6. Starcie

108 27 5
                                    

Zadowolona z wczorajszego dnia, szłam do gabinetu po lunchu. Jacob zdawał się jakoś znieść to, co zrobiłam i rozumiał też moje powody. Jednak dalej nie był aż tak zadowolony. Raczej zagniewany, chociaż dusił to tak bardzo jak mógł. Jedynie zagroził mi, że jeśli jeszcze raz to zrobię to sam zacznie działać podobnie.

Wzdrygnęłam się.

Powinnam przygotować mu jakieś prezenty, by nie zdecydował się tego zrobić. Wolałabym nie zostać otoczona przez mężczyzn. On mógł sobie z tym radzić, w końcu Jacob miał lata praktyki. Ale nie ja. Przez to, że spędzałam tyle czasu na pracy, często nie przychodziłam na przyjęcia. Toteż moje relacje z mężczyznami były... trudne. Nie bardzo wiedziałam co powinnam zrobić, ani jak prowadzić konwersację.

To zawsze jest takie stresujące. Szczególnie, gdy szczerze się mną interesują. Przecież nie mogłam im powiedzieć, że w moim czasie wolnym jedynie chodzę na spacery po ogrodach pałacu lub uczę się, czy czytam dla przyjemności!

Jedynie słyszałam, że popularne były teraz sztuki w teatrze i opera. Jednak nie miałam na to czasu. Starczyło go na spotkania z przyjaciółkami i chodzenie na szybkie zakupy. Jedynie tyle.

Ale to też zabrzmiałoby źle.

Wzdychając, oparłam się ramieniem o kolumnę w miejscu, w którym kilkanaście dni temu znalazłam Alberta. Jego z tą zdradliwą kochanką.

- Czy moje życie jest naprawdę tak nudne? – spytałam cicho, pocierając czoło.

Musiało być. W końcu nie robiłam tego, co inni w moim wieku, a zajmowałam się jedynie pracą. W wieku prawie dwudziestu jeden lat.

Zajmowała mnie walka o życie i tron. A także utrzymywanie Jacoba na jego pozycji, czy zdobycie sojuszników. Tylko tym tak naprawdę się zajmowałam.

Wydęłam wargi, odrzucając do tyłu rude włosy, ale one zaraz potem opadły do przodu. Marszcząc brwi, obejrzałam się, szukając przyczyny. Po czym wrzasnęłam, odwracając się gwałtownie i potykając o własne nogi. Upadłabym, gdyby Albert mnie nie złapał.

Nie mogłam uwierzyć, że stał za mną, a ja nawet tego nie zauważyłam. Co więcej to przez niego moje włosy musiały co chwila lądować z przodu, gdy tak stałam. Mimo to...!

Chwyciłam się za szaleńczo bijące serce.

- Co ty robisz? – spytałam, odsuwając się.

- Mógłbym zapytać o to samo – parsknął mężczyzna, łącząc dłonie za sobą. Spojrzał na mnie z góry tymi swoimi miodowymi oczami.

Od lat, dzieci z cesarską krwią miały żółte oczy, był to niemal symbol. Jednak Albert różnił się ode mnie i Jacoba. Mimo to, to był dalej zbliżony kolor, więc nie powinno mnie to zastanawiać.

A, jednak mierzwił mnie ten fakt.

- Co? – spytałam głupio.

- Księżniczko – zirytował się Albert, mrużąc oczy. Pochylił się odrobinę. – Co ty właśnie robisz?

- Nic? Szłam do swojego gabinetu po lunchu. Z czego nie muszę ci się spowiadać, bo też ty nie robisz tego samego – parsknęłam zła.

- Nie o to mi chodzi.

- Więc? Myślisz, że będę wiedzieć, jeśli sam nic nie powiesz? Potrzebuję wskazówki – zdenerwowałam się, zakładając ręce na piesi. – Bo w zasadzie możesz mówić o wszystkim... Prawda?

- Wczorajsze przyjęcie herbaciane matki. Coś przychodzi ci na myśl? – spytał uprzejmie, poprawiając swój czarny strój treningowy.

Przełknęłam ślinę, wędrując wzrokiem za jego dłońmi. Trochę dlatego, że obawiałam się, że miał ze sobą broń. Albert trenował od dziecka, tak samo jak Jacob, ale ja nie. Mnie tego zabroniono, ponieważ jestem kobietą i mam się zwyczajnie uczyć jak być kobietą. Dla dobra obecnej i przyszłej rodziny. Tak, aby wspierać wszystkich, oprócz siebie.

Zabiorę wam wszystkoWhere stories live. Discover now