Rozdział 31

2.1K 357 85
                                    

Na zewnątrz słońce bardzo powoli chyliło się ku zachodowi, ale było ciepło, więc Wendy i Syriusz wyszli z domu, kontynuując świętowanie wraz z Hardodziobem. Usiedli na kocu niedaleko od wody, a hipogryf leżał za nimi, jedząc urodzinową porcję fretek.

- Na pewno nie pijemy nic mocniejszego? No są twoje urodziny! - zawołał Syriusz, lecz Wendy pokręciła głową, dopijając swój kieliszek szampana.

- Nie ma opcji. Przecież słyszałeś dobrze, jak bredziłam ostatnim razem.

I jak Syriusz miał jej powiedzieć, że to na tym bredzeniu mu zależało? Że chciałby znowu usłyszeć to, co mówiła wcześniej, to, że pragnęła się w nim zakochać...? Że wolałby upewnić się, czy się nie przesłyszał i dobrze ją zrozumiał...?

- No nie wierzę, pierwsza, co się swoich postanowień trzyma, kto by pomyślał... - Black pokręcił głową z rozczarowaniem, nie zdradzając swoich intencji.

- Ja staram się być słowna, Syriusz. Nawet sama przed sobą.

- Porządnicka się znalazła... A co się stało z moją szlabanową koleżanką? - ciągnął Black, licząc, że może jeszcze jakoś ją przekona.

Wendy zaśmiała się cicho.

- Nadal tu jest - powiedziała z małym, ale szczerym uśmiechem, odwracając głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. - I nadal bardzo cię lubi, Black.

Och, od tych słów zrobiło mu się aż cieplej, choć nadal chciał wiedzieć, czy to tylko o lubienie chodziło, po prostu musiał się dowiedzieć... Nawet nie rozumiał, czemu tak bardzo mu na tym zależało.

- Ja ciebie też - odparł ostatecznie. - Ale obrażam się, że nie poświętujemy bardziej...

- Ale jak chcesz, to możesz się napić Ognistej.

- E tam, samemu tak? - Syriusz pokręcił głową z rozczarowaniem. - Samemu to nie chcę, poza tym to ty jesteś dzisiaj solenizantką.

Gdy tak mówił, to Wendy jak najbardziej chciała dać mu się przekonać, ale obawiała się tego, że znowu przesadzi i zacznie gadać głupoty. Z drugiej strony, czy jedna szklanka mogłaby jej tak bardzo zaszkodzić...?

- Hej, właśnie zdałam sobie sprawę, że nigdy ci nie mówiłam, skąd ten dom - wypaliła znikąd w próbie zmiany tematu, oglądając się za siebie, właśnie w stronę budynku.

- Zasumowałem, że to Dumbledore go skądś wytrzasnął, jak to on - odpowiedział Syriusz, zauważywszy, że rzeczywiście jak dotąd o tym nie rozmawiali.

Kolejny raz wywołał u niej śmiech, co wychodziło mu ostatnio coraz lepiej i sprawiało, że był z siebie dumny. Wendy przyznała w myślach, że jego tok myślenia był bardzo prawdopodobny.

- Akurat nie tym razem. - Odrzuciła włosy, patrząc z powrotem na swojego rozmówcę. - To dom mojego wujostwa. Mieszkali tu kiedyś z moim kuzynem... - Westchnęła nagle, spuszczając wzrok.  - Tym, który zginął.

Syriusz zmartwił się, że w tamtej chwili znowu straciła humor, dlatego nawet nie zamierzał dopytywać o wujostwo, tylko od razu zaczął się zastanawiać, jak to naprawić.

- Och... - wydusił ostatecznie.

- Zawsze lubiłam ten dom przez to, że to wyspa. Przez te syrenie geny to mnie jednak ciągnie do wody - kontynuowała Wendy, czym natychmiast zainspirowała Syriusza.

- Czyli... Wepchnąć cię?

Dziewczyna posłała mu oburzone spojrzenie, po czym popchnęła go na koc prawie tak mocno, że się przewrócił.

- Żebym ja cię zaraz nie wepchnęła!

Jeśli Wendy wyglądała na oburzoną, to było to niczym w porównaniu do Syriusza, który złapał się za serce, gdy się ponownie wyprostował.

