6. Black.

364 70 32
                                    


 - Uważaj, jak chodzisz! – Krzyknęła Sagitta, gdy jakaś roztrzepana Puchonka potrąciła ją na korytarzu przez co upuściła trzymane w rękach książki. Zaklęła głośno i schyliła się, aby pozbierać grube woluminy.

- Korytarz nie należy wyłącznie do ciebie Black! – Piskliwy głos Lenory poniósł się echem. Zebrani wokół uczniowie z zainteresowaniem odwrócili głowy w ich strony czekając na jej reakcję.

Starała się zachować spokój, choć na usta cisnęły jej się przekleństwa, którymi mogła obrzucić przemądrzałą i pozbawioną jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego Puchonkę. Powoli zebrała wszystkie książki i wyprostowała się, obrzuciła jeszcze tylko dziewczynę pogardliwym spojrzeniem.

- Bez swojej obstawy nie jesteś taka cwana, prawda? Dobrze, że Sallow w końcu poznał się na tobie. – Rzuciła jeszcze za nią ciemnowłosa. Sagitta zatrzymała się gwałtownie i powoli obróciła w stronę dziewczyny. Uśmiechała się do niej kpiąco.

- Próbujesz coś zasugerować Everleigh? – Zapytała chłodnym tonem, jedną z dłoni mimowolnie przesunęła w stronę kieszeni szaty.

- Nie, stwierdzam tylko fakt, że Sallow uciekł od ciebie w podskokach, gdy tylko w szkole pojawiła się Astoria. – Złośliwy głos Puchonki wwiercał się w jej głowę wydobywając na wierzch wszystkie niedawno stłumione emocje. – Ale czemu tu się dziwić, w końcu i tak skończysz rodząc „dziedziców" jakiemuś swojemu kuzynowi.

- Furnunculus! – Sagitta rzuciła zaklęcie zanim w pełni zdała sobie sprawę z tego co robi. Z satysfakcją obserwowała jak na twarzy Lenory zaczynają pojawiać się ogromne białe krosty oraz jątrzące się czyraki. Puchonka zaczęła krzyczeć. – Oh zamknij się. Silencio.

Uśmiechnęła się, gdy dziki wrzask zamilkł. Everleigh wciąż otwierała i zamykała usta, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Dobrze. Schowała różdżkę do kieszeni pewna, że w tej sytuacji Puchonka nie miała najmniejszej szansy, aby rzucić na nią jakąkolwiek klątwę i poprawiła uchwyt na trzymanych książkach. Mijając bez słowa rozstępujących się przed nią uczniów skierowała się do lochów.

Nie przejmując się ciszą, która zapadła, gdy tylko przekroczyła próg pokoju wspólnego skierowała się w stronę kominka. Rzuciła książki na stół i spojrzała na Selwyna, który rozsiadł się na jej ulubionym miejscu.

- Znikaj stąd. Nie mam ochoty na oglądanie twojej przebrzydłej osoby. – Rzuciła pogardliwie. Jasnowłosy przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał wszcząć jakąś dyskusję, ale zaniechał tego pomysłu. Uniosła zaczepnie brwi. Daj mi powód. Jednak Caspar nie chciał jej prowokować. Może zauważył jej rękę gotową by sięgnąć po różdżkę, a może dostrzegł wściekłość odmalowaną na jej twarzy. Powoli podniósł się z sofy i minął ją szerokim łukiem.

Opadła na miękkie poduszki podciągając od razu nogi do góry. Sięgnęła po jedną z książek. Planowała pouczyć się dziś w bibliotece, umówili się tam razem z Ominisem i Sebastianem, ale gdy tam dotarła zauważyła, że przy ich stoliku stoi ta przeklęta Franklin. Dyskutowali o czymś z ożywieniem.

Sagitta musiała sama przed sobą przyznać, że dawno nie widziała tak ożywionego Ominisa. Uśmiechał się i energicznie gestykulował najwyraźniej próbując coś wytłumaczyć Krukonce. Sebastian trzymał się na uboczu, wertował jedną z ksiąg i tylko co jakiś czas wtrącał swoje uwagi do rozmowy. Nie czuła, aby im jej brakowało wypożyczyła więc potrzebne książki i zdecydowała się na samotne spędzenie czasu w pokoju wspólnym.

Czuła się tak jakby historia z piątego roku zaczynała się powtarzać. Znów ktoś wchodził między nią, a jej przyjaciół. Tym razem skupiając swoją uwagę na jej Ominisie. Już raz straciła Sebastiana, odzyskanie go zajęło jej lata, czy teraz miała stracić drugiego przyjaciela? Otworzyła ciężki wolumin na rozdziale opowiadającym o dementorach. Powinna skupić się na napisaniu eseju na OPCM, ale jej myśli wciąż powracały do wesoło spędzających czas przyjaciół.

Bez wybaczenia (OC x Ominis Gaunt) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now