Rozdział 44

2.2K 274 11
                                    

Syriusz nie zdążył nawet otworzyć pierwszych drzwi, gdy skrzypnęły inne z nich, strasząc ich oboje. Wendy natychmiast wystawiła różdżkę przed siebie, wskakując przed Blacka, by go bronić, lecz zamiast jakiegokolwiek groźnego czarodzieja ich oczom ukazał się... Stary, mały skrzat domowy.

Ubrany był w coś, co przypominało rozwalającą się poszewkę na poduszkę, a na jego pomarszczonej twarzy dało się wypatrzyć czystą wściekłość. Wendy opuściła różdżkę w szoku, zastanawiając się, ile niespodzianek jeszcze w tym domu przeżyje.

- Kto śmie... - zaczął, najwyraźniej również gotów zaatakować Wendy, gdy zobaczył stojącego za nią mężczyznę.

- O proszę, Stworek - powiedział Syriusz tak, jakby spotkał jakiegoś starego znajomego, po czym stanął już ramię w ramię z Wendy.

- Zdra... - zaczął skrzat z jadem w głosie, złapał się jednak na tym, że chciał źle wypowiedzieć się o swoim panu, więc w porę się wycofał. - Pan Black... - Ukłonił się nieco, choć nie spuszczał z niego pełnego nienawiści wzroku.

- Tak, tak, wiem, zdrajca krwi i te sprawy. - Syriusz machnął ręką, jakby był to dla niego chleb powszedni. - Ale wciąż jestem twoim panem, co?

- Tak... Stworek zawsze będzie wiernie służył szlachetnemu rodowi Blacków...

- To poznaj swoją nową panią też - Syriusz wskazał na kobietę - Wendy.

- Syriusz, no nie przesadzaj - wtrąciła, ale on pozostawał nieprzekonany.

- Jak nie przesadzaj? To mój skrzat, więc też i twój. Masz przyjmować od niej polecenia, Stworek. - Ostatnie zdanie skierował do skrzata. - A, no i nikomu nie możesz przekazać, że tu byliśmy. Ani ja, ani ona, zrozumiano?

- Oczywiście... Stworek żyje, by służyć rodowi Blacków... - wycedził, skłaniając się tak, jakby sprawiało mu to ból.

Skrzat posłał parze ostatnie wrogie spojrzenie, a następnie przeszedł kawałek koryrarza, by zniknąć za kolejnymi skrzypiącymi drzwiami.

- Nie przejmuj się nim zupełnie. On w zasadzie lubił tylko mojego brata - wyjaśnił Syriusz, widząc malujące się na twarzy Wendy zmartwienie.

- Szkoda mi go. Wyobrażam sobie, jak musieli go traktować twoi rodzice, pewnie dlatego jest taki zgorzkniały.

- Jego? - Syriusz parsknął. - Lepiej niż mnie zazwyczaj. Stworek też jest nastawiony na tę całą czystokrwistą ideologię. Zawsze szczycił się tym, że może służyć takiemu szlachetnemu rodowi jak naszemu, bla, bla, bla. Zresztą, skoro już o tym mówimy, to chodź, pokażę ci coś...

Syriusz ponownie złapał ją za rękę i zaczął prowadzić do jakiegoś pomieszczenia, a Wendy nie potrafiła się przy tym nie rozglądać, patrząc z pewnym przerażeniem na poczerniałe portrety na ścianach. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak w dzieciństwie wyobrażała sobie domy tych najznamienitszych rodów, choć oczywiście każdy element wymagał porządnego sprzątania. Kiedy Wendy zastanawiała się, ile litrów Eliksiru Czyszczącego byłoby potrzebne, żeby to wszystko zalśniło na nowo, Syriusz wciągnął ją do pomieszczenia, w którym od razu zwrócił jej uwagę na ścianę.

- Oto i on. Szlachetny i starożytny ród Blacków - ogłosił prześmiewczym tonem.

W pomieszczeniu wisiał potężny, wyblakły gobelin, jednak wciąż dało się z niego wszystko wyczytać. Przedstawiał drzewo genealogiczne wielkiej rodziny, przy czym każdy miał swój portet... Poza kilkoma osobami, po których zostały jedynie czarne plamy.

- Dziur sporo... - stwierdziła Wendy, wzdychając głęboko. Nie była pewna, jak zareagować, by jakkolwiek nie zasmucić Syriusza.

- Każdy, kto się wychylił, doznawał takiego losu. W tym ja, o tutaj. - Wskazał na jedną z czarnych plam, pod którą niegdyś widniała jego podobizna. - Moja matka zrobiła to po tym, jak uciekłem.

