Rozdział 13

4.1K 720 247
                                    

- Co ty robisz?

Wendy weszła do swojej sypialni w szlafroku, przeczesując mokre włosy. W pokoju zastała Syriusza, układającego swoje poduszki i kołdrę w kącie. Black spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- No, ułożę się tu do span...

- Nie wygłupiaj się. Chodź na łóżko - przerwała mu Wendy stanowczo, klepiąc go w plecy. Black rozdziawił usta.

- Serio?

Westchnięcie opuściło usta Wendy, która ciężko opadła na łóżko i kontynuowała czesanie.

- Jesteśmy dorośli, jesteśmy tu sami, łóżko jest dwuosobowe i chyba nie będziemy się wygłupiać. Ja ci ufam.

Syriusz podniósł się z kolan, patrząc na Wendy wielkimi oczami.

- Nie spodziewałem się tego...

Ona zaśmiała się tylko pod nosem.

- Powiedzmy, że odwdzięczam się za to, że wpakowywałeś się dla mnie w szlabany, żebym sama nie siedziała. I teraz ty nie będziesz sam. A na podłodze już się swoje naspałeś.

Syriusz speszył się; pomimo swojego temperamentu, nawet on w takich chwilach nie potrafił pozostać obojętny na to, ile dobroci było mu dawane. Umiał to docenić, zwłaszcza, że Wendy nie była pierwszą kobietą, która okazała mu tyle ciepła.

Pierwszą była Euphemia Potter.

- Masz ci los... Nie dość, że ratujesz mnie jako zbiega, to jeszcze jako człowieka.

- Bo na to zasługujesz - przekonywała Wendy, odrzucając szczotkę na biurko. - Ale jak chrapiesz, to cię stąd wyrzucę - dodała ze śmiechem.

- No, co do chrapania to... - zaczął Syriusz, również rozbawiony, aż nagle bardzo spoważniał, opadając na łóżko oprócz niej. - To w zasadzie nie wiem, czy chrapię. Od lat spałem sam, jak wiesz, w Azkabanie...

Wendy również spochmurniała. Widziała, że Syriusz wlepił swój wzrok w jakiś nieokreślony punkt za oknem, a oczy zaczynały mu się szklić. Wracały do niego wszystkie najgorsze wspomnienia.

- Wendy, tam było... Tam było tak zimno - wydusił Black, wciąż patrząc w jeden punkt. - Czasem nie było światła, było tak ciemno, że nie widziałem własnych palców, bo pochodnie gasły od przeciągu, wiał ten... Ten okropny wiatr od morza, nic więcej się nie słyszało... Czasem nie wiedziałaś, czy... Czy to wycie wiatru, czy skazańców.

Gdy Wendy tego słuchała, łamało jej się serce. Może i była Aurorem, ale żadne treningi nie mogły jej przygotować na takie wyznania.

- Syriusz...

Black przełknął ślinę, mówiąc dalej jak w transie:

- Prawie co tydzień wynosili kogoś na cmentarz, bo umierał z obłędu, z niechęci do życia... Gdy bywały gorsze dni, ja sam się zastanawiałem, czy... - Urwał nagle, bo wyraźnie się rozsypał. Spuścił głowę, za wszelką cenę próbując powstrzymać płacz. Wendy bez zawahania przysunęła się do niego, by go przytulić.

- Syriusz, już nigdy tam nie wrócisz. Obiecuję - wyszeptala, gładząc go po plecach zupełnie tak, jakby głaskała psa. - Będę cię chronić, aż nie oczyszczą twojego imienia. A jeśli będzie trzeba, to wywiozę cię do Grecji.

Syriusz nie odpowiedział jej, bo obawiał się łez. Nie przywykł do płaczu, przecież nie był tym typem - czuł się głupio z tym, że się do niego doprowadził. Wendy jednak zdawała się mieć w nosie to, czy wypadało mu płakać.

Nagle zrozumiała, że wiedziała, co mu pomoże... A przynajmniej choć trochę się spodoba.

Odchrząknęła, a następnie wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać. To nie były żadne konkretne słowa; nieustannie wyśpiewywana litera a, po prostu... Brzmiała jednak nieopisywalnie pięknie. Syriusz czuł się, jakby wprowadzała go w trans, miał wrażenie, że mógłby pójść za tym głosem wszędzie... A ten zdawał wymazywać się jego okropne wspomnienia lepiej niż Obliviate. Jej głos niósł echo, choć w tamtym pokoju było to zwyczajnie niemożliwe, to naprawdę było jak coś nie z tego świata, jak z niebios...

Kiedy skończyła, po czasie, którego Syriusz za nic w świecie nie byłby w stanie określić, dopiero wtedy zwolniła uścisk. Patrzyła na niego, uśmiechając się, a on powoli tracił gęsią skórkę.

- To było niesamowite - przyznał Black, nie będąc w stanie wydusić wiele więcej.

- Skoro już i tak wszystko wiesz... To w zasadzie mogę śpiewać ci częściej. - Powiedziawszy to, Wendy ziewnęła. - Ale na razie chodźmy już spać. A w ogóle, jeśli będziesz chciał, to załatwię ci może Eliksir Słodkiego Snu...? - dodała, wstając, by przejść w kierunku wezgłowia łóżka.

Syriusz zmierzył ją wzrokiem, a potem spojrzał na samo łóżko i uśmiechnął się szelmowsko.

- W zasadzie to już załatwiłaś.

- Oj, zmień ten wzrok, Black, bo się rozmyślę. - Wendy pogroziła mu palcem, kładąc się pod kołdrę. - Zgaś światło.

Łapa zrobił tak, jak mu nakazała, po czym sam zamienił się w psa i zaczął się układać gdzieś w jej nogach...

- Co ty robisz znowu? - zapytała Wendy w ciemnościach, podnosząc głowę z poduszki. Syriusz zamienił się z powrotem w człowieka i usiadł, zupełnie zdezorientowany.

- No... Śpię?

- Jako pies?

- No, nie sądziłem, że...

Wendy przewróciła oczami, choć jej rozmówca nie mógł tego widzieć w ciemnościach.

- Przestań się cackać, Syriusz, bo to aż do ciebie niepodobne. Chodźże tu jak człowiek. - Ku oszołomieniu Syriusza, Wendy odsłoniła kołdrę obok siebie, robiąc mu miejsce. Black był oszołomiony, bo w swoim krótkim doświadczeniu z dziewczynami to raczej on musiał je namawiać na coś innego niż latanie za nim bez celu.

- Nie pierwszy raz jestem zapraszany do łóżka, no ale żeby tak...? - zapytał z uśmieszkiem, a głębokie westchnięcie opuściło usta kobiety.

- Chodź, bo spać mi się chce.

Syriusz nie potrzebował kolejnej zachęty, tylko prędko ułożył się obok niej i przykrył osobną kołdrą, z której wcześniej chciał zrobić sobie kojec. Nastała chwila ciszy, aż nagle Black odezwał się ponownie:

- Czyli... Nie wierzysz w tę teorię, że od spania razem zajdzie się w ciążę, co?

Wendy uśmiechnęła się sama do siebie w ciemnościach.

- No co ty? - odparła z udawanym oburzeniem. - Zaprosiłam cię tu po to, żeby pod przykrywką chronienia cię zrobić sobie z tobą dziecko i zatrzymać cię w ten sposób na zawsze. Diaboliczny plan.

- Iście po ślizgońsku... - przyznał z aprobatą, a następnie ułożył ręce pod głową. - Ale wiesz co, nasze dzieci byłyby ładne.

- Oj tak, na pewno. Zaraz mi jeszcze powiesz, że po tobie, co nie?

- A nie?

Zapadła kolejna chwila ciszy, aż wreszcie Wendy parsknęła śmiechem.

- Widzę, że humor już ci się już poprawił - powiedziała, a następnie obróciła się na bok, tyłem do niego, ziewając po raz kolejny. - Dobranoc, Syriusz.

- Ze mną są tylko dobre noce - odparł, na co Wendy ponownie przewróciła oczami, ale też i uśmiechnęła się sama do siebie.

Choć Syriusz był zmęczony, nie potrafił jeszcze w tamtej chwili zasnąć. Spojrzał w swoje prawo, nad Wendy, prosto w okno, za którym wciąż prószył śnieg i pomyślał, że teraz naprawdę nauczył się doceniać to wszystko, co miał.

Minęła dłuższa chwila, aż popatrzył na Wendy, a właściwie jej plecy tuż po jego prawej. Przypomniały mu się jej słowa, to, że obiecała oczyścić jego imię... Lecz on tego nie chciał - nie, jeśli miało to oznaczać, że wtedy się rozstaną, a ona wróci do Grecji.

Stracił już prawie wszystkie bliskie mu osoby - Regulusa, Jamesa, Euphemię... Strata Wendy zwyczajnie nie wchodziła w grę.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