4

6.1K 304 61
                                    

Melissa pov's

–Esther naprawdę nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię jak będę wracać z pracy. -rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.

Dzisiejszego dnia ruch w gabinecie był ogromy. Miałam wrażenie, że od rana przetoczyło się tutaj więcej osób niż na alei gwiazd. Mimo wszystko uwielbiałam swoją prace. Poznawanie historii danego zwierzęcia i jego rodziny było naprawdę czymś ekscytującym. Obserwowanie jak ludzie są zakochani w swoich pupilach i jak o nie dbają. To jak zwierzątko jest przywiązane do człowieka momentami przyprawiało mnie o dreszcze. Jak tak niewinna istota potrafi mieć wielkie serce i uczucia było niesamowite. Miłość i więź pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem była piękna. Była czymś więcej niż tylko miłością.

–A kogo my tu mamy? - zaśmiałam się. –Czyżby to była moja ulubienica.

Olivia przyprowadzała do mnie swojego psiaka od początków mojego gabinetu. Fakt, że była ode mnie sporo młodsza, bo nie miała nawet dwudziestu lat jakoś bardzo mi nie przeszkadzał w złapaniu super kontaktu pomiędzy nami. Jej suczka była moją ulubienicą. Bella jest szczeniakiem rasy Shih tzu i totalnie rozczuliła moje serce.

–Jak zawsze przyszłyśmy na kontrole oczu i po kropelki. -powiedziała podając mi Bellę.

Shih tzu miało to do siebie, że szczególnie trzeba dbać o ich oczy. Jednym z najczęściej występujących chorób tej rasy są związane z zwężeniem kanalików łzowych.

Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To była Est i kolejna wiadomość. Chyba już setna tego dnia.

Nowa wiadomość od: Est
Wiem, że powinnaś już kończyć!

Esther miała racje. Jednak musiałam jeszcze chwile spędzić z Bellą i przelać na nią moją całą miłość. Do moment aż nie skończą się kropelki i nie przyjdzie do mnie znów razem z Olivią.

Dziesięć minut później opuściły mój gabinet, a ja mogłam zakończyć mój dzień. Wychodząc zgasiłam światła i poszłam do mojej różowej perełki, która na mnie czekała. Wchodząc do samochodu poczułam zapach mojego ukochanego kokosa. Uwielbiam wszystko co pachnie i smakuje jak kokos, a słodyczami z tym smakiem potrafię zajadać się do upadłego. Jednak pamiętałam o przyjaciółce i odrazu wybrałam jej numer. Ciężko by było go nie zauważyć, ponieważ ustawiła go jako szybko wybierający.

–No w końcu! -krzyknęła mi do słuchawki. –Jedziesz prosto do mnie.

–Mam wyjście? -zapytałam, ale odpowiedź była oczywista.

–Nie. Jedź ostrożnie.

***

Prawie dwie godziny później parkowałam pod domem blondynki. Valley Village było naprawdę przepiękne. Est i jej narzeczonemu poszczęściło się z domem na tej dzielnicy. Dom jak na ich dwójkę był wielki, nie rozumiałam po co im aż tak duża posiadłość.  Dach pokrywała czerwona blacha, która imitowała przestarzałą, a elewacja była beżowa. Na ogródku miała kilka palm i bananowców.

–Jestem! -krzyknęłam wchodząc.

Na samym wejściu przywitał mnie brzoskwiniowy zapach blondynki, który używała już od czasów liceum. Jej zapach kojarzył mi się z bezpieczeństwem i domem. Esther była moją bezpieczną przystanią.

–Cudownie! - pisnęła. –Masz przebieraj się!

Przyjaciółka wcisnęła mi w ręce jakieś ubrania, jednak zanim zobaczyłam jakie, mój wzrok zatrzymał się na niej. Miała na sobie czarny krótki top z długim rękawem oraz spódniczkę w tym samym kolorze z rozcięciem na udzie. Na nogach miała czarne długie kozaki. Wracając znów wyżej miała czarną małą torebkę Prady, a na głowie tej samej marki okulary. Wyglądała oszałamiająco.

The pain you gave meWhere stories live. Discover now