Wendy przejechała dłonią po tamtym miejscu, wzdrygając się, gdy poczuła jego chropowatość. Poczuła gulę w gardle, gdy tylko pomyślała, ile przykrości spotkało Syriusza w jego dotychczasowym życiu. Miał prawie trzydzieści sześć lat, a tak naprawdę radości zaznał jedynie w szkole... W tamtej chwili zaczęła doceniać, jak naprawdę beztroskie życie prowadziła w porównaniu.

- Syriusz... Jest mi tak przykro - wydusiła, a w oczach stanęły jej łzy, przez które natychmiast zrobiło mu się głupio.

- Nie współczuj mi, Wendy - powiedział pospiesznie, obejmując ją. - Miałem kilkanaście długich lat na to, by to przetrawić.

- Po prostu nie wyobrażam sobie zrobić czegoś takiego własnemu dziecku, bez względu na to, jak bardzo się z nim nie zgadzam - wydusiła, prędko ocierając łzy, które już stanęły jej w oczach.

Syriusza poruszyła jej reakcja. Była jedną z niewielu osób, których wyraźnie na nim zależało, których obchodziło to, co się z nim działo. Przytulił ją, bo widział, że tego potrzebowała, a i on gdzieś w środku łaknął tej bliskości, której nigdy w tamtym miejscu nie zaznał. Zauważył wtedy, że powrócenie tam z kimś, na kim mu zależało, działało dość terapeutycznie.

- Powinieneś zrobić im na złość - powiedziała Wendy po chwili, wycofując się z uścisku i wciąż ocierając łzy, lecz mówiąc ze złością. - Powinieneś powiesić tutaj gobelin twojej rodziny i przyjaciół.

Syriusz zaśmiał się żałośnie.

- Tak, ale... Marzenie ściętej głowy, co?

- Co?

- No... Czy ja mogę jeszcze mieć rodzinę, jeśli nadal jestem zbiegiem? - wyjaśnił, zawieszając wzrok na felernym gobelinie. - I nie wiadomo, czy przestanę nim być?

- A czy mnie to przeszkadza? - wtrąciła Wendy, a wtedy Syriusz spojrzał na nią wielkimi oczami.

- Nie przeszkadza ci to, że mogą mnie nigdy nie oczyścić z zarzutów?

Zawahała się przed odpowiedzią, lecz ostatecznie westchnęła, próbując się uspokoić.

- Mojej pracy przeszkadza, ale... Są ważniejsze rzeczy w życiu.

Syriuszowi na moment odebrało mowę. Wtedy i jego dopadło wzruszenie, bo nawet jeśli Wendy już zgodziła spróbować się bycia z nim, to nie było mowy o niczym więcej, nie śmiał jej zresztą o to prosić - chciał po prostu pokazać, że nie żartował co do swoich uczuć i pozwolić, by zadecydowała...

Znowu złączyli się w uścisku, jeszcze czulszym niż wcześniej, takim, który nie potrzebował żadnych słów; dotyk przekazywał drugiej osobie wszystko, co powinna wiedzieć. Temat oczywiście trzeba było jeszcze omówić, ale na tamten moment wystarczała mu wiedza, że Wendy chce.

- To co... Pokażę ci mój pokój.

- Bardzo chętnie - odparła już uśmiechnięta Wendy, z radością podążając do nim dalej.

Nie miała pojęcia, czego spodziewać się po pokoju nastoletniego Syriusza, ale była gotowa na wiele. Minęli kilka przerażających, ususzonych głów skrzatów domowych zanim weszli na trzecie piętro i stanęli przed zamkniętymi drzwiami. Syriusz pewnie położył rękę na rękę na klamce, jednak przed ostatecznym otworzeniem pomieszczenia odwrócił się jeszcze do Wendy.

- W sumie to... Jesteś pierwszą dziewczyną, którą tu przyprowadzam - powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę ekscytacji.

- O, czyżby? - Na twarz Wendy wstąpił figlarny uśmieszek, a ona sama założyła ręce na piersi. - Czyli jednak nie byłeś taki popularny, jak mówiłeś, co? - dodała, nawet jeśli sama dobrze wiedziała, że nigdy nie brakowało zachwycających się nim dziewczyn. Zresztą jej samej podobał się w szkole bardziej, niż mu to okazywała.

- Wypraszam sobie! Po prostu żadnej nie naraziłbym na spotkanie z moją rodzinką.

- Oj, no to jakie szczęście, że ja zapoznałam się tylko z portretem...

- Żebyś wiedziała.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackWhere stories live. Discover now