Rozdział 23

3.2K 479 85
                                    

Choć zima wciąż trzymała się Wielkiej Brytanii, pierwszy raz od tygodnia wyszło słońce. Mimo tego Wendy była szczególnie zamyślona tamtego dnia, co nie umknęło uwadze Syriusza, nawet jeśli to ona ciągle starała się poprawić mu humor. Zauważył, że zdążył przeczytać całego Proroka i zrobić sobie nawet notatki, które prowadził, by próbować wydedukować, co działo się w Hogwarcie, a ona wciąż stała w tym samym miejscu przy wodzie i wpatrywała się w dal. Paranoja wmawiała mu, że stało się coś naprawdę złego w sprawie Harry'ego, a ona nie chciała mu powiedzieć... Z drugiej strony może to po prostu ją coś trapiło?

Westchnął sam do siebie. Pewnie miała dość tego ciągłego siedzenia tam z nim i ukrywania się przed światem. Była wciąż młodą, atrakcyjną kobietą, która zapewne chciała pracować, poznawać ludzi, odkrywać świat, może nawet już zakładać rodzinę... A musiała siedzieć z obdrapańcem, którego zabrała z jaskini. Nie wątpił, że nie tak wyobrażała sobie powrót do Anglii z pięknej, słonecznej Grecji, gdzie zostali wszyscy jej przyjaciele. Pewnie chciała rzucić się w tę wodę i odpłynąć, by nigdy nie wrócić...

Wendy myślami w istocie była wtedy w Grecji, choć nie z powodów, które pojawiały się w głowie Syriusza. Tamten dzień był dniem urodzin Gaiany, a Wendy czuła, że słońce pojawiło się akurat wtedy nie bez powodu.

Znowu przypomniało się jej, jak u niej mieszkała i znowu zaczynała się zastanawiać, czy mimo wszystko to nie były najpiękniejsze chwile w jej życiu, którym dała przelecieć przez palce.

Pamiętała, jak obudziła się jeszcze przed wschodem słońca i zwyczajnie nie była już w stanie zasnąć. Gaiana leżała tuż przy niej, spała w najlepsze, oddychała spokojnie i wyglądała przy tym jak anioł. Pomagała Wendy już od ponad tygodnia, a że ona naprawdę czuła się lepiej, to chciała się jej za to jakkolwiek odwdzięczyć. Dlatego też zsunęła się z łóżka najciszej jak potrafiła, a następnie ruszyła do kuchni, by przygotować śniadanie.

Wyciszyła wszystko zaklęciami, by móc swobodnie się tłuc przy gotowaniu. Słońce jeszcze nie wzeszło, a za oknami utrzymywała się niepowtarzalna, poranna aura; wszystko jeszcze spało poza ptakami, które jako pierwsze budziły się do życia.

- No nie mów, że cię obudziłam - powiedziała zrezygnowana Wendy, kiedy wróciła do sypialni z tacą i zobaczyła już dawno siedzącą Gaianę, przeciągającą się niczym kot, co uwydatniało wszystko przykryte przez jej zwiewną koszulę.

- Nie, nie, to ptaki... - Wskazała głową na potężne okna naprzeciw siebie, za którymi w istocie trwał koncert ćwierkania. - Zmartwiłam się tylko, że cię tu nie ma.

- Zrobiłam ci śniadanie - wyjaśniła Wendy, co wyraźnie rozczuliło jej rozmówczynię.

- Och, nie musiałaś się męczyć...

- Chcę ci się jakoś odwdzięczyć - przerwała jej Wendy, podchodząc do łóżka, na którym usiadła i ustawiła tacę. - Ratujesz mnie ostatnio.

Gaiana ujęła jej twarz w dłonie, a następnie złożyła krótki pocałunek na jej ustach, który obie rozbudził już całkiem.

- To kochane z twojej strony, ale pamiętaj, nie musisz mi się za nic odwdzięczać - mówiła, głaskając ją po twarzy. - Ja to robię, bo twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze. Na co masz dziś w ogóle ochotę? Może pójdziesz ze mną do portu? Jutro te urodziny Eleni, a w sumie nadal nie mam dla niej prezentu...

- Kurczę, ja też... - przyznała zmartwiona Wendy, łapiąc się za ramię. - Ale... Czy ja jestem gotowa wyjść do ludzi...

