18. Zioła od kupca

122 26 2
                                    

Minął miesiąc i dalej nie było żadnych wieści od Alberta. Jak gdyby zniknął z powierzchni ziemi, co dziwnie mnie trapiło. W końcu mógł zbierać poparcie gdzieś indziej lub uzyskać je od ważniejszych osób. Właśnie to tak sobie wmawiałam. Wolałam się nie zastanawiać co ten lęk mógł oznaczać, ani dlaczego się martwiłam.

Tak było bezpieczniej.

Podniosłam spojrzenie. Dziś odwiedzałam Elmirę, która zaprosiła nas na lunch. Przy tym było widać, że tak naprawdę chciała wyrwać się z pracy. Za co jej nie winiłam, a raczej dziękowałam, bo po wyjeździe Alberta nagle zrobiło się więcej rzeczy do zrobienia. Wszystkie jego obowiązki padły na mnie i Jacoba, jakbyśmy mieli mało do roboty. Było to niezwykle frustrujące.

Skoro wyjeżdżał mógł zostawić swojego asystenta, albo wyznaczyć kogoś, kto mógłby to za niego zrobić! Dlaczego to my musieliśmy cierpieć?

Wgryzłam się w kanapkę ze złością.

Co za drań!

- Zaszłam w ciążę - rzuciła Meridian, gdy cisza jedynie się pogłębiała.

Kanapka wyleciała mi z rąk i opadła na talerz. Nie tylko ja byłam zdziwiona, bo Malta również opluła się herbatą. Z kolei Ela zaśmiała się, jak gdyby sądziła, że Mer żartuje. Albo liczyła, że tak było.

Jednak Meridian wyglądała spokojnie, gdy tak odgarniała włosy do tyłu i się uśmiechała. Wręcz promieniała mogąc się pochwalić, że ponownie była w ciąży. Gdy jej dzieciak jeszcze roku nie skończył!

- Poważnie? - spytałam z niedowierzaniem.

- Ale mówiłaś, że cię do tego nie ciągnie - zauważyła Ela, mrugając pośpiesznie.

- Haha! - Malta zaśmiała się z niedowierzaniem. - Dante cię zmusił?

- Nie! Dziewczyny... - Meridian urwała, zaraz potem wzdychając. - Zaczęliśmy za sobą tęsknić, więc tak jakoś wyszło... Tak czy inaczej, dziś rano lekarz potwierdził, że znów jestem w ciąży.

Pokiwałyśmy głowami, wracając do wbijania wzroku w stolik. Nie dlatego, że byłyśmy złe, ale raczej zaczęłam bardziej zauważać swoją samotność. Bo tak naprawdę miałam tylko przyjaciółki, dziadka, ojca i Jacoba. Więc nie mogłam rozumieć, że Mer tęskniła za Dante. Też ciężko było mi patrzeć na Lionela, który za każdym razem, gdy widział Elę, nie dostrzegał niczego więcej. Jak gdyby był całkiem zaślepiony przez swoją miłość do niej.

Wobec czego podejrzewałam, że ten sam problem miała Malta. I gdy podniosłam wzrok, zauważyłam że miałam rację. Niby cieszyła się szczęściem przyjaciółki, ale dalej w jej oczach błyszczało niezrozumienie.

Malta była marzycielką, która chciała doświadczyć miłości, ale jej się to nie udało. I choćby bardzo się starała, nie zrozumie tego. Nie mogła, bo też jak?

Obydwie nigdy tego nie doświadczyłyśmy. Tego uczucia między kobietą a mężczyzną, więc mogłyśmy jedynie słuchać i sobie wyobrażać.

- Gratuluję - wyznałam, kiwając głową. - Celujecie w chłopca?

- Kira! - zawołała z zawstydzeniem Malta.

- Dobre pytanie - zachichotała Ela.

- A, tak - parsknęła Meridian, kręcąc głową. - Chociaż kimkolwiek dziecko by nie było, Dante i tak je pokocha.

- Oczywiście, że tak. Przecież jest owocem waszej miłości - Elmira pogładziła swój brzuch. - Ciężko byłoby, żeby nie był zachwycony.

- Och, nie mogę tego słuchać!

Zabiorę wam wszystkoWhere stories live. Discover now