22. Kłótnia

115 24 2
                                    

Lionel przydał się również do czegoś innego. Należały mu się podziękowania, gdy pstryknięciem palców wygnał wszystkich arystokratów z sali. Nikt przecież nie mógłby niczego omówić, gdy wysunęłam sprawę zabójstwa poprzedniej królowej.

Nawet cesarz, który zapadł się w sobie, mamrocząc coś pod nosem, nie był wstanie kontynuować zebrania. Kazał tylko zamknąć królową w jej pokojach, nim wrócił do swojego szeptania pod nosem. W zasadzie w tej chwili ojciec się do niego bardzo upodobnił. Teraz było dobrze widać to podobieństwo między nimi.

- Ludzie Elmiry będą was pilnować i monitorować – rzucił cicho Lionel, otrzepując swój garnitur. – Także w niczym ci nie przeszkodzą, księżniczko. Będziesz mogła robić co chcesz, udając że jesteś pod nadzorem jak królowa.

Po tych słowach mężczyzna odwrócił się i odszedł. Na pewno podobało mu się, że rada skończyła się tak szybko, zaś on mógł wrócić do domu. Przy tym nie przejmując się absolutnie niczym, bo też zrobił swoje, więc resztą mogła zająć się inna osoba. Ponieważ on był zajęty.

I tą osobą byłam niewątpliwie ja.

Skoro to zaczęłam musiałam też to zakończyć.

- Ja z tym nie miałem nic wspólnego, więc pozwól mi odejść – rzucił nagle Albert, stając obok mnie. – Jednak mam nadzieję, że wiesz co robisz i jesteś gotowa ponieść konsekwencje swoich działań. No wiesz... mój wuj to sprytny człowiek. Zawsze będzie wiedzieć jak obrócić sytuację na swoją korzyść.

- Wiem.

- To dobrze. Ale... - zawahał się spoglądając na kogoś za nami. – Dobrze zrobiłaś. Zgłaszając to.

- Czyli wiedziałeś.

- Oczywiście. Matka nie kryje się z tym, co robi. Jednak nie będę świadkiem – Albert włożył ręce do kieszeni spodni, wzruszając ramionami. Znów spojrzał na mnie, a jego miodowe oczy zalśniły. – Wiem za to, że sobie poradzisz. Wygląda na to, że masz najwięcej cech rodziców niż ktokolwiek inny.

- To nie gwarantuje mi sukcesu.

- No nie. Ale wątpię, żebyś skończyła źle.

Albert poklepał mnie po ramieniu z leniwym uśmiechem, nim odszedł. Nawet nie pokłonił się ojcu, ani dziadkowi, zapominając o nich. Też nie skierował się w kierunku, w którym wyciągnięta została królowa. Z tego co zauważyłam szedł do pokoi gości. Tak, żeby uniknąć sajgonu.

Przynajmniej nimi się zajmie podczas tego całego zamieszania jakie wprowadziłam.

Już miałam się obejrzeć, gdy ktoś chwycił mnie mocno za nadgarstek. Aż za mocno, bo niemal od razu jęknęłam z bólu. Jednak Jacob nie zareagował, ciągnąc mnie do pokoju obok sali. Był on przeznaczony na narady w małym gronie, więc nie był często używany i nikogo w środku nie było.

Jacob wepchnął mnie do środka, tak że potoczyłam się na okrągły stół. Akurat w miejsce, gdzie nie było krzesła, mimo to uderzyłam w niego bokiem, co dodatkowo zabolało. Chwyciłam się blatu, żeby nie upaść. Za sobą natomiast usłyszałam złowieszczy trzask drzwi, który sprawił, że dostałam gęsiej skórki.

Nigdy tak się nie bałam własnego brata.

A to, jak się zachowywał świadczyło, że był wściekły.

Musiał być, w końcu nic mu nie powiedziałam, ani go nie ostrzegłam. Wobec czego dziwnym byłoby, gdyby nie zareagował w żaden sposób. Szczególnie, że Jacob był najbardziej emocjonalny ze wszystkich członków rodziny cesarskiej.

Z tego właśnie powodu podejrzewałam go o zniszczenie cesarstwa. Tylko Jacob mógłby być tak zaślepiony uczuciami. Zwłaszcza, że Albert zawsze przynajmniej utrzymywał pozory. Tym się różnili od siebie.

Zabiorę wam wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz