10. Przyjaciółki

117 24 1
                                    

W końcu postanowiłam uciec od pracy i obowiązków, więc wybrałam się z Maltą, Elmirą oraz Meridian do kawiarni. Potrzebowałam zjeść coś słodkiego i przestać myśleć o wszystkim co działo się w pałacu. Mi też należał się odpoczynek, zwłaszcza że dziadek stanowił dla mnie wzór do naśladowania. On praktycznie co pięć dni znikał, by odnaleźć się po kilku godzinach. Akurat (magicznie!) wtedy, gdy jego zaufany asystent zrobi za niego wszystko, co należało. Wszystko oprócz otrzymania podpisów cesarza, który znikł, rzecz jasna.

Ja nie miałam sumienia, żeby zostawić swoich na pastwę losu. Jednak dziś po prostu nie mogłabym zająć się pracą. Zwłaszcza, że na porannym treningu ponownie spotkałam Alberta. Z kolei on zachowywał się tak, jak wczoraj, czego dla mnie było o wiele za dużo. Już sama nie wiedziałam jak reagować.

Więc uciekłam.

Z zamiarem odpoczynku w tle.

A przy okazji zaprosiłam przyjaciółki do kawiarni, w której zwykłyśmy się spotykać.

Wtedy też wyszło, że nie tylko ja uciekłam.

Elmira, gładząc brzuch, wzdychała, zmęczona pracą, ciążą i zachowaniem swojego męża. Lionel chciał zrobić za nią wszystko, najlepiej z wykorzystaniem magii. Przez to chyba wszystko szło nie tak.

Meridian z kolei była wręcz zdenerwowana, bo jej matka i teściowa wymieniały swoje rady. Sprzeczne w dodatku, przez co już nie wiedziała kogo słuchać. Zaś Dante prawił swoje, wobec czego zapewne była zagubiona bardziej niż wcześniej.

Z nas wszystkich jedynie Malta zdawał się być promienna. Widać praca i życie z Elmirą, matkami oraz Lionelem było dla niej zbawienne. Dlatego uśmiechała się, korzystając z faktu, że nie ma na karku swojego byłego teścia i męża.

Słusznie.

Hunter (jej były) to skończony dupek, który gra jedynie pokrzywdzonego. Jakby Malta zmusiła go do tego ślubu. Zresztą z tego, co słyszałam, często żalił się tym innym osobom – w tym głównie kobietom. Oczywiście z żadną nie udał się do łóżka, co sama sprawdziłam, mimo to...

Westchnęłam.

Co za życie.

- Właśnie! – Mer klasnęła w dłonie, zwracając fiołkowe oczy w moją stronę. – I co? Wiesz coś?

- Z czym? – spytałam lekko zagubiona.

- Znalazłaś go? Tego faceta, o którym mówiła książka?

- Mer...

- Nie, ona ma rację! – poparła przyjaciółkę Elmira. Kobieta uśmiechnęła się, a w jej szarych oczach zapłonęły złośliwe iskierki. – Podejrzewasz kogoś? To przecież może być każdy!

- Może na to za wcześnie? – zasugerowała Malta dotykając policzka. Jednak nawet nasz aniołek zdawał się zainteresowany. – Kto wie? Może ten ktoś ma się dopiero pojawić i jest na to jeszcze za wcześnie...

Zagryzłam wargę.

Ta książka dawała mi się we znaki w takich sytuacjach. Przez nią zwyczajnie dostawałam migreny, bo zastanawiałam się kto był kim. Ale też miałam straszne podejrzenia. Bo Albert nigdy nie zniszczyłby cesarstwa. Jemu zależało na czymś innym, a skoro to nie był on, to znaczyło, że była jedynie jedna opcja.

Jacob.

Co niestety było możliwe. Jeśli dowiedziałby się o tym, kto zabił matkę, mógł posunąć się nawet do tego. Właśnie to mnie przerażało i przez to też chciałam gorliwie zaprzeczyć. Jednak nie mogłam. Znałam swojego brata i przez to wiedziałam, że to musiał być on – ten, który zniszczył cesarstwo.

Zabiorę wam wszystkoWhere stories live. Discover now