12. Lekarz

119 25 1
                                    

Byłam wdzięczna losowi, że nie zachorowałam, zwłaszcza że Albert miał tego pecha. Tej samej nocy dostał gorączki i tylko potem słyszałam, jak królowa histeryzowała, wzywając wszystkich lekarzy w stolicy. Z tego co udało mi się dowiedzieć temperatura utrzymywała się przez dwa dni. Przez to królowa czuwała przy łóżku swojego syna, nie przejmując się niczym innym.

I pomimo, że współczułam mężczyźnie, to jednak cieszyłam się, że odwrócił uwagę swojej matki. Bo przez lata szukałam tego lekarza, który bezpośrednio otruł moją matkę. Z czasem zaczynałam myśleć, że już się nim zajęli i nie żyje. Jednak na szczęście tak się nie stało.

Mężczyzna żył i został odnaleziony przez moich rycerzy, którzy pojawili się w porę. Oczywiście teraz nie był to jeszcze czas na konfrontacje z królową, jednak zyskałam przewagę. Dzięki odnalezieniu lekarza. Byłam niemal o krok od udowodnienia wszystkim, że to królowa zabiła moją matkę dla zyskania tytułu.

Przyjrzałam się rycerzowi ubranemu w czarny strój i kaptur zarzucony na głowę. W ten sposób mogliśmy być pewni, że królowa niczego nie odkryje. W końcu nie wszyscy w pałacu byli po mojej stronie. Wobec czego należało się zabezpieczyć.

- Duchessa Sliver ma szopę na terenie swojej rezydencji – rzuciłam opierając podbródek na ręce. – Powiedziała, że jeśli będę musiała coś przetrzymać poza wzrokiem królowej, to mogę jej użyć.

- Rozumiem, księżniczko.

- Waszym ostatnim zadaniem jest utrzymani go przy życiu.

- Spodziewałem się tego.

- W jakim jest stanie?

- Powiedziałbym, że doskonałym – odparł rycerz, łącząc dłonie za plecami. – Oprócz niego wzięliśmy także jego rodzinę. Uznaliśmy, że wtedy poczuje większą presję i będzie łatwiej współpracować.

- Słusznie – pokiwałam głową, wyciągając z szuflady sakiewkę ze złotymi monetami. – Podzielcie się zapłatą.

- Och nie, księżniczko! – mężczyzna odsunął się, kręcąc głową. – Naprawdę nie trzeba.

- Nalegam. Przez lata go szukaliście, więc należy się wam przynajmniej tyle – wyciągnęłam pieniądze w stronę mężczyzny. – Weź.

Rycerz westchnął ostatecznie zabierając sakiewkę i chowając ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Przy tym nie wyglądał ani na zagniewanego, ani radosnego. Możliwe, że nie wiedział dokładnie jak powinien się zachować i czy przyjmować moje pieniądze.

Bo był jednym z tych, których zwerbowała matka. Często chodziła do sierocińców (ukrywając swoją tożsamość) i brała dzieci. Te, które miały do czegoś zdolność. To dzięki niej miałam zaufane pokojówki, rycerzy, czy asystentów.

Zawsze wiedziała jak uzyskać tego rodzaju lojalność, która nie zniknie z czasem. I teraz tę tradycję kontynuował Jacob, chociaż nie brał tylu dzieci, ile matka. Mimo to miał do tego oko.

- Dziękuję za waszą wytrwałość – rzuciłam z wdzięcznością. Uśmiechnęłam się. – Mówię szczerze.

- Nam również zależało na odnalezieniu tego lekarza, gdy podała księżniczka powód. To była przyjemność móc przywieźć go z powrotem do stolicy.

- Obiecuję, że gdy oficjalnie złoży zeznania to pozwolę się wam z nim pobawić.

Na twarzy rycerza pojawił się paskudny, mściwy uśmiech, który nie zszedł przez długi czas. Widać, że właśnie to uznał za lepszą nagrodę niż złoto. Bo właśnie to chciał otrzymać. Zapewnienie, że pozwolę im zrobić z tym lekarzem co zechcą.

Zabiorę wam wszystkoحيث تعيش القصص. اكتشف الآن