- Nie zemszczę się za to tylko dlatego, że masz urodziny.

- Dzięki ci, o łaskawco - odparła Wendy sarkastycznie, po czym oboje się roześmiali, więc Black mógł odgwizdać kolejny sukces.

- A tak w ogóle, co do tematu domu... Właśnie mi uświadomiłaś... - Podrapał się po brodzie, na której widoczny był kilkudniowy zarost. - Ciekawe, co dzieje się z moim domem. Z tego co wiem, cała moja najbliższa rodzina już nie żyje, więc teoretycznie dom jest mój.

- Jeśli chcesz, mogę to sprawdzić - zaproponowała natychmiast, na co machnął ręką.

- Znaczy, to nie jest jakiś priorytet, bo ja stamtąd dobrych wspomnień nie mam... - Pochylił nieco głowę, po czym szybko się ogarnął. - Ale jednak duży dom to duży dom. Dobrze byłoby wiedzieć, że jednak mam dokąd uciec w tym świecie, gdybyś mnie wyrzuciła.

- A ty przestań takie bzdury gadać. - Wendy przyciągnęła go do siebie i przytuliła jedną ręką. - Jak się ma skarb, to go nie wyrzuca.

On uniósł brwi, rozdziawiając przy tym usta.

- Ja jestem skarbem?

- A nie? - powiedziała oczywistym tonem, przysuwając się do niego jeszcze bliżej, nie zauważając przy tym nawet, jak mały dystans dzielił ich twarze.

Podobnie jak lata temu, z tak bliska mógł zauważyć te słabo widoczne piegi na jej twarzy, i znowu mu się spodobały. Oczy też miała piękniejsze, niby piwne, a jednak - to chyba wyobraźnia płatała mu figle - jakby mógł w nich ujrzeć to błękitne morze, które tak kochała... Oj, naprawdę mógł uzależnić się od przyjemności, które dawał ten moment, gdy ich twarze były tak blisko.

- Trochę trudno w to uwierzyć, jak kilkanaście lat było się śmieciem - powiedział po chwili, czego od razu pożałował. Był pewien, że Wendy musiała mieć już dość jego ciągłego żalenia się, lecz ona, ku kompletnemu zaskoczeniu, została tam, gdzie byla i nie przestała się uśmiechać.

- Dlatego postanowiłam sobie, że... - Nie dokończyła, bo wydała z siebie krzyk zaskoczenia. To Hardodziob popchnął ją od tyłu, Merlin wie, czy specjalnie, a tym sposobem Wendy wpadła Syriuszowi prosto w ramiona, powalając go przy tym na ziemię.

- Dziobek! A ty co?! - krzyknęła z oburzeniem. - Taka wdzięczność za dodatkowe fretki?!

Syriusz jakby nie słyszał jej wrzasków, nawet jeśli jej usta były tuż przy jego uchu. On tylko spojrzał na hipogryfa nad jej ramieniem, szczerząc się od ucha do ucha, gdy czuł na sobie całe ciało... Zastanawiał się przy tym, jak wcześniej nie zauważył wielkości jej biustu.

- Dzięki, Dziobek - wydusił z siebie praktycznie bezgłośnie, samym ruchem warg, na co hipogryf tylko wydał z siebie cichy ryk (jakby rozczarowania) i odszedł z powrotem w stronę jedzenia.

- No co za niewdzięcznik - powiedziała oburzona Wendy, prostując się, choć to oczywiście były żarty.

- Wiesz, zwierzęta czasem lepiej niż ludzie wiedzą, czego nam potrzeba...

Wendy uniosła brew.

- Mówisz tak, bo w jakiejś części jesteś psem?

- No a ty rybą... - odparł bez zawahania, nie wiedząc, czy tym razem już na dobre nie przesadził...

Przesadził.

- Black, jak ja cię normalnie zaraz...!

Tym razem Wendy rzuciła się na niego dobrowolnie z zamiarem albo uduszenia, albo załaskotania go na śmierć - musiała jeszcze zdecydować.

Jedno było pewne: choć były to jej trzydzieste czwarte urodziny, oboje zachowywali się tak, jakby mieli jednak tylko te cztery lata, w ogóle się tego nie wstydząc przed tą drugą osobą... I nigdy nie byli szczęśliwsi.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon