Rozdział 35

2.3K 360 104
                                    

Wendy nie wiedziała, ile czasu spędziła siedząc na podłodze kuchni i płacząc, tak samo jak Syriusz nie miał pojęcia, ile siedział na swoim łóżku bezczynnie i dawał łzom powoli spływać mu po policzkach. Ona w końcu się stamtąd zebrała, by potem zamknąć się w swojej sypialni, a on zastanawiał się, co będzie teraz.

Nie chciał tracić nadziei, nigdy przecież nie tracił. Nie stracił jej w Azkabanie, więc czemu miałby teraz, gdy znowu chodziło o kogoś, na kim mu zależało?

Mimo że początkowo jej słowa go zabolały, gdy część emocji opadła, zaczynał rozumieć, skąd brał się jej tok myślenia - lecz wciąż nie uważał, że to musiało się tak skończyć. Za nic w świecie nie wyobrażał sobie, że wszystko się w ten sposób potoczy, gdy rano postanowił, że wszystko jej wyzna.

A może w tym leżał problem? Że tak naprawdę niczego konkretnego jej nie powiedział, bo go zaskoczyła?

Na zewnątrz zrobiło się zupełnie ciemno, ale Syriusz nie doświetlił swojego pokoju w żaden sposób. Wciąż siedział sam w jednym miejscu, rozważając, czy powinien do niej przyjść, czy jednak dać jej więcej czasu, by się nie narzucać... Ale przecież nie mogli tak nie rozmawiać w nieskończoność, prawda?

I wtedy strach ogarnął go całego, gdy zrozumiał, że istniała możliwość, że Wendy po prostu stamtąd zniknie, a potem poprosi Dumbledore'a, by przysłał kogoś innego z dawnego Zakonu Feniksa. O ile nie byliby to Remus czy Ether, Syriusz chyba wolałby już wrócić do jaskini...

Był blisko podniesienia się, by zrobić cokolwiek i nie trwać tak w tym marazmie, kiedy to Wendy zaskoczyła go po raz kolejny. Zapukała do jego drzwi, a on natychmiast machnął różdżką, by jej otworzyć.

Znowu zadziałała szybciej niż on, a to było dla niego nie do pomyślenia. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto tak potrafił go zadziwić - no, może poza Jamesem - bo to on był tym agresywniejszym.

Wstał i zobaczył ją w słabym świetle z korytarza. Twarz miała zapuchniętą, mokrą od łez, co było szczególnie dziwne; przecież potrafiła wysuszyć się jednym ruchem dłoni. Serce biło mu jak młotem, gdy czekał, zdawało się, wieczność, na to, co mu powie.

- Syriusz, przepraszam - wydusiła wreszcie, z rozpaczą patrząc mu w oczy. - Przepraszam za wszystko, co powiedziałam. Znaczy... - Wzięła głęboki wdech, by uspokoić drżący głos. - Najbardziej za to, że nie uwierzyłam w twoje uczucia.

Nie wiedział, co powiedzieć. Chyba pierwszy raz w życiu. Nie miał pojęcia, czy już mógł się cieszyć, czy ona za moment znowu ukłuje go w serce.

Wendy też nie było łatwo, ale miała pewność co do jednego: nie mogła stracić Syriusza tak, jak straciła poprzednie osoby w swoim życiu. To z nim była jak dotąd najszczęśliwsza, nawet nie próbowała się oszukiwać.

- Ja mam talent do ranienia ludzi, których kocham - ciągnęła po tym, jak jej nie odpowiedział, opierając się o framugę. - Dlatego tym bardziej się... Wzbraniam.

- Ja też przepraszam, że nie dałem ci wyjaśnić. Nastawiłem się po prostu... Na inną reakcję - odparł Syriusz, a dopiero później pomyślał. Może nie powinien był dodawać tych ostatnich słów...

Wendy pokręciła jednak głową.

- Nie, to w ogóle nie jest twoja wina. I ty też zasługujesz na inną reakcję, bo jesteś wspaniały. Naprawdę.

Syriusz na moment stracił dech w piersi.

Czyli jednak była jakaś nadzieja?

- Tak jak ty - odpowiedział bez zawahania, znajdując odwagę na to, by złapać ją za rękę.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackWhere stories live. Discover now