Rozdział 2

6.7K 985 227
                                    

Pod osłoną nocy Wendy zabrała więc dwóch zbiegów w miejsce, gdzie obaj mieli wreszcie zamieszkać w godnych warunkach. Kobieta leciała na miotle, co moment spogladając za siebie, gdzie Syriusz siedział na hipogryfie i krzyczał co jakiś czas radośnie, czując wiatr we włosach. Hardodziob również wydawał się wyjątkowo rad z tego, że wreszcie mógł rozprostować skrzydła.

Lecieli nieco ponad dwadzieścia minut, a Blacka nie interesowało już nawet, dokąd zmierzali. Mknięcie przez niebo, nieskończone i niczym nieograniczone, dla Syriusza było jak wzięcie pierwszego oddechu po latach duszenia się. Czyżby w końcu mógł przestać żyć jak pustelnik?

Mijali śpiące miasta, wzgórza, jeziora, w których taflach odbijało się rozgwieżdżone niebo, lecieli po lepsze życie. Mróz szczypał ich w twarze, lecz nie był już uciążliwy, przeciwnie, zbawienny, dający poczucie, że wciąż żyli.

Znaleźli się nad morzem, kiedy Wendy kolejny raz spojrzała na Syriusza. Ten nie trzymał się hipogryfa, przeciwnie, ręce miał rozpostarte i śmiał się głośno, co wywołało uśmiech i u niej. Wyglądał zupełnie inaczej, a jednak zachowywał się identycznie jak te szesnaście lat wcześniej.

- Hej tam, lotnik! - krzyknęła, przykuwając jego uwagę. - Będziemy lądować!

- To prowadź!

Wendy powoli zaczęła obniżać lot, a wtedy Syriusz zauważył, że zmierzali na wyspę, i to wyjątkowo małą - z tamtej wysokości mógł widzieć ją całą. Po jej lewej stronie znajdowało się niewysokie wzgórze, jednak znacznie większe niż najwyraźniej drewniany domek, który stał tuż przy nim. Reszta obszaru wyspy była raczej płaska; brakowało na niej drzew, roślin, głazów...

- Dalej, Dziobek, za tą piękną panią - zawołał Syriusz, a hipogryf zdawał się go rozumieć. Poszybował w dół tuż za nią, by wylądować wreszcie na wysepce, gdzie Hardodziob z trudem się zatrzymał.

- Łuhuuu! - krzyknął Syriusz radośnie, zeskakując ze zwierzaka, podczas gdy Wendy chodziła już wokoło i najwyraźniej rzucała zaklęcia ochronne, co wywnioskował z mamrotanych przez nią inkantacji.

Black poprawił tobołek z jego nielicznymi rzeczami, który miał wtwdy przywiązany do bioder i wykorzystał tamtą chwilę na przyjrzenie się domostwu, który znajdowało się kilkadziesiąt metrów przed nim. Dopiero wtedy zauważył, że był to budynek na masywnych palach, dwupiętrowy i ciemny. Zastanawiał się, czy był przytulny w środku...

- No, wszystko rzucone. - Wendy podeszła do niego, chowając różdżkę do szaty. - Jesteś bezpieczny. Ni czarodziej, ni mugol cię tu nie znajdzie. Tylko Dumbledore wie, że tu jesteśmy.

- Mieszkanie w normalnych warunkach... Wydaje się trochę niemożliwe - powiedział Syriusz, nie spuszczając wzroku z budynku. - To był twój pomysł? - zapytał, patrząc tym razem na Wendy.

Kobieta zaczęła drapać się po szyi, milknąc na moment.

- Nie do końca... Dumbledore szukał w Zakonie kogoś, kto mógłby cię chronić, więc się zgłosiłam. Ta wyspa jest dość odludna, ledwo widać stały ląd. - Wskazała dłonią jakiś punkt za mężczyzną, na który nawet nie zwrócił uwagi. - Pomyślałam, że będziesz tu bezpieczny, a gdy usłyszałam, że musisz mieszkać w jaskini...

- A jak w ogóle znalazłaś się w Zakonie? Przecież ja też byłem jego częścią i...

- To naprawdę jest długa historia - przerwała mu stanowczo.

Syriusz założył ręce, opierając ciężar ciała na jednej nodze.

- Mamy czas - przekonywał, lecz Wendy zdawała się być nieugięta.

- Chodź chociaż do środka. Zimno tu - zaproponowała, a następnie sama ruszyła w kierunku domku.

Syriusz pozostał jednak na swoim miejscu. Wziął głęboki wdech, a następnie rozejrzał się wokół siebie, gdzie o brzegi wyspy rozbijały się fale. Ta czarna, zdawało się, bezkresna woda wywoływała w nim nieprzyjemne skojarzenia. Mina mu zrzedła, a on sam zaczął niepewnie drapać się po ramieniu.

Wendy nie przeszła więcej niż kilku kroków, gdy zorientowała się, że Black za nią nie podążał. Zatrzymała się, patrząc na niego ze zmartwieniem. Naprawdę nie wyglądał dobrze, lecz jak mógł wyglądać po tylu latach w tak parszywym miejscu, jakim był Azkaban? Choć sama była Aurorem, niechętnie wysyłała tam nawet najgorszych przestępców.

- Co się dzieje?

- Ta woda wokół... Trochę przypomina mi Azkaban - odparł cicho, jakby nie chcąc się do tego przyznać. Wendy zbliżyła się do niego, a następnie dotknęła dłonią jego ramienia. Syriusz prawie podskoczył w wyniku tego gestu, gdyż od lat był wyzbyty czyjegoś dotyku.

- Ta woda cię uzdrowi i uwolni, obiecuję - powiedziała cicho, lecz tak, że Black wierzył w każde jej słowo.

Nie widział jej przez tyle lat, lecz w ostatnim czasie nie miał przy sobie zbyt wielu sprzyjających mu ludzi. Ona była nieskażona; jego wspomnienia z Wendy, choć odległe, były tylko pozytywne. Nie miał żadnych powodów, by jej nie ufać.

Zaczęli iść razem po zimnej, wilgotnej trawie w kierunku domu, żwawym krokiem. Choć tam jeszcze nie padał śnieg, morski wiatr wywoływał u nich nieprzyjemną gęsią skórkę.

Do niebieskich drzwi domu prowadziły niewysokie schody. Wendy weszła po nich pewnie, a następnie wyjęła różdżkę, by wpuścić ich do środka.

- A mówiąc o wodzie, to chcesz wziąć prysznic, zgaduję.

Niepodobnie do siebie, Syriusz speszył się nieco.

- Nie ukrywam, przyda się.

Wendy nie zwróciła na to uwagi. Otworzyła drzwi i zachęciła go, by wszedł pierwszy, co z radością zrobił. Otulony przyjemnym ciepłem wnętrza, zaczął się w spokoju rozglądać. Jego oczom ukazał się dosyć szeroki, lecz ciemny korytarz, na którego końcu znajdowały się schody. Pomieszczenie wydawało się wyższe niż na zewnątrz, a po obu stronach znajdowały się po dwa wejścia do kolejnych pokoi.

Wendy wyminęła go w przejściu, a następnie szybko otworzyła pierwsze drzwi po prawej, a różdżką rozświetliła odkryte przez nią pomieszczenie.

Było nie za duże, nie za małe, a w oczy najbardziej rzucało się dwuosobowe łóżko po prawej stronie, zaścielone granatową pościelą. Po lewej stała potężna szafa, a obok niej mały regał z książkami. Ściany i podłoga były pokryte deskami, ciemnymi, lecz jednocześnie nieco jaśniejszymi niż reszta domu. Naprzeciwko wejścia znajdowało się pojedyncze okno z firankami w żółtawą kratkę z doskonałym widokiem na prawą część wyspy oraz morze. Wszystko było wyraźnie nowe, czyste, wręcz nieskazitelne.

- Tu będzie twój pokój, gdyż pozwoliłam zająć sobie ten na górze - powiedziała Wendy ze śmiechem, stając przed nim na środku pokoju, gdzie leżał beżowy dywan. - Wszystko jest dla ciebie nowe, tu ubrania, pościel... - Otworzyła szafę, która, ku jego zaskoczeniu, była pełna.

- Zaraz... Naprawdę? - Black podszedł do mebla, ruszając głową to w górę, to w dół i próbując ogarnąć wszystko, co widział oraz fakt, że było to dla niego. Jeszcze przed momentem spał w jaskini, zmarznięty i w znoszonych ubraniach, a teraz miał żyć prawie jak król.

- Przygotowałam się na twoje przyjście - wyjaśniła Wendy, która z uśmiechem obserwowała, jak Syriusz sprawdza wszystko niczym dziecko prezenty pod choinką. - Zresztą, ja sama mieszkam tu niedługo. Wszystko jest nowe. A jeśli tylko chcesz się umyć, to jedna łazienka jest tu naprzeciwko, a na górze druga.

Syriusz spojrzał na nią z niedowierzaniem. Był tak wdzięczny za to wszystko, że chciał ją przytulić z radości, lecz przypomniał sobie o swoim stanie i, choć niepodobnie do siebie, powstrzymał się. Zdołał z siebie wydusić jedynie głośne i wyraźne słowo:

- Dziękuję.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackWhere stories live. Discover now