- Będę tam z tobą cały czas. Poradzimy sobie - zapewniała Gaiana, natychmiast złapawszy ją za ręce. Gdy to zrobiła, Wendy od razu poczuła się lepiej i posłała jej mały uśmiech.

- Spróbuję - oznajmiła, za co Gaiana uścisnęła ją mocno.

- Jestem z ciebie taka dumna.

Wendy odważyła się wtedy wyjść na zakupy, a i też czekała na kolejne spotkanie z przyjaciółmi, na co okazją były właśnie urodziny Eleni. Tam ponownie rozmawiała z Xanderem, który poza Gaianą najbardziej zdawał się przejmować jej zdrowiem.

- Nadal mieszkasz u Gaiany? - zapytał, stojąc z nią na białym tarasie i obserwując, jak słońce chyli się ku zachodowi na tle spokojnego morza. Oboje przywykli do tego widoku, a jednak za każdym razem zapierał im dech w piersiach.

- Pomieszkuję... - odparła, biorąc łyk ze swojego kieliszka, w którym zamiast szampana miała lemoniadę. - Będę musiała się w końcu wynieść, nie chcę też jej siedzieć tyle na głowie, zwłaszcza, że to nie tak, że nie mam dachu nad głową...

- No co ty, ona na pewno nie ma nic przeciwko. To w ogóle szczęście, że masz taką przyjaciółkę.

Wendy westchnęła. Gdyby Xander tylko wiedział, jaka ta ich "przyjaźń" była ostatnio skomplikowana.

- Tak...

- A jeśli naprawdę cię martwi, że za bardzo ją zajmujesz, to mój dom też stoi otworem dla ciebie. Możesz "pomęczyć" i mnie, choć no, nie gotuję tak dobrze jak Gaia - dodał, co trochę ją rozbawiło, ale też bardzo ucieszyło.

- Dziękuję. Jesteście za dobrzy dla mnie wszyscy...

- Gdzie jesteś?

Wendy niemalże podskoczyła, gdy usłyszała to pytanie. Nie zadał go Xander ze wspomnienia, a Syriusz, który znikąd pojawił się przy niej i wręcz brutalnie wyrwał ją ze świata żyjącego już tylko w jej pamięci.

- Zawału przez ciebie dostanę, Black! - Wendy pacnęła go w ramię. - Nic się nie zmieniłeś jednak. W szkole też mnie tak zachodziłeś znikąd.

- Oj, nie tylko ciebie, nie martw się - powiedział, wypinając dumnie pierś, po czym nieco spoważniał. - Ale też zastanawia mnie, co tak bardzo zajęło ci głowę, że dałaś się zajść, pani Auror.

Dziewczyna nie czuła chęci odpowiadania na to pytanie.

- Oj, każdy ma jakieś zmartwienia, nie? - powiedziała dyplomatycznie, unikając jego wzroku. - Ty myślisz o Harrym, a ja myślę o... Innych rzeczach.

Syriusza strasznie to dobiło. Uniknięcie odpowiedzi utwierdziło w przekonaniu, że to wszystko przez niego.

- Wendy, posłuchaj... Bo jeśli ci nie pasuje tu ze mną być, to ja mogę zostać sam, i tak tyle lat sam ży...

- Co? Ty zwariowałeś! - krzyknęła, a następnie położyła dłonie na jego ramieniu, by nim potrząsnąć. - Nie zostawię cię nigdzie. Sama chciałam tu być i chcę cię chronić, i będę to robić. A to moje przygnębienie w ogóle nie ma żadnego związku z tobą, nie martw się. Zresztą, ja już się ogarniam, jutro znowu spotkam się z tym moim znajomym Aurorem, pójdę do Hogwartu, pogadam z Dumbledorem, wszystko załatwię.

Syriusz nie był już pewien, czy jej wierzyć. Z jednej strony brzmiała bardzo przekonująco, a z drugiej coś w nim strasznie chciało trzymać się tej katastroficznej wizji.

- Jesteś pewna? Bo ja poradziłbym sobie sam, gdybyś chciała norm...

- Jak tego, że tu stoję, jestem pewna - przerwała mu ponownie. - Nie zostawię cię.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz