27. Wyjazd do Navany

116 28 0
                                    

Zdecydowano, że powinnam zrobić coś innego od tego, co planowałam (czyli ukryć się w willi). Przez to dziadek zmusił mnie do wyjazdu z Albertem do jego ojca. Nie po to, żeby zmusić mnie do ślubu, czy odejścia. Powiedział, że mam go poznać – dziadka swojego dziecka i zobaczyć czego naprawdę chcę. Przy tym zrozumiałam to tak, jak gdybym potem miała powiedzieć to cesarzowi. Tak, aby on mógł być lepszym pradziadkiem od króla Navany.

Tak czy inaczej wreszcie udało mi się pomówić z braćmi Alberta. Okazali się tak dobrze wychowani i mili, że nie musiałam się nimi przejmować. Powiedzieli, że dla nich nie jest ważne kim jestem, a dobro dziecka i mnie. Ponoć ich ojciec kochał kobiety ogółem i w ten sposób powstali oni. Dlatego królestwo nie miało królowej, a bardziej harem. Chociaż kobiety króla nie żyją z nim w pałacu.

Przez mój stan podróż trwała dość długo. Często czułam mdłości przez powóz, dlatego dopiero po około miesiącu dotarliśmy wreszcie do stolicy Navany. Oczywiście nikomu to nie przeszkadzało. Przynajmniej podróż była mniej męcząca i można było skupić się na oglądaniu, poznawaniu i podziwianiu.

Ale dręczyło mnie coś innego. Mianowicie to, że podczas pożegnania z moją rodziną, Albert powiedział coś Jacobowi. Ten od razu przybiegł do mnie, kierowany gniewem. Przez to dowiedziałam się, że Albert nie porzucił swojego „marzenia". Dalej chciał zrobić ze mnie swoją konkubinę. To właśnie powiedział mojemu bratu na ucho. Że zrobi ze mnie tylko to, nie prawdziwą żonę.

Mi natomiast słowem nie wspomniał na ten temat. Jedynie uśmiechał się, słodził, pomagał i całował, ale nic nie mówił. W zasadzie samo to powinno mnie na coś naprowadzić. Skoro milczał znaczyło to, że nie zmienił zdania.

Konkubina.

Spojrzałam na biały zamek – miejsce, w którym mieszkała rodzina królewska. Był duży jak pałac cesarski, w którym mieszkał dziadek. Oprócz tego trochę przypominał fortecę. Jednak od razu dało się zobaczyć, że człowiek, który o to dbał, wcale nie liczył się z wyglądem. Jedynie interesowały go atuty obronne.

Poza tym dostrzegłam również wzrok służby.

Niemal dziękowałam wszystkim, że Jacob powiedział mi o planie Alberta. Gdyby nie to, nie wiedziałabym jak się przygotować na to wszystko. Myślałabym o tym o wiele za późno i nie mogła od razu odpowiednio zareagować. Ale teraz wiedziałam.

Oni wszyscy sądzili, że będę konkubiną. Jedynie konkubiną księcia koronnego. A więc nie byłam nikim dostatecznie ważnym, ponieważ oni wiedzieli jak król traktował swoje kochanki. I na pewno znali historię swojego księcia.

- Chodźmy, mój ojciec czeka w sali tronowej – Albert uśmiechnął się do mnie, obejmując w pasie. – Taka jest tradycja.

- Wiem. U nas wita się oficjalnie na zewnątrz – parsknęłam ruszając. Przy tym patrzyłam chłodno na służących. – Tu, król nie wychodzi, a czeka na gości w środku. Niemal jakby chciał w ten sposób pokazać swoją władzę.

- Witamy książąt! – zawołała w tym czasie służba.

Specjalnie przy tym nie powitali mnie, jednak nie zareagowałam. Na razie nie zamierzałam nic robić, tylko czekać na ich większą pomyłkę. A zrobią ją, myśląc że byłam w tej samej pozycji co kobiety króla. Te, które zostały wygnane z pałacu i trzymane w innym, jakby porzucone.

Problem w tym, że ich arogancja zwiedzie ich, bo zapominali, że ja i te kobiety byłyśmy inne.

Ja byłam księżniczką, wnuczką cesarza, córką króla i siostrą przyszłego władcy. Wobec czego moja pozycja różniła się od kobiet króla. Jednak na razie zamierzałam jedynie czekać.

Zabiorę wam wszystkoWhere stories live. Discover now