4. Bal

117 26 0
                                    

Z początku wcale nie chciałam urządzać balu, jednak dziadek się uparł. Powiedział, że to ważne, ponieważ wtedy arystokracja się podzieli. Przestanie być dwóch możliwych kandydatów do tronu cesarza, a będzie trzech. Nawet jeśli miałam małe szanse (co powiedział mi wprost) to dalej mogłam to jakoś wykorzystać. Bo byłam cwana.

Dziadek nie chciał uczestniczyć w tej walce o tron. Nie oficjalnie. Dlatego dawał złudne wrażenie, że może stać za kimś. Na przykład za mną, ze względu na przygotowanie dla mnie balu. Co to dawało? Ludzie nie wiedzieli jak to odebrać. Zaczynali się zastanawiać, myśleć nad zmianą strony.

Tego właśnie chciał dziadek.

By do ostatniej chwili nic nie było wiadome. Ponieważ mogłam nie mieć szansy uzyskać tronu, ale też mogłam ją mieć. Zwłaszcza, jeśli to cesarz nazwie mnie swoim następcą.

To było dobre zagranie.

Po oficjalnym przywitaniu gości i pogratulowaniu mi, dziadek siadł na tronie w otoczeniu swoich przyjaciół. Tym samym dając mi szansę rozpoczęcia balu przez taniec. Sam nie miał już sił, więc nawet nie próbował prosić mnie do tańca, czy udać się na parkiet. Mimo że radził sobie w innych sprawach to jednak od śmierci mamy, ani razu nie udał si by zatańczyć.

Mój wzrok padł na ojca, który w tym wypadku powinien przejąć ten obowiązek. Ale ku mojemu zaskoczeniu nie mógł się nawet ruszyć. Macocha cały czas zagradzała mu drogę, mówiąc coś. Wobec czego to musiał być jej plan zniszczenia balu przygotowanego dla mnie. I pewnie był to również odwet za brak jej rodziny na nim. Jedynie to mogła sobie wymyśleć i zrealizować.

A cała sala czekała.

Pierwszy taniec musiał należeć do członków rodziny, skoro nie miałam narzeczonego.

Mój wzrok pośpiesznie skoczył ku bratu, ale wtedy też zauważyłam kogoś stojącego przy mnie. Kogoś przystojnego w burgundowym garniturze, który pasował mu lepiej, niż komukolwiek innemu.

Albert wyciągnął ku mnie rękę, co nawet zaskoczyło jego matkę. To zapewne nie była część jej planu.

- Chwyć ją, inaczej zostaniesz wyśmiana. Jacob jest również otoczony przez panny – parsknął młodszy mężczyzna.

Oblizałam usta, zaraz potem chwytając dłoń Alberta, który dziwnie się przy tym uśmiechnął. Zdawał się z czegoś cieszyć, jednocześnie wyśmiewać. Nigdy wcześniej nie miał takiej miny, ale też nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. To nie tak, że coś mógł teraz zrobić.

Albert poprowadził mnie na parkiet i skinął głową na muzyków. Ci od razu rozpoczęli grać na instrumentach wygrywając melodię do walca. Tego niesłychanie długiego, którego przez to nie lubiłam. Szczególnie teraz, gdy miałam go zatańczyć ze swoim przyrodnim bratem. Kimś, kto mógł coś teraz planować.

- Wyglądamy niemal jak para – rzucił Albert wykonując pierwszy krok.

- Wątpię.

Ale nie mogłam aż tak zaprzeczać. On miał burgundowy garnitur, który pasował do moich rudych włosów. Zaś ja miodową sukienkę, która niemal wyglądała, jak jego oczy. Nie wiem kto te nasze stroje wybierał, ale musiał mieć doskonałe poczucie humoru. Bo nawet z Jacobem nie wyglądałabym tak dopasowanie jak z Albertem w tej właśnie chwili. Mimo to nie byłam też zła.

Poprawiłam chwyt dłoni na ramieniu mężczyzny, perfekcyjnie wykonując układ. Chciałam, żeby nie doszło do żadnej pomyłki. Tak, aby królowa nie mogła się niczego czepić. A także ludzie stojący przeciwko mojemu bratu. I ci próbujący się go pozbyć.

Niemniej...

Spojrzałam na przyrodniego brata z wahaniem. Dopiero wtedy zauważyłam, ze on cały czas na mnie patrzył. Nie odrywał ode mnie spojrzenia z tym swoim dziwnym uśmiechem na wargach.

Zabiorę wam wszystkoWhere stories live. Discover now