak przed 7 miesiącami, ale zdawała się być bardziej zmęczona. Była chudsza niż Triss ją zapamiętał, jej zwykle długie, lśniące, brązowe włosy teraz były matowe, rzadkie i podniszczone. Jej zielone oczy miały w sobie charakterystyczny błysk, który był o wiele słabszy niż kiedykolwiek. Jej spojrzenie było jednak takie samo - wyrachowane, harde i surowe. Skórę miała niezdrowo oliwkową, suchą, ale zakrytą nienagannym i perfekcyjnym makijażem.
Wyglądała jak chora, zdruzgotana i zdenerwowana.
Triss powitał się z matką długim przytulasem. Nawet jeśli przeszedł przez nią przez wiele niemiłych doświadczeń, wciąż za nią tęsknił i cenił ją w swoim sercu.
Pani Hannah Swan szybko jednak straciła zainteresowanie młodszym synem i przytuliła Rodericka, po czym ściszonym głosem zaczęła rozmawiać z nim o wynikach badań.
Czarnowłosy przewrócił oczami. pozbywszy się butów i kurtki, wszedł głębiej do domu. Odrazu został pochwycony w objęcia i podniesiony do góry. Zaśmiał się cicho, czując znajomy zapach wody kolońskiej, papierosów i kawy.
- Cześć Liv - przywitał się radośnie mężczyzna, odstawiając nastolatka na podłogę i czochrając jego włosy.
- Hej Cedric - odpowiedział mu Triss z wielkim uśmiechem, ciesząc na widok jego przyszywanego ojca. Bardzo za nim tęsknił. Za jego szczerością, wrażliwością, fałszowaniem piosenek, gotowaniem razem, treningami, powrotami do domu i wspólnymi maratonami filmów.
Szatyn zaczął się go wypytywać o ostatnich kilka tygodni, prowadząc go jednocześnie do kuchni. Nie spytał nawet czy chłopak jest głodny, tylko zrobił mu śniadanie.
Zjedli we dwóch, bo Rod i ich matka wciąż rozmawiali.
- Jacyś fajni chłopcy w Forks? - spytał szeptem Cedric, z wścibskim uśmiechem na ustach.
Tristan odwrócił się od niego, chcąc ukryć zaczerwienione policzki.
- Może - rzucił, wracając myśliami do Jaspera i przypominając sobie, że powinien mu odpisać.
- Uznam to za tak - zaśmiał się szatyn.
Czarnowłosy wzruszył ramionami, chcąc dać mężczyźnie do zrozumienia, że to pytanie było mu obojętne, choć dobrze wiedział, że wcale tak nie jest.
Po kilku kolejnych minutach rozmowy, wymówił się zmęczeniem i bólem głowy, po czym pobiegł do swojego pokoju. Zatrzasnął drzwi.
Zaczął krążyć od ściany do ściany, zastanawiając się co ma zrobić.
Czy to dobry pomysł, żeby pisać do Jaspera? Niby nie, ale jeśli mu nie odpisze, blondyn może się obrazić.
Może Triss się myli. Może Cullenowie wcale nie są wampirami, tylko jego paranoja każe mu w to wierzyć.
A co jeśli ma rację? Jasper może go zabić. Choć w sumie znali się od ponad 2 miesięcy, a Tristan wciąż żył. Hale miał mnóstwo okazji by go zabić: przed szpitalem, w Port Angeles mógł go zostawić na pastwę tych bydlaków, w lesie mógł z nim zrobić co tylko mu się żywnie podobało - byli przecież tak blisko siebie przez cały wieczór, a potem gdy przyjechali do domu Swanów - przecież to co się pomiędzy nimi wydarzyło dało Jasperowi na pęczki szans na morderstwo.
W końcu Tristan wyciągnął telefon z kieszeni i wyszukał odpowiedni numer w kontaktach.
Do: Jazz:3
Hejka:)) Wróciłem dzisiaj.
Wysłał wiadomość i rzucił urządzenie na łóżko. Przez chwilę wpatrywał się w ekran, czekając na odpowiedź. Dopiero po paru momentach przypomniał sobie, że Jasper teraz siedzi w szkole, więc uznał, że pójdzie wziąć prysznic i poczeka na wiadomość.
Gdy wrócił na górę już przebrany i umyty sprawdził telefon.
Od: Jazz:3
Świetnie:) wpadnę po szkole, jeśli Ci to pasuje oczywiście.
Do: Jazz:3
Zawsze mogę odebrać notatki w poniedziałek, żebyś się nie kłopotał z przyjazdem.
Od: Jazz:3
Bez przesady, to żaden kłopot. Będę po lekcjach.
Do: Jazz:3
Oki, jak chcesz:3
Od: Jazz:3
Do zobaczenia:)
Tristan przez chwilę siedział na łóżku z telefonem w dłoni, przygryzajac wargę. Zastanawiał się czy powinien mówić chłopakowi o swoim odkryciu.
Do: Jazz:3
Jasper
Od: Jazz:3
Tak?
Wciąż myślał, czy tego nie powiedzieć. Wystukał już nawet wiadomość na klawiaturze - wiem, kim jesteś, ale w ostatniej chwili przed wysłaniem, usunął cały tekst.
Do: Jazz:3
Dzięki -3-
Wysłał zamiast swojego wyznania. Kilka minut czekał na odpowiedź. Jego serce biło trochę szybciej. Miał nadzieję, że blondyn nie uzna tych wiadomości za jakąś przykrywkę prawdziwego celu.
Od: Jazz:3
Słodziak:)
Uśmiechnął się mimowolnie, czytając tę wiadomość.
Jasper nie mógł być wampirem. Był zbyt dobry, by być morderczą i krwiożerczą bestią.
Rzucił się twarzą na poduszkę, chcąc choćby na kilka godzin zasnąć, żeby nie myśleć o całej tej skomplikowanej sytuacji. Za każdym jednak razem, gdy oczy kleiły mu się ze zmęczenia, coś wyrywało go ze snu - raz ptak, który usiadł na jego oknie, raz Cedric, który przyszedł sprawdzić czy z chłopakiem wszystko w porządku, parę razy jego myśli i wspomnienia nie pozwalały mu na zaśnięcie. W końcu uznał, że ma dość takiego leżenia i zabrał się za czytanie pierwszej lepszej książki.
Z każdą mijającą minutą niepokój w jego sercu stawał się większy, szum w jego uszach był coraz głośniejszy, aż w końcu osiągnął poziom, którego chłopak nie mógł znieść.
Wstał z łóżka i zaczął przechadzać się od ściany do ściany. Założył na uszy słuchawki i puścił muzykę na tyle głośno, żeby jakoś zagłuszyć szepty w swojej głowie, ale przy okazji nie ogłuchnąć.
Był pewien, że jeśli nie wyjaśni tej sprawy w ciągu najbliższych paru minut - oszaleje.
Muzyka wcale mu nie pomogła. Ręce go świerzbiły, musiał je więc czymś zająć: poukładał wszystkie rzeczy na półkach, posprzątał pokój i garderobę, wypakował torbę, wypił co najmniej 4 kubki herbaty, a mimo to nie był ani odrobinę spokojniejszy.
W końcu otworzył okno i usiadł na parapecie, zwięszając nogi nad dachem. Westchnął głęboko, przyglądając się z góry trawnikowi i drzewom.
Wysokość zawsze go uspokajała, napawała poczuciem siły i wyższości. Czuł się tak, jakby był Panem Świata, podziwiającym każdy kawałek swojej potęgi. Ale najbardziej lubił w tym wszystkim ten ekscytujący zew ziemi - wezwanie, by jak najszybciej znaleźć się na zielonej trawie. To zdawało się być tak fascynujące - kilka kroków i człowiek może spadać w otchłań, być bezradym, zdanym tylko na powietrze - zbyt lekkie, by go unieść oraz ziemię - zbyt twardą, by go uratować.
Tristan nie lubił upadków, nie lubił spadać, wciąż nawet pamiętał ten szum wiatru, niebo oddalające się od niego, huk trzaskanego szkła, ból łamanych kości, ale mimo to nie mógł powstrzymać pragnienia znalezienia się gdzieś wysoko ponad wszystkim co znane. Nie mógł się bać - robił to przez lata, a gdy już wiedział jakie to uczucie odpowiedzieć na dziwne wezwanie ziemi, upewnił się w niezastąpionym odczuciu potęgi wysokości.
_________________________________________

Scarred Skins | j.h.Where stories live. Discover now