Rozdział 15

4.3K 657 192
                                    

Wendy zamierzała dotrzymać obietnicy złożonej Syriuszowi jeszcze tego samego dnia. To był ostatni dzień tamtego roku, a ona, będąc wyjątkowo przesądna, nie chciała wchodzić w nowy rok z niezamkniętymi zobowiązaniami.

Miała już wyjść, ale zaplatała jeszcze swoje włosy w warkocz, czemu Syriusz przyglądał się z ogromnym zainteresowaniem - zupełnie tak, jakby pierwszy raz widział kogoś robiącego sobie fryzurę.

- Masz najdłuższe włosy, jakie kiedykolwiek widziałem - przyznał, opierając ręce za głową.

- A wiesz co, to chyba też jakieś resztki tych syrenich cech we mnie... - odparła Wendy, spoglądając na swój warkocz tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. - Wszystkie syreny mają piękne, zdrowe włosy.

- Pasują ci. I w ogóle... - zaczął, ponownie mierząc całe jej ciało wzrokiem. - Jak się ci tak przyglądam, to pasuje do ciebie to całe syrenkowanie. No, pasujesz na syrenę.

- No dziękuję za zatwierdzenie - powiedziała Wendy, ostatecznie wiążąc warkocz. - A mogę tak iść? - zapytała, wskazując na siebie, a Syriusz z przyjemnością przyjrzał się jej po raz kolejny. Rudobrązowy warkocz sięgał aż do jej pośladków.

- Żeby cię nikt nie poderwał po drodze.

- Bo co?

To pytanie trochę zbiło Syriusza z tropu. Nie był pewien, jak na nie odpowiedzieć, nawet żartobliwie.

- Bo mały ten domek - odpowiedział w końcu, lecz nie był z siebie zadowolony. Wendy posłała mu tylko zirytowane spojrzenie.

- Dobra. Idę i mam nadzieję, że wrócę z dobrymi wiadomościami na temat Harry'ego. A, no i mam dla ciebie niespodziankę później - powiedziała, po czym od razu wyszła, jednak Syriusz chciał ją zatrzymać. Zerwał się na swoim siedzeniu i krzyknął:

- Jaką niespodziankę?!

- Jak wrócę! - Wendy zaśmiała się, po czym Syriusz usłyszał tylko, jak zatrzasnęły się za nią drzwi.

Wendy wkrótce deportowała się do Birmingham, by odwiedzić starego przyjaciela, który, jak wierzyła, będzie mógł jej pomóc. Jasna brama, elegancki płot i biała rezydencja - znalazła się przed domem Deemingów. Zapukała do dużych drzwi, a w oczekiwaniu na odpowiedź, rozglądała się po sporym ogrodzie. Po chwili otworzył jej wysoki mężczyzna o brązowych włosach, który na jej widok rozdziawił usta.

- Wendy?! - zawołał, śmiejąc się, po czym od razu przyciągnął ją do uścisku. - O Merlinie, nie wierzę! Kopę lat!

- Chyba nie sądzisz, że zapomniałam o moim mentorze? - Wendy również się śmiała, klepiąc mężczyznę po plecach. - Cudownie cię widzieć, Peter.

- Ciebie również. Chodź, wejdź do środka.

Wendy wkroczyła do wielkiego domu urządzonego na biało i niebiesko, który wyglądał na sterylnie czysty. Było tam niezwykle cicho, dlatego słyszała każdy swój krok odbijający się echem od ścian w przestronnych pomieszczeniach. Peter prowadził ją do jadalni, również urządzonej w tej samej kolorystce.

- Od kiedy jesteś w Anglii? Wróciłaś? - dopytywał mężczyzna.

- Wróciłam niedawno na trochę dłużej... I jestem tu w pewnym sensie na misji, także wiesz, gdyby coś, to mnie tu nie widziałeś.

- Jasne, rozumiem. Słowo Aurora Aurorowi - powiedział ze śmiechem, gdy znaleźli się już w jadalni połączonej z kuchnią. - Napijesz się czegoś? Herbaty?

- Prawdziwej brytyjskiej herbaty nie odmówię - odparła, nieustannie rozglądając się wokół siebie, ale nie widziała w domu ni żywej, ni martwej duszy. - Jesteś sam?

- Och, tak, tak wyszło... - Peter oparł się o blat i machnął różdżką w kierunku czajnika, który zaczął napełniać wodą. - Irma jest jeszcze w pracy, moja młodsza córka, Annabeth, w szkole, a Christina... Cóż, zaręczona i mieszka z narzeczonym.

- Narzeczony? Już? - zapytała Wendy, szczerze zdziwiona. - Jak ten czas leci...

Tamte słowa jednocześnie nieco ją zasmuciły. Choć Peter był kilka lat starszy od niej, czuła, że gdy będzie w jego wieku nie będzie miała takiej rodziny, jak on, bo nie potrafiła jakoś znaleźć swojej przystani. Anglia czy Grecja? Xander czy Miklos? Ciągle się wahała, a czas tykał - fakt, że córka Petera była już zaręczona, trochę ją załamał.

- Nawet mi nie mów. - Peter pokręcił głowę, wzdychając. - Christina to przecież wciąż moja mała dziewczynka...

- Oj... Mój tata też tak mówił, nawet jeszcze niedawno. - Wendy uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie o swoim ojcu, choć trochę ścisnęło ją w sercu. - I w sumie chciałabym to jeszcze raz usłyszeć. To ci nigdy nie przejdzie.

- Nie jestem gotowy na to, żeby wyszła za mąż, Wendy. Po prostu nie jestem.

- Aj, daj dziewczynie popróbować, Peter. - Wendy oparła się o blat naprzeciw niego. - Jak jej ten przyszły mąż się nie będzie się sprawdzał, to chyba masz aurorowe sposploby na niego.

Peter wskazał różdżką w jej kierunku, kiwając głową z aprobatą.

- Podoba mi się twój tok myślenia - powiedział, rozbawiając zarówno ją, jak i siebie. Kiedy jednak Peter powrócił do przygotowywania herbaty, Wendy wzięła głęboki wdech.

- A tak poważnie, to słuchaj, Peter... Mam ważną sprawę. I gdyby to nie było istotne, to nie zwracałabym się z tym do ciebie, ale no... Zawodowa sprawa.

- Mów, czego potrzebujesz.

- Chodzi o Harry'ego Pottera. Nie wiesz, co w trawie piszczy? I w ogóle to, że Moody uczy w Hogwarcie?

- Och, co do tego, to ci powiem, że to naprawdę wszystko grubymi nićmi szyte. Moody wiele razy twierdził, że jest atakowany, ale no... Po tym, co on widział, to nie można mu się dziwić, że ma traumy.

- Oczywiście, ja to w pełni rozumiem - powiedziała Wendy natychmiast, nieświadomie kładąc dłoń na brzuchu.

- Wielu spisało go już na straty po tym, jak dostał prezent urodzinowy, ale z paranoi myślał, że to jajo bazyliszka. A gdy zaczniesz z nim temat Sama Wiesz Kogo, to nieustannie mówi, że widział Czarną Panią na własne oczy. W to ostatnie akurat mu wierzę, ale wiele osób jest dość sceptycznych.

- Ale jak mu tak troszkę odwaliło... To czemu Dumbledore wziął go na nauczyciela?

- No właśnie, dobre pytanie... - Peter rozejrzał się po lodówce w poszukiwaniu mleka do herbaty. - Wszyscy Aurorzy w Anglii zostali postawieni w stan gotowości, gdy dowiedzieliśmy się, że Karkarow przyjeżdża do szkoły, zwłaszcza po tych wydarzeniach na mistrzostwach.

- Właśnie, powiesz mi coś o tym więcej?

Peter pokiwał głową.

- Byłem tam. Nic aż tak drastycznego się ostatecznie nie stało, ale... Ciarki mnie przeszły, gdy zobaczyłem znowu Mroczny Znak na niebie. Moja córka tam była, pierwszy raz realnie zagrożona... Straszne.

- A Potter? Co z nim? - drążyła Wendy.

- Och, z nim też było niezłe zamieszanie. Crouch w ogóle chciał go aresztować za wypuszczenie Mrocznego Znaku w niebo. Tego biednego chłopaka, który stracił przecież przez to rodziców, rozumiesz? Jak dla mnie to nie Moody postradał zmysły, tylko właśnie Crouch, ostatnio w ogóle dziwnie się zachowywał...

- Opowiesz mi o tym więcej?

- Pewnie. Wezmę zaraz herbatę, usiądziemy i wszystko ci opowiem.

Wendy niepostrzeżenie zacisnęła pięść, a w duchu ogarnęła ją niemała radość. Czuła, że będzie miała co przekazać Syriuszowi i nie wróci do niego z pustymi rękami.

Psota i Milczenie • Syriusz BlackМесто, где живут истории. Откройте их для